Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Możesz zostać.

- Dałaś mi wybór - mówi Calum następnej nocy, jakby był moją własnością.

Patrzę mu w oczy niepewnym wzrokiem, na zmianę unosząc i marszcząc brwi. Wciąż nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim ma czelność stać tu i ze mną rozmawiać. Może to ja zrobiłam coś źle? Gdzie popełniłam błąd?

Tym razem nie wyszłam na zewnątrz. Widziałam, jak na mnie czekał. Nie wiem, co było tą niewidzialną blokadą, przez którą bałam się nawet odsłonić zasłony. Wiedziałam, że wciąż tam stał i czekał. Nie zgasiłam światła. Zmyłam lakier z paznokci, wybrałam strój na jutro, wzięłam długi prysznic. Wszystko, żeby tylko nie położyć się spać. Nie wiem, dlaczego. Wszystko poszłoby po mojej myśli, gdyby mojego tańczenia do "Attention" nie przerwało ciche pukanie.

Znudziło mu się czekanie. Dlatego stoi teraz przede mną w żółtym T-shircie i szarych bokserkach, przeszywając mnie na wylot przenikliwym spojrzeniem.

- Nie mów, jakby od tego zależało twoje życie. - Muszę zadrzeć głowę do góry, by lepiej mu się przyjrzeć. - Zaproponowałam... Żebyś się nad tym zastanowił. - Zmieniam zdanie. Nie mam już ochoty udawać odważnej. Spuszczam wzrok i wlepiam go w swoje paznokcie.

- Zastanowiłem się - oznajmia Calum. Unosi lekko podbrudek, nie spuszczając mnie z oczu.

- I...? - Dlaczego znów na niego patrzę?

Przestępuje próg, omiatając pokój badawczym spojrzeniem.

- Nie widziałem jeszcze tego pokoju przy zapalonym świetle.

Bzdura. Kilka lat temu bywał tu codziennie. Mimo to, od tego czasu wiele się zmieniło. Ściany zostały przemalowane na bardziej dojrzały kolor, a meble wymienione na mniej dziecinnie. Calum czuje się tu obco, ale na pewno mniej niekomfortowo, niż gdyby zastał pokój taki, jakim go zostawił.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Wzruszam ramionami, zamykając za nim okno. Jak gdyby to było już normalne. Jak gdybym nie czuła się przy tym źle.

Calum siada na krześle obrotowym przy biurku. Sprawia wrażenie, jakby czuł się jak u siebie. Co innego mówią jego rozbiegane oczy, badające niepewnie każdy zakamarek pomieszczenia.

- Zmyłaś lakier - zauważa. - Szkoda. Do twarzy ci było w tym kolorze.

Prycham. Holly mówiła co innego.

- Dzięki...? - Siadam na łóżku, nie wiedząc, co zrobić z rękami. W końcu wkładam je pod uda.

Zapada niezręczna cisza, chociaż chciałabym spytać go o tak wiele. Dlaczego tu przyszedł? Jaki postawił sobie cel?

- Po co tu przyszedłeś? - pytam w końcu.

- Po co zwykle tu przychodzę? - odpowiada pytaniem na pytanie.

Przewracam oczami.

- Pytam poważnie.

- Ja też.

Wyszedłby. Gdyby chciał uciec z domu, byłby już daleko, szukając swojego miejsca na spowitych nocą ulicach. Mimo to wciąż tu siedzi, a ja nie wiem dlaczego.

- Widziałem, jak tańczyłaś - odpowiada na moje milczenie.

Niemal czuję, jak na moją twarz wpływa blady rumieniec.

- Serio? - Unoszę brwi. - Okna były zasłonięte.

- Miałaś zapalone światło. - Śmieje się cicho. - Czy to był Charlie Puth?

Kiwam głową na potwierdzenie, żałując, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Widział, jak miotałam się po pokoju, podskakując w rytm muzyki.

- Nie wstydź się. - Calum znowu się śmieje. - To chyba normalne u dziewczyn, nie? Jak malowanie paznokci.

- Może. - Wzruszam ramionami. - A nachodzenie sąsiadek w środku nocy jest normalne u chłopaków?

Brunet nie przestaje się śmiać.

- Nie spałaś. - Zakłada ręce na piersi, unosząc jedną brew.

- To nic nie zmienia. - Przybieram wyraz twarzy pod tytułem "nie wygrasz ze mną", jego uśmiech daje mi jednak do zrozumienia, że to nieprawda.

Nic z tego, Hood.

- Dlaczego nie poszłaś spać? - to pytanie w końcu pada z jego ust. Tego się bałam.

- Nie chciało mi się. To i tak bez sensu.

- Spanie?

- Może jak położę się później... Nie będę miała tego problemu. - Nie będę musiała wychodzić na balkon i oglądać cię co wieczór. Nie mówię tego na głos.

- Unikasz mnie? - Calum się uśmiecha, ale w jego oczach jest coś, co sprawia, że biorę to na poważnie.

Znów odpowiadam mu milczeniem, co chyba nie wychodzi mi na dobre, zwłaszcza że jego mina rzednie, kiedy tylko odwracam wzrok, by za chwilę znowu spojrzeć mu w oczy.

- Więc nadal masz problemy z zasypianiem?

To całkiem zabawne. Przyglądanie się, jak od początku naszej rozmowy Calum zwinnie omija temat, do którego słowa same nas sprowadzają. Nie uniknie tego, mimo to odpowiadam na jego pytanie skinieniem głowy.

- No to siedzimy w tym razem. - Uśmiecha się, tym razem ciepło i przyjaźnie. Ten uśmiech przywodzi mi na myśl chłopca, jakim był kiedyś: grzecznego, niewinnego.

Jestem w stanie go dostrzec. Mam to na wyciągnięcie ręki. Chciałabym go dotknąć, zobaczyć, czy jest prawdziwy, ale boję się, że wtedy czar pryśnie, dlatego gdy wyjmuję dłonie spod ud, szybko wplatam je we włosy i przeczesuję splątane kosmyki.

- Dlaczego po prostu nie porozmawiasz z rodzicami? - wyrywa mi się, zanim zdążę to przemyśleć.

Jego uśmiech momentalnie znika, ustępując miejsca zmieszanemu spojrzeniu. Zaciska zęby, jakby bał się odpowiedzieć.

- Myślą, że tego nie widzisz - ciągnę. Nie ma sensu dłużej unikać tego tematu.

- Powinienem? - Unosi brwi, jakby sam chciał sobie odpowiedzieć. "Nie, nie powinienem."

- Powinieneś.

Wplata dłoń we włosy, wypuszcza powietrze ze świstem.

- Potrzebuję czasu - mówi.

- Za długo się z tym męczysz. W dodatku sam.

- Mam Mali.

Przez chwilę nie wiem, co powiedzieć. Pamiętam siostrę Caluma. Nie widziałam jej szmat czasu, dlatego widzę ją w mojej pamięci jak przez mgłę.

- Wyjechała - przypominam sobie.

- Chciała nas ostatnio odwiedzić. - Calum wpatruje się w swoje bose stopy. - Powiedziałem jej, że to nie najlepszy moment.

- Mogłaby pomóc ci przez to przejść.

Ponownie zapada cisza. Przez chwilę słychać tylko ciężki oddech Caluma.

- Chcesz już iść spać? - pyta nagle.

- Calum...

- Mogę tu poczekać, aż zaśniesz.

Jego propozycja zbija mnie z tropu.

- Cierpię na bezsenność, nie boję się ciemności - obruszam się.

- Jasne, przepraszam - mówi beznamiętnym tonem, podnosząc się z krzesła i rusza w stronę otwartego okna.

Zrywam się na nogi i zanim zdążę pomyśleć, stoję już przed chłopakiem, ściskając go za nadgarstek. Co ja wyprawiam?

- Mimo wszystko... Możesz zostać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro