Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Często tu bywasz.

Chciałabym mieć pewność, że kiedyś będę mogła zasnąć bez przewracania się w łóżku tysiące razy. Ale za każdym razem, kiedy kładę się spać, nagle w mojej głowie pojawia się setka niechcianych myśli, a potem pustka, i tak na okrągło.

I tym razem nie jest inaczej.

Odrzucam kołdrę na bok i wychodzę na balkon. Obejmuję się rękoma, żeby powstrzymać atakujące mnie chłodne powietrze. Jednak to, co widzę przed sobą, sprawia, że czuję się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz z rozgrzanej patelni. Nie jest mi już nawet zimno.

Na sąsiednim balkonie, oparty o barierkę, stoi nie kto inny, jak Calum Hood, i to we własnej osobie. Nie jest zaskoczony na mój widok, jednak w mojej głowie czarne myśli pojawiają się ponownie.

- C-co ty... - próbuję wydusić z siebie jakiekolwiek słowa i sklecić z nich sensowne zdanie.

- A ty? - unosi brwi. Mówi takim suchym tonem głosu, że nie mogę z niego nic odczytać, a jego spojrzenie jest tak samo puste, co filiżanka kawy o najbardziej sennej porze dnia.

Przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu. Nie mam odwagi podejść bliżej, więc wciąż tkwię przy otwartym oknie.

- Ostatnio często tu bywasz - brunet przekrzywia głowę, a jego twarz w końcu przybiera jakikolwiek wyraz. Zaciekawiony, podejrzliwy, być może nieco zirytowany.

- Świeże powietrze pomaga mi zasnąć - udaje mi się cokolwiek powiedzieć, siląc się na obojętny ton.

Jednak zauważył.

- Zmieniłaś się, Madeline - Calum marszczy brwi i mróży oczy.

Coś we mnie pęka, kiedy to słyszę. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to powiedział.

- Ja się zmieniłam? - prycham. Powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem. W przypływie złości czuję narastającą pewność siebie.

On tylko wzrusza ramionami, a jego pierś unosi się w jakimś bezgłośnym rodzaju śmiechu.

Przewracam oczami i wracam do środka. Teraz na pewno nie uda mi się zasnąć.

***

Następnego dnia w szkole widzę go po drugiej stronie korytarza. Wstrzymuję oddech, kiedy przechodzi obok mnie. Nie patrzę na niego. Oboje jesteśmy sobie obojętni, jak to było już od czterech lat.

Od czterech lat nie zamieniłam z nim nawet słowa. Aż do poprzedniej nocy. Obojętne spojrzenia, przelotny dotyk ramienia mijanej na korytarzu osoby. Calum Hood jest taki sam, jak setki innych chłopaków o ciemnej karnacji, ciemnych włosach i ciemnych oczach, wysokich o szerokim uśmiechu białych zębów. A ja jestem taka sama, jak setki innych niskich dziewczyn z bladym kolorem skóry i włosami koloru czarnej kawy.

- Maddy - z transu wyrywa mnie znajomy głos.

- Holly - mówię znudzonym tonem, kiedy zauważam przed sobą wysoką postać blondynki o figurze, jaką mogę wymarzyć sobie tylko w snach.

Holland Shelley jest największą optymistką, jaką znam, a zarazem moją najlepszą przyjaciółką.

Cóż, podobno przeciwieństwa się przyciągają.

To ona pomogła mi się pozbierać po stracie przyjaciela, tym samym zajmując jego miejsce. Nie żałuję, że była to właśnie ona. Ba, była to najlepsza ze wszystkich opcji, a nawet lepsza od samego Caluma Hooda.

- Ciebie też miło widzieć, szmato - mówi Holly z sarkazmem, przewracając oczami.

Szczerzę się do niej i posyłam jej buziaka w powietrzu.

- Jak tam? - pytam, obracając się w przeciwną stronę i razem udajemy się w stronę sali lekcyjnej.

- Masakra - dziewczyna wzdycha. 

Dawno nie widziałam jej w takim humorze. Naprawdę rzadko się zdarza, żeby coś aż tak ją wkurzyło. I dlatego od razu wiem, co ma na myśli.

- Czyżby 5 Seconds of Summer? - mówię z udawanym entuzjazmem.

Calum cztery lata temu znalazł sobie nowych kumpli. Założyli coś na kształt zespołu, ale zawsze wolałam to nazywać gangiem. 5 Seconds of Summer grają na każdej szkolnej imprezie. Są cenionym przez nauczycieli zespołem.

Mają potencjał - mówią.

Jeszcze wyjdą na ludzi - powtarzają.

Być może niektórzy poza nauczycielami i zakochanymi w nich dziewczynami podzielają moją opinię o tym gangu. Jest to po prostu banda zapatrzonych w siebie napalonych siedemnastolatków, przyjeżdżających do szkoły na motorach. Nie mają za grosz szacunku do ludzi - jak to oni nazywają - z niższej ligi, ani do płci przeciwnej. Właściwie, oni mają szacunek jedynie do samych siebie.

Zanim Holly zdąży powiedzieć coś więcej, rozbrzmiewa dzwonek i obie kierujemy się do klasy. Nie mam ochoty więcej słuchać o tej bandzie idiotów. Wystarczy mi taki jeden za oknem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro