Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.

— Ten jest całkiem niezły — mruknął blondyn, lustrując wzrokiem, idącego na parkiet kolorowłosego chłopaka, który zaraz został porwany do tańca przez blondwłosą dziewczynę. Zmrużył niezadowolony oczy, kiedy urodziwy nieznajomy zniknął z jego pola widzenia, a następnie upił trzymanego w lewej ręce pomarańczowego drinka, spoglądając na swojego chłopaka, który siedział tuż obok niego na kanapie, przygryzając dolną wargę i wpatrując się niemal od dobrych kilku minut w dobrze zbudowanego barmana, obsługującego dzisiejszego wieczoru podpitych imprezowiczów. 

Niebieskooki, orientując się, na kogo tak nachalnie zerka jego ukochany, przeniósł swój wzrok również w tamtym kierunku i uśmiechnął się, kiedy sekundę później dostrzegł, że brunet także, co jakiś czas spoglądał w ich stronę. Szturchnął kędzierzawego w ramię i poruszył sugestywnie brwiami.

— Myślę, że on również chce cię dzisiaj w swoim łóżku — powiedział — Podejdź do niego i zagadaj! — próbował go zachęcić.

— No nie wiem — westchnął, bawiąc się słomką między zębami. — Chyba nie tylko ja mam na niego dzisiaj ochotę — jęknął zawiedziony, widząc przy barze kilka dziewczyn, które uważnie obserwowały umięśnionego mężczyznę wzrokiem.

Blondyn parsknął cicho, nachylając się i składając delikatny pocałunek na wargach zielonookiego.

— Myślę, że jest bardziej zajęty obserwowaniem nas niż tych panienek, które nie są w najlepszej formie, sądząc po tym, jak bardzo rozbawione są i od ilu minut tam siedzą — skomentował blondyn, opierając głowę o ramię swojego ukochanego.

— Skąd pewność, że to akurat na mnie patrzy, co? — spojrzał na niego — Może spogląda na ciebie albo na kogoś, kto tańczy blisko nas.

— Harreh, błagam cię. Widziałeś siebie dzisiaj w lustrze? — uniósł brwi, odsuwając się kawałek i chwytając za fragment jego rozpiętej koszuli — Sam się prosisz o uwagę. Każdy chciałby cię mieć w swoim łóżku — stwierdził, na co drugi uśmiechnął się, biorąc łyka alkoholu.

— Sprawiasz, że czuję się pewny siebie — roześmiał się, a blondyn poklepał go po plecach.

— Taki masz być, tygrysie — oznajmił — Niech zrobi ci najlepszego drinka w mieście.

— Nie dopiłem jeszcze tego — mruknął, spoglądając na szklankę, trzymaną w dłoni. Chłopak, siedzący obok parsknął, wyrywając szklane naczynie z dłoni starszego i jednym sprawnym ruchem przechylił je, wlewając sobie jego zawartość do gardła. Skrzywił się nieznacznie, czując pieczenie, ale mimo to uniósł kąciki ust ku górze i poklepał loczka po udzie.

— Wydaje mi się, że jednak dopiłeś — wytarł usta rękawem czerwonej koszuli w czarną kratkę, wciskając pustą szklankę do jego otwartej jeszcze dłoni i skinął głową w stronę baru. — Galopuj piękna gazelo.

Harry uniósł brwi ku górze, a następnie parsknął śmiechem finalnie podnosząc się z kanapy i spoglądając na zadowolonego niebieskiego, który zdawał się powoli czuć skutki pomieszania ze sobą dwóch mocnych trunków. Musiał zwinąć się z klubu, aby nie wykorkować i dzisiejszej nocy odpuści sobie zabawę, z którymś nieznajomym.

— Jesteś idiotą, kochanie — skomentował — Ale słodkim idiotą, to trzeba ci przyznać.

— Właśnie na to poleciałeś. Na moją słodkość — przejechał dłonią od swojego uda aż po kolano, przygryzając dolną wargę, a następnie po dłuższej chwili westchnął, biorąc łyka pomarańczowego napoju, który tym razem należał do niego. — Zaraz będę zwijał się do domu. Czuję nadchodzące pierdolnięcie w mój umysł, a nie widzi mi się obudzić rano obok jakiegoś nieznajomego.

— Nie zamierzasz się dzisiaj zabawić? — spytał. — Narzekałeś, że tęsknisz cholernie za tym stylem bycia.

— Tak, wiem i to prawda, ale nie mam aż tak mocnej i wytrzymałej głowy. Wolałbym pamiętać swój pierwszy od dwóch tygodni stosunek z nieznajomym przystojniakiem — odpowiedział mu — Cholera, nie mowa teraz o mnie — kopnął go lekko w udo, aby pchnąć go w stronę baru. Każdy malutki kroczek był na miarę sukcesu. Ten mięśniak pracować wiecznie nie będzie, a wiadomym było, że chętnych na niego było sporo, dlatego im szybciej jego ukochany zacznie działać, tym zwiększy sobie szanse na zajęcie się jego kutasem dzisiejszej nocy. 

— Gdzie pójdziesz na noc? — spytał Harry. — Mam iść z nim do niego, jeśli zgodzi się wyjść po zmianie? 

— Pójdę do Lewisa — oznajmił — Obciągnę mu i wpakuję się mu do łóżka. Na pewno nie pogardzi dodatkową przytulanką — uśmiechnął się, poprawiając palcami farbowane blond włosy. 

— Lewis jest hetero, gejuchu, a w dodatku ma dziewczynę — parsknął, poprawiając koszulę — Uważaj na siebie, proszę — nachylił się w jego stronę i układając dłonie na udach młodszego, musnął delikatnie jego usta. — Jeśli nie będziesz czuł się na siłach zadzwoń do mnie, a ja natychmiast się tobą zajmę. Pamiętaj, że... — urwał, czując miękkie wargi na tych swoich. Przymknął na moment oczy, wzdychając, a zadowolony Horan ujął jego czerwone policzki w swoje dłonie. Harry czasami za dużo gadał, a najskuteczniejszym sposobem uciszenia go były właśnie pocałunki.

— Wiem, kochanie — odpowiedział — Dam sobie świetnie radę, gdyż mój heteroseksualny przyjaciel, który wcale nie całował się ze mną w szóstej klasie na długiej przerwie w kiblu, za chwilę odbierze mnie spod klubu — wyciągnął telefon z kieszeni i pomachał nim przed twarzą ukochanego. — Naprawdę, skarbie, doceniam twoją troskę, ale myślę, że seks z tamtym kolesiem powinien aktualnie być na pierwszym miejscu. 

— Chyba za bardzo wczułeś się w rolę mojego doradcy, zapominając totalnie o tym, że jesteśmy razem od sześciu miesięcy — mruknął, układając jedną z rąk na jasnej czuprynie, którą poczochrał kilkukrotnie, prostując się. — Dobrze, panie mądralo. Totalnie nie zainteresowany twoim losem, idę do baru umówić się na najlepszy seks w tym tygodniu. 

— Hej, hej, nie przesadzaj — zmrużył oczy, wybierając numer do przyjaciela, a po przyłożeniu telefonu do ucha, złapał za nadgarstek starszego — Żadnych pocałunków, pamiętasz? 

Styles uśmiechnął się delikatnie, a następnie skinął głową, łapiąc swoim kciukiem za jeden z palców Irlandczyka.

— Pamiętam, kochanie. Dobranoc. 

Po tych słowach wyślizgnął rękę z dłoni blondyna, który odprowadził go wzrokiem do baru i kiedy tylko zielone oczy spotkały te niebieskie, uniósł jednego kciuka ku górze, ruchem warg przekazując "kocham cię", co spotkało się z rozczulonym uśmiechem Stylesa. Kędzierzawy jednak zaraz odwrócił spojrzenie od swojego chłopaka i przeniósł je na barmana ubranego w czarną koszulę, obsługującego rudowłosą kobietę, zagryzającą wargę i bawiącą się swoimi kosmykami włosów. Było to bardzo typowe kokieteryjne zachowanie i jeśli Harry byłby hetero na pewno nie poleciałby na coś takiego. Jego zdaniem nie było w tym nic seksownego... no dobra, jeśli robił to Niall to od razu mu stawał, ale była to inna para kaloszy, tak? 

Usiadł na wysokim krześle i oparł się dłońmi o drewniany blat, na który padały światła lamp, znajdujących się niemal nad jego głową. Ten obszar był jednym z bardziej oświetlonych w tym klubie i Harry się temu nie dziwił. Barmani musieli dobrze widzieć, zwłaszcza, jeśli w grę wchodziły banknoty do przeliczenia. Pijani ludzie bywali różni - w większości nie ogarniali otaczającego ich świata, a co dopiero wykładanych pieniędzy. 

Tak czy siak, Styles poprawił swoją dłonią włosy, chcąc mieć pewność, że wyglądał dobrze i z całego tego roztargnienia na temat swojego wyglądu nie zdołał zarejestrować momentu, w którym piękny nieznajomy podszedł do niego, pytając o to, czego sobie życzy.

— Przepraszam? — spytał niepewnie, kiedy nie otrzymał odpowiedzi zwrotnej i dopiero wtedy głowa bruneta poderwała się do góry, napotykając ciemne tęczówki oraz przyjazny, uroczy uśmiech. Uważnie w ciągu kilku sekund zmierzył całą twarz barmana i cholera - był cholernie przystojny, zwłaszcza z takiej małej odległości! — Pytałem, co podać — dodał.

— Um, wybacz, zamyśliłem się — pokręcił głową. 

— W porządku — roześmiał się melodyjnie, a zielonooki zjechał wzrokiem na jego klatkę piersiową, którą tak idealnie opinał materiał tej cholernej koszuli, którą chciał już z niego zerwać i w zasadzie gadki Harry'ego ssały mocno, zwłaszcza, jeśli nie był wstawiony, bo jeśli w jego krwiobiegu płynęło mnóstwo alkoholu wtedy szło mu to gładko i sprawnie. — Hej... — mruknął nieznajomy, podkładając długopis pod jego podbródek i uniósł go ku górze, aby zielone oczy ponownie znalazły się na jego twarzy — Rozmówcom należy patrzeć tutaj — machnął wolną ręką przed twarzą. 

— Wybacz, twoje guziki wyglądają, jakby za chwilę miały rozerwać twoją koszulę w drobny mak. To rozprasza — uśmiechnął się niewinnie i odchylił głowę lekko do tyłu, aby pozbyć się spod niej długopisu, który barman niedługo później zabrał. 

— Sugerujesz, że jestem gruby? — spytał, patrząc na swoją klatkę piersiową.

— Sugeruję, że jesteś cholernie umięśniony i powinieneś zainwestować w większe koszule. Aż tak mało wam tutaj płacą, że nie stać was na porządne ubrania, które nie rozpraszałyby klientów? — uniósł brew, podkładając dłoń pod policzek, którą oparł na łokciu. 

— To taki chwyt marketingowy — wyznał, łapiąc dłońmi za krawędzie blatu i nachylił się w stronę kędzierzawego, którego oczy teraz błyszczały się. — Im mniejsza koszula, tym więcej spragnionych widoku tego, co kryje się pod nią, klientów — uniósł kącik ust do góry, przygryzając dolną wargę. 

— Najwyraźniej jestem wyjątkiem, odstającym od tej reguły — wzruszył ramionami, patrząc w ciemne oczy i starał się nie uśmiechnąć. Czuł między nimi to słodkie i narastające napięcie, które sprawiało, że jego klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej, a w głowie pojawiały się bardzo niegrzeczne obrazy tego, jak szybko i sprawnie zrywa te cholernie obcisłe ubrania z wyrzeźbionego ciała barmana. 

— Doprawdy? — parsknął, odsuwając się od blatu i prostując, aby ponownie móc patrzeć na kędzierzawego z wyższością. — W takim razie, co ci podać?

— Najlepiej godzinę, o której twoja zmiana się kończy — wypalił, niezbyt analizując to chwilę wcześniej w swojej głowie. Jego oczy lekko rozszerzyły się, kiedy słowa te wypłynęły z jego ust i miał ochotę uderzyć się w czoło, bo powiedział to zdecydowanie zbyt szybko.

— Kończy się za dwadzieścia minut. Punkt pierwsza — odpowiedział, nie ukrywając swojego zadowolenia z obecnej sytuacji. Zielonooki nastolatek wpadł mu w oko już w momencie, w którym przekroczył klub w towarzystwie energicznego blondyna, który zapłacił za ich drinki, zamawiane w barze na drugim końcu klubu. Tak, mieli dwa bary, gdyż pomieszczenie do tańczenia było naprawdę duże i przy większej ilości osób nikomu nie chciałoby się przepychać przez wszystkich spoconych imprezowiczów, gotowych zdeptać cię jak bezbronną dżdżownicę. Barman miał to szczęście, że dwójka trzymała się jednak lewej strony klubu, gdzie on dzisiejszej nocy miał zmianę i mógł niezbyt dyskretnie śledzić wzrokiem ten uroczy kąsek, który finalnie sam do niego przydreptał — Coś jeszcze? 

— Imię byłoby w porządku oraz jakiś dobry, niedrogi drink. Zdam się na ciebie — puścił mu oczko, czując, jak stres, który ogarnął go zaledwie chwilę temu, zaczął opuszczać jego ciało. Jednak nie zrobił z siebie kretyna. 

— Liam — mruknął, zapisując coś na kartce. — A twoje, bezpośredni chłopcze?

— Harry — odpowiedział, obserwując jego ruchy.

— W porządku, Harry — skinął lekko głową — Do zobaczenia za dwadzieścia minut na parkingu — posłał mu uśmiech zanim odszedł, wręczając karteczkę z nazwą drinka dziewczynie, wychodzącej z zaplecza. 

Styles, kiedy tylko Liam oddalił się od niego, zajmując kolejnym klientem, odwrócił się w stronę kanap, na których jeszcze niedawno siedział Niall i westchnął cicho, widząc jedynie blondynkę w towarzystwie jakiegoś szatyna. Pozostało mu mieć nadzieję, że Lewis zajmie się dobrze jego ukochanym i skupić się na swojej, nadciągającej zabawie, która na pewno będzie jedną z tych, które wspominać będzie przez następnych kilka tygodni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro