39. Będziesz moją przyjaciółką?
Wiadomości od Holly zasypują mój telefon od góry do dołu. Na początku pyta gdzie jestem, co robię, a potem tylko życzy powodzenia z Calumem i pisze jeszcze, że Will się rozkręcił i wymiata.
Chowam telefon z powrotem do torebki i patrzę na Caluma, który wciąż milczy, wpatrzony w drzewa znikające na horyzoncie. Zaraz kompletnie się ściemni. Powinnam coś powiedzieć, czy poczekać, aż on zbierze myśli i zacznie mówić pierwszy?
Zbliżam się o krok, a wyschnięta trawa chrzęści pod moimi stopami. Calum stoi do mnie bokiem, a widok jego zamyślonej twarzy i zamglonych oczu sprawia, że mogłabym tak na niego patrzeć przez następne kilka godzin. Postanawiam się więc nie odzywać, czekając na jakiś ruch z jego strony.
- Wiesz, to trudne - mówi w końcu, ale wciąż wydaje się jakby nieobecny. - Ciężko jest udawać przed wszystkimi. - Milczę i pozwalam mu kontynuować. Nawet jeśli co jakiś czas przerywa, to zdaje się mówić gdzieś w przestrzeń, nie do mnie. - Od chłopaków z zespołu, przez wszystkich, którzy uważają mnie za nie wiadomo kogo, po moją mamę, którą przez cały czas muszę w tym wszystkim wspierać.
Musi być mu cholernie ciężko, a mi jest nawet przez chwilę głupio, że wcześniej go w tym wszystkim nie wspierałam, dopóki nie przypominam sobie, że to on sam ode mnie uciekł.
- Dlatego zwyczajnie stchórzyłem. Czuję się jak gówno, serio, ale przynajmniej mogłem przy niej być przez ten czas.
W końcu uznaję, że to dobry moment, by coś powiedzieć. Niepewnie wyciągam przed siebie rękę i dotykam jego ramienia.
- Dobrze, że pomagasz swojej mamie. Wiem, że ona na pewno też o ciebie dba, ale jest załamana, a ty nie możesz wszystkim obarczać siebie. Potrzebujesz kogoś, kto będzie cię wspierał, tak jak ty ją.
Po tej wypowiedzi biorę głęboki oddech, czując, że nie jestem dobra w pokrzepiających przemowach.
Calum patrzy na mnie z ukosa, a ja jak zwykle nie jestem zdolna odczytać nic z jego wyrazu twarzy.
- Trzęsiesz się z zimna - zauważa.
Brawo, panie spostrzegawczy.
- Chcesz kurtkę?
Tak.
- To nieistotne - mówię. - Nie możesz przed wszystkim uciekać.
Calum przewraca oczami, ściąga kurtkę i podaje mi ją. Nie zarzuca mi jej na ramiona, jak to robią w romantycznych filmach, po prostu wciska ją w moje ręce i mówi dalej. Ale ja mogę patrzeć tylko na jego idealne ramiona, pokryte tatuażami i mięśnie brzucha uwydatnione przez obcisły, biały T-shirt.
- Może uciekałem, przyznaję. Ale to ja cię tu zabrałem, żeby pogadać.
- To ja nalegałam - mówię, wkładając ręce w rękawy kurtki. Jest oczywiście za duża, ale ciepła. No i pachnie Calumem. - I ja do ciebie zadzwoniłam.
- Kiedy postanowiłaś się rozłączyć, oddzwoniłem.
Na chwilę zapada cisza, aż ja przedstawiam pewien zbyt oczywisty fakt:
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Mam rację, nie zaprzeczaj.
- Nie miałem zamiaru.
Stoi teraz do mnie przodem i bada mnie przenikliwym wzrokiem. Przytłoczona tym spojrzeniem, otulam się ciaśniej kurtką.
- Słuchaj, Calum. - Nie wierzę, że to ja znowu odzywam się pierwsza. - Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać... Przytulić się. Wiesz, gdzie mnie szukać. - Tak, powiedziałam "przytulić się", zdarza mi się gadać od rzeczy.
W sumie to strasznie chciałabym go teraz przytulić...
Calum uśmiecha się blado.
- Dziękuję, Madeline, naprawdę. Tylko że...
- Nie możesz tak zamykać się w sobie - przerywam mu, czując, że nie chcę słyszeć reszty zdania. - Musisz od czasu do czasu pogadać z człowiekiem.
Wzdycha, przygryzając poliki od środka. Może poczuł się urażony?
- Nie chcę cię tym wszystkim obarczać...
No jasne, gdzie teraz podziała się jego pewność siebie?
- Twoje zapatrzenie w siebie znika, kiedy ludzie cię nie widzą - zauważam, mierząc go wzrokiem od dołu do góry.
Zaplata ręce na piersi, a mięśnie jego nagich ramion napinają się niebezpiecznie. Kiwa lekko głową, jakby chciał powiedzieć "mów dalej".
Aha, czyli teraz muszę wymyślić ciąg dalszy tej wypowiedzi, tak?
- Parę razy obnażyłeś się przede mną w taki sposób, że teraz za każdym razem, kiedy widzę cię wśród ludzi, mogę zobaczyć to, czego oni nie dostrzegają. Widzę, jak przed nimi udajesz. - Wzdycham. - Przez jakiś czas mieliśmy pewne chwile tylko dla siebie, a wtedy byłeś taki prawdziwy, jak... - Chciałam powiedzieć "jak kiedyś". - Jak nigdy.
Calum chrząka w dziwny sposób, a ja jestem prawie pewna, że zaczynam się rumienić.
- To było...
- Szalone i bez sensu? - znowu mu przerywam, tym razem bojąc się jego reakcji. - Przepraszam.
- Nie, to było cholernie prawdziwe - poprawia mnie Calum. - Powinnaś częściej mówić mi takie rzeczy, bo... - Wzdycha. - Czasem mam wrażenie, że już nie wiem, kim jestem.
- Ja też nie wiem.
Na kolejną długą chwilę zapada cisza. Calum patrzy mi prosto w oczy, ale ja nie umiem wytrzymać tego napięcia, więc spuszczam wzrok na swoje buty.
- Co teraz zamierzasz zrobić? - pytam, przyglądając się wysuszonej trawie. - Masz na głowie szkołę, zespół... Rodziców.
- Przeproszę chłopaków... - Głos Caluma jest lekko zachrypnięty i jakby zduszony. - Powiem, że mam ostatnio ciężki okres, a potem...
- Nie możesz zostawić zespołu, jeśli o to ci chodzi. - W końcu podnoszę wzrok i mogę zobaczyć jego oczy, które wydają się teraz odrobinę bardziej wilgotne.
- Tak sądzisz?
5 Seconds of Summer to dla niego nie tylko pasja i rozrywka, ale również przyjaciele. Jeśli ja mogę widywać go tylko wieczorami, to powinien mieć kogoś bliskiego, kto będzie przy nim przez cały czas.
- Jestem pewna - odpowiadam. - W końcu to twoi przyjaciele.
Nie mam pojęcia, jak i kiedy przestrzeń między nami zmalała do tego stopnia, ale mogę teraz poczuć oddech Caluma na twarzy i ciepło bijące od jego ciała, mimo że ma na sobie jedynie cienki T-shirt. Chłopak patrzy na mnie w sposób, który przywodzi mi na myśl czas, kiedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Odpycham od siebie tę myśl, jakby była czymś niebezpiecznym. Nie chcę myśleć o nim w ten sposób.
- Cały czas powtarzasz, że potrzebuję prawdziwego przyjaciela.
- Nie to miałam na myśli...
- Więc może ty będziesz moją przyjaciółką?
Powietrze gęstnieje, a napięcie między nami staje się nie do zniesienia. Nie tego chciałam. Nie chciałam z powrotem Caluma, który już nigdy nie będzie tym moim. A teraz on stoi i patrzy na mnie, w jego słowach kryje się coś, przed czym powinnam uciekać, a ja roztapiam się pod jego spojrzeniem.
- Nie chcę patrzeć codziennie na "lepszą" wersję ciebie, wiedząc, że to nie ty - mówię, odsuwając się o krok.
Coś w sercu tak cholernie mnie boli. Calum wygląda teraz jak małe dziecko porzucone w środku lasu i wiem, że tak właśnie się czuje.
- Nie mówię, że to koniec. - Zdejmuję kurtkę i oddaję mu ją, a on nie protestuje. - Ale masz przyjaciół, którzy akceptują twoje nowe "ja" i niech tak zostanie.
Coś mówi mi, że powinnam się odwrócić i odejść, ale zamiast tego czekam, aż coś powie.
- Masz rację, Madeline. Przepraszam, że byłem dupkiem. I że nie jestem zdolny zadbać o ciebie tak, jak oboje tego chcemy. - Calum zakłada kurtkę, a ton jego głosu mówi mi ciche "do widzenia".
Gratulacje, Madeline, masz, czego chciałaś.
Odwracam się na pięcie i odchodzę w stronę furtki w akompaniamencie chrzęstu suchej trawy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro