16. Obudziłaś mnie.
O czwartej nad ranem Holly śpi już jak zabita, a ja wciąż gapię się w ekran telefonu. Zaledwie kilka minut temu odnalazłam w moim starym pamiętniku numer telefonu Caluma, który z zimną krwią usunęłam dawno temu z karty pamięci. Może jestem podła i fałszywa, ale naprawdę chcę mieć to za sobą. Chcę przestać się nim przejmować, bo przecież nie obchodzi mnie on, ale tylko i wyłącznie moja osobista prywatność.
Wpisuję numer i zapisuję w kontaktach jako Calum Hood. Przez chwilę wstrzymuję powietrze, zastanawiając się nad treścią wiadomości. Jest szósta. Pewnie śpi. Więc pomyśli, że skoro piszę do niego o tej porze, zapewne mi zależy. Że znowu nie mogę spać i to z jego powodu.
Jasne.
Po prostu wypełniam daną komuś obietnicę.
Sorry. To chyba nie było miłe.
Naciskam strzałkę i obserwuję niebieskie kółko, które kręci się tak długo, aż wiadomość zostaje wysłana do Caluma. Pozostaje mi mieć nadzieję, że od tego czasu nie zmienił numeru. Gapię się przez chwilę na ekran telefonu, po czym odkładam go na szafkę nocną. To na nic. Spoglądam na leżącą obok Holly. Zabrała mi całą kołdrę i trzy czwarte łóżka. Wciskam się obok i przykrywam kocem. Nie próbuję nawet zasnąć, kiedy mój telefon zaczyna wibrować. Chwytam go i patrzę na ekran.
Jedna wiadomość od: Calum Hood.
Przygryzam lekko dolną wargę. Odblokowuję telefon i klikam ikonkę wiadomości.
Ok. Przywykłem.
Marszczę brwi. Nie bardzo wiem, jak rozumieć tę wiadomość. Myślę przez chwilę, co odpisać.
Nie śpisz?
Głupie pytanie.
Po chwili przychodzi kolejna wiadomość.
Obudziłaś mnie.
Nim zdążę odpisać, mój telefon wibruje po raz kolejny.
Teraz nie zasnę.
Nie jestem pewna, czy powinnam czuć się winna, mimo to odpisuję jednym słowem:
Przepraszam.
Hood przez chwilę milczy. Sama nie wiem, na co liczyłam. Blokuję telefon, kiedy on wreszcie odpisuje:
Wyjdź na balkon.
Wstrzymuję powietrze. Wiem, że on już czeka. Obserwuję ciemność gdzieś nad moją głową, po czym jak najciszej zaczynam staczać się z łóżka. Wiem, że Holly i tak by się nie obudziła, ale warto zachować ostrożność. Po chwili stoję już boso na zimnych kafelkach w starej koszulce mojego taty. Karcę się w myślach za to, że nie przyszło mi do głowy, by założyć spodnie. Chłodny wiatr smaga moje uda i łydki, a czarnowłosy chłopak w dresach i szarym podkoszulku gapi się bezwstydnie na moje odsłonięte nogi. Naciągam koszulkę, która na szczęście jest wystarczająco długa, by zasłonić moje koronkowe majtki.
Wzrok Hooda w końcu odnajduje moje oczy.
- Dlaczego nie śpisz? - pyta.
- Dopiero się położyłyśmy - spoglądam przez ramię na pokój otoczony delikatnym światłem lampki nocnej.
- No tak - chłopak wzdycha - Zaraz zacznie się robić jasno.
Wzruszam ramionami, starając się zachować jak najbardziej obojętny wyraz twarzy.
- Nie zimno ci? - jego wzrok znów pada na moje nogi, a ja ponownie naciągam koszulkę.
- Trochę - odpowiadam.
- Przeziębisz się.
Prycham. Chcę zapytać, od kiedy właściwie się o mnie martwi, ale przypominam sobie, że miałam być miła.
- Dlaczego nie pójdziesz spać? - zmieniam temat.
Znów patrzy mi w oczy.
- Obudziłaś mnie, a teraz nie dam rady zasnąć.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. Odrobię to kiedy indziej - uśmiecha się do mnie.
Cholera. Uśmiecha się. Do mnie.
Słowa grzęzną nam w gardłach. Oboje chcielibyśmy zapytać o to samo, ale wciąż nie jesteśmy pewni. Co teraz? Kim jesteśmy? Co właściwie jest między nami? Co kryje się pod zagadkowymi spojrzeniami i źle dobranymi słowami? Milion pytań kołacze się w mojej głowie, a kiedy spoglądam na Caluma, dostrzegam, że i on chyba ma z tym problem.
- Znowu nie możesz spać? - pyta w końcu.
- Nie wiem - wzruszam ramionami - Dopiero się położyłam.
- Jest piąta rano - zauważa chłopak.
- No właśnie - mówię po chwili milczenia.
Co się dzieje? Wciąż chciałabym wiedzieć, co się między nami dzieje.
- Madeline - mówi.
Dobrze przypomnieć sobie, jak mam na imię.
- Hm?
- Chcesz kiedyś... Nie wiem... Porozmawiać?
Czuję się naprawdę dziwnie, a zarazem wyjątkowo - co nigdy nie powinno się wydarzyć - widząc go takiego. Zawieszonego gdzieś pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością. Takiego Caluma nie znałam, ani z bliska, ani z widzenia, ani nawet z opowieści. Nie zachowuje się, jak zwykle. Jak pewny siebie, zarozumiały chłopak, za którym ugania się większość dziewczyn w szkole. Ani nawet jak uroczy, miły chłopiec, którego znałam. Teraz wydaje się niepewny, może trochę... Zawstydzony? Nie, to z pewnością nie jest Calum Hood.
Halo, czy ktoś wie, gdzie się podział Calum Hood?
- Przecież właśnie rozmawiamy - odpowiadam.
Znów myślimy o tym samym, ale nie mamy wystarczająco dużo odwagi, by to powiedzieć.
- Wiem. Cholera - przeczesuje ręką zmierzwione włosy.
- Tak: cholera.
Jak na zawołanie, uśmiechamy się do siebie. Miło jest dostać od niego coś takiego jak szczery, ciepły uśmiech.
- Chciałeś porozmawiać o TYM, prawda? - wyrywa mi się, zanim zdołam powstrzymać swoje struny głosowe.
W duchu proszę go, aby powiedział "tak, chciałem porozmawiać właśnie o tym".
Powoli kiwa głową, a jego uśmiech blednie.
- Więc porozmawiajmy - opieram się o barierkę, tym samym dając mu znak, żeby zaczął mówić.
- Chciałem cię po prostu zapytać, co o tym myślisz - zakłada ręce na piersi.
Pomimo ciężkiego tematu, atmosfera nieco zelżała i napięcie nie jest już tak bardzo odczuwalne.
- Sama się nad tym zastanawiam - wyznaję - Nie wiem, co o tym myśleć.
- Przeprosiłem cię - trudno powiedzieć, czy jest z tego dumny, czy tylko stwierdza fakty.
- Chyba wyszło nam to na dobre.
- Chyba tak.
Uśmiecha się znowu, a ja zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno nie tęskniłam za tym uśmiechem. Może troszkę mi go brakowało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro