Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.

— Liam — sapnął Harry, odchylając głowę do tyłu, aby dać większy dostęp do swojej szyi nowo poznanemu brunetowi, który składał na jego skórze mokre pocałunki, poruszając energicznie biodrami. — Cholera — jęknął, zamykając oczy i wbijając paznokcie w pośladki starszego, chcąc poczuć go w sobie jeszcze mocniej.

Zaraz po opuszczeniu baru, po skończeniu zmiany ciemnookiego, udali się do mieszkania Stylesa i Horana, który obiecał nie przeszkadzać im i wrócić dopiero nad ranem, aby mogli się wybawić. Kędzierzawy wymienił z nim kilka smsów (a może bardziej z Lewisem, który ułożył go do spania w pokoju gościnnym) i mając pewność, że był bezpieczny, postanowił wrzucić na luz i pójść dzisiejszej nocy na całość. Druga okazja z takim przystojniakiem mogła się nie zdarzyć, racja?

Po przekroczeniu progu pomieszczenia nie marnowali ani chwili i niemal od razu rzucili się na siebie, przechodząc do sypialni, gdzie niedługo później przeszli do rzeczy. Harry w końcu mógł zerwać z barmana tę cholerną, obcisłą koszulę, której przez przypadek oderwał guzik i czuł w nerkach, że ten nie zmienił jej specjalnie, by dać kędzierzawemu trochę frajdy. 

— Kurwa — jęknął zielonooki, wyginając plecy w łuk, kiedy drugi natrafił na jego prostatę — Jeszcze, Liam! Jestem blisko — poinformował, a brunet niechętnie oderwał się od jego szyi, prostując i chwytając za biodra nastolatka. Jego ruchy były szybkie i mocne, a Styles był jęczącym bałaganem.

Złapał się rękoma za ramę łóżka i objął go nogami w talii, odrzucając głowę do tyłu, aby pozbyć się spoconych włosów ze swojej twarzy. Uśmiechnął się mimowolnie do chłopaka, który nie przerywając spychania ich obu na skraj, zawisnął nad nim, chcąc któryś raz tego wieczoru, złączyć ich usta w pocałunku. Styles jednak, jak to miał w zwyczaju, w ostatniej chwili odwrócił głowę, nie mogąc pozwolić na złamanie umowy między nim a Niallem.

Niemal zawsze zdarzało się, że nieznajomi chcieli całować jego truskawkowe usta i nieważne jak wstawiony był loczek, mógł nawet ledwo kontaktować, ale nigdy, dosłownie nigdy, nie zdarzyło się, aby połączył swoje wargi z którymiś, nie należącymi do jego blondwłosego chłopca. Odchylanie głowy, chowanie ust do środka czy zasłanianie ich dłonią weszło w jego nawyk i czasami robił to nawet w momentach, w których jego kochanek chciał zrobić mu zwykłą malinkę na obojczyku. Cholernie trzymał się tej zasady, bo pocałunek był jak zdrada i na to nie było wyjaśnienia ani żadnego usprawiedliwienia. 

— Czemu nie mogę cię pocałować? — spytał zdziwiony, wypychając mocniej biodra do przodu, na co Harry jęknął głośno, przymykając na moment oczy. Liam zastanawiał się nad tym od przekroczenia progu tego ładnie urządzonego mieszkanka i początkowo myślał, że ten mógł mieć mononukleozę, którą dało zarazić się poprzez ślinę, ale zaraz wybił sobie to z głowy, gdyż powiedziałby mu o tym, racja? Istniało dużo chorób, przenoszonych tą drogą, ale nazwę tylko jednej z nich zapamiętał najbardziej.

— Mojemu chłopakowi mogłoby się to nie s-spodobać — wysapał, wypychając biodra naprzeciw tych jego, czując kumulujące się ciepło w podbrzuszu. 

W następnej chwili zamiast ponownego otarcia się penisa ciemnookiego o jego prostatę, poczuł pustkę. Liam zszokowany tym, co usłyszał natychmiast wysunął się z niego, otwierając szerzej oczy, bo cholera, nie był typem, który rozwalał cudze związki lub przyczyniał się do ich rozpadu. Brzydziła go zdrada i on sam nigdy nie zrobiłby czegoś tak okropnego swojej ukochanej osobie i dziwił się ludziom, którzy nie patrząc na uczucia zarówno swoje jak i drugiej połówki, wpakowywali się komuś do łóżka. Nie potrafił pojąć toku rozumowania takich osób i... nie, po prostu nie! 

— Masz chłopaka?! — uniósł się, próbując uspokoić swój oddech. — Kurwa, myślałem, że jesteś wolny. Przystawiałeś się do mnie! 

— Czekaj, to nie tak — mruknął, łapiąc go za nadgarstek, kiedy tylko chciał podnieść się z łóżka — Cholera, tak, mam, ale on totalnie wie o tym, co teraz dzieje się w tym łóżku i nie ma nic przeciwko, bo za kilka dni on zrobi dokładnie to samo, w tym samym miejscu tylko z inną osobą — poprawił drugą ręką włosy — Naprawdę wyjaśnię ci to dokładnie za kilka sekund, ale, kurwa, teraz, pieprz mnie.

— Przecież to pieprzona zdrada! — zmarszczył brwi.

— Nie jest to zdrada, kiedy obydwaj na to pozwalamy i... kurwa, widziałeś na pewno blondyna obok mnie, który pchał mnie w kierunku baru, racja? — spytał, a Liam po chwili skinął głową — To był mój chłopak.

— Nie przeszkadza mu to, że pieprzymy się, kiedy go nie ma? — spytał, kompletnie tego nie rozumiejąc.

— Nie przeszkadza, a teraz wróć do swojej roboty — puścił jego nadgarstek, opadając na poduszki i rozsuwając nogi, które uniósł trochę do góry.

Ciemnooki zawiesił się na krótki moment, wszystko analizując w swojej głowie i w końcu doszedł do wniosku, że ich związek musiał być naprawdę dziwny, skoro pozwalali sobie na tak wiele z drugimi osobami. Dlaczego jednak wykluczali pocałunki? Seks był intymniejszy, pozwalał na okazanie swojego ciała w całości, dokładne jego zbadanie opuszkami palców i odkrycie najsłabszych punktów, dających najwięcej rozkoszy. Czym były zwykłe muśniecia ust w przeciwieństwie do czegoś takiego? 

— Nie przyjebie mi w pysk, kiedy się spotkamy i nie rozstaniecie się przez to? — spytał dla pewności, łapiąc go pod udami i przysuwając w swoją stronę. Okej, skoro Harry twierdził, że o wszystkim wiedział i blondyn, siedzący wtedy z nim naprawdę był jego chłopakiem to mogli kontynuować, racja?

— Liam! — jęknął zniecierpliwiony, biorąc swojego penisa i zaczynając po nim poruszać dłonią, aby samemu ponownie zepchnąć się na skraj. Prędzej dojdzie od własnej ręki niż kutasa barmana, który dziwnie zawiesił się na wieść o jego chłopaku.

Okej, zrozumiałe, że był w szoku, bo w końcu każdy był, jak słyszał, że u nich zdradę można było stwierdzić na podstawie pocałunku, a nie przygodowego seksu. Znajomi lub dalsza rodzina, mowa oczywiście o kuzynostwie, bo gdyby mama Anne lub mama Maura dowiedziały się o tym, co wyparawiały ich dzieciaki, zrobiłyby dwugodzinną pogadankę i nie byłoby przyjemnie, uważali, że dwójka nie obdarzała się żadnymi uczuciami, skoro ze spokojem mogła oglądać siebie wzajemnie w ramionach obcych mężczyzn. Bywało to irytujące, ale z czasem zarówno Styles jak i Horan przywykli do krzywych spojrzeń, bo w końcu to oni najlepiej wiedzieli, co do siebie czuli i nie mogli pozwolić na tak paskudne ocenianie ich relacji.

Mówili o tym otwarcie, bo nie chcieli znaleźć się w sytuacji, w której jeden z ich bliższych przyjaciół przyłapałby któregoś w klubie z obcym mężczyzną. Narodziłyby się uprzedzenia, kłótnie i kłopoty, a głównie tego para chciała uniknąć. Trudno było żyć w otwartym związku, kiedy musiało się ukrywać go przed światem.

— Okay, już — sapnął, ostatecznie wsuwając się ponownie w kędzierzawego chłopaka i po zaledwie kilku minutach, doprowadzając go na szczyt przyjemności, który skwitował głośnym jękiem w postaci jego imienia.

Barman doszedł w prezerwatywę i opadł na ciało młodszego, dysząc ciężko i dopiero wtedy poczuł ogarniające go zmęczenie. No tak, było późno, a on od ósmej był na nogach, pomijając totalnie osiem godzin użerania się z irytującą ludnością w głośnym klubie.

— Dobrze się spisałeś. Zasłużyłeś na odpoczynek — skomentował Harry, odgarniając włosy z czoła starszego, którego powieki na moment opadły — Możesz tutaj spać. Mój chłopak wróci pewnie koło południa.

— Rano wyjaśnisz mi dokładnie, o co z wami chodzi, bo naprawdę pierwszy raz spotykam się z czymś takim — mruknął, zsuwając się z ciała nastolatka i po zdjęciu prezerwatywy, podniósł się na łokciach, chcąc znaleźć kosz.

— Jesteście strasznie zamknięci na takie rzeczy — mruknął, przesuwając się na drugi koniec łóżka. — W kuchni pod zlewem jest kosz.

Liam więc udał się tam i pozbył zużytej gumki, po chwili wracając i opadając plecami na miękki materac. Zasnął dość szybko, zupełnie tak jak Harry, który chwilę przed oddaleniem się do krainy snów, pomyślał o swoim chłopaku, mając nadzieję, że teraz grzecznie spał, a nie wymiotował jak kot, niszcząc kolejny w tym miesiącu dywan Lewisa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro