Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Brighton, 2001 r.

- Dasz radę, każdy tak zaczynał. – Powiedziała cicho Meena, związując białe jak śnieg włosy i chowając je pod czepek. Za parę chwil miała pomóc przy porodzie, a później zabrać dziecko do Straży i wychować je jak własne.

Kiedy chwyciła za klamkę, drzwi ani drgnęły. Kobieta zmarszczyła brwi i przekrzywiła lekko głowę. Z logicznego punktu widzenia sytuacja ta była niemożliwa: szklane drzwi nie miały dziurki od klucza ani zasuwy, a z drugiej strony nic ich nie blokowało. Meena jednak od dziecka odrzucała racjonalne myślenie, ponieważ tak wychowała ją Straż. Wiedziała, że nie przypadkowo to ją spotkało: kobietę, która wreszcie miała stać się prawdziwą Strażniczką. Przypuszczała, że stoją za tym Istoty Cienia. Nie widziała jednak celu w ich działaniu, ale natychmiast odepchnęła od siebie myśli na ten temat. Istoty Cienia bardzo często działały przez tylko sobie znane pobudki.

Białowłosa cofnęła się o kilka kroków, wyciągając zza fartucha sztylet. Kiedy tylko wyczuł dotyk swojej pani, z jego ostrza posypały się ogniste iskry. Meena zmrużyła oczy, uważnie przeszukując wzrokiem pobliskie otoczenie w poszukiwaniu Istoty Cienia, ale nic nie zobaczyła. Co więcej, ku jej zaskoczeniu drzwi samoistnie otworzyły się, a ona była wolna.

Kobieta zamrugała kilkukrotnie, nie rozumiejąc co przed chwilą się tutaj wydarzyło i schowała broń pod fartuchem, śmiejąc się krótko i cicho. Najwyraźniej jej instynkt zawodził ją od początku. Doszukiwała się działań Ciemności w zwykłym zacięciu drzwi. No, może nie takim zwykłym, bo prawie niemożliwym, ale jednak. Wiedziała, że czasami dzieją się różne dziwne rzeczy, ale w chwili, kiedy miała dostać swój pierwszy amulet, zbyt dużo myśli o Istotach Cienia krążyło po jej głowie, żeby móc wytłumaczyć jakiekolwiek dziwne działanie zwykłym przypadkiem. A tak właśnie było w tej chwili.

Meena opuściła pomieszczenie, po czym skierowała się w stronę Sali operacyjnej, na której właśnie zaczynał się poród kobiety, której dzieckiem miała się opiekować.

Ze zdziwieniem i lekkim dreszczem zauważyła, że na korytarzu nie ma nikogo oprócz niej. Odsunęła od siebie przerażające myśli i pchnęła drzwi sali operacyjnej, jednak te zamiast się otworzyć, dalej stały nietknięte. Przyszła Strażniczka ze zgrozą pomyślała, że drugi raz coś takiego nie może dziać się bez interwencji Istot Cienia. To po prostu nie było normalne.

Nagle niewidzialna siła cisnęła Meenę na przeciwległą ścianę, a ta z głuchym łoskotem uderzyła w nią, rozcinając sobie policzek o szafkę, która tam wisiała. Przez to uderzenie zdała sobie sprawę, że wokół niej wszystko zostało wyciszone i nawet gdyby krzyczała, nikt by jej nie usłyszał. Na chwilę zaparło jej dech, ale prawie natychmiast opanowała się i wyciągnęła sztylet, który zareagował tak jak poprzednio. Kobieta z nieukrywanym strachem zauważyła, że nikogo ani niczego nie widzi. Przeklęła w myślach brak monitoringu w tej części szpitala, przez co nie mogła liczyć na wsparcie.

- Pokaż się, tchórzu. – Powiedziała hardo, przybierając na twarzy nieprzeniknioną maskę. – Jeśli chcesz ze mną walczyć, chociaż daj mi cień szansy na kontratak. – Niemal wypluła te słowa.

Kilka kroków przed białowłosą zmaterializowała się Istota Cienia, ale Meena ani drgnęła. Przeżyła już jeden atak tych istot, ale nigdy nie widziała stworzenia tego pokroju. Nie wiedziała przez to, czy powinna się go aż tak bardzo obawiać.

Była to Istota Cienia, która bardzo rzadko opuszczała czeluści Ciemności, a jeśli już to się działo, tylko niewielu Strażników przeżyło z nią styczność, dlatego właśnie Meena nie miała o niej nic pojęcia. Był to Immortui o ciele z czarnej mazi, która układała się w pokraczne ciało olbrzyma. Oprócz tego miało dwie głowy, a z każdej z nich buchały ogniste płomienie wyzierające z ust rozciągniętych w okrutnych uśmiechach. Istoty te nie miały oczu, nosów ani uszu. Ich klatka piersiowa nie unosiła się; żadna Istota Cienia nie oddycha. Ręce zakończone były palcami wykrzywionymi niczym szpony, trudno jednak było stwierdzić, czy są nimi w rzeczywistości, ponieważ one również były zbudowane z tej samej czarnej mazi.

Kobieta wyskoczyła w powietrze i jednym, prostym cięciem odcięła potworowi głowę, która poturlała się pod ścianę, zostawiając za sobą krucze kałuże. Istota Cienia odwróciła się, wydając z siebie złowrogie pomruki, a z każdym dźwiękiem pluła ogniem i czarną substancją. Najwidoczniej nic nie obeszło go to, że stracił jeną głowę, a jedynie podziałało na niego rozjuszająco.

Stwór ruszył na przyszłą Strażniczkę i zrobił to tak szybko, że ta nie zdążyła zareagować. Wydała z siebie zduszony okrzyk, kiedy potwór nagle złapał ją za ramiona, a ta ledwo co to zarejestrowała. Nie spodziewała się, że stworzenie jego rozmiarów jest w stanie tak szybko się poruszać. I wtedy dwie rzeczy wydarzyły się równocześnie.

Pierwszą z nich było to, że Meena wbiła Istocie sztylet w miejsce, w którym powinna znajdować się klatka piersiowa i natychmiast trysnęła z niej czarna, lepka maź, brudząc jej biały strój.

Drugą był błyskawiczny ruch głową tego potwora, kiedy to przybliżył ognistą paszczę do szyi przyszłej Strażniczki i wgryzł się w nią, po czym wyszarpnął spoty kawałek gardła, a krew trysnęła na wszystkie strony. Po tym Istota natychmiast rozpłynęła się w powietrzu, a Meena opadła na podłogę.

Ostatnim co usłyszała, był płacz dochodzący z sali i ledwo słyszalny szloch matki, która zdołała zadać jedno, proste pytanie.

- Dlaczego moja córka nie oddycha?

Później nastała ciemność.

Hej!
Na wstępie chciałabym zaznaczyć: rozdziały będą publikowane nieregularnie. Dlaczego? Już tłumaczę. Po pierwsze: pokładam spore nadzieje co do tej książki, serio. Nawet nie chodzi o to, że mam dobry pomysł (a wydaje mi się, że mam) tylko o to, że naprawdę chcę się do niej przyłożyć i będę tu publikować pierwsze wersje tej książki. Tak, moi mili, książki! Równocześnie będę pisała ją dla siebie i mam nadzieję, na przynajmniej 300 stron! Wiem, że to wcale nie tak mało, ale już kiedyś napisałam książkę, której tu nie opublikowałam (i nie mam zamiaru tego robić) i miała 320, więc myślę, że z tą także dam radę. Kiedy skończę ją pisać, zaczną się poprawki (nie wiem, czy będę je tu publikować, raczej nie) a później... No cóż, postaram się ją wydać(: Okładka jest robocza (ale autorskie zdjęcia, więc mam nadzieję, że nikt ich nie weźmie) Właściwa powinna pojawić się w wakacje, w które również planuję zakończyć tę historię(: Tak więc: trzymajcie kciuki za moją wytrwałość i miejmy nadzieję, że uda mi się spełnić moje małe postanowienie! A teraz: miłego dnia wam życzę, a ja idę pisać dalej (trzeba wykorzystać czas dany w postaci choroby!).

Marta xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro