Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16.

Niall nie wiedział co myśleć, szczerze powiedziawszy czuł, że powoli tracił zmysły, a z godziny na godzinę robiło mu się coraz gorzej. Miał wrażenie, że popadał w paranoję, wymyślając najgorsze, czarne scenariusze w swojej głowie. 

Będąc u Shawna, nie potrafił skupić się na niczym innym niż wysyłaniu Harry'emu smsów przeprosinowych, licząc na jakąkolwiek odpowiedź i sprawdzaniu jego aktywności na mediach społecznościowych, aby upewnić się, czy aby na pewno go olewał. Wierzył, że był razem z Gemmą, jednak kiedy zaledwie godzinę wcześniej zadzwonił do niej, niemal zbladł, słysząc w odpowiedzi, że Styles odwołał ich plany i nie miała pojęcia, co aktualnie robił. 

Dochodziła północ, a zielonooki nie dawał znaku życia i nazwijcie Nialla głupcem, ale martwił się cholernie, zwłaszcza, że odpowiedzi ze strony ukochanego nie otrzymała również jego siostra. A co jeśli coś mu się stało? Zapadł się pod ziemię i nie był aktywny na żadnym swoim koncie od kilku godzin! 

Blondyn kręcił się nerwowo po salonie, wysyłając co rusz nową wiadomość, pisząc po znajomych bruneta i nie otrzymując żadnej zadowalającej go wieści. Nie powinien tak panikować, wiedział o tym, ale może jego nerwy były słuszne? Miał złe przeczucia, a one nigdy się nie myliły. Dlatego po kolejnym upływie czasu zdecydował się na ostatnią, desperacką i być może trochę naiwną formą ratunku. 

— Lewis? — spytał, słysząc niemrawy głos po drugiej stronie słuchawki. — Słuchaj... głupia sprawa — potarł nerwowo swój kark, wpatrując się w oświetlane latarniami ulice, chcąc w ciemnościach dopatrzeć się, wracającego do domu Harry'ego. — Czy byłaby możliwość, abyś podjechał do mnie i pomógł mi poszukać Hazzę? — jego głos brzmiał niepewnie, bo przecież był środek nocy, jego przyjaciel zapewne wstawał wcześnie do pracy, a on bawił się w cholerną niańkę swojego chłopaka.

Ale kim byłby Lewis, gdyby w tym momencie rozłączył się, przed tym rzucając wiązankę przekleństw w stronę blondyna za obudzenie jego i jego dziewczyny, która miała ważne zaliczenie na studiach dnia kolejnego? Skończonym głupcem. Dlatego też posłusznie zgodził się na prośbę Horana, wstając automatycznie z łóżka i kierując się w samej piżamie do korytarza, gdzie założył buty i szarpiąc się ze swoją dziewczyną, która jedną ręką zdejmowała maseczkę z twarzy, a drugą wkładała bluzę przez głowę, udał się na parking, z którego obydwoje ruszyli pod mieszkanie niebieskookiego. 

Wybiła pierwsza, kiedy w trójkę opuścili kolejny na liście bar, w którym mógłby znajdować się Harry. Niall obstawiał, że to właśnie, w którymś z nich mógł spędzać noc jego ukochany, z czym polemizował Capaldi, starając się przekonać przyjaciela, że Styles nie byłby na tyle bezmyślny, aby upić się na początku tygodnia. Ale to był chłopak Horana, który znał go najlepiej z nich wszystkich, dlatego nie dyskutował, a po prostu kierował samochód pod kolejny wskazany adres. 

Suzan siedziała na tylnym siedzeniu obok blondyna, wpatrując się w kolejne wiadomości, które ten wysyłał, a następnie wykonywał połączenia, na które nie otrzymywał żadnej odpowiedzi. Panowała grobowa atmosfera i tak dzwony kościelne wybiły drugą.

— To nie ma sensu — mruknął Lewis, kiedy zdecydowali się poszukać go w parku, gdyby najebany postanowił w ramach protestu pójść spać na ławkę — Nie mógł się rozpłynąć w powietrzu, a my sprawdziliśmy dosłownie każdą możliwą miejscówkę. 

— Ni... — zaczęła dziewczyna, układając ręce na biodrach, kiedy zatrzymali się niedaleko oczka wodnego. — Może, wiesz... Harry faktycznie poszedł do klubu lub pubu, ale opuścił go z kimś i... jest u tego kogoś, cały i zdrowy. Robicie tak, więc dlaczego teraz szukamy go, kiedy on może po prostu spać gdzieś...

— Lub z kimś — mruknął Lewis, na co jego dziewczyna wywróciła oczami. 

— ...w czyimś domu — warknęła niemal, udając, że nie słyszała złośliwej uwagi ukochanego —  i jest całkowicie bezpieczny. 

— Nie zrobiłby tego — pokręcił głową blondyn. — Teraz nie pieprzymy się z nikim od akcji z Zaynem. 

— Sam mówiłeś, że Harry żyje w uniwersum, gdzie projekt z matematyk jest projektem z biologii, który polega na doznaniach cielesnych — wtrącił Capaldi, unosząc lekko brew do góry. — Myślisz, że nie poszedłby dać się bzyknąć komuś, myśląc, że dokładnie to samo robisz z Shawnem pół wieczora? 

— Nie, cholera, nie! — westchnął ciężko. — Lewis, pamiętaj, że mówisz o moim chłopaku, którego kocham i naprawdę nie wiem, co byś mi zrobił, kiedy to ja mówiłbym tak o Suzie. Bez obrazu — spojrzał na dziewczynę, która wzruszyła ramionami. 

— Nie wiem, Niall. Po prostu jest druga w nocy, a ja ostatnie co chwilę robić w tej chwili to szukanie po mieście obrażonego Harry'ego — zrobił z ust linię. 

— Przepraszam... — mruknął Horan, siadając na ławce. — Wiedziałem, że to głupie, aby do was dzwonić, ale nie wiedziałem co robić, nadal nie wiem — schował twarz w dłoniach. — Nie chciałem, aby tak to się skończyło. Gdybym wiedział, że to naprawdę tak wielki problem i spotkanie z Shawnem będzie miało takie konsekwencje to nie poszedłbym do niego i jakoś wybłagał babkę o kolejny termin. 

— Niall, proszę nie słuchaj tego idioty — oburzyła się brunetka, siadając tuż obok niego i obejmując go ramionami. — Po prostu Lewis przeżywa kryzys wieku średniego i czasami jest kutasem bez serca, ale wcale nie miał tego na myśli. Bardzo dobrze, że do nas zadzwoniłeś, bo inaczej włóczyłbyś się po mieście o tej porze sam — złożyła delikatny pocałunek na jego skroni. 

Lewis mierzony zabójczym spojrzeniem swojej ukochanej westchnął ciężko, łapiąc się za nozdrza i przyznał jej rację - nie powinien się tak zachować, nie wobec Nialla. 

— Przepraszam, stary. Jestem chujem — westchnął. — Będziemy go szukać dopóki go nie znajdziemy, żywego czy też nie. 

— Lewis! — warknęła, na co ten uniósł dłonie ku górze w geście obronnym, niewinnie się uśmiechając. 

Ta pogawędka zapewne trwałaby dłużej, gdyby do nogi Nialla nie podbiegł biały, puchaty pies. Blondyn ożywił się, czując na swoich nogach szorstki język i roześmiał się, wyciągając dłoń do szczeniaka, który go napastował. 

— Apsik! — ten głos. Niall rozpoznałby go wszędzie, dlatego jego głowa w ułamku sekundy poderwała się do góry i... cholera, czy los wystawiał go na jakąś próbę? Co cholerny Zayn robił o tej porze w tym samym parku, co oni z kurewsko uroczym psem, który wylizywał jego nogi? — Hej, przepraszam za ni... ooo, a my się chyba znamy — uśmiechnął się promiennie, zauważając blondyna, od którego natychmiast odsunęła się brunetka. 

— Czy ty jesteś Zayn? — uniosła brwi, marszcząc nos. Zmierzyła go uważnie wzrokiem, analizując znane jej cechy mężczyzny, o którym słyszała: kurewsko przystojny? zgadza się. tatuaże? zgadza się. zna Nialla? zgadza się. Tak, to musiał być Zayn, o którym była mowa. 

— Widzę, że nie tylko Niall mnie zna — roześmiał się, witając ze wszystkimi po kolei. Wziął psa na ręce, a ten polizał jego nos, machając wesoło ogonkiem. — Myślałem, że tylko ja jestem świrem, wychodząc o drugiej w nocy na spacer do parku. Ale chyba jest nas więcej... 

— W zasadzie to... zgubiliśmy kogoś — odparł blondyn, wstając z ławki i przyglądając się brunetowi, którego sprowadził na swoją drogę ponownie chyba intensywnymi myślami. Czy manifestacja działała? 

— Kogo? — spytał zaciekawiony. — Może widziałem lub... mogę jakoś pomóc. I tak nic szczególnego nie robię — przyznał. 

— Obrażona księżniczka dała nogę i nie ma z nią kontaktu — wyjaśnił Lewis, zbierając kolejne negatywne spojrzenie do swojej dziewczyny. — Mam na myśli, Harry i Niall pokłócili się i nie wiadomo, gdzie jest, dlatego szukamy go po całym mieście od godziny albo nawet więcej.

— Jeździliśmy już po całym mieście i zero śladu — wtrąciła brunetka, stając obok swojego ukochanego, którego złapała za rękę. — Dlatego uważam, że dalsze szukanie go nie ma sensu, bo jeśli mielibyśmy go znaleźć to zrobilibyśmy to już dawno. Tak jak mówiłam... prawdopodobnie śpi w czyimś domu, a jego kumple pewnie go kryją, dlatego Niall daj sobie już spokój i jedźmy do domu.

— Racja — poparł ją Lewis. — Jest już późno, powinieneś iść już spać i poczekać na niego w domu.

— Hej, jeśli to nie problem to mogę zostać z Niallem i poszukamy go jeszcze po mieście — zaoferował Zayn. — Mój pies i tak musi się wybiegać, a wy możecie wrócić do domu. Zaopiekuję się nim, w końcu nie byłby to pierwszy raz — uśmiechnął się do blondyna, który miał wrażenie, że jego policzki zrobiły się cieplejsze. 

— Cudowny pomysł — zgodziła się niemal od razu Suzan, a kiedy Capaldi chciał zaprotestować, ścisnęła jego dłoń. — Mamy jutro dużo pracy i odpoczynek jest nam wskazany. Zrobiliśmy, co mogliśmy, chyba nic tu po nas. Nie obrazisz się Ni, jeśli zostawimy cię z Zaynem? — spytała, patrząc w niebieskie oczy, które zerkały w stronę bruneta, stojącego naprzeciwko niego. 

— Naprawdę nie chciałem was budzić i wyciągać na miasto... — mruknął jedynie, jednak dwójka machnęła na to ręką. 

Tak więc pięć minut później, Lewis i Suzan wrócili do domu, zostawiając Zayna, Nialla i Apsika w środku parku, który świecił pustkami. Mimo nocy i późnej pory, blondyn czuł się bezpiecznie. 

— Więc... — zaczął niepewnie brunet, obserwując swoją pociechę, biegającą pośród trawy — nie jest między wami kolorowo? Nadal. 

— To pierwsza taka poważna kłótnia od niepamiętnych czasów — przyznał blondyn. — Czuję, że to moja wina, ale naprawdę nie chciałem do tego dopuścić. Nie wiedziałem, że to tak się skończy, a teraz... teraz zamiast spać w ciepłym łóżku to biegam po całym mieście i szukam go, bo nie wiem, czy ktoś przypadkiem go nie zabił w jakiejś ciemnej uliczce i... to mnie tak cholernie wkurza, Zayn — westchnął ciężko, wyciągając telefon i sprawdzając powiadomienia. Nic, a to nowość. 

— Nie jest ciebie wart — mruknął cicho, unosząc głowę do góry i wpatrując się w ciemne gwiazdy. 

— Nie mów tak.

— Ale to prawda — stał przy swoim. — Twój chłopak jest jak ta chmura — wskazał palcem w górę — przysłania gwiazdę, która świeci, przez co już nie jest taka jasna jak przed chwilą. Jest ponura zupełnie jak ty aktualnie. 

Niall roześmiał się, słysząc te słowa. Czuł się beztrosko, oglądając co jakiś czas gwiazdy, wołając imię psa bruneta i co jakiś czas, spoglądając na niego, podziwiając jego zafascynowanie przyrodą. Z Harrym kiedyś też chodził na nocne spacery - teraz te odbywają się tylko w drodze z klubu, w większości samotnie. 

— Czy to nie problem, żeby Apsik wszedł tam ze mną? — spytał Zayn, kiedy stali przed drzwiami wejściowymi do mieszkania Nialla. Zrobili dwa kółka wokół parku i okrężną drogą udali się do domu Horana, rozkładając się po każdej ciemniejszej uliczce, ale kiedy z ust blondyna zaczynało wydobywać się ziewanie, brunet niemal nalegał, aby już sobie odpuścił. Miał rację, dlatego go posłuchał.

— Nie, zostaw go przed drzwiami — parsknął, przekręcając klucz w zamku i wchodząc zaraz do środka. Ciemnooki nie chciał zostawiać blondyna samego na pastwę losu, upierał się, że potowarzyszy mu do momentu, kiedy jego chłopak nie pojawi się w domu. I Niallowi to odpowiadało, bo inaczej zabiłby się własnymi myślami. 

— To nie jest zabawne. Niektórzy nie lubią sierści psów — wyjaśnił, wchodząc za młodszym i zamykając za sobą drzwi. Postawił psa na podłodze, a ten radośnie pobiegł przed siebie, wskakując zaraz na kanapę. Niall jak w amoku pobiegł za nim i znalazł się tuż obok. Było to cholernie rozczulające. 

Jakąś kolejną godzinę spędzili w ciszy, oglądając głupi program w telewizji. Blondyn między krótkimi scenkami wykonywał kolejne telefony, a Zayn siedział na podłodze, bawiąc się z wymęczonym futrzakiem. Gdyby nie cała ta sytuacja, Niall czułby się cholernie komfortowo. Przypominały mu się początki jego związku ze Stylesem, którego również obserwował ukradkiem, tak jak teraz siedzącego po turecku bruneta. Dochodziła kolejna pełna godzina, a Niall czuł już tylko zmęczenie i opadanie powiek, a nie zmartwienie, złość czy smutek spowodane zachowaniem Harry'ego... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro