Rozdział 10.
— Przysięgam, że następnym razem będziesz wracał do domu z buta — mruknął kolejny raz Lewis, nerwowym gestem włączając lewy kierunkowskaz. Nie była to nowa śpiewka, którą Niall słyszał pierwszy raz, można by śmiało stwierdzić, że takie groźby padały średnio około pięćdziesięciu razy podczas każdej ich podróży, trwającej od dziesięciu do piętnastu minut. — Jesteś świadomy, że mam swoje własne życie? — uniósł brew, spoglądając na przyjaciela kątem oka.
Blondyn opierał się łokciem o oparcie, a czoło niemalże przyciskał do szyby, robiąc głupie miny do bocznego lusterka, przedrzeźniając tym samym monologi Capaldiego. Wiedział, że musi dać mu kilka minut na wylanie swojej frustracji i niezadowolenia z powodu marnowania paliwa, prywatnego czasu i wielu innych aspektów, które wpuszczał jednym uchem, a wypuszczał drugim. Gdyby tak się głębiej wsłuchać w te wywody można by było pomyśleć, że odebranie Nialla z drugiego końca miasta przyczyniało się do katastrofy na skalę kosmiczną oraz że przez jego wybryki tysiące piesków trafiało na ulicę przez co zostawały pozbawiane kochającego domu i akurat ten argument mógłby wzbudzić w nim wyrzuty sumienia do takiego stopnia, że faktycznie udałby się na spacer albo nawet na ekstremalnym kacu wypożyczyłby miejski rower i udał się na przeprawę, narażając własne życie. Po kilku metrach zapewne wpadłby pod czyjąś maskę i tyle by z niego było.
— Lewis — westchnął w końcu, łapiąc palcami swoje nozdrza — Chcesz mi powiedzieć, że w historii, w której jestem main character jesteś czymś więcej niż tylko moim szoferem i drugoplanowym przyjacielem, który epizodycznie pojawia się na kilka sekund, abym nie wyszedł na samotnego frajera?
— Nienawidzę cię, Niall — odparł. — Ale jeszcze bardziej nienawidzę siebie za to, że daję się zmanipulować twojemu smutnemu głosowi i przyjeżdżam na twoje każde zawołanie. Przypominam, że mi nie płacisz za paliwo — zauważył — Moja kobieta kiedyś mnie wyrzuci z domu przez twoje zgonowanie.
— Jak już cię wyrzuci to wtedy będziemy się martwić — pocieszył go, prostując się i klepiąc go dłonią po udzie — Ale uwierz, że tym razem naprawdę było warto niemal umrzeć z przepicia — uśmiechnął się, przypominając sobie swojego przystojnego wybawiciela. Jednak ten obraz szybko rozmazał się, a zastąpił go obraz Harry'ego, któremu troszeczkę miał za złe, że zostawił go zdanego na siebie.
Styles znał swojego ukochanego, wiedział, jak alkohol działał na niego, jak się po nim zachowywał i że jego gadanie 'nie jestem najebany, trzymam się świetnie' to brednie, byleby się tylko od niego odpierdolił i dał mu imprezować. Na pewno musiał widzieć, w jakim był stanie i z jednej strony nie mógł go winić, że zostawił go w klubie, bo Horan potrafił odpowiadać za siebie, ale z drugiej... on by nie zrobił tego, gdyby był na jego miejscu. Cholera, przecież naprawdę mogła stać mu się krzywda - totalnie urwał mu się pod koniec film, nie znał tego mężczyzny i gdyby został pozostawiony na pastwę losu to zasnąłby na klubowej kanapie albo nawet i ziemi niezdolny do jakiegokolwiek oporu. Na samą myśl przeszedł go dreszcz. Pokręcił głową, wiedząc, że będzie musiał porozmawiać ze swoim chłopakiem na ten temat, aby taka sytuacja nie powtórzyła się więcej.
— Jest lepszy w łóżku niż Harry? — zapytał Lewis, zatrzymując się przed sygnalizatorem. Chłopak lubił w swojej głowie, albo może nawet i na papierze, tego Niall nie wiedział, prowadzić ranking najlepszych i najgorszych facetów, od których zmuszony był go odebrać.
— Nie spałem z nim — odpowiedział po dłuższej chwili. — Nie chciał mnie wykorzystać, kiedy byłem najebany jak szpadel albo nie nadawałem się do jakiegokolwiek zbliżenia — wzruszył ramionami. — Zamiast Harry'ego to on się mną opiekował i jeszcze kazał mi zregenerować się zanim wrócę do domu, co było... miłe, urocze — przyznał. — Z jednej strony jestem szczęśliwy, że tak to wyszło, bo naprawdę nie chciałbym nie pamiętać pójścia do łóżka z kimś po ponad dwutygodniowej przerwie. Ogólnie nie lubię nie pamiętać seksu z kimś, bo czuję tę niepewność, że może jednak zrobiłem coś złego i Harry się o tym dowie i mnie zostawi — dodał, zagryzając dolną wargę od środka. Lewis był jedyną osobą, której by się zwierzył z tego, co działo się w jego głowie. Wiedział, że mógł mu zaufać, że ten nie poskarży się Stylesowi mimo że kumplowali się w jakimś większym stopniu.
Capaldi zamrugał kilkukrotnie i zamiast skręcić w uliczkę, która była minutę od adresu zamieszkania Nialla, skręcił gwałtownie kierownicę w drugą stronę i pojechał prosto, łamiąc co najmniej trzy przepisy drogowe i denerwując kierowcę za nimi, przez co głowa blondyna niemal eksplodowała od dźwięku klaksonu. Horan automatycznie złapał się siedzenia, bojąc się, że za sekundę straci swoje cenne życie i mógł przysiąc, że jego nastoletnie życie zrobiło trailer i podsumowanie, które przeleciało mu przed oczami.
— Chcesz nas zabić?! — pisnął, spoglądając na przyjaciela, który posłał mu przepraszający uśmiech. — Od zawsze wiedziałem, że egzaminował cię ślepy — prychnął.
— Wybacz, zmiana planów — wyjaśnił łagodnie, jadąc okrężną drogą, którą Niall kojarzył. Często chodził nią, aby oczyścić umysł, kiedy zdarzało mu się pokłócić z Harrym — Nie chcę się wtrącać w wasz związek, wasze decyzje i życie łóżkowe, bo to totalnie nie moja sprawa i wiem, że jesteście na tyle dojrzali, aby podejmować racjonalne kroki, ale... czy dobrze zrozumiałem, że ogarniał cię obcy typ? Typ, którego poznałeś w klubie? — Niall przytaknął. — Nie popieram czegoś takiego. I właśnie dlatego nie lubię chodzić do klubów, bo nigdy nie wiesz, kiedy.... a gdyby ktoś ci czegoś dosypał? Dlaczego wy się nie pilnujecie?
— Żyję, myśląc, że mam niekończące się szczęście i takie sytuacje zdarzają się wszystkim, tylko nie mi — wzruszył ramionami, mówiąc prawdę. Czuł się, jakby miał swojego anioła stróża, który czuwał nad nim i dbał o to, aby był cały i zdrowy — To pierwszy raz, kiedy Harry się rozpłynął, ale hej... jestem dorosły, to nie jego wina. Uważamy na siebie Lewis, nie martw się naprawdę — zapewniał. — Jak widzisz, jestem zdrów jak ryba. Nic mi się nie stało, ale porozmawiam o tym z Harrym, aby upewnił się następnym razem, czy jestem w stanie iść z kimś do łóżka.
— Wspieram ciebie i Harry'ego w waszych decyzjach, ale wiedz, że... nie chcę, aby komuś z was się coś stało. Nie chcę kolejnym razem jechać, aby zawieść cię nie do domu, a na komisariat policji albo do szpitala.
— Woah, hola, hola! — roześmiał się blondyn, unosząc ręce. — Proszę bez takich tragicznych scenariuszy.
— Po prostu.... — zaczął, kręcąc głową — nigdy nie wiesz, kiedy trafisz na kogoś nieodpowiedniego. Wierzę... Wierzę po prostu, że jesteście na tyle odpowiedzialni, aby nie dać sobie zrobić krzywdy, ale proszę, nie chcę więcej razy słyszeć, że zajmował się tobą obcy mężczyzna, bo Harry zniknął gdzieś i nawet nie zainteresował się pewnie, czy żyjesz i czy ten koleś nie zrobił ci krzywdy — zatrzymał samochód na poboczu, gdzie zawsze droga jego i Nialla rozchodziła się w dwie różne strony.
Horan uśmiechnął się szczerze, doceniając troskę przyjaciela. Miał rację, powinni bardziej uważać, ale nikt nie jest idealny i po rozmowie, którą odbędzie z Harrym, nigdy podobna akcja nie będzie miała miejsca.
— Dziękuję, Lewis — odpiął pasy, patrząc na drugiego — Przepraszam, że cię zmartwiłem. Obiecuję, że nigdy więcej nie doprowadzę do takiej sytuacji — ułożył dłonie, jakby składał przysięgę — Będę mniej pił i bardziej panował nad rzeczywistością.
— Trzymam za słowo — skinął głową — Idź i doprowadź się do porządku, bo nadal wyglądasz, jak zombie po tygodniowym melanżu.
— To już chyba starość, że wykańcza mnie jedna noc — roześmiał się — Do następnego weekendu zero alkoholu — mruknął, otwierając drzwi i wysiadając — Dzięki stary, pozdrów swoją kobietę i powiedz, że przykro mi, że ciągle jesteś na każde moje skinienie, ale niech pogodzi się z tym, że zawsze będę ponad nią — i zanim Lewis zdążył w niego rzucić wiązanką przekleństw, zamknął drzwi, kierując się do swojego mieszkania, gdzie zapewne czekał na niego już Harry.
Nie chciał drugiemu robić wyrzutów o wczorajszą noc, bo wiedział, że nie była to jego wina, że tak to się potoczyło. To Niall powinien przystosować z piciem i nie zalewać się w trupa, ale jeśli Lewis dowie się, że nie zamienili ze sobą słowa na temat tej sytuacji, która mogła skończyć się tragicznie, to któregoś dnia obudzi się łysy.
• • •
dzień dobry, żyje tu ktoś? witam po prawie dwurocznej przerwie...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro