Rozdział 19. Przeszłość.
Nie wiem po jakim czasie Sportacus zabrał mnie do swojego tego latającego czegoś. Usiadłem na swoje miejsce miętosząc list od brata. Nawet nie zareagowałem kiedy wystartowaliśmy. Drżącą dłonią otworzyłem kopertę i wyjąłem z niej list. Po rozłożeniu kartki zacząłem cicho czytać.
-Hej Robbie. To mój chyba... Ostatni list do ciebie. Nie wiem czy dam radę go wysłać. Ostatnio gorzej się czuje możliwe, że to przez nowego więźnia. Ale posłuchaj. Nie przez te bójki poszedłem do więzienia mój braciszku. Pamiętasz jak wracaliśmy z wspólnego pikniku? Tego dnia kiedy wypuściliśmy twojego motylka którego miałeś w słoiku po tym jak znalazłeś go z wyrwanym kawałkiem skrzydła. Może pamiętasz, a może nie. Tego nie wiem. Ale możliwe, że sobie przypomnisz. Było to w tym czasie co jeszcze nie wiedziałeś o swojej chorobie. W czasie drogi powrotnej... Zaatakował nas pewien mężczyzna. Chciał pieniędzy. Padał deszcz, a ty byłeś okryty kocem. Ostatecznie mężczyzna wyciągnął nóż. Byłeś przerażony, a ja starałem się ciebie chronić. Ten człowiek rzucił się na nas. Kazałem ci uciekać kiedy zacząłem się z nim szarpać. Zrobiłeś to. W czasie szarpaniny... Wyrwałem temu mężczyźnie nóż. Wbiłem mu go w brzuch. Kilka razy. Na moje nieszczęście... Widział to ten cały bohater. Próbował mu pomóc ale wykrwawił się, a ja stałem w szoku trzymając ten przeklęty nóż. Byłem brudny od błota i krwi oraz mokry od deszczu. Powiadomił on policję. Aresztowali mnie. Nikt nie chciał mi wierzyć w to co się stało. Chcieli twoich zeznań ale... Wtedy byłeś już w szpitalu. Pamiętam kiedy zadzwoniłem do mamy. Zapytałem ich czy już wiedzą co się stało. Wtedy powiedziała słowa, że kiedy wbiegłeś do domu poleciała ci krew z nosa i zemdlałeś. Próbowałem uciekać z aresztu. Chciałem być obok kiedy się wybudzisz ale policjanci mnie nie słuchali. Tak jak ten bohater. Wszystko potem szybko się toczyło. Informacja o twojej chorobie, pójście do więzienia, ucieczki z niego... Ale gdy rodzice zginęli... Miałem zawsze wrażenie, że zapomniałeś o mnie przez duży szok. W końcu... Gdybyś mnie pamiętał byś zadzwonił. Ale nie mam zamiaru robić ci z tego powodu wyrzutów. Lecz pamiętaj braciszku. Zawsze będę przy tobie. Cokolwiek by się nie działo pamiętaj, że ciebie bardzo kocham Robbie. Podpisano twój brat, Glannie.- Łzy spływały mi z oczu kiedy przeczytałem list od brata. Pocierałem rękawami co jakiś czas oczy. Emocje skumulowały się i po chwili mocno wybuchły. Nie dałem psychicznie rady. Płakałem niczym małe dziecko. Nawet nie zareagowałem gdy ten sportowiec do mnie podszedł. Odpiął pasy i przytulił mnie. Długo nie mogłem się uspokoić. Chyba z tego wszystkiego straciłem przytomność.
(Perspektywa Sportacusa)
Przestraszyło mnie to jak Robbie przez płacz nagle stracił przytomność. Upewniłem się, że nic mu nie jest po czym okrywając w koc położyłem go na łóżku. Wsiadłem za ster i prowadząc sterowiec poleciałem w dalszą drogę do Leniuchowa. Kiedy dotarłem na miejsca postawiłem sterowiec na polanie zasypanej śniegiem. Wysiadłem z fotela i poszedłem do Zgniłka. Nim wziąłem go na ręce założyłem kurtkę na siebie kurtkę oraz szalik. Następnie wziąłem go na ręce i podszedłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem wyszedłem ze swojego domu zamykając drzwi. Trzymając Robbiego pobiegłem z nim do szpitala. Zostawiłem go tam pod opieką lekarza po czym udałem się w drogę powrotną. Lecz zatrzymało mnie to, że ktoś walną w moje plecy śnieżką.
-Trafiłem Sportacusa!- Krzykną Ziggy, a kiedy się odwróciłem widziałem jak ten skakał śmiejąc się z tego, że trafił we mnie śnieżką.
-A już myśleliśmy, że wyjechałeś Sportacusie.- Powiedział Pixel trzymając w zasłoniętych rękawiczkach kamerę. Podszedłem do murka i oparłem się o niego. Westchnąłem cicho.
-Nie wyjechałbym bez pożegnania dzieciaki.- Powiedziałem z lekkim uśmiechem po czym potarłem włosy Ziggy'ego kiedy koło mnie stanęła Stephanie.- Po prostu... Musiałem zawieźć gdzieś Robbiego.- Powiedziałem mając świadomość, że ci zaczną zadawać pytania. Nie myliłem się. Zastanowiłem się jak im przekazać tą... Smutną informację o rodzinie Robbiego. Wziąłem głęboki oddech.- Nim Robbie przeszedł leczenie choroby dowiedział się, że... Jego brat... Odszedł. Praktycznie... Jest sam. Nie ma mamy ani taty. Dziś zawiozłem go do miejsca gdzie był jego brat. Zabraliśmy rzeczy brata Robbiego. W czasie powrotu... Źle zniósł całą sytuację. Tak się rozpłakał, że aż zemdlał. Wiem, że go... W pewien sposób nie lubicie ale teraz potrzebuje dużo wsparcia. Zaprośmy go na święta. Leprze by spędził je z nami niż sam.- Powiedziałem przyglądając się dzieciom które się na mnie patrzyły. Liczyłem, że dzieciaki poprą mnie w tym aby pomóc Robbiemu. Ale martwiłem się o jego stan psychiczny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro