Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15.

To wszystko działo się tak szybko. Za szybko. Harry miał wrażenie, że zakręciło mu się w głowie, kiedy mężczyzna dobiegł do Louisa i przygniótł go do ściany, podnosząc za koszulkę i fakt, że szatyn był niższy o przynajmniej dwie głowy nie pomagał mu - niemal wisiał nad ziemią, patrząc na swojego oprawcę. 

Styles nie wiedział, co zszokowało go bardziej - to że Louis został pobity na jego oczach i nawet nie próbował się bronić czy to, że za tym wszystkim stał mężczyzna, którego szukał przez tak długi czas. Pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie w najmniej oczekiwanym miejscu i to było tak absurdalne, że wahał się, co powinien zrobić, dlatego stał jak kołek, nawet nie próbując ukrywać swojego uśmiechu. Szukał Liama, ale to finalnie on znalazł jego! 

Ale jego radość zniknęła, kiedy padł kolejny cios, tym razem w ścianę. Harry widział, jak Liam krzyczał coś do niebieskookiego, ale nie słyszał dokładnie o co chodziło przez głośną muzykę. Szatyn parsknął śmiechem, odpychając go w końcu od siebie i dotykając palcem jego klatki piersiowej, aby odsunąć go od siebie. Nie był przerażony, Stylesowi wydawało się nawet, że nie widać było na jego twarzy złości, ale nie znał go praktycznie wcale. Może i nie okazywał emocji wcale?  

Ale hej, dwójka mężczyzn biła się przed nim. Na jego oczach! 

— Liam! — krzyknął w końcu, licząc w duchu, że przekrzyczy muzykę, ale dwójka była zbyt zajęta rozmową ze sobą, żeby go usłyszeć. Albo serio to była muzyka była za głośna? — Hej, spokój — doskoczył do nich, próbując ich rozdzielić. — Spokój — powtórzył, patrząc w ciemne oczy barmana, który rozluźnił się automatycznie, kiedy ręka zielonookiego wylądowała na jego ramieniu. 

Louis spojrzał przelotnie na Stylesa, uśmiechnął się głupio i nie mówiąc nic więcej ruszył w stronę wejścia na główną salę. To było jeszcze dziwniejsze niż sytuacja, która miała miejsce przed chwilą. Kędzierzawy próbował w przeciągu sekundy przeanalizować to, co stało się, ale nie był w stanie - to alkohol? obecność bruneta, którego szukał i znalazł właśnie teraz? Czuł mętlik w głowie.

— Co to do cholery było? — zapytał, kiedy otrząsnął się z tych wszystkich emocji. Liam złapał go za policzki i przyciągnął bliżej siebie, aby mógł usłyszeć każde jego słowo.

— Cokolwiek ci powiedział to pieprzony kłamca — rzucił, patrząc w zielone oczy, które przeskakiwały z jednego oka na drugie, mając wrażenie, że nie mogą się na niczym skupić. Ta sytuacja była przytłaczająca. Przed chwilą obciągnął temu kolesiowi, o czym niby mieli rozmawiać? — Zrobił ci coś? Skrzywdził cię? — dopytywał dalej, a Harry'ego ogarniało coraz większe zaskoczenie. 

Możliwe, że uśmiechnąłby się na to stwierdzenie. Był wstawiony, ale jego pierwszą myślą było to, czy... Liam martwił się o niego? 

— Hej, spokojnie... — mruknął, układając swoje dłonie na tych większych, należących do barmana. — Co miałby mi niby powiedzieć? Nie znam go. Ale ty... najwyraźniej tak. 

— Cholera — westchnął, a złość jakby w ułamku sekundy opuściła całe jego ciało. — Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem — odsunął się dwa kroki do tyłu, odcinając kompletnie ich kontakt fizyczny — To zły człowiek. Wystraszyłem się, że — uciął na moment, pocierając swój kark — mógł powiedzieć ci coś szkodliwego lub dotknąć cię w niewłaściwy sposób. 

Harry zdecydowanie był pijany; głównie jego słowami. Nie zrozumcie go źle, ale od zawsze miał słabość do ludzi, którzy troszczyli się o niego. Niall też to robił, ale nigdy nie był z nim w sytuacji takiej jak ta. Zielonookiemu imponowało to, kiedy ktoś bronił go, stawał za nim i trzymał jego stronę. I właśnie tak się działo - mężczyzna, którego szukał tyle czasu stał przed nim niczym bohater, rycerz w lśniącej zbroi, ratując go przed... złem? 

— Nie — roześmiał się jedynie, kręcąc głową. — Spokojnie, jestem cały i zdrowy — oznajmił, poprawiając włosy palcami. — Miło cię widzieć po takim czasie... chociaż nie myślałem, że jeśli kiedykolwiek się spotkamy to w takiej sytuacji. 

— Racja... — roześmiał się nerwowo — Wiesz, ja... chyba powinien za nim wyjść — dodał po chwili zanim Harry zdążył się odezwać. 

— To nie ma sensu — pokręcił głową — Nie powinieneś. Jeszcze nerwy cię poniosą i będziesz miał więcej kłopotów — przekonywał go. 

Nie mógł go zgubić teraz, kiedy go znalazł. Musiał chociaż mieć jego numer! Liam zastanawiał się, widać, że się wahał, ale finalnie westchnął ciężko i skinął lekko głową. 

— Czy... możemy stąd wyjść? — zapytał. — Chyba szkodzi mi to klubowe powietrze — uniósł lekko kąciki ust do góry. 

Styles zgodził się niemal od razu, bo dlaczego by nie? Opuścili klub dwie minuty później. Na chwilę stracił bruneta z oczu, bo gdzieś zgubił się w tłumie, ale odnalazł go przy wyjściu i kiedy ten zaproponował pójście do niego, aby porozmawiać na spokojnie o tym, co miało miejsce, byłby głupcem, gdyby powiedział 'nie'. Do domu i tak nie miał po co wracać, nawet nie wiedział, która była godzina i nie miał zamiaru tego sprawdzać, nawet jeśli dopiero po zetknięciu ze świeżym powietrzem poczuł wibrowanie w swojej kieszeni. Teraz było za późno, aby Niall żałował swojej decyzji, chociaż znając życie to nawet nie był on, a powiadomienie z instagrama albo innej aplikacji. 

Trasa nie była długa, a oni nie rozmawiali o niczym szczególnym. Komentowali to, co widzieli po drodze. Dopiero jak przekroczyli próg domu, który znajdował się niedaleko centrum, Styles po zrzuceniu butów ruszył do salonu, a brunet do kuchni, aby w kolejnej chwili przynieść dwie szklanki i butelkę alkoholu, który nie należał do tych najtańszych. 

— Okej, więc mogę liczyć na wyjaśnienia? — zapytał, spoglądając na Liama, który nie miał innego wyjścia jak się zgodzić. 

— Ja i Louis nie przepadamy za sobą — zaczął — nie jest to dobry człowiek, tyle musisz wiedzieć. Jest... zawistny i lubi innym robić pod górkę. Myśli, że zawsze ma rację i nie chciałbym, aby wplątał się w twoje życia — otworzył butelkę i nalał trunku do obydwóch szklanek. Harry starał się go słuchać, ale rozpraszało go wibrowanie w kieszeni, które starał się ignorować. — Nie wiedziałem, co robię i przepraszam cię za to. Nie chciałbym, aby narobił ci kłopotów. To tyle — westchnął, siadając obok niego na kanapie. 

— W porządku... nie wiedziałem, nie znam go, naprawdę — wzruszył ramionami.

— Robiliście coś w łazience, prawda? — uśmiechnął się blado — Nie musisz mnie kłamać, nie jestem głupi. To w jego stylu... twoim też. 

— Nie będę kłamać — uniósł ręce do góry w geście obronnym — obciągnęliśmy sobie i mieliśmy iść do niego. Nie wiedziałem, że to zły człowiek. Nigdy w sumie nie myślałem o tym w ten sposób, że któregoś razu mogłoby mnie spotkać coś złego — wziął naczynie do ręki i upił łyka — Nie uczę się na błędach innych — dodał bardziej do siebie, czując kolejną krótką wibrację. 

— Co to znaczy? — spytał, poczynając to samo, co Harry. 

— Cóż... — i tu zaczął opowiadać sytuację z Niallem, to co stało się niedawno, jak to wpłynęło na ich relację. Być może rozwinął się z kolejnymi łykami, przechodząc do tego, dlaczego w klubie dzisiaj był sam. Opowiadając o ich kryzysie, nie czuł już złości, nie czuł w zasadzie nic negatywnego, alkohol uśpił całą tę aurę, która otaczała go przez kilka godzin. Czując jednak swój telefon w kieszeni, wzmagała się w nim irytacja, ale ignorował to, kontynuując swój monolog. Liam jednak zdawał się to słyszeć i jego wargi chowały się za każdym razem, kiedy wibracje nabierały na sile. 

— Odbierz — odezwał się w końcu, mocząc swoje usta. — Martwi się pewnie — dodał zaraz, kiwając lekko głową. 

— Pieprzyć go — mruknął w odpowiedzi Harry. — Czemu nie martwił się wcześniej? — uniósł brew. 

— Bo... mamy czwartą nad ranem dopiero teraz? — roześmiał się cicho, układając dłoń na jego kolanie. — Harry... to twój chłopak w końcu. Nie powinieneś go tak traktować. 

— On mnie również — westchnął, czując się znowu najebanym. — Kocham go cholernie, ale trafia mnie szlak, jak widzę przy nim tego... tego idiotę — warknął niemal. — Każdy, każdy ale nie on. Nie lubię tego, że ktoś kto był w nim zakochany ciągle go dotyka, to co innego niż jak dotyka go nieznajomy, rozumiesz? Oni nigdy więcej się nie spotkają. Nie znają się, ale on... oni widzą się niemal codziennie, może narobić sobie nadzieję albo... nie wiem, Liam. Chciałbym to zrozumieć. Nie mam już siły udawać, że mam to w dupie, bo wcale tak nie jest. 

— To zerwij z nim — rzucił nagle, a Harry wytrzeszczył oczy. 

— Co? Nie! — parsknął — Kocham go, czego nie rozumiesz?

— Ale nie zachowujesz się tak. Związek otwarty a wasza miłość to dwie różne rzeczy. Powinieneś z nim teraz porozmawiać.

— Po tym, jak Shawn go wyruchał? Liam, nie zrozumiesz... 

— Prawda, nie jestem w takiej skomplikowanej relacji. Ale skoro go kochasz i mu ufasz to nie masz powodu do obaw. 

— Ufam jemu, nie temu... człowiekowi. 

— To trochę zaprzeczenie — stwierdził, podjeżdżając dłonią wyżej. — Sam bawiłeś się nieźle z Louisem, więc jesteście po równo. Dajesz mu powody do obaw, do martwienia się. Sam mówiłeś, że jego bezpieczeństwo jest najważniejsze i nie wybaczyłbyś sobie, gdyby ten... Zayn? — Harry skinął głową — zrobiłby mu coś złego. 

Styles westchnął cicho, nie bardzo skupiając się na tym, co mówił ten drugi, bo ta dłoń była już tak blisko... Telefon wibrował, ale wyciągnął go z kieszeni i rzucił nim na stolik, znajdujący się kawałek dalej. Oh, pieprzyć to. Zielonooki podniósł się z miejsca i zaraz znalazł się na kolanach bruneta, który przyciągnął go bliżej swojego ciała. 

Dłonie zielonookiego zaraz powędrowały pod bluzkę barmana, a usta przyczepiły się do jego szyi i ten moment trwał dobre dwie minuty, kiedy okazywali sobie bliskość fizyczną i ocierali się o siebie, zapominając o tym, co działo się dookoła, bo byli w końcu pijani. Ale kolejne dźwięki telefonu nie kończyły się i nawet ich przyćmione umysły nie potrafiły tego zignorować, dlatego kiedy koszulka Liama znalazła się na podłodze, ten odsunął się, kręcąc głową.

— Przykro mi Hazz, ale twój chłopak martwi się i mimo że chciałbym powtórzyć to, co mieliśmy jakiś czas temu, to powinieneś odebrać i z nim porozmawiać, aby dać mu jakiś znak życia. 

•  •  •

cieszę się, że nadal ktoś to czyta i wasz pozytywny odzew zmotywował mnie do napisania tego rozdziału. dziękuję, że wciąż tu jesteście mimo że zniknęłam na długi czas x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro