Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Chciałem cię rozluźnić.

Pamiętam, jak chwytając moją rękę powiedział, że lubi przychodzić do mnie wieczorem. Że w końcu może odpocząć, złapać oddech. Albo jak przyznał, że lubi zapach mojej skóry. Prychnęłam wtedy z rozbawieniem i powiedziałam, że pachnę, jak każdy. Albo kiedy wyznał, że myślał o tym, że nie ma pojęcia, jak nazwać naszą dziwną relację.

"Nie wiem" - powiedziałam, cicho się śmiejąc.

Zamyślona wpadam na coś dużego i twardego, ubranego w czerwoną koszulę i skórzaną kurtkę. Nie muszę patrzeć w górę, by poznać po tym Luke'a Hemmingsa. Krzywię się, widząc jego wkurzający uśmieszek.

- Chyba tylko ty nie wpadasz na mnie specjalnie - mówi, puszczając do mnie oczko.

Przewracam oczami i usiłuję go wyminąć, jednak ręka blondyna ląduje na mojej klatce piersiowej, nie pozwalając mi iść dalej. Rzucam mu zirytowane spojrzenie. Naprawdę musi to robić na środku szkolnego korytarza?

- Spisałaś się - mówi zadowolony, odwracając mnie w swoją stronę.

- Co?

W pierwszym momencie nie wiem, o czym mówi. Zakładam ręce i czekam na jakiś znak. Po chwili jednak dochodzi do mnie, co miał na myśli.

- Och. Nie, to nie tak.

- Niby nic się nie zmieniło, ale Hood napisał ostatnio piosenkę. - Chłopak mierzy mnie wzrokiem, kopiując moją pozę z założonymi na piersi rękami i biodrem wygiętym w jedną stronę.

- Gratulacje - rzucam od niechcenia. - Mogę już iść?

Stukam stopą w podłogę, ostentacyjnie wyrażając moje zniecierpliwienie. Holly pewnie czeka już na mnie przed szkołą.

- Przekonałaś go do czegoś? - nie odpuszcza Hemmings.

- Nie.

- Wyciągnęłaś coś od niego?

Wbijam w niego ostre spojrzenie, zaciskając usta w wąską linię.

- Nie - kłamię.

Luke unosi jedną brew. Nie jest przyzwyczajony do tego, by ktokolwiek mu czegoś odmawiał.

- Przepraszam, spieszę się - z tymi słowami odwracam się na pięcie i z uśmiechem zadowolenia ruszam w stronę wyjścia. Oczami wyobraźni widzę, jak blondyn poprawia swoją skórzaną kurtkę, unosi podbródek i rusza korytarzem w przeciwną stronę, nie tracąc swojej pewności siebie.

- Trzydzieści siedem sekund spóźnienia. - Holly ostentacyjnie spogląda na zegarek, kiedy wpadam na nią przed szkołą. - Za kogo ty mnie uważasz? Nie będę wiecznie na ciebie czekać.

- Zamknij się, Shelley. - Poprawiam plecak na ramieniu i wymijając przyjaciółkę, ruszam w stronę domu.

- Madeline. - Po chwili dogania mnie i mogę już czuć jej ramię przy swoim. - Znowu Hood?

Kręcę głową. Wiem, że nie muszę nic mówić. Przed Holly nic się nie ukryje.

- Hemmings. Wiedziałam. Rozmawiałaś z nim.

Nie jestem już nawet zaskoczona.

- Dupek - burczę.

- Zdecydowanie - potwierdza dziewczyna. Właśnie dlatego jest moją przyjaciółką. - Co tym razem?

***

- Podobno napisałeś piosenkę.

Nie kryję rozbawienia, kiedy Calum unosi brwi tak wysoko, że zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe.

- Skąd wiesz? - pyta, zamykając za sobą okno.

Gryzę się w język, by nie powiedzieć za dużo.

- Wieści szybko się rozchodzą - rzucam, zasuwając zasłony.

Na szczęście tym razem jestem przygotowana - mam na sobie szare dresy i różowy T-shirt z podobizną Świnki Peppy. No tak, mogłam to przemyśleć. Wytykam Calumowi język, kiedy ten parska z rozbawieniem na widok mojej koszulki.

- Ty nie lepszy. - Zakładam ręce na piersi i wskazuję głową na jego zielony T-shirt ze Scooby Doo.

- Scooby Doo jest zawsze na czasie. - Unosi dumnie podbródek. - W przeciwieństwie do Świnki Peppy.

- Zamknij się już i opowiedz o tej swojej piosence - fukam, siadając na łóżku. Wciskam dłonie pod uda i przypatruję się, jak Calum siada obok mnie. Nogi ma rozstawione szeroko, łokcie oparte na udach, a dłonie splecione. Nasze ramiona się stykają, ale już się do tego przyzwyczaiłam.

- Co mam ci opowiedzieć? - Prycha.

- Jak się nazywa?

Waha się przez chwilę, po czym mówi:

- Będziemy ją grać na balu.

Rzucam mu zdziwione spojrzenie.

- Jakim balu? - pytam.

Calum śmieje się cicho. Nie podoba mi się sposób, w jaki kręci głową. Patrzę na niego urażona.

- Balu, który odbędzie się za dwa tygodnie - mówi, jakby to było oczywiste.

Wzdycham z rezygnacją. Nie podoba mi się pomysł balu. Holly na pewno znajdzie sobie kogoś do pary, będzie z nim tańczyć i zamieni ze mną tylko dwa słówka, w czasie, kiedy on pójdzie po coś do picia, a ja będę skazana na uczestniczenie w corocznym spotkaniu klubu singielek.

- Nie lubisz bali? - Dlaczego Calum wciąż się śmieje?

- Jakoś niezbyt mam ochotę na udawanie, że smakuje mi kompot pani Gareth.

- Jasne, tłumacz się - parska. - Po prostu nie masz z kim iść. Albo nie umiesz tańczyć.

- Nie wygłupiaj się. - Szturcham go łokciem w żebra. - Mam ciekawsze rzeczy do roboty.

Ale Calum już stoi nade mną, ciągnąc mnie za rękę. Udaje mi się wyrwać z jego uścisku, ale on nie daje się prosić. Szarpie mnie tak mocno, że w jednej chwili zrywam się z łóżka, a w następnej ląduję na jego klatce piersiowej, drżącej ze śmiechu. Łapie mnie za łokcie, żebym nie upadła.

- Idziemy w dobrym kierunku. - Patrzy na mnie z góry, a ja muszę zadrzeć głowę, by wytknąć do niego język.

- Nie śmiej się.

- Nie śmieję się.

Czasem zastanawiam się, ile Calum pokaże mi jeszcze twarzy. Teraz mam wrażenie, że ktoś go podmienił. To nie jest Calum Hood, którego znam, ani żadne z jego obliczy, z którymi miałam do czynienia.

Po chwili stoję już na własnych nogach, ale moje ręce wciąż spoczywają na jego klatce piersiowej, w miejscu dużego napisu "Scooby Doo".

- Nie będę z tobą tańczyć. - Unoszę wysoko brwi, dając mu do zrozumienia, że nie żartuję.

- Ja z tobą też nie - prycha.

Zażenowanie i dezorientacja uderzają mnie w tym samym czasie.

- To co to było? - pytam.

Calum wzrusza ramionami, a na jego twarz wpływa łobuzerski uśmieszek.

- Chciałem cię rozluźnić.

Chciał mnie rozluźnić. Aha. Nie jestem pewna, co kryje się pod tymi słowami, więc tylko unoszę pytająco jedną brew, na co Calum ponownie wzrusza ramionami.

- Czasem mam ochotę tak solidnie ci przypierdolić - wyznaję, szczerząc się.

Chłopak wygląda, jakby chciał powiedzieć "nie ty jedna", ale zamiast tego mówi:

- Chyba musisz się już położyć.

No to tak, dwie sprawy:

1. Chciałam się pochwalić nową okładką ;)

2. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ASHTON ❤❤❤❤

Nasz tatuś ma już 24 lata <3 Tak szybko dorasta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro