37. Chodź do mnie.
Kilka minut później przewodnicząca samorządu szkolnego swoją krótką przemową oficjalnie otwiera bal. Niestety mój partner jest aktualnie zajęty zastępowaniem członka zespołu 5 Seconds of Summer. Następne dwadzieścia minut spędzam siedząc przy stole. Niestety jestem zmuszona sama przynosić sobie coś do picia. Na początku balu wszyscy mają jeszcze ochotę na skakanie i dzikie wywijanie rękami, toteż brakuje mi nawet towarzysza do rozmowy. W końcu Holly, ciężko dysząc, opada na siedzenie obok mnie. Po chwili pojawia się także Gareth, niosąc dwa plastikowe kubki wypełnione wodą. Ku mojemu zaskoczeniu, jeden stawia przede mną. Dziękuję mu skinieniem głowy. Miło, że o mnie pomyślał.
- Zatańcz z nami - proponuje Holly, napiwszy się ze swojego kubka.
Kręcę głową, lekko się krzywiąc.
- To zły pomysł, serio.
- Będziesz tak tutaj siedzieć?
Gdyby Will tu był, posiedziałby ze mną.
- Ale ty jesteś nudna. - Holly przewraca oczami, podnosi się z krzesła i rusza na parkiet, ciągnąc mnie za sobą.
Doświadczyłam już na własnej skórze, czym grozi sprzeciwianie się Holland Shelley, dlatego posłusznie idę za nią, robiąc tylko kwaśne miny. Zatrzymuję się w połowie drogi, słysząc długi, ostry dźwięk - tak charakterystyczny, że wszyscy instynktownie odwracają się w stronę sceny. Drugoklasista, z którym wcześniej rozmawiał Hemmings, przeprasza cicho za zakłócenia, poprawia mikrofon na stojaku i zeskakuje ze sceny. Zamiast niego na wzniesieniu ponownie pojawia się przewodnicząca samorządu w długiej, niebieskiej sukience i kasztanowych włosach spiętych w coś na kształt wymyślnego koka na czubku głowy.
- Chyba wszyscy już się rozgrzaliśmy, dlatego pora zacząć zabawę pełną parą! - oznajmia z entuzjazmem. - Z małym spóźnieniem zapraszamy naszych szkolnych ulubieńców: zespół 5 Seconds of Summer! - Wykonuje teatralny gest ręką i schodzi ze sceny, ustępując miejsca gwiazdom wieczoru.
Pierwszy wchodzi Luke w swojej czerwonej koszuli i obcisłych spodniach. Unosi gitarę i zakłada sobie jej pasek za szyję. Za nim pojawia się Michael Clifford w czerwonej kurtce i pofarbowanych na różowo włosach. Dziś wyjątkowo będzie grał na basie. Ashton Irwin zasiada za perkusją, wydając jakiś dziwny dźwięk przypominający okrzyk wojenny. Ostatni na scenie pojawia się Will. Włosy ma bardziej zmierzwione, a białą koszulę wyciągnął ze spodni. Marynarkę musiał zdjąć wcześniej. Zabawne, że to kolejne oblicze Willa, które poznałam w tak krótkim czasie.
- Hej, jesteśmy 5 Seconds of Summer - mówi Luke do mikrofonu. - Przepraszamy za spóźnienie, dzisiaj jesteśmy w niekompletnym składzie. - Tutaj patrzy na Willa z nie do końca zrozumiałym uśmiechem.
- Will Lewis, proszę państa! - krzyczy Ashton, wystukując rytm na perkusji.
Na sali rozlegają się głośne gwizdy i oklaski. Biedny Will, wyraźnie nie wie, co ze sobą zrobić. Na jego twarzy pojawia się nerwowy uśmiech, jednak po chwili nikt nie zwraca już na niego uwagi.
Rozpoczyna się prawdziwa zabawa, plątanina rąk wyciągniętych w górę, co jakiś czas głośne wycie i gwizdanie. Nauczyciele obserwują bacznie całe to zamieszanie z kątów sali, gotowi na wyciąganie poszkodowanych z tłumu.
A Will... Will radzi sobie doskonale. Stoi jak słup soli, głowę ma spuszczoną, wzrok wbity w gryf gitary, żeby tylko nie spotkać się z czyimś spojrzeniem - ale gra, jakby nic się nie zmieniło, jakby od zawsze był częścią zespołu. Co jakiś czas waha się, nie pamiętając akordów, a wtedy Luke ratuje go jakąś wybuchową solówką, a zaraz po nim wchodzi Will - z nową energią i czymś jeszcze bardziej wybuchowym.
Przeciskamy się między ludźmi, by być nieco bliżej sceny. Niestety tłum szaleje i im bliżej, w tym większą plątaninę rąk się pchamy.
Wtedy coś przychodzi mi do głowy. Calum obiecał mi, że usłyszę jego nową piosenkę właśnie na szkolnym balu. Ale nie ma go, a ja nie jestem w stanie stwierdzić, która z granych piosenek jest właśnie tą nową. Czy w ogóle będą ją grać? Może Calum nie należy już do zespołu?
Przecieram twarz dłońmi, starając się uspokoić myśli. Powtarzam sobie w duchu, że jestem tu po to, by dobrze się bawić, a nie znowu myśleć o Calumie. Kładę rękę na ramieniu Holly, by nie zgubić jej w tłumie. Ostatnie, czego chcę, to rozglądanie się za nią lub przeciskanie z powrotem do wyjścia.
Mimo wszystko - robię to.
- Idę do łazienki. - Nachylam się do przyjaciółki, usiłując przekrzyczeć muzykę.
Holly zdaje się wiedzieć, że to tylko pretekst, by na chwilę odpocząć, uporządkować myśli. Nie zadaje pytań, kiwa tylko głową, a jej spojrzenie mówi "znajdę cię później".
Spoglądam ostatni raz na Willa, który tym razem rozgląda się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Posyłam mu przepraszający uśmiech, którego i tak nie może dostrzec. Zaczynam się przeciskać w stronę wyjścia, ktoś nadeptuje mi na stopę, mruczę "przepraszam", gdy potrącam łokciem czyjeś ramię.
W końcu udaje mi się złapać oddech, kiedy wychodzę na pusty korytarz. Kręci mi się w głowie, więc opieram się o ścianę, pulsującą pod wpływem rytmicznej muzyki.
"Muszę znaleźć Caluma" - to pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, kiedy zawroty mijają. Nie wierzę, że to robię, ale wyciągam z torebki telefon i wybieram jego numer. Nim zdążę się zorientować, jak bardzo głupi okazuje się mój pomysł, idę już korytarzem w stronę jakiegoś cichego miejsca. Opieram się o ścianę, słuchając kolejnych sygnałów.
Nie, to na nic.
Spoglądam na ekran telefonu i wciskam czerwoną słuchawkę.
Stoję przed chwilę z odchyloną głową, opierając się o chłodną ścianę. Czuję, jak skórę odkrytych ramion pokrywa gęsia skórka. Wzdrygam się, kiedy mój telefon zaczyna wibrować.
To się nie dzieje.
Kiedy odbieram, mam ochotę na niego nakrzyczeć. Za to, że się nie odzywał, nie przychodził, nie zaśpiewał mi swojej piosenki, za to, że nie napisał nawet SMS-a o treści "żyję, nie martw się".
- Calum - mówię zamiast tego.
- Hej, Maddy. - Jest zmęczony i przygnębiony. Na pewno nie ma teraz ochoty na rozmowę ze mną.
Uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia, co powinnam powiedzieć.
- Jesteś na balu? - pyta Calum po chwili niezręcznego milczenia.
- Yhm. - Skinam głową, choć nie może tego zobaczyć. - A ty? Dlaczego cię nie ma?
Głupie pytanie.
- Jestem.
A jednak. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Rozglądam się zdziwiona, jakbym zastanawiała się, gdzie chłopak się ukrywa.
- Gdzie? - pytam.
- Na parkingu.
Nie powiedział "wyjdź głównym wyjściem" ani "czekam na ciebie".
- Co tam robisz?
- Zamknij się i chodź do mnie - mówi tonem chłodnym i stanowczym. Nie wiem, czego się spodziewać, ale jednak... Powiedział to. Powiedział "chodź do mnie".
Mógł powiedzieć "chodź tutaj" albo "czekam na parkingu". Ale nie, powiedział "do mnie".
- Maddy? - jego głos przywraca mnie do rzeczywistości. - Jesteś tam?
- Już idę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro