XI
Budząc się rano Error pierwsze co dostrzegł to swoją dłoń wtulającą się w poduszkę. Dziwne dla niego było nie posiadanie snu. Niepewnie podniósł się czując jak magia przemiany zniknęła. Każdy zobaczy go takiego jakim jest naprawdę.
- Cholera by to wszystko... - warknął i wstał na własne nogi ubierając się. Musi się stąd wynosić jak najszybciej. Najlepiej niezauważony.
Biorąc pieniądze od Dream'a schował je do kieszeni i wziął swoje rzeczy wychodząc na balkon. Mógł zaryzykować i teleportować się przed bramę, jednak byłoby to zbyt ryzykowne. Ktoś mógłby go zobaczyć. Zerkając w dół spojrzał na budynek. Dałby radę przejść po gzymsie, który otaczał budynek. W jego planie było przeskoczenie potem na balkon niżej. Ryzyko było także spore, ale za włamanie dostałby mniejszą karę niż za używanie magii. Po chwili namysłu wykonał swój plan w oka mgnieniu znajdując się na balkonie. Już miał zeskoczyć w krzaki na dole, gdy kątem oka zerknął na szybę. W tym samym, jednak momencie ktoś pojawił się przy nim uderzając w głowę, przez co ten stracił przytomność.
Budząc się po jakimś czasie Nightmare zamrugał niepewnie rozglądając się po szarym i ciemnym pomieszczeniu.
- D-dream..? - wyszeptał niepewnie, a światło zapaliło się. Ubrana na czarno-złoto postać weszła do pomieszczenia uśmiechając się szeroko.
- Po tylu latach... - siadając naprzeciwko przywiązanego szkieleta ten patrzył na niego z obłąkaniem - W końcu cię mam...
- Kim jesteś..? - próbując nie okazać strachu Nightmare wyprostował się, jednak zaledwie po wypowiedzeniu tych słów osoba wstała i kopnęła krzesło z potworem, przez co ten się przewrócił.
- Żartujesz sobie ze mnie prawda?! Dream mówił, że jest coś z tobą nie tak... Ale, żeby nie pamiętać tych którym zniszczyłeś życie..? To żałosne - w jego dłoni pojawił się nóż, którym rozciął maź potwora, przez co ten wrzasnął głośno - Reaper dużo musiał wydać, by Dream stworzył nam bronie przeciw tobie... - dźgając potwora śmiał się - To tak przyjemne! - żółte oko zabłysnęło, a macka niemal przebiła jego głowę, była jednak za słaba - Żałosne..
- C-co ja ci zrobiłem?! - szukając odpowiedzi Nightmare naraził się na kolejną falę bólu.
- Czyli dalej podtrzymujesz się tego, że mnie nie pamiętasz..? Jaka szkoda... jako twój były sojusznik naprawdę zasłużyłem na zapamiętanie... - słysząc te słowa szkielet się zdziwił. W końcu nie było o nim żadnych zdjęć czy filmików - Powiedz... mówi ci coś imię Bill? - wtedy wzrok Nightmare'a stał się zamglony, a widok nie z jego perspektywy zaćmił go. Widział dokładnie podające sobie dłonie. Walkę. Swoje zwycięstwo.
- Byłeś pierwszym przyjacielem Nightmare'a... - wyszeptał cicho, a kolejne rozcięcie wywołało wrzask.
- Nie nazywaj mnie tak... Przyjaciele nie odbierają sobie magii... - warknął wściekły Bill podnosząc się - Niestety i tak nie mogę cię zabić. Reaper chce cię żywego... - westchnął - Ale bez nogi dasz radę. Poza tym jak tylko ta trutka przestanie działać odnowisz ją - zachichotał rozpoczynając kolejną falę tortur pod czujnym wzrokiem Dream'a.
Trzymając telefon marzyciel zaciskał dłoń.
- Spłaciłem dług... Nightmare jest wasz - powiedział do komórki odchodząc, by brat przypadkiem go nie wyczuł.
- Dobrze. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - Reaper uśmiechnął się szeroko obracając się na krześle radośnie - Ale co do długu. Spłacisz go dopiero jak Night będzie u mnie - dodał, a drzwi od jego gabinetu uchyliły się delikatnie, a niewielki szkielet wszedł do środka zamykając je za sobą.
- Jeśli spróbujesz mnie oszukać wiesz jak to się skończy... - warknął Dream.
- Wiem, wiem - dostrzegając nieproszonego gościa Reaper lekko zmarszczył brwi - Co tu robisz Goth? - spytał nieprzyjemnie.
- Chciałem cię odwiedzić tato! - delikatny uśmiech szkielecika niezbyt obchodził boga śmierci.
- Ugh... Podejdź do mnie - rozkazał, a chłopiec zrobił to - Przywitaj się z wujkiem Dream'em.
- Dz-dzień dobry wujku Dream... - zawstydzony Goth zakrył swoją twarz.
- Czyż dzieci nie są słodkie? - Reaper zachichotał, a wściekły Dream rozłączył się - Rozłączył się. Chyba cię nie polubił - wzruszył ramionami - Gdzie twoja matka? - spytał.
- Pewnie mnie szuka... - wyszeptał szkielecik.
- Więc się ukryj. Tylko tak, by cię nie znalazł - dziecko skinęło szczęśliwe głową i podbiegło do szafy w pomieszczeniu i schowało się - Głupi bachor... - syknął do siebie Reaper, a drzwi otworzyły się z hukiem - I kto się zjawił... - dostrzegając swojego męża uśmiechnął się. Ubrany w swój codzienny strój potwór wyglądał codziennie lepiej i lepiej w oczach śmierci.
- Gdzie on jest? - Geno zacisnął dłonie zbliżając się do potwora.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? - pojawiając się przed ukochanym Reaper objął jego talię - Ale skoro już tu jesteś~
- Zostaw mnie... - Geno próbował się odsunąć, ale usta szkieleta znalazły się na jego. Tkwili w romantycznej scenerii przez chwilę. Do czasu aż Geno nie nadepnął męża odskakując - Jesteś obrzydliwy... - wycierając usta szkielet zaciskał dłonie.
- Ah tak? Czyli zapomniałeś już jak o ciebie dbałem przez te lata? - warknął Reaper, ale ukochany nie zdołał dłużeć go słuchać.
- Dbałeś?! Jesteś niczym innym niż potworem! Gdybym tylko wiedział jakim psycholem jesteś nigdy bym za ciebie nie wyszedł! - śmierć patrzyła na Geno z lekkim uśmiechem - Żałuje, że kiedykolwiek cię poznałem! - wściekły szkielet opuścił pomieszczenie nim mąż w jakikolwiek sposób go ukarze.
- Słyszałeś to Goth..? - przybierając smutny ton głosu Reaper zbliżył się do szafy uchylając drzwiczki. Widok zapłakanego syna niezbyt go przejął. Nigdy go nawet nie lubił.
- D-dlaczego tata mówił o tobie takie rzeczy..? N-nigdy nikogo nie skrzywdziłeś... - łkał, a znudzony Reaper wziął go na ręce.
- Twój ojciec traktuje mnie tak od wielu lat, wiesz... - zapatrzony w niego szkielecik wtulił się w jego szatę.
- A-ale... dlaczego..? Przecież tata jest miły... z-zawsze mi śpiewa do snu... albo czyta bajkę... N-nigdy nie podnosi na mnie głosu... - słuchając tych słów Reaper czuł zazdrość. W końcu to mu Geno śpiewał, gdy spotykali się na początku tego wszystkiego.
- Geno chce cię zmanipulować...
- Ale... co to znaczy..?
- To znaczy, że chce byś mnie nienawidził... Byś zawsze stanął po jego stronie. Byś robił wszystko co ci powie - wytłumaczył mu siadając na fotelu i otaczając Goth'a udawaną troską.
- Ale... ja cię nie nienawidzę tato... I tata nigdy nie mówił o tobie źle... - zdziwiony ostatnim zdaniem Reaper odwrócił wzrok próbując nie wybuchnąć śmiechem. W jego mniemaniu Geno był kimś głupim. Nie ostrzegać własnego dziecka przed nim? To głupie. Naiwne.
- Ale widziałeś co miało tu miejsce... Geno żałował, że mnie poznał... a gdyby mnie nie poznał... Nie byłoby...
- Mnie... - łzy spłynęły po policzkach Goth'a - A-ale... to wszystko kłamstwo..? O tym, że tata mnie kocha..?
- Przykro mi Goth... ale mnie też oszukał... Czasami mnie nawet uderza... - szkielecik zadrżał.
- T-to straszne! Nie wierzę, że tata zrobiłby coś takiego!
- A czy kiedykolwiek widziałeś jak się uśmiecha? - Goth złapał się za czaszkę łkając, a Reaper uśmiechnął zaczynając pocieszać swe jedyne dziecko, które w jego mniemaniu zniszczyło jego życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro