Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Zdejmij ten sweter.

Kiedy po raz pierwszy otworzyłam oczy, już go przy mnie nie było. Tak działo się za każdym razem. Pozwalałam mu zostać. Czasem mówiłam to na głos, a wtedy czułam, jak te słowa płonęły żywym ogniem w moim gardle. Siadał na podłodze przy łóżku i chwytał moją dłoń. Jeździł palcem po jej wierzchu i spodzie, kreślił koła, pięciolinie, a nawet teksty piosenek.

Pięć, a może nawet sześć nocy z rzędu, zasypiałam przy nim, czując jego ciepło, jego delikatność, o której zdążyłam dotąd zapomnieć. Dzisiaj rano obudziłam się z mrowieniem w koniuszkach palców, jak ostatnim razem. Wciąż czułam jego dotyk, a jednak Caluma już nie było.

Teraz czekam, znów tańcząc do starych piosenek Justina Biebera. Czekam, aż usłyszę pukanie w szybę okna. Nie wychodzę na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Teraz to Calum pomaga mi zasnąć. Jest dla mnie jak nocne powietrze. I tak go też traktuję. W szkole zdajemy się nie zauważać siebie nawzajem, jak to było zawsze. Nie wstrzymuję nawet oddechu na jego widok. Przechodzi obok mnie, czasem przypadkiem trącając mnie w ramię. Nawet Holly przestała rzucać mi znaczące spojrzenia.

Wyłączam muzykę, kiedy zza zasłony dostrzegam zarys sylwetki, do której kształtu jeszcze się nie przyzwyczaiłam.

- Justin Bieber? - Calum unosi brwi ze śmiechem, kiedy otwieram przed nim okno.

- Mam sentyment do tych piosenek. - Przewracam oczami na jego komentarz.

Chłopak wymija mnie w przejściu, tak samo, jak to robi na szkolnym korytarzu. Zamykam za nim okno i zasuwam zasłony. Jedynym źródłem światła w pokoju jest lampka nocna przy łóżku, a teraz nie wiać nawet księżyca w pełni.

- Zgasić światło? - pyta Calum, podchodząc do lampki.

W odpowiedzi wzruszam ramionami. Nagle mam ochotę przywalić sobie w twarz tą cholerną lampą. Noc jest dzisiaj bardzo gorąca, dlatego mam na sobie jedynie krótkie granatowe spodenki i różowy podkoszulek. Zbyt krótki podkoszulek, który nie sięga mi nawet do pempka. Czekam tylko na odpowiednią chwilę, by wślizgnąć się pod kołdrę i już nigdy spod niej nie wypełznąć. Mam gdzieś to, że Calum tym razem podarował sobie nawet zarzucenie bluzy na ramiona i stoi przede mną jedynie w czarnych bokserkach.

Coś klika i światło gaśnie. Wypuszczam powietrze z ulgą. O ile dobrze pójdzie, zdążę zakryć odsłonięte części ciała, zanim wzrok Caluma przyzwyczai się do ciemności.

- Co robimy?

Zanim przyjdzie mi do głowy odpowiedzieć na to zaskakujące pytanie, chwytam z krzesła śliwkowy, wyciągnięty sweter i wciągam go przez głowę.

- To, co zawsze - odpowiadam obojętnie.

- Co robimy zawsze? - prycha. - Nie gorąco ci?

- Trochę.

Mija chwila, zanim udaje mi się zobaczyć sylwetkę Caluma, siadającego na brzegu mojego łóżka.

- Będziesz tak stać? - Powietrze przecina jego krótki śmiech.

Zanim zdążę to przemyśleć, siadam na podłodze przed nim i zaczynam się szczerzyć, choć nie jestem pewna, czy może to zobaczyć.

- Ale jestem wykończony.

- Trudny dzień? - Uśmiech znika z mojej twarzy.

Chłopak prycha.

- Ostatnio mam ciągle trudne dni.

- I trudne noce, co? - Podciągam kolana do piersi i opieram na nich ręce. Splatam palce dłoni, bawiąc się fioletową gumką do włosów, którą mam na nadgarstku.

- Można tak powiedzieć.

- Czemu siedzimy po ciemku? - pytam, chcąc zapobiec niezręcznej ciszy.

- Nie miałaś nic przeciwko. - Calum wzrusza ramionami. - Idziesz już spać?

- Taki miałam plan.

- Zająłem ci łóżko - mówi, jak kiedyś, gdy się ze mną droczył. Tylko że wtedy mieliśmy po dwanaście lat. Może jednak wiele się nie zmienił, ale tylko w stosunku do mnie.

- Nie przeszkadzaj sobie. - Z cichym chichotem podnoszę się z podłogi i wślizguję pod kołdrę.

Wiercę się przez chwilę, moszcząc w pościeli, po czym spoglądam na zarys sylwetki Caluma. Nie widzę dobrze jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że właśnie uśmiecha się w jeden z tych swoich denerwujących sposobów.

Nagle robi coś, czego bym się po nim nie spodziewała. Kładzie się obok, twarzą do mnie, co przyprawia mnie o zimne ciarki na plecach. Prawą rękę podkłada sobie pod głowę, drugą poprawiając kołdrę na moim ramieniu. Miał rację. W tym swetrze jest mi zdecydowanie za gorąco.

- Śpij - szepcze, a mi w końcu udaje się dostrzeć uśmiech na jego twarzy. Ciepły, słodki uśmiech. Widzę w nim mojego Caluma.

- Za gorąco mi. - Nie wierzę, że to powiedziałam.

- Mówiłem. - Śmieje się cicho. - Zdejmij ten sweter.

Przewracam oczami, ale posłusznie wyciągam ręce z rękawów. Skopuję z siebie kołdrę, jednak na leżąco nie idzie mi tak łatwo. Widząc moje nieudolne próby ściągnięcia swetra, Calum robi to za mnie - chwyta za skraj wyciągniętego materiału i ciągnie do góry. Rzucam swetrem w ciemność i słyszę, jak opada na podłogę. Nagle robi mi się zimno, w dodatku czuję się obnażona w moim krótkim podkoszulku, więc czym prędzej sięgam po kołdrę. Niestety Hood znowu okazuje się szybszy i przykrywa mnie pod samą szyję. Mało tego - sam wślizguje się pod spód.

Znowu czuję zimne ciarki, tym razem na całym ciele. Wciąż dzieli nas jakiś dystans, ale, na sto tostów z masłem orzechowym, nawet stąd mogę poczuć ciepło jego nagiego torsu.

- Dobranoc. - Starając się ukryć panikę, odwracam się przodem do ściany.

- Dobranoc.

Zanim odpływam, jedyne, co czuję, to silne ramię oplatające mnie w pasie i jego falująca klatka piersiowa na plecach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro