Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Zgodziłaś się!

Przemierzając korytarz w poniedziałek między angielskim a biologią, powoli zaczynam godzić się z faktem, że cała szkoła żyje już piątkowym balem. Wszędzie wiszą plakaty przypominające, że "wielka impreza" rozpoczyna się o siódmej wieczorem i "zabawa będzie trwała do białego rana". Jakby tego było mało, gdy otwieram swoją szafkę, by odłożyć książki, coś wypada na podłogę pod moimi stopami. Wzdycham z rezygnacją, podnoszę świstek papieru z napisem "obecność obowiązkowa!", który po chwili trafnym rzutem ląduje w koszu.

- Znalazłam ci partnera! - piszczy Holly, kiedy podchodzę do niej na długiej przerwie.

- Mówiłam, że...

- Idziesz, i koniec - przerywa moją próbę protestu. - Kropka - dodaje, kiedy usiłuję coś jeszcze powiedzieć.

- Nie dasz mi nawet dojść do słowa - jęczę zrezygnowana.

- William Lewis, brat Garetha, niemal tak samo przystojny, tylko, że młodszy o rok - recytuje Holly, ignorując moje niezadowolenie.

- Mam iść z Willem na bal? - Marszczę brwi zaskoczona, a moja niechęć schodzi na drugi plan.

Kojarzę tego chłopaka z widzenia. Pamiętam, że jest mniejszą i chudszą kopią swojego brata. Gdyby nie te jego czapki i flanelowe koszule, mógłby zostać uznany za taki sam obiekt westchnień jak Gareth. Musi być nieśmiały, bo z tego co wiem, raczej nie mówi dużo.

- Przecież jest uroczy. - Holly klaszcze w dłonie z podekscytowania.

- Więc ty z nim idź. - Wzruszam ramionami, jakby takie rozwiązanie było oczywiste i najbardziej racjonalne.

- Ja mam Garetha. - Blondynka wypina dumnie pierś, jakby chłopak był jej własnością.

Biorę głęboki oddech, czując, że tracę cierpliwość, i wypuszczam powoli powietrze.

- Przecież Will nie będzie umiał nawet ze mną rozmawiać. - Rzucam przyjaciółce wymowne spojrzenie, kiedy ta patrzy na mnie, niemal oburzona. - No jasne, przecież od razu widać, że wprost uwielbia gadać z dziewczynami.

Holly przewraca oczami i wzdycha z bezsilnością.

- Daj znać, jak znajdziesz sobie lepszego partnera na bal - to mówiąc, odchodzi parę kroków i znika za drzwiami łazienki.

Śmieję się pod nosem z zaistniałej sytuacji, kierując się w stronę głównego wyjścia ze szkoły. Postanawiam poczekać na Holly tam, gdzie zawsze jemy razem lunch. Powietrze jest dzisiaj suche, a chmury szare i gęste. Zapowiada się na burzę.

Siadam na niewysokim murku, przodem do budynku, i wyjmuję z plecaka kanapki, jak zwykle misternie owinięte przez mamę w papier śniadaniowy. Wlepiam znużone spojrzenie w dwuskrzydłowe drzwi, które co chwilę otwierają się, kiedy ktoś wchodzi bądź wychodzi ze szkoły. Wgryzam się w kanapkę z serem, a wtedy mój wzrok wędruję w prawo i zatrzymuje się dziesięć metrów dalej, przy spotkaniu dwóch prostopadłych do siebie ścian.

Prawie krztuszę się kanapką na widok Caluma przypierającego do ściany jakąś brunetkę. Jest od niej o głowę wyższy, a jego umięśnione ramię napina się, gdy opiera je obok jej głowy tak, że nie mogę zobaczyć ich twarzy. Pochyla się nad nią i po chwili oboje zatracają się w dzikim pocałunku. Calum ma na sobie czarny bezrękawnik, więc mogę zobaczyć, jak jego barki na zmianę napinają się i rozluźniają.

Ale w tym momencie chce mi się tylko wymiotować.

Chowam kanapkę z powrotem do pudełka, zeskakuję z murka, zarzucam plecak na ramię i kieruję się w przeciwną stronę. Nie wiem, co sobie myślałam. Dlaczego tak bardzo zaskoczył mnie ten widok. Calum się nie zmienił, przecież to jasne. To wciąż ten sam chłopak z zespołu, jeżdżący motorem do szkoły, codziennie z inną dziewczyną.

Potrząsam głową, chcąc odgonić nieprzyjemne myśli, siadam na jednej z ławek, plecak rzucam na stół przed sobą i opieram na nim ramiona, chowając w nich głowę. Zwykle pod zadaszeniem, mieszczącym kilka rzędów stołów i ławek, większość uczniów spędza długą przerwę, ale dziś jest ich o połowę mniej. To pewnie wina pogody.

- Em... Madeline? - Podnoszę głowę na dźwięk niezbyt znajomego głosu.

Na ławce naprzeciwko, z drugiej strony prostokątnego stołu, siedzi drobny chłopak w zielonej koszuli w kratkę. Potargana kasztanowa grzywka, wymykająca się spod szarej czapki, opada w nieładzie na jego czekoladowe oczy. Rysy twarzy ma gładkie i niemal dziecięce, ale całkiem słodkie.

- Hej... Will - burczę.

- Tak się... Zastanawiałem - jąka się chłopak. - Czy może... No wiesz. Czy nie chciałabyś...

- Iść z tobą na bal?

Will potrząsa ochoczo głową, a wyraz jego oczu mówi, jak bardzo chciałby mi za to podziękować.

Chyba nic już nie może bardziej popsuć mojego humoru. Zresztą, nie mam nic do stracenia, a przynajmniej Holly nie będzie mi więcej zawracać głowy.

- Czemu nie - rzucam obojętnie.

Will wygląda jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Jego różane usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.

- To... Ten... Zapiszę ci mój numer. - Wyciąga do mnie rękę, żebym podała mu telefon.

- Dodaj mnie na Facebooku. - Wstaję, zgarniam plecak ze stołu i odchodzę w stronę wejścia do szkoły. Zanim jednak tam docieram, zauważam Holly, biegnącą w moją stronę.

- Tu jesteś, Maddy! Wszędzie cię szukam - sapie, niemal się na mnie rzucając.

- Chyba jednak nie wszędzie...

- Nie wierzę! - dziewczyna aż podskakuje, a ja odsuwam się gwałtownie, kiedy piszczy mi prosto do ucha. - Zgodziłaś się! Idziesz z Willem na bal!

- Wciąż nie wiem, jak to robisz - wzdycham, na co Holly porusza brwiami w ten charakterystyczny sposób. - I chyba nie chcę wiedzieć.

Pozwolę sobie zrobić reklamę:
ZAPRASZAM NA NOWE FANFIKSZYN O MUKE'U "GHOST OF YOU" ❤️🌸💕 Prolog już czeka 😏 Zapraszam wszystkich #teammuke i nie tylko 🙃

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro