Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Nie umiesz kłamać, skarbie.

Kiedy wstaję - a przynajmniej próbuję - jestem w podłym nastroju. Jak codziennie, w ciągu ostatnich dni. Staczam się z łóżka i kieruję do łazienki. Przechodząc przez pokój, mój wzrok instynktownie kieruje się z okno.

Chciałam tylko sprawdzić pogodę - wmawiam sobie.

Pogoda jest fatalna, więc mogę zarzucić jej moje okropne samopoczucie.

Przecież najlepiej zrzucić całą winę na pogodę.

W szkole też nie jestem sobą. I chociaż gorsze dni Holly odeszły w niepamięć, nawet ona nie potrafi poprawić mi humoru, co nie wróży niczego dobrego. Oczywiście jej pierwsze słowa wypowiedziane na mój widok, to:

- Cholera, Maddy, wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle.

Chyba się do tego przyzwyczaiła, bo kiedy rzucam jej mordercze spojrzenie, ona ciągnie dalej:

- Calum? - unosi brwi - Jasne, że Calum - prycha na własną głupotę.

- Ukatrupię tego skurwiela - wybucham - Zajebię gnojka. Co on sobie w ogóle wyobraża?

Kilku uczniów rzuca mi zdziwione spojrzenia, a ja zdaję sobie sprawę, że jestem na korytarzu pełnym ludzi szukających coraz to ciekawszych tematów do rozmów. Mój romans z niejakim Calumem Hoodem zająłby pierwsze miejsce na wszystkich listach wyssanych z palca ploteczek. A to, że właśnie wyzywam go przy wszystkich, tylko by mnie pogrążyło.

Dobrze, że nie wymieniłam jego imienia.

Holly szturcha mnie łokciem w żebra, kiedy obok nas przechodzi Hood na czele swojej paczki. Zaciskam pięści i biorę głęboki oddech. Nie stać mnie nawet na udawanie, że wszystko jest w porządku. Staram się po prostu na niego nie patrzeć.

***

Po lekcjach postanawiam zaczekać na Holly przed szkołą. Po prostu nie zniosłabym kolejnych pięciu minut w tym ciągłym zamieszaniu na środku szkolnego korytarza.

W skupieniu obserwuję drzwi, modląc się, żeby dziewczyna w końcu raczyła do mnie przyjść. Inaczej pójdę bez niej, przysięgam.

Z zamyślenia wyrywa mnie męski głos tuż przy moim prawym uchu. Odwracam się w stronę jego źródła i dostrzegam postać blondyna z poplątanymi, odrobinę zbyt długimi włosami.

- Hemmings? - pytam.

- Nie możemy tu rozmawiać - chłopak chwyta mój łokieć i odciąga sprzed wejścia do szkoły.

- Puszczaj - próbuję się wyrwać, ale on już ustawia mnie przed sobą. Czuję za plecami zimną ścianę - Czego chcesz? - pytam.

- Chodzi o Hooda - mówi twardo.

No tak, o co innego mogło chodzić...

- Co z nim? - zakładam ręce na piersi.

- Nie udawaj - blondyn wciąż ma ten kamienny wyraz twarzy - Wiesz coś.

- Nie mam zamiaru mieszać się w jego życie - kręcę głową, siląc się na jak najbardziej obojętny wyraz twarzy.

- Hood coś przed nami ukrywa, a ty nie dość, że mieszkasz w domu obok, to jeszcze kiedyś się z nim przyjaźniłaś.

Obserwuję, jak napinają się jego mięśnie żuchwy.

- Tym bardziej powinnam trzymać się od niego z daleka, nie sądzisz? - unoszę brwi.

- Nic nie powiesz, co? - chłopak prycha z rozbawieniem.

- Nawet gdybym coś wiedziała...

- Nie kłam - Luke mi przerywa - Co jeśli... Zaproponuję układ?

Zapada chwilowa cisza, a ja czekam na wyjaśnienia.

- Ty mi powiesz, co jest grane, a ja dopilnuję, by Hood więcej się do ciebie nie zbliżał.

W jego spojrzeniu jest coś intrygującego. Coś, co sprawia, że jego propozycja wydaje się najlepszym wyjściem, nawet jeśli jest kompletnie do dupy.

- Skąd wiesz... - chyba jestem przerażona, albo coś podobnego. Tak mi się wydaje. Fala gorąca po prostu bezczelnie uderza mnie w twarz.

- Nie umiesz kłamać, skarbie - uśmiecha się.

- Czyli co? Skąd wiesz, że potrzebuję twojej pomocy, hm? - unoszę brwi.

- Dziwnie się ostatnio zachowujesz.

- Och, czyli nagle zacząłeś się interesować kimś z niższej ligi?

Tak bardzo chciałabym sprzedać mu kilka soczystych ciosów w tę śliczną buźkę.

- Powiedzmy, że to dla dobra sprawy.

I może jeszcze jednego kopa prosto w czułe miejsce.

- Masz mnie za idiotkę, Hemmings? - prycham.

- Po prostu możesz mieć przydatne informacje.

Ciekawe, jak by wyglądał ze złamanym nosem...

- Co, jeśli bym się zgodziła? - pytam.

I dopiero po chwili dociera do mnie, że właśnie próbuję zawrzeć układ z członkiem tego całego gangu. I po następnych kilku sekundach zaczynam zastanawiać się, co ja właściwie robię.

Zanim zdąży odpowiedzieć, zadaję mu kolejne pytanie:

- I dlaczego tak ci zależy na tych informacjach?

Chłopak wypuszcza ze świstem powietrze.

- Mam swoje powody - mówi krótko. Wygląda, jakby był bliski załamania psychicznego. A ja czuję się, jakbym właśnie oglądała w zoo jakiś rzadki okaz egzotycznego ptaka. Taki widok u członka szkolnej elity nie zdarza się często.

Staram się rzucić mu takie spojrzenie, aby w końcu wyrzucił z siebie to, co tak usilnie próbuje ukryć. Chyba oboje dążymy do tego samego.

- Mam lepszą propozycję - mówię w końcu, unosząc jedną brew - Powiem ci, co wiem, a ty wszystko mi wyśpiewasz.

Nie poznaję samej siebie. Nie wiem, dlaczego tak bardzo chcę się dowiedzieć, co jest grane.

- Nie ma mowy - Luke śmieje się nerwowo.

- W takim razie nie ma o czym gadać - unoszę ręce do góry i wymijam Luke'a, ale za chwilę czuję jego dłoń na ramieniu.

Nie musi nic mówić, żebym zrozumiała, na co się zgadza. Uśmiecham się pod nosem.

Wiem, że skoro tak bardzo go obchodzi to, co wiem o Calumie, musi chodzić o jakąś grubsza sprawę. Przecież nie zawracałby sobie głowy jakimiś błahostkami, a tym bardziej nie mieszałby w to mnie. Czuję, że niedługo dowiem się, co jest przyczyną ostatnich wizyt Hooda w moim domu.

  - Miło robi się z tobą interesy, Hemmings.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro