Rozdział 10. Ciotka.
Minęło parę dni od kąt jedno z tych dzieciaków zniszczyło jedyną moją pamiątkę po rodzicach. Całe szczęście doktor Max naprawił medalion i jest jak nienaruszony. Chyba tylko jemu mogę zaufać jeśli chodzi o... To wszystko. Sam nie chce sobie dawać rady. Chyba, że w sprawę wchodzi zemsta. Właśnie spacerowałem po miasteczku mając ze sobą torbę. W niej miałem biszkopty, sok i telefon by aby w razie czego zawiadomić swojego lekarza. W pewnej chwili usiadłem na ławce i podkuliłem do siebie nogi. Dałem brodę na kolana i patrząc w niebo zacząłem wspominać. Mój pierwszy zrobiony latawiec, piknik z mamą na leśnej polanie, a nawet bieganie w deszczu z... Nie pamiętam kim. To ostatnie nie dawało mi spokoju. Nawet nie miałem odwagi o to zapytać doktora. Z zadumy wyrwał mnie kobiecy krzyk. Bardzo znany. Bardzo bardzo mi znany. Z niepewnością odwróciłem się i gwałtownie zbladłem. Zauważyłem siostrę mojego taty, a dokładnie moją ciotkę Raquelle. Nie lubiłem jej od dziecka. Zawsze traktowała się jakby była królową. Starałem się uciec niespostrzeżenie na jej widok.
-Robbie!- Krzyknęła ciotka tym swoim głosem który przyprawiał o dreszcze. Gwałtownie stanąłem czując jak wszystkie koszmary o niej wracają. Już się odwracałem kiedy kobieta uderzyła mnie w twarz. Z otwartej dłoni.- Nie słyszałeś niewdzięczny bachorze jak cie wołam?!- Wydarła się, a ja zacząłem drżeć wiedząc, że nikt mnie nie obroni.- Odpowiadaj!- Wrzasnęła unosząc rękę z zamiarem uderzenia mnie. Zamknąłem oczy oczekując kolejnego uderzenia. Jednak nie poczułem ciosu ani nie słyszałem jak się kobieta zamachuje. Z niepewnością spojrzałem i zauważyłem tego całego Sportacusa czy jak jemu tam. Trzymał rękę ciotki Raquelle patrząc nie zadowolonym spojrzeniem.
-Co pani wyprawia?- Jego ton był taki jak mojego ojca kiedy ciotka mnie biła gdy byłem dzieckiem. Kobieta zaczęła się szarpać wrzeszcząc jednocześnie.
-Puszczaj mnie gamoniu!- Krzyczała na co ja się zacząłem wycofywać. Niestety ta się wyrwała temu mięśniakowi i rzuciła mnie kamieniem którego wzięła nie wiadomo skąd. Trafiła mnie nim prosto w twarz. Musiałem z tego powodu zamknąć oczy. Spojrzałem po kilku chwilach na nią.
-Nienawidzę cie... Słyszysz... S-Suko?! Nienawidzę ciebie jebana szmato! Gdybym chciał to bym cie zabił i rozrzuciłbym twoje ścierwo do morza!- Krzyknąłem wściekły po czym zacząłem biec. Czułem jak adrenalina podskoczyła mi do góry. Starałem się uspokoić. Jednak w pewnej chwili dobiegłem do plaży. Na piasek rzuciłem swoją torbę po czym poszedłem na podest. Nie mogłem się uspokoić mimo brania głębokich oddechów. W pewnej chwili poczułem coś co skapywało mi z nosa. Dotknąłem warg i spojrzałem. Zemdliło mnie na widok krwi. Chciałem wrócić na brzeg lecz... Zrobiło mi się słabo i zemdlałem.
&
Tak, tak moi drodzy. Imię ciotki Robbiego to imię postaci z fandomu o Barbie. Pomyślałam, że najlepiej do tej postaci pasuje te imię. Z resztą. Da się to wręcz zauważyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro