43. Usłyszysz ją, obiecuję.
Wieczór dłuży się niemiłosiernie. Rodzice dawno już śpią, a ja nie pamiętam, która jest godzina.
Calum ma rację tylko po części. Może bez niego byłoby mi lepiej, ale tylko pod względem problemów, które całymi dniami kołaczą mi się po głowie. A na pewno nie będzie mu lepiej beze mnie. Potrzebuje mojej bliskości, mojego wsparcia, tak samo, jak ja potrzebuję jego. W pewnym momencie uświadamiam sobie, jak bardzo jest mi bez niego zimno.
Zeskakuję z łóżka, kiedy słyszę szelest liści na dworze i ciche plaśnięcie gołych stóp o kafelki na balkonie. Stoję na środku pokoju, gdy Calum wchodzi przez uchylone okno.
- Jesteś wreszcie - szepczę, ale on w mgnieniu oka pokonuje dzielącą nas odległość, kładzie ręce po obu stronach mojej twarzy i wpija się w moje usta.
Cóż, najwyraźniej przełamałam dzisiaj jakąś barierę.
Zaskoczona odrywam się od niego, ale nie odsuwam się. Jego oczy są rozbiegane i nie mogą się skupić na moich.
- Co to ma znaczyć? - pytam cicho. Tak cicho, że nie jestem pewna, czy to usłyszał.
- Nie każ mi tłumaczyć - mówi, ale nie całuje mnie znowu, jakby czekał na moje pozwolenie.
I wiem już, jak brzmi odpowiedź. Nie chcę go znowu stracić.
Tak rozpaczliwie nie chcę go stracić, że chwytam materiał jego koszulki i przyciągam go tak blisko, że nasze usta znowu się złączają.
Zaczynamy powoli - pocałunek jest znaczący, ale delikatny; głęboki, ale nie natarczywy. Jego ręce błądzą po moich plecach, moje lądują na rozgrzanym karku Caluma.
Coś dzieje się w środku mnie, coś każe mi to zrobić. Dotykam każdego kawałka jego pleców, badam każde wgłębienie i liczę wystające kręgi. W końcu szarpię delikatnie za skrawek jego koszulki.
Nagle Calum przerywa pocałunek. Patrzy na mnie rozbieganym wzrokiem. Jest zdezorientowany, ale zdecydowany, kiedy znowu mnie całuje.
Potem wszystko dzieje się tak szybko. Jego ręce pod moją bluzką. Jego T-shirt na podłodze. Zapach świeżo wypranej pościeli, kiedy w którymś momencie padamy razem na łóżko.
***
Ciepło jego skóry jest tak kojące jak nigdy, znika nawet niepokój, kiedy wtulam się w jego wyciągnięte ramię. Leżymy razem przykryci kołdrą, jak to mamy w zwyczaju. Tylko że tym razem wszystko wydaje się jasne i takie proste.
- Porozmawiamy o tym? - pytam szeptem, unosząc wzrok na twarz Caluma, której szczegółów nie jestem w stanie dostrzec w ciemności. Wyciągam rękę spod kołdry i jednym palcem dotykam jego policzka, próbując przypomnieć sobie wszystkie rysy, zagłębienia i wypuklenia.
- Mówiłem, że nie chcę o tym rozmawiać. - Jak dobrze, że się odzywa. Miałam wrażenie, że zapomniałam już, jak brzmi jego głos. - To takie uczucie, które sprawia, że wydaje mi się, że kiedy nazwę coś po imieniu, to stanie się prawdą.
Rozumiem. Doskonale to rozumiem. Teraz choć przez chwilę mogę udawać, że jesteśmy zwykłymi zakochanymi dzieciakami, podczas gdy jedno słowo grzęźnie mi w gardle.
"Pożegnanie"
- Wiem - mówię tylko.
- To tak jak z moimi rodzicami - ciągnie Calum. - Długo przed sobą udawali, aż w końcu padło jedno słowo za dużo i... Nie chcę tego między nami. Udawajmy, że nic się nie stało.
- Dobra - odpowiadam. - Pogadajmy o czymś zwyczajnym.
Nie muszę tego dwa razy powtarzać.
- Dzisiaj rano przyszedł do mnie Luke. Powiedział, że przeprasza, i że za dziesięć minut przyjdą Ashton i Michael.
- Fajnie, że sobie wszystko wyjaśniliście.
- Powiedział, że robił to dla dobra zespołu, ale przede wszystkim dla naszej przyjaźni. Nie zawsze jest takim dupkiem, za jakiego go masz.
Spinam się, a Calum to wyczuwa, bo zacieśnia uścisk wokół moich ramion i przyciąga mnie bliżej siebie. Boję się, że wiem, do czego dąży.
- Podobno - ciągnie - mieliście umowę, ale na szczęście w porę zdałaś sobie sprawę, że była do kitu. - Śmieje się krótko.
- Nie masz mi tego za złe?
- Nie mógłbym. Na początku było nam ciężko.
- Dzięki, że rozumiesz.
Znowu ściska moje ramię.
- Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy - mówi.
...zanim staniemy się znowu nieznajomymi.
- Czyli próby zespołu ruszają pełną parą.
- Mam nadzieję.
- Tęskniłam za naszymi nocnymi pogawędkami.
Calum przyciska usta do mojego czoła. Czuję jego spokojny oddech.
- Też za tobą tęskniłem.
Mam ochotę powiedzieć mu, że już tęsknię. Ale nie chcę się z nim żegnać. Przecież wciąż będzie moim sąsiadem zza okna, którego w bezsenne noce będę zmuszona oglądać z mojego balkonu.
- Hej, wciąż masz mi do pokazania piosenkę - przypominam sobie.
Z tego co udaje mi się zobaczyć, Calum zaciska usta. Oboje wiemy, że nie będzie okazji, by zaśpiewał mi ją osobiście.
- Usłyszysz ją, obiecuję - mówi.
- Trzymam cię za słowo.
Rozmawiamy tak jeszcze przez długi czas. Mówimy o różnych rzeczach, zarówno dla nas ważnych, jak i zupełnie nieistotnych. Zachowujemy się jak para zakochanych dzieciaków, zupełnie jakby nie miało być jutra. Jakby te niewypowiedziane słowa w ogóle nie miały stać się prawdą. Śmiejemy się, uśmiechamy, Calum co jakiś czas przyciąga mnie bliżej i całuje w czoło.
Nie wiem, która jest godzina, kiedy w końcu zasypiam w jego objęciach.
Rano, kiedy się budzę, już go nie ma.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro