Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Mars jasno dziś płonie.

- Ubrałaś się? - pyta Calum, pukając cicho w szybę.

- Pierdol się.

- Tak, już mówiłaś.

Chwilę później widzę już ten jego denerwujący uśmieszek i mam ochotę rzucić w niego czymś ciężkim. Ach, gdybym tylko miała pod ręką jakieś krzesło...

- Zamknij okno - proszę, podciągając kołdrę pod szyję. - Zimno mi.

- Jak sobie życzysz. - Calum zamyka okno, ale nie odwraca się w moją stronę. Wpycha ręce do kieszeni dresów i wbija wzrok w jakiś punkt za szybą.

- Na co patrzysz?

Przez chwilę milczy, po czym odzywa się niskim, głębokim głosem:

- Mars jasno dziś płonie...

Zbita z tropu, odrzucam kołdrę i podnoszę się do pozycji siedzącej.

- Chyba księżyc... - Patrzę w tym samym kierunku, ale udaje mi się dostrzec jedynie przysłonięty chmurami sierp księżyca.

Calum śmieje się cicho i kręci głową.

- Mars jasno dziś płonie - powtarza.

- Odbiło ci.

Odwraca się gwałtownie i wbija we mnie karcące spojrzenie, które udaje mi się dostrzec nawet w całkowitej ciemności.

- Madeline - mówi ostro.

- Co? - pytam ze śmiechem.

- Wciąż nie przeczytałaś Harry'ego Pottera.

Przejeżdżam ręką po twarzy, od linii włosów aż po szyję. Pamiętam, jak oglądaliśmy razem wszystkie części Harry'ego Pottera. Jak płakałam, kiedy umierały moje ulubione postaci, a Calum tylko się ze mnie śmiał. Opowiadał, że mama czytała mu to w dzieciństwie i czasem jeszcze do tego wracał. Sądziłam, że zapomniał. Jednak to jest namiastka mojego Caluma - tego chłopaka, z którym przez okrągły rok co piątek oglądałam po kolei wszystkie części od Kamienia Filozoficznego aż po Insygnia Śmierci.

- Czekam na wyjaśnienia. - Calum zaplata ręce na piersi i teatralnie unosi podbródek.

- Książki to droga sprawa, a części jest aż siedem - tłumaczę się, udając zakłopotaną.

- Dwie pierwsze dostałaś ode mnie na urodziny. - Chłopak mruży podejrzliwie oczy.

- Możemy zmienić temat? - pytam po chwili ciszy.

Kolejna chwila.

- Nie.

- Pieprzyć to, idę spać.

Odwracam się na bok. Leżę teraz przodem do ściany. Zamykam oczy, ciekawa poczynań Caluma. Co wymyśli tym razem?

- Mogę z tobą? - pyta ze śmiechem.

Głupie pytanie. Jasne, że tak.

- Zastanowię się.

Ale Calum nie czeka na pozwolenie. Łóżko ugina się pod jego ciężarem, a chłodne powietrze łaskocze moją skórę, kiedy unosi kołdrę, by po chwili ułożyć się obok i opleść mnie ramionami. Zaciskam zęby i spinam się z nadzieją, że tego nie zauważy. Kiedyś nie mieliśmy takich oporów, ale czasy się zmieniły. Poza tym w grę wchodzi to całe dorastanie, hormony i cholera wie, co jeszcze.

Nie, Madeline, nawet tak nie myśl. Przecież to Calum Hood, jebany król wszystkiego. Sama już nie wiem, co o tym sądzić. Ile twarzy mi jeszcze pokaże i która z nich jest prawdziwa? Który Calum, to mój Calum? Który z nich to prawdziwy Calum?

To już nie jest ten sam człowiek. Pora się z tym pogodzić, nawet jeśli wygląda to zupełnie inaczej. To nie on, powtarzam sobie, jego tu nie ma.

Moje całe ciało przechodzi zimny dreszcz, na co mimowolnie się wzdrygam.

- Madeline? - szepcze Calum. - W porządku?

To nie on. To nie on. To nie on.

- Tak. - Przełykam ślinę, może odrobinę zbyt głośno. - W porządku.

Chyba nie zabrzmiało, jakby było w porządku. Ale Calum tylko ściska mnie mocniej ramionami, jakby bał się, że mu ucieknę, i wciska twarz w krzywiznę mojej szyi. Czuję na skórze jego spokojny oddech, zbyt spokojny.

- W sumie - szepczę w stronę ściany - trochę to głupie, nie sądzisz?

- Głupie? - Jego głos łaskocze mnie w kark.

- Yhm. - Przez chwilę nie wiem, co powiedzieć. - To całe udawanie, że rzeczywiście jest w porządku.

Milczy, jakby bał się przyznać mi racji.

- Powiedz coś.

- Jeśli chcesz, żeby było dokładnie tak, jak kiedyś... - mówi powoli, ostrożnie dobierając słowa. - To nigdy nie będzie w porządku.

Ma rację. Nie odzyskamy tego, co straciliśmy. Mogłabym go o to obwiniać, ale skoro za wszelką cenę chciałabym to naprawić... Muszę się zdecydować.

- To przeze mnie już nie będzie dobrze? - odzywa się Calum, przerywając ciszę, a tym samym moje przemyślenia.

- Najwyraźniej przez ciebie - przyznaję, na co klatka piersiowa Caluma unosi się gwałtownie. Czuję to na plecach.

Odwracam się w jego objęciach i w jednej chwili zamiast bladej ściany widzę przed sobą jego spowitą mrokiem twarz: pełne usta, gładką skórę, ciemne oczy, zlewające się z ciemnością nocy. Jego oddech nie jest już tak opanowany. Przyspiesza z sekundy na sekundę, a w pewnym mencie Calum wciąga głęboko powietrze i już go nie wypuszcza.

- Nie dasz rady cofnąć czasu - dodaję. - Tak miało być. Może w innym wymiarze wciąż bylibyśmy przyjaciółmi, albo nawet parą, nigdy byśmy się nie pokłócili i całowali się każdego wieczora, zamiast przytulać się w moim łóżku i udawać, że to nic nie znaczy.

Nagle dociera do mnie, co właśnie powiedziałam.

Cholera.

- Chcesz mi dodać otuchy, mówiąc takie rzeczy, czy raczej pogrążyć nas oboje? - mówi Calum ze śmiechem, a ja w duchu dziękuje mu za to, że sprawia wrażenie obojętnego.

Ciekawe, co o tym pomyślał.

- Chyba jedno i drugie. - Śmieję się nerwowo, chyba zbyt nerwowo.

- Rozluźnij się. - Głos Caluma jest spokojny i przyjazny. - Bo znowu będę musiał użyć moich specjalistycznych metod.

- Tylko spróbuj.

- Nie zawaham się.

Nasze spojrzenia pożerają się nawzajem w kompletnej ciszy o pół sekundy za długo.

- Wciąż to robisz. - Mrużę oczy, przyglądając mu się badawczo. - Udajesz, że jest w porządku - odpowiadam na jego pytające spojrzenie.

- Czytasz mi w myślach? - Calum unosi jedną brew.

- Zgaduję. - Uśmiecham się triumfalnie. - A co? Trafiłam?

- A jak myślisz?

Prawda jest taka, że nie mam żdanych wątpliwości. Postanawiam to przemilczeć. Po co nam słowa, skoro możemy mieć naszą własną chwilę ciszy? Wtulam się w klatkę piersiową Caluma, jakbym chciała powiedzieć, że czasem dobrze nie być w porządku, i pozwalam, by oplótł mnie ciaśniej silnymi ramionami.

To nie on - powtarzam sobie. To nie ten Calum. Pomyliłaś się. Czuję się paskudnie, jakby to wszystko było czymś nielegalnym, zakazanym, a jednocześnie tak dobrym i przyjemnym.

Nie tego Caluma kochasz. Nie za nim tak długo tęskniłaś. Twój przyjaciel już nie wróci.

Z tą myślą zasypiam. Po co mi mój Calum, skoro mogę mieć tego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro