Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Nie wierzę ci.

Niepewność nie daje o sobie zapomnieć. Szczerze, nie wiem, na jakim stoję gruncie. Teraz może wydarzyć się dosłownie wszystko. Dlatego postanawiam zająć się czymś innym. Już przed dziewiątą piszę do Holly, chociaż wiem, że w sobotni poranek dziewczyna może jeszcze spać.

Śmieję się pod nosem, kiedy odczytuję od niej wiadomość o treści: "Myślałam, że się przyjaźnimy, mendo". 

Piszę, że to sprawa wielkiej wagi, więc musi się jak najszybciej pojawić w moim domu. To, co sobie pomyśli, leży teraz tylko w rękach jej wyobraźni. Nie mieszka daleko, ale uwielbia się grzebać, więc witam ją w drzwiach po niecałej godzinie.

Ma na sobie ciemnoszare dresy i luźną, pomarańczową bluzę z kapturem. Nie wiem, co robiła przez ten czas. Widzę ją bez makijażu, co nie zdarza się często, chociaż ja mam ten przywilej, jako jej najlepsza przyjaciółka.

- Przysięgam, że naślę na ciebie armię zbuntowanych gryzoni, jeżeli przyszłam tu na marne - mierzy we mnie palcem, kiedy ja się uśmiecham - A teraz zrób mi śniadanie - mija mnie w drzwiach, ocierając się o moje ramię.

Zamykam drzwi i spokojnym krokiem podążam za przyjaciółką do kuchni. Siadam na blacie kuchennej wysepki, kiedy ona grzebie w szafkach. W końcu wyciąga z jednej z nich słoik nutelli, wyraźnie zadowolona z siebie.

- Nie siedź tak, tylko zrób mi kawę - mówi, smarując kromkę chleba czekoladą.

Zanim jednak zdążę cokolwiek zrobić, ona już nalewa wody do elektrycznego czajnika. Chwytam jabłko z koszyka i wgryzam się w soczysty owoc.

- Mów - opiera się o blat naprzeciwko mnie i odgryza dość duży kawałek chleba z nutellą, a w drugiej ręce trzyma kubek z kawą.

- Potrzebowałam wsparcia mojej ulubionej przyjaciółki - szczerzę się do niej.

- Nie żartowałam z tymi gryzoniami - celuje we mnie kromką chleba - Wiesz, że moja babcia ma całą armię chomików.

Śmieję się z jej czekoladowych wąsów.

- Być może mam ci coś ważnego do powiedzenia, ale skoro nie chcesz wiedzieć... - unoszę ręce.

- Robisz to specjalnie, Madeline - dziewczyna kręci głową - Gadaj.

Super. A chciałam od tego uciec, zapraszając ją do siebie. Teraz tylko w teb sposób mogę uchronić się przed atakiem chomików.

- Nie - blondynka otwiera szeroko oczy, widząc mój niepewny wyraz twarzy - Nie. Nie wierzę. Nie zrobiłaś tego.

- Ja też nie wierzę - wzdycham - A jednak to zrobiłam.

Holly ściska mocniej kubek.

- Znaczy, on przeprosił pierwszy.

- O, cholera - tym razem prawie wypuszcza naczynie - On? Calum Hood?

- Tak.

- Ten Calum Hood?

- A znasz jakiegoś innego?

- Przeprosił cię?

- No tak.

- Calum Hood?

Rzucam jej zirytowane spojrzenie.

- Nie wierzę ci.

- Holly, skończ, proszę cię - przewracam oczami.

Dziewczyna otwiera usta, zapewne chcąc znowu zapytać, czy to aby na pewno był ten Calum Hood, ale po chwili rezygnuje.

- Czyli... W jakimś stopniu... - bierze łyk kawy, gorączkowo się nad czymś zastanawiając - Cholera, Hood jest jednak człowiekiem.

- Jakaś ty spostrzegawcza - kręcę głową z wymuszonym śmiechem.

- Nie mów mi tylko, że dasz się nabrać na te jego gierki.

- Jakie niby gierki? - pytam zdziwiona.

- No wiesz, te całe "ą" i "ę" - wydyma usta, udając podniecenie - "wpadaj, rodziców nie ma w domu"...

- Dobra - przerywam jej, zanim zdąży dokończyć - Dobra, skończ.

Rzuca mi znaczące spojrzenie.

- Nie jestem jak te dziwki, dobrze o tym wiesz - przewracam oczami.

- No wiesz, podobno Irwin spał kiedyś z Julią Khan.

- Naprawdę? - wytrzeszczam oczy - Ona kiedykolwiek z kimś spała?

- Oczywiście on na drugi dzień pieprzył już kogoś innego...

Uciszam ją machnięciem ręki.

- Odbiegamy od tematu.

- Chciałam tylko powiedzieć, że nawet ktoś taki jak ona uległ temu całemu ich "urokowi".

Marszczę brwi, powoli gryząc jabłko.

- Nie myślisz chyba, że zaliczam się do tej grupy - przecieram ręką po twarzy - Poza tym, to zupełnie coś innego. Hood był moim przyjacielem - nie wierzę, że przeszło mi to przez gardło - To tak nie działa.

- Był nim cztery lata temu - Holly macha pustym do połowy kubkiem kawy - Wiele zmieniło się do tego czasu.

- Chcesz mi powiedzieć, że będę kolejną przypadkową dziewczyną, którą zaciągnie do łóżka? - prycham - Nie, moja droga, to tak nie działa.

- Kto powiedział, że tak myślę?

- Ty - mróżę oczy i zeskakuję z blatu - Po prostu mam tego wszystkiego dosyć. Na prawdę, nie musisz tego jeszcze bardziej komplikować.

- Wcale nic nie komplikuję! - burzy się dziewczyna - To ty chciałaś rozmawiać.

Wzdycham cicho i wyrzucam ogryzek jabłka do kosza na śmieci. Kieruję się po schodach na górę.

- Skończ już - rzucam w przestrzeń - Idziemy pogadać o twoich problemach.

Słyszę za sobą jej kroki.

- Ale ja nie mam...

- Masz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro