Rozdział 3.
Harry w przeciwieństwie do swojego partnera był typem rannego ptaszka i zdarzało się naprawdę rzadko, aby wstawał po godzinie dziesiątej. Musiał iść albo późno spać albo być tak najebanym w trzy dupy, żeby na zregenerowanie organizmu potrzebować nieco więcej czasu. Dzisiejszego poranka nie było inaczej niż zazwyczaj i Styles otwierając oczy, nie zdziwił się, kiedy na zegarku spostrzegł godzinę ósmą dziesięć. Idealna pora na rozpoczęcie dnia.
Obrócił głowę, spoglądając na plecy odwróconego tyłem do niego barmana i uśmiechnął się na wspomnienie wydarzenia sprzed kilku godzin. Było naprawdę przyjemnie i mógłby to chętnie powtórzyć, ale nie zamierzał niczego proponować, aby nie wyjść na napaleńca. Zresztą Liam zapewne wyrobił już sobie na jego temat opinię, zważywszy na fakt, że miał cholernego chłopaka, a sypiał sobie z obcymi na boku.
Zielonooki wciąż nie mógł się przyzwyczaić, że było to coś nienormalnego dla innych. Było nowe, więc dziwne i niezrozumiałe, a on będąc z tym oswojony, opowiadał o tym, jak o normalnym związku i dziwił się, otrzymując spojrzenia pełne pogardy i obrzydzenia. Nie rozumiał tego toku myślenia, bo hej, to że sypiali z innymi mężczyznami nie oznaczało, że nie obdarzali się szczerymi uczuciami. Niall kochał Harry'ego, a Harry kochał Nialla i jednonocna przygoda nie była w stanie tego zmienić.
Po kilku minutach zielonooki podniósł się z łóżka i po cichu skierował do łazienki, gdzie wziął szybki zimny prysznic, za pomocą którego rozbudził się i ożywił, będąc gotowanym na dzień pełen nowych wrażeń. Ubrał na siebie bokserki i przeczesał palcami mokre kosmyki włosów, przechodząc niedługo później do kuchni, która była naprzeciwko sypialni.
Spojrzał kątem oka do pomieszczenia i zauważając, że drugi wciąż spał, postanowił zrobić śniadanie. Oczywiście nie robił śniadań dla każdego typa, który spędzał z nim noc, ale teraz był wyjątkowo głodny i jeśli tamten nie wstanie w momencie, w którym usiądzie przy stole, to kędzierzawy zje wszystko sam i nic mu nie zostawi. To był dobry plan, racja?
W momencie, w którym zaczął smarować chleb masłem, usłyszał za sobą kroki i spojrzał przez ramię, lustrując zaspanego bruneta wzrokiem.
— Dzień dobry — przywitał się młodszy.
— Czemu wstajesz o tak nieludzkiej porze? — jęknął, siadając przy stole i przecierając oczy dłońmi, aby się rozbudzić — Przecież to środek nocy!
— Mój organizm jest przyzwyczajony do tak wczesnego wstawania — wzruszył ramionami — Myślałem, że jestem cicho, wybacz. Nie chciałem cię obudzić.
— Jest okej i tak niedługo będę musiał się zbierać do siebie — wymamrotał — Robisz mi śniadanie? Aż taki dobry byłem, że na nie zasłużyłem? — uniósł brew rozbawiony.
— Tak, byłeś cudowny — parsknął, odkładając nóż na bok i biorąc czajnik, do którego wlał wodę. — Kawy? Herbaty? Może mięty? — Niall uwielbiał miętę i nie było opcji, aby napił się jakiegokolwiek innego napoju, dlatego już z automatu pytał swoich gości, co wolą.
Wciąż pamiętał, kiedy przyprowadził Horana pierwszy raz do swojego mieszkania i zdenerwował go tym, że w swoim domu nie posiadał czegoś tak wspaniałego. Dostał wykład na co najmniej dwa tysiące słów i celibat na tydzień. Od tamtej pory w szafce zawsze trzymał dwa opakowania, tak na wszelki wypadek i nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, że tym gestem cholernie zaplusował u swojego ukochanego.
— Wystarczy kawa — odpowiedział po dłuższej chwili mierzenia wzrokiem jego pleców. Przygryzł dolną wargę, jednak zaraz opanował się, kręcąc głową. — Więc... co z twoim związkiem?
— A co ma być? — mruknął — Jest, istnieje, jesteśmy szczęśliwi — wzruszył ramionami, wyciągając kawę i sypiąc łyżeczkę do kubka.
— Może więcej szczegółów? — parsknął — Twojemu chłopakowi nie przeszkadza to, że jakiś obcy typ cię pieprzy w waszym łóżku?
— Mówiłem ci już wczoraj, że nie — pokręcił głową — Po prostu... — westchnął, odwracając się i opierając tyłkiem o blat, a następnie skrzyżował ramiona na klatce piersiowej — To dosyć skomplikowana historia.
— Mam czas — odpowiedział niemal od razu.
— Ani ja ani Niall nie byliśmy wcześniej w związkach — zaczął niepewnie, nie wiedząc, czy mógł tak po prostu powiedzieć o tym wszystkim obcemu typowi, ale skoro był ciekawy, to dlaczego by nie? — Sypialiśmy z obcymi ludźmi i prowadziliśmy... dziwkarski tryb życia — roześmiał się — Oczywiście, nie obrażam tutaj nikogo i sypianie z randomowymi typami niemal codziennie jest jak najbardziej w porządku i nie mnie to oceniać, racja? Tak czy inaczej jakoś tak się złożyło, że zakochaliśmy się w sobie, zaczęliśmy ze sobą chodzić i na początku byliśmy w tym "normalnym" — zrobił cudzysłów palcami w powietrzu — związku, który polegał na stu procentowej wierności, ale przez to zaczęliśmy się szybko nudzić. Seks był cudowny, oczywiście, że tak, ale jednak czegoś nam brakowało i czuliśmy się... jak zamknięci w klatce, rozumiesz? Przyłapywaliśmy się na tym, że każdy z nas obczajał randomowych ludzi w klubie, chcieliśmy zabawy i przez ten pieprzony status i zarzuconą normę społeczną czuliśmy się niekomfortowo, ale nie chcieliśmy też ze sobą zrywać, dlatego któregoś razu obydwaj usiedliśmy i porozmawialiśmy ze sobą szczerze. Stwierdziliśmy, że dajemy sobie wolną rękę na pieprzenie, ale... żaden z nas nie może pozwolić na to, aby całowały nas obce usta.
— Dlaczego akurat całowanie? Przecież seks, dotykanie wrażliwych miejsc i oglądanie nagiego ciała w całej okazałości, są bardziej intymne niż pocałunki.
— Niby tak, ale to za pomocą pocałunków możesz wyrazić najwięcej uczuć — wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie — Być może jest to dla ciebie dziwne, ale najważniejsze jest to, że jesteśmy szczęśliwi w takiej relacji i wciąż się kochamy.
— Nie jesteś zazdrosny? Ani on o ciebie? — spytał jeszcze.
— Nie. Na początku było dziwnie się przestawić, ale później jakoś to poszło i teraz sami siebie wspieramy w wybieraniu kandydatów na jedną noc — parsknął — Jesteśmy jak najlepsi przyjaciele, tylko że łączą nas głębsze uczucia.
— Nie mógłbym być w takiej relacji — przyznał cicho, spoglądając na twarz nastolatka.
— Nie jest ona dla każdego. Potrzeba w niej dużo zaufania, wsparcia i miłości, ale nie różni się niczym więcej od normalnych związków. Dajemy sobie po prostu więcej swobody, nie ograniczamy się i myślę, że nasz związek jest wart pozazdroszczenia. Nie ma w nim grama toksyczności, chorobliwej zazdrości i tego innego niszczącego gówna. Nie zakazujemy sobie spotkań z przyjaciółmi, nie przeglądamy sobie wiadomości, chyba, że za zgodą drugiej osoby i... robimy wszystko to, co każda para — wzruszył ramionami, nie wiedząc, co mógłby jeszcze powiedzieć.
Ich relacja była taka jak każda inna, po prostu pieprzyli się z kim popadnie. Nie było tu większej filozofii.
— Okej, w takim razie życzę wam dużo szczęścia i wytrwałości. Wierzę, że wasz związek przetrwa wszystkie próby — powiedział po dłuższej chwili, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.
— Przetrwa wszystko do momentu, w którym będziemy obdarzać się miłością — zapewnił, odwracając się, aby dokończyć przyrządzanie śniadania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro