22. Rozluźnij się.
Gdy na koniec geografii rozbrzmiewa dzwonek, przytłumiony szumem głośnych rozmów, obserwuję Caluma, który, jak zwykle irytująco wyluzowany, zarzuca plecak na ramię i spokojnym krokiem udaje się w stronę drzwi. Clifford podąża za nim, jednak nie wydaje się być wielce zainteresowany jego nagłą zmianą miejsca. Oni wszyscy nie są skłonni do darzenia kogokolwiek szacunkiem, czy choćby cieniem zainteresowania, nawet siebie nawzajem. W tym momencie zaczynam wątpić, czy aby na pewno nie wolałabym zostać na reszcie lekcji, i zastanawiać się, co ja sobie właściwie wyobrażam, jednak Holly wciska mi w brzuch mój plecak i zdecydowanym ruchem popycha w stronę drzwi.
- Mam cię odprowadzić, czy sama dotrzesz? - zakłada ręce na piersi, idąc o krok za mną, kiedy wychodzimy z sali.
- Biorąc pod uwagę to, że mogłabym uciec przy każdej sprzyjającej okazji... - wzdycham cicho - Chyba dam radę sama - szczerzę się do przyjaciółki.
Staję przy mojej szafce i wpycham do niej plecak.
- Cieszę się - kopiuje moją minę i klepie po plecach, gdy zatrzaskuję drzwi szafki - Szczerze mówiąc, wolę iść teraz na angielski, niż patrzeć, jak liżesz się z Hoodem... - urywa, kiedy zauważa moje mordercze spojrzenie - Powodzenia!
Holly posyła mi całusa w powietrzu, kiedy zastanawiam się, ile lat więzienia przysługuje za zabujstwo.
Idę spokojnym krokiem w stronę wyjścia, sprawiając wrażenie wyluzowanej - taką przynajmniej mam nadzieję - jednak wolę nie wiedzieć, co właśnie dzieje się w moim żołądku. W końcu popycham ciężkie drzwi i delikatny wietrzyk uderze mnie w twarz.
Od razu dostrzegam Caluma, który stoi oparty o czarny motocykl, zaciągając się dymem z papierosa.
Nie wierzę.
- Nareszcie, księżnczko - wypuszcza dym ustami i uśmiecha się półgębkiem, kiedy do niego podchodzę.
Kaszlę ostentacyjnie, a on tylko przewraca oczami.
- Palenie zabija - staję oddalona o dobre dwa metry od niego z rękami założonymi na piersi.
- No już, wsiadaj - wzdycha chłopak i rzuca niedopałek papierosa na ziemię, przygniatając go butem.
To nie ten sam Calum z balkonu obok. Zresztą, czego ja się spodziewałam? Tutaj wszyscy obserwują go na każdym kroku, a przecież nie może stracić swojej reputacji, prawda?
- Na motor? - unoszę brwi - Po co w ogóle chciałeś mnie widzieć?
- Chciałaś mnie poznać - wzrusza ramionami i rzuca mi kask, który, podobnie jak wcześniej plecak, ląduje na moim brzuchu - Pomyślałem, że dobrze byłoby od czegoś zacząć.
- Tak, zwiejmy z lekcji, zanim ktoś zobaczy, że rozmawiasz z kimś takim jak ja - rzucam mu wymowne spojrzenie.
- Nie o to chodzi, Madeline - kręci głową z irytacją.
Po chwili siedzi już na motocyklu, a silnik zaczyna głośno charczeć. Kiwa na mnie głową, bym usiadła za nim.
- Nie masz kasku - zauważam, zakładając ten, który mi dał.
- Nie, bo ty go masz - mówi, podkreślając oczywistość tego stwierdzenia.
Wciąż nie podoba mi się ta wersja Caluma.
- A jak coś się stanie?
- Zaufaj mi, Madeline.
Dlaczego nie mógłby po prostu nazywać mnie Maddy, jak wszyscy? Moje pełne imię brzmi w jego ustach tak niedorzecznie, zwłaszcza, że nie wypowiadał go od tak dawna.
- Jesteś naprawdę popieprzony - wiedząc, że będę tego żałować, siadam za nim, nagle znajdując się niebezpiecznie blisko.
- Przysuń się - wyciąga ręce do tyłu i chwyta mnie pod kolanami, ciągnąc w swoją stronę.
Moje mięśnie brzucha automatycznie się spinają, a oddech więźnie w gardle. Jestem naprawdę zadowolona, że nie może zobaczyć mojej miny.
Posłusznie przysuwam się bliżej, obejmując go udami, a moje biodra są stanowczo zbyt blisko. Nieśmiało kładę dłonie na jego bokach. Ciekawi mnie, czy zdaje sobie sprawę, jak bardzo spięły się jego barki i czy może wyczuć moje zdenerwowanie.
- Nic ci nie zrobię, Madeline - Calum wzdycha cicho i chwyta moje dłonie, splatając je na swoim brzuchu.
Mogę wyczuć jego idealnie zarysowane mięśnie i nagle czuję dziwną potrzebę zbadania całego ich obszaru, rozciągającego się na twardym brzuchu.
Odpycham od siebie te myśli.
Jestem już tak blisko, że mogłabym wcisnąć twarz w jego napięte barki, jednak rezygnuję z tego pomysłu i niechętnie opieram polik o lewe ramię Caluma.
- Gotowa? - pyta, spoglądając na mnie.
- Nie - przełykam ślinę i nagle przychodzi mi do głowy myśl, co powiedziałaby mama, gdyby zobaczyła, na co się zgadzam.
A Calum nie ma nawet kasku.
- To nic strasznego, musisz mi tylko zaufać.
Ten Calum zdecydowanie podoba mi się bardziej. Dobry, opiekuńczy... Zaciskam zęby na myśl o tym, że dokładnie tak było kiedyś. Dbał o mnie i nigdy nie pozwoliłby, żeby coś mi się stało.
- Nie ufam ci - mruczę.
- No to jedziemy.
Silnik zaczyna charczeć głośniej, a motocykl rusza i odjeżdżamy ze szkolnego parkingu. Nie jedziemy wcale szybko, jednak wystarczająco, bym mocniej ścisnęła brzuch Caluma. Ba, cała jestem już do niego przyklejona, bojąc się chociażby odchylić jeden palec. Czuję, jak jego mięśnie brzucha napinają się pod siłą mojego nacisku.
Stajemy na czerwonym świetle i motor przechyla się na jedną stronę, gdy Calum opiera nogę na betonie.
- Rozluźnij się - spogląda na mnie przez ramię, śmiejąc się cicho.
- Hm? - mruczę, zbyt spięta, by otworzyć usta.
- Masz kościste kolana - kładzie dłoń na moim lewym udzie - To boli.
- Och. Przepraszam - rozluźniam uścisk z zakłopotaniem, jednak gdy pojazd znów rusza, wydaje mi się, że przyciskam uda jeszcze bardziej.
- Mówiłem poważnie - głos Caluma znika, poniesiony wiatrem - Oddychaj głęboko, nic ci się nie stanie.
Postanawiam odpuścić w momencie, gdy włosy targane wiatrem zaczynają przysłaniać mi widok. Zamykam oczy i nagle czuję się dziwnie nieświadoma tego, jak blisko śmierci mogę się właśnie znajdować.
Nie mam pojęcia, dokąd jedziemy, jednak wolę skupić się na utrzymaniu w miarę równego oddechu i uspokoić rozszalałe serce. Zapominam nawet o tym, jak blisko Caluma się znajduję, że wydaje się to wręcz nielegalne.
Pieprzyć zasady.
Czy nie za tym właśnie tęskniłam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro