35. Imprezę czas zacząć.
Dziwnie jest patrzeć na siebie, kiedy się tak wygląda: pudroworóżowa sukienka do kolan, dekolt zdobiony koronką, czarne balerinki (bo nie zniosłabym szpilek), włosy rozpuszczone, upięte jedną wsuwką z tyłu głowy i Holly mówiąca mi, że wyglądam trochę bardziej bosko niż zwykle. Ona sama nie próżnowała, kiedy ja przeglądałam się w lustrze, nie do końca pewna co do takiej wersji siebie. Czerwona, obcisła sukienka perfekcyjnie podkreśla jej idealne kształty (biodra, piersi, wcięcie w talii) a czarne szpilki - jej długie nogi.
- Zaraz tu będą - mówi, chowając telefon do czarnej kopertówki.
- Cudownie - rzucam sarkastycznie.
- Uśmiechnij się, Maddy. - Holly przewraca oczami. - Nie widziałam cię w dobrym nastroju, od kiedy Calum przestał chodzić do szkoły.
Zaciskam zęby na te słowa. Czy wspominając o tym, chciała, żebym poczuła się jeszcze gorzej? Ostatni raz widziałam Caluma w poniedziałek wieczorem. Zasnęłam w jego ramionach, a kiedy obudziłam się rano, nie było go. Co wcale mnie nie zdziwiło. Przyzwyczaiłam się do tego. Tylko nocami mogliśmy sobie pozwolić na mały krok w przód. W szkole byliśmy znów nieznajomymi. Raz próbowaliśmy to zmienić, ale kiedy tylko Calum pokazał mi swój mały świat, garaż, w którym odbywają się próby zespołu i w którym toczy się całe jego życie... Powiedział odrobinę za dużo.
Przychodził codziennie, sprawiając, że zasypianie wydawało się o wiele łatwiejsze. Niestety bezsenność powróciła, kiedy we wtorkowy wieczór nie pojawił się w moim pokoju. Czekałam na niego. Czekałam naprawdę długo. W końcu wyszłam nawet na balkon, żeby popatrzeć w niebo i może trochę w okno jego pokoju. Światło było zgaszone, jakby nikogo nie było w środku. Po długich zmaganiach udało mi się zasnąć. Na drugi dzień nie pojawił się w szkole, co już i tak często mu się zdarzało. Od tamtego czasu już go nie widziałam.
Wciąż się o niego martwię. O Caluma i jego rodziców.
- Maddy - głos przyjaciółki wyrywa mnie z zamyślenia.
- Idziemy - mruczę, wymijając ją w wejściu do jej pokoju.
Oczami wyobraźni widzę, jak wzdycha zirytowana, ale już po chwili słyszę jej kroki na schodach.
- Całe szczęście, że mama ma dzisiaj nockę, bo nie wypuściłaby nas stąd bez zrobienia co najmniej tysiąca zdjęć. - Holly prycha, zeskakując na podłogę z ostatniego stopnia. Jest zwinna i wyćwiczona w noszeniu szpilek. Ja prawdopodobnie zabiłabym się na jej miejscu.
Blondynka podskakuje, kiedy rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Wyglądam dobrze? - Chyba zaczyna panikować.
Przez co najmniej godzinę stała przed lustrem, by tak wyglądać. Jakim cudem ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości? Zazdroszczę jej wszystkiego, czego nie mam ja. Za dużo by wymieniać...
W korytarzu rozlega się nerwowy stukot jej szpilek i po chwili drzwi stają otworem. Gareth wygląda obłędnie w swoim granatowym garniturze z czerwoną muszką, idealnie komponującą się z sukienką Holly. Już na wejściu daje jej białą różę, uśmiechając się w ten charakterystyczny sposób, przez który wszystkim dziewczynom miękną nogi. Szczerze mówiąc, dziwię się, że Holly jeszcze tam stoi. Kiedy odchodzi, by umieścić różę w wazonie, Gareth odsuwa się, a moim oczom ukazuje się jego młodszy brat. Nie jest może onieśmielająco przystojny, ale nie spodziewałam się, że po zdjęciu czapki i luźnej koszuli będzie tak wyglądać. Może powinnam przestać żałować, że zgodziłam się iść z nim na bal.
- Cześć - mówię, uśmiechając się do niego.
Otwiera szeroko oczy, jakby zaskoczyło go to, że w ogóle coś do niego powiedziałam.
- Hej. - Posyła mi nieśmiały uśmiech.
***
Gdy Gareth okrąża swoje czarne audi, by otworzyć drzwi Holly, ja sama nie wiem, co powinnam teraz zrobć. Otwieram więc drzwi, a Will cofa zmieszany wyciągniętą rękę, po czym podaje mi ją, jakby od początku chciał tylko pomóc mi wysiąść z samochodu. Bo przecież nie umiem zrobić tego samodzielnie.
- Dzięki. - Uśmiecham się, chcąc dodać mu pewności siebie.
- Imprezę czas zacząć - wzdycha Holly, chwytając wyciągnięte ramię Garetha.
Will spogląda na mnie niepewnie, a ja wyciągam rękę, by chwycić go pod ramię, tak jak to zrobiła moja przyjaciółka. Z jednej strony trochę mi głupio, kiedy ona podąża zgrabnym krokiem obok przystojnego kapitana szkolnego kółka sportowego, a ja idę w krok za nią z jego nieśmiałym bratem. Niech będzie. Przynajmniej przyszłam na bal.
Ciekawe, z kim przyszedł Calum. Rozglądam się po szkolnym parkingu w poszukiwaniu motocykla lub jego właściciela. Nie udaje mi się znaleźć tego należącego do Caluma. Unoszę więc lekko podbródek, odchrząkuję i mijam baner z napisem "WITAMY NA BALU", kiedy Will przepuszcza mnie w drzwiach.
- Zdjęcie do szkolnej kroniki? - Podbiega do nas jakiś pierwszoklasista z aparatem na szyi, ubrany w kraciastą koszulę.
Już mam zamiar pokręcić głową, kiedy Holly przepycha się obok mnie.
- Oczywiście! - krzyczy, stając na tle udekorowanych szafek. Gareth uśmiecha się w ten właśnie sposób, na który leci połowa dziewczyn w szkole, kiedy jego partnerka wiesza mu się na ramieniu.
- Chodźmy. - Will ciągnie mnie za ramię, wyraźnie zniechęcony. Całe życie spędził w cieniu swojego starszego brata, przystojniejszego i bardziej wysportowanego.
Nie musi powtarzać dwa razy. Kiwam głową i ruszamy przed siebie korytarzem ozdobionym kolorowymi strzałkami, jakbyśmy nie wiedzieli, gdzie znajduje się sala gimnastyczna.
Na miejscu nie ma jeszcze wielu ludzi. Większość wciąż kręci się po korytarzach, czekając na oficjalne rozpoczęcie, a reszta zajmuje miejsca siedzące na ławkach i przy stołach przykrytych ohydnymi zielonymi obrusami.
- Usiądziemy? - pyta Will, a ja już wiem, co będziemy robić przez resztę wieczoru.
Kiwam głową i kierujemy się w stronę jednego z pustych jeszcze stołów. Przy każdym z nich ustawiono po sześć krzeseł. Zajmujemy dwa obok siebie. Will opiera łokcie na obrusie, bawiąc się rękawem marynarki. Widać wyraźnie, że nie czuje się dobrze w tak odświętnym stroju.
Mój wzrok wędruje w stronę sceny, niewielkiego wzniesienia na drugim końcu sali, o dziwo mieszczącego perkusję, mikrofony i kilka dużych głośników. Udaje mi się dostrzec dwie osoby - jakiegoś kolesia z drugiej klasy, przełączającego kable w gitarach i Luke'a Hemmingsa w swojej czerwonej koszuli, który właśnie oparł długą nogę na jednym z dużych wzmacniaczy. Mówi coś do młodszego chłopaka, a potem zeskakuje ze sceny i wyraźnie niezadowolony, a nawet bardzo wkurzony, przemierza całą długość sali gimnastycznej, po czym wychodzi.
"Calum" - myślę. Jeśli 5 Seconds of Summer mają dzisiaj wystąpić, na pewno wie, co się dzieje z Calumem.
- Pójdę do łazienki, zanim się zacznie - mówię do Willa, a ten kiwa głową, chyba niezbyt tym przejęty.
Na szczęście nie mam daleko do wyjścia. Na korytarzu rozglądam się w prawo i w lewo. Udaje mi się zauważyć plecy Luke'a, zanim znika za rogiem. Staram się wyglądać jak najbardziej naturalnie, kiedy ruszam w tę samą stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro