Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsze spotkanie

Mike Wheeler:

Zapomniałaś, że dziś był ostatni termin oddania książek do biblioteki. Dlatego też niewiele myśląc, spakowałaś powieści do plecaka i wsiadłaś na rower. Na piechotę byś nie zdążyła, a też nie chciałaś angażować w to swoich rodziców. Jechałaś rozpędzona jak nigdy dotąd. Dość zręcznie mijałaś przechodniów, choć w niektórych momentach byłaś bliska potrącenia któregoś z nich. Spojrzałaś na zegarek, miałaś szczęście, gdyż zostało ci sporo czasu, a biblioteka znajdowała się dwie ulice dalej. Ty jednak znałaś skrót, z którego chętnie skorzystałaś, wystarczyło zjechać tyko z jednej stromej górki. Podjechałaś bliżej zjazdu i po prostu puściłaś się dzikim pędem. Uwielbiałaś takie chwile, czułaś wiatr we włosach i tą prędkość. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie nagłe uderzenie i twój upadek z roweru. Pojazd przewrócił się z łoskotem a ty przeturlałaś się kawałek dalej. 

- Czy wszystko dobrze? - usłyszałaś nad sobą męski głos. Uchyliłaś lekko powieki i ujrzałaś chłopaka na oko w twoim wieku, miał ciemnobrązowe włosy i brązowe oczy.
- Tak, raczej tak - odrzekłaś, próbując wstać.
Jednak twoje wszelkie próby kończyły się niepowodzeniem. Najwyraźniej musiałaś sobie zrobić coś w kostkę. Przeklinałaś siebie i swojego pecha. Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, nieznajomy się przedstawił:
- Jestem Mike Wheeler, a ty?
- (imię, nazwisko) - odpowiedziałaś cicho. 

Ostatecznie chłopak odprowadził cię pod dom, a twoja mama pojechała oddać książki.



Will Byers:

Wreszcie wróciłaś do domu po męczącym dniu w szkole. Szybko zjadłaś obiad i nawet odrobiłaś pracę domową na kolejny dzień. Nie mając niczego w planach postanowiłaś się przejść, w końcu potrzebowałaś przewietrzyć mózg od nauki. Przebrałaś się w luźniejsze ciuchy, dałaś znać rodzicom i wyszłaś. Nie miałaś żadnego celu, szłaś po prostu przed siebie, aż natrafiłaś na wielki las. Lubiłaś przebywać w tym miejscu z dala od ludzi, czy jakiejkolwiek cywilizacji. Nawet nie zauważyłaś, kiedy zrobiło się ciemno i zimno. Dodatkowo zaczął lać deszcz, a ty miałaś na sobie zwykłe spodnie i koszulkę z krótkim rękawem. Odpaliłaś latarkę, by widzieć coś w ciemności i zaczęłaś szukać drogi powrotnej. Było nienaturalnie cicho, przez co przechodziły cię nieprzyjemne ciarki. Nagle ciemne niebo rozświetliła jasna błyskawica, a zaraz za nią można było usłyszeć potężny grzmot. Rozglądając się, ujrzałaś jakieś światełko w oddali. Bez wahania podążyłaś za nim. Niedaleko w drzewach znajdował się domek, a w nim światło, które ciebie przyzwało. Ktoś ewidentnie był w środku. Niepewnie odsunęłaś kotarę, by wejść do środka.
- Kto tam?! - usłyszałaś.W środku siedział chłopak. Był dosłownie ostrzyżony na grzyba. Jego twarz była bardzo sympatyczna, więc się nie zniechęciłaś.
- Hej jestem (imię, nazwisko) - uśmiechnęłaś się, a po twojej twarzy zlatywały krople wody. - Czy mogłabym się tu schować? Jest wielka ulewa.Rówieśnik się zgodził. Siadając obok niego na kocach usłyszałaś:- Jestem Will, Will Byers.Spędziłaś z nim całą noc, rozmawiając na różne tematy, a rano odebrali cię zaniepokojeni i przestraszeni rodzice. Na twoje szczęście nie poszłaś tego dnia do szkoły. 

Lucas Sinclair:

Rozkładałaś talerze na stół w salonie. Aktualnie pomagałaś swojej mamie przygotować obiad. Za kilka minut mieli pojawić się goście, była to przyjaciółka twoich rodziców razem ze swoimi dziećmi. Rozłożyłaś najpierw talerze a potem sztućce. Oczywiście wszystko w dobrej kolejności. Następnie wzięłaś się za zabieranie różnych potraw z kuchni. Musiało być wszystko idealnie, twoi rodzice byli perfekcjonistami, ale i tak mocno ich kochałaś.
- Gotowe - mruknęłaś przecierając ręką czoło. W tym samym czasie rozległ się dzwonek do drzwi, a ty szybko poleciałaś otworzyć. Za drzwiami stali miło wyglądający państwo, mieli syna i córkę. Wpuściłaś ich, a wtedy twoja rodzicielka przyszła ich powitać. Wszyscy zasiedliście do stołu i zaczęliście jeść. Co chwila czułaś, jak ktoś kopie cię pod stołem. Był to syn przybyłych gości. Gdy tylko na niego spojrzałaś robił głupie miny, by cię rozśmieszyć, udawało mu się to. Po obiedzie zaprosiłaś rodzeństwo do swojego pokoju, w końcu dorośli musieli porozmawiać. Będąc już u siebie zamknęłaś drzwi i się przedstawiłaś:
- Cześć jestem (imię), a wy?Chłopak posłał ci uśmiech i mrugnął do ciebie okiem.
- Jestem Lucas.

Dustin Henderson:

Tego dnia postanowiłaś wybrać się na lody do najlepszej lodziarni w mieście, a przynajmniej każdy tak mówił. Zajęłaś miejsce gdzieś w kącie i chwyciłaś w rękę menu, by wybrać coś dobrego dla siebie. Jak zawsze wybrałaś numer 13. Były to lody w pucharku z kawałkami owoców, uwielbiałaś to. Kiedy podeszła kelnerka szybko złożyłaś zamówienie. Teraz wystarczyło tylko czekać. Było to trochę dziwne, ale czułaś się obserwowana. Nie zdawałaś sobie sprawy, że chłopak siedzący kilka stolików dalej ci się przygląda. Widocznie wpadłaś mu w oko. Wyjęłaś książkę i zaczęłaś ją czytać, by zabić czas oczekiwania. Nie zauważyłaś przechodzącego obok ciebie nieznajomego, który stanął obok kasy i wyglądał, jakby na coś czekał. Dopiero odgłosy rozmowy przykuły twoją uwagę. Zwróciłaś wzrok w stronę kasy. Twoją uwagę przykuł dość niski chłopak o kręconych włosach i przyjaznym uśmiechu. Co dziwne wziął twoje zamówienie i pokierował się prosto do twojego stolika.
- Yhm... Hej? - zaczęłaś niepewnie, kiedy położył przed tobą zamówienie.
- Hej mogę się dosiąść? - spytał, uśmiechając się jeszcze szerzej.Po chwili namysłu odpowiedziałaś:
- Nie ma sprawy.Kiedy wyciągnął rękę, by po coś sięgnąć, ty w sekundę zabrałaś swoje jedzenie myśląc, że chce ci je zabrać.
- Ej, spokojnie nie zabiorę ci - uniósł ręce w geście obronnym.Ty jedynie spojrzałaś na niego podejrzliwie, zgarniając bliżej słodkości.



Jedenastka:

- Mamo wychodzę z przyjaciółmi! - krzyknęłaś wychodząc z domu.Niedawno jeden członek waszej grupy zaginął, miał na imię Will. Razem z pozostałymi umówiłaś się dziś na poszukiwania przyjaciela. Wsiadłaś na rower i szybko popędziłaś do reszty, mieliście spotkać się pod lasem. Jak się okazało jako ostatnia dojechałaś. Zsiadłaś z roweru i pomachałaś im na przywitanie.
- Wreszcie jesteś! To co, idziemy? Odpaliliście latarki i zagłębiliście się w ciemny las. Na wasze nieszczęście lał deszcz, a wasz obraz był cały zamazany, dosłownie nic nie było widać, jednak wy dalej szliście nie zwracając na to uwagi. Mieliście zachować spokój i być cicho, ale jak można było się spodziewać, koledzy się pokłócili. Dustin sądził, że Willowi stało się coś niedobrego. Też tak myślałaś, było to dla ciebie dziwne, to nagłe zaginięcie. Szłaś za nimi starając się tego nie słuchać, gdy nagle wpadłaś na Lucasa.
- Co jest? - spytałaś.
- Słyszeliście? - szepnął Mike.Gdzieś z boku coś zaszeleściło, w sekundę zwróciliście tam latarki, jednak nic tam nie było. Szelest rozległ się ponownie a w powtórzyliście czynność. Wszyscy naraz podskoczyliście widząc przed sobą przemokniętą dziewczynkę w żółtej koszulce, miała ogoloną głowę. Myślałaś, że zejdziesz tam na zawał.

Max Mayfield:

Jak zawsze w piątek po szkole poszłaś do salonu gier, by utrzymać pierwsze miejsce w tabeli rekordów na swoim ulubionym automacie. Wysiadłaś z auta swojego taty i pobiegłaś do budynku, w którym panowały tłumy osób lubiących podobną rozrywkę. Bałaś się, że nie dopchasz się do swojej ulubionej gry, jednak gdy podeszłaś do automatu nie zastałaś tam dużej kolejki, a dziewczyna siedząca przy nim zdawała się już zbierać. Miała ona rude, falowane włosy i ubrana była w stylu chłopczycy.

 - Jest! Mamy to! - wykrzyknęła w geście triumfu. 

Ty nie mogłaś uwierzyć w to, co zobaczyłaś. Rudowłosa przebiła cię o dość sporą liczbę punktów, na co oczywiście nie mogłaś pozwolić. 

 - Nieźle - skomentowałaś, by jakoś zacząć rozmowę.

 - (imię) jestem - przedstawiłaś się.

 - A ty?

- Max - odparła.

 - Co ty na mały pojedynek?

 - Ja zawsze.

 Dziewczyna od razu przystała na twoją propozycję i tak minął wam cały wieczór. Jako że obie dobrze radziłyście sobie w rozgrywce, przez cały czas waszego spontanicznego turnieju szłyście łeb w łeb. Polubiłaś w Max jej wytrwałość i wolę walki, ale też zdrową rywalizację między wami. Wokół was aż zebrali się ludzie, by dopingować którejś ze stron. Koniec końców jednak udało ci się odebrać twoje pierwsze miejsce.

 - Dobra, jednak niezła jesteś - przyznała, przybijając ci piątkę.

 - Liczę na jakiś rewanż.

 - Ależ oczywiście. Do zobaczenia - pożegnałaś się.

Nancy Wheeler:

Byłaś na imprezie pełnej obcych ludzi, na którą zaprosił cię twój znajomy. On jednak zginął gdzieś w towarzystwie, podczas gdy ty błąkałaś się sama wśród pijanych nieznajomych, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Spojrzałaś w stronę stołu z jedzeniem i napojami, szczególnie zwracając uwagę na te procentowe. Podjęłaś decyzję o udaniu się w tym kierunku. Kiedy tak przepychałaś się przez uczestników imprezy, nagle wpadła na ciebie brązowowłosa dziewczyna na oko w twoim wieku. Przerażona zastygłaś w bezruchu, gdy ujrzałaś wielką, czerwoną plamę od napoju na jej bluzce. Ona natomiast była już całkiem pijana i wyglądała, jakby uważała, że zaistniała sytuacja jest całkowicie twoją winą, a nie winą jej nieuwagi. A wnioskowałaś to po morderczym wzroku wbitym w twoją osobę i minach jej znajomych.

 - Przepraszam... - powiedziałaś do niej niepewnie po dłuższej chwili milczenia obu stron. 

Ona tylko spojrzała na ciebie nienawistnie i wyminęła cię, przy okazji szturchając łokciem z taką siłą, że aż się zatoczyłaś. Przewróciłaś oczami i poszłaś dalej, nie zamierzają się przejmować, aczkolwiek sytuacja podniosła ci ciśnienie.

Steve Harrington:

Niedawno przeprowadziłaś się do Hawkins, tym samym przenosząc się do tamtejszej szkoły średniej. Wychodziłaś z założenia, że jakoś to będzie, jednakże gdy przekroczyłaś próg budynku, zmieniłaś zdanie. Byłaś przerażona ilością nowych twarzy i zawiłością budynku. W pewnym momencie poczułaś, że nigdy się tam nie odnajdziesz i do końca szkoły zostaniesz odludkiem. Uspokoiłaś jednak swoją panikę i poszłaś do dyrektora załatwić ostatnie konieczne formalności, jednak gdy skończyłaś, zdenerwowanie powróciło do ciebie ze zdwojoną siłą.Tułałaś się bez celu po korytarzu, nie wiedząc co ze sobą zrobić, od czasu do czasu spoglądając na plan lekcji. Postanowiłaś pójść pod salę i tam poczekać na koniec przerwy. Rówieśnicy przechodzący obok posyłali ci dziwne spojrzenia. Gdy zadzwonił dzwonek weszłaś do klasy i od razu zajęłaś ostatnią ławkę. 

 - Hej, nowa - usłyszałaś. 

Obok ciebie usiadł dosyć przystojny szatyn o sympatycznym wyrazie twarzy. Nie chciałaś jednak dać się zwieść pozorom i pozostałaś nieufna. 

- Mam imię - odburknęłaś.

 - Wiem, przecież żartuję. Jestem Steve, a ty?

 - (imię). 

Widząc, że chłopak jest szczerze miły i ma dobre intencje, przekonałaś się do niego. Dosyć dobrze wam się rozmawiało, momentami aż nauczyciel musiał was uciszać.

Johnatan Byers:

Byłaś na spacerze w parku, by uspokoić swój umysł. Natura zawsze pozwalała ci się wyciszyć. Kochałaś tak po prostu spacerować i rozmyślać nad różnymi kwestiami. Chodziłaś tak swoimi ulubionymi ścieżkami, w pewnym momencie zatrzymując się nad jeziorem. Popatrzyłaś na jego taflę. 

 - Przepraszam, mogę zrobić ci zdjęcie? - nagle usłyszałaś za sobą.

 Spojrzałaś dziwnie na człowieka, który ci to zaproponował, mimo że był to chłopak gdzieś w twoim wieku i nie wyglądał jakoś podejrzanie. Jednak dlaczego jakiemuś przypadkowemu amatorowi fotografii tak bardzo zależało na uwiecznieniu twojego obrazu? 

- A po co? - spytałaś podejrzliwie.

 - Pewnie myślisz, że to dziwne, ale sposób w jaki komponujesz się z otoczeniem jest tak idealny, że nie odpuściłbym sobie, gdybym tego nie uwiecznił! - wyjaśnił.

 Normalnie odwróciłabyś się i poszła jak najdalej od niego, ale coś w tym chłopaku cię urzekło. Widać, że bardzo interesowała go fotografia i nie miał na celu napastowania dziewczyn napotkanych w parku. 

 - Powiedz mi chociaż, jak masz na imię - powiedziałaś.

 - Johnatan. Miło mi - przedstawił się i wyciągnął dłoń w twoją stronę.

 - (imię).

Przystałaś na jego propozycję dotyczącą sesji, a przy okazji zawiązałaś nową, ciekawą znajomość i przekonałaś się o własnej fotogeniczności.

Jim Hopper:

Należałaś do pewnej przestępczej grupki w Hawkins. Wszyscy prowadziliście podwójne życie. Byliście niby zwykłymi licealistami ale po szkole wdawaliście się w różne bójki lub robiliście graffiti. Najlepsze było to, że dużo ludzi o was słyszało, ale nikt nie poznał waszej tożsamości. A policja nie potrafiła was złapać, zawsze byliście o krok przed nimi. Siedziałaś w klasie gdzie panował ogromny chaos. Nauczyciel nie potrafił sobie poradzić z klasą, proste. Spojrzałaś na zegarek wiszący po lewej i dałaś znać swojemu kumplowi. Ten rozumiejąc o co ci chodzi zabębnił w ławkę i zaczął odliczać.
- 4.., 3.., 2.., 1...
W czasie kiedy wymawiał ostatnią cyfrę, zadzwonił wasz upragniony dzwonek. Szybko spakowaliście się i pobiegliście w swoją stronę. Musieliście się spakować przed waszym spotkaniem. Wysłałaś wszystkim lokalizację dzisiejszego spotkania, było to miejsce, którego zazwyczaj używaliście. Dosłownie na sekundę pojawiłaś się w domu, spakowałaś spraye do graffiti i zaraz z niego wybiegłaś. Po kilku minutach znalazłaś się w umówionym przez was miejscu.
- Już jestem - oznajmiłaś.
- Wreszcie, (imię).Miałaś już coś odpowiedzieć, gdy rozległ się odgłos radiowozów i krzyk policjantów.
- Wiać! - wrzasnęłaś.Dosłownie wszyscy pobiegliście w inną stronę. Pędziłaś przed siebie jak najszybciej potrafiłaś. Nie mogłaś pozwolić by was złapali, to oznaczałby koniec waszej ekipy. Nagle mocno walnęłaś w coś twardego, albo w kogoś. Silne ramiona oplotły się wokół twojej talii, tym samym unieruchamiając cię.
- A kogo my tu mamy... - usłyszałaś niski męski głos.Uniosłaś wzrok na górującego nad tobą mężczyznę. Jak się okazało był nim Jim Hopper. Oczywiście, że go znałaś, w końcu był komendantem. Jak najmocniej umiałaś walnęłaś go z łokcia w brzuch, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Zamiast tego pchnął cię na ścianę i zakuł w kajdanki.
- Pójdziesz teraz ze mną. 



Joyce Byers:

- Doktora! - usłyszałaś przeraźliwy krzyk dobiegający z końca korytarza.

Odwróciłaś się i ujrzałaś kobietę z dzieckiem na rękach. Na oko jedenastoletni chłopiec był nieprzytomny i bezwiednie leżał w ramionach matki. Ta natomiast była cała roztrzęsiona i spanikowana, a przy okazji piękna i mająca w sobie to coś, co zawsze przykuwało twoją uwagę u płci pięknej. 

- (nazwisko), chodź ze mną! - powiedział twój szef, jednocześnie będący dyrektorem szpitala w Hawkins, w którym wypełniałaś staż na studia medyczne. 

Wiedziałaś, że ci się poszczęściło. Lekarz zbadał dziecko, dyktując nazwy leków, po które szybko poszłaś. Ty jednak miałaś swoje "odpowiedniki" z góry narzucone ci przez inną instytucję, dla której pracowałaś po godzinach w tajemnicy. Wróciłaś już z napełnioną strzykawką, którą miałaś zamiar wbić w ramię chłopca. Zawahałaś się, gdyż ta kobieta naprawdę wpadła ci w oko, ale praca to praca, a ty nie uznawałaś żadnych wyjątków. Nawet jeśli ktoś zrobił na tobie takie wrażenie, jak ona.Will Byers, jak się dowiedziałaś z dokumentacji, otworzył oczy, przez co jego matka odetchnęła z ulgą. Ty jednak wiedziałaś, że to tylko pozory, lecz milczałaś jak grób. Zawieźli go na salę, a ty uspokajałaś Joyce, której imię również poznałaś z papierów. 

 - Proszę być spokojna, pani Byers, syn jest w dobrych rękach. Za chwilę do niego pójdziemy - zapewniałaś ją. - Lekarz musi jeszcze nieco ustabilizować jego stan.

Kiedy udało jej się wyciszyć, odeszłaś dalej wypełniać swoją robotę. Obejrzałaś się jednak za siebie, ostatni raz spoglądając na kobietę. Wiedziałaś, że to nie koniec waszej znajomości i o to już postanowiłaś zadbać.

Billy Hargrove:

Uwielbiałaś swoje spokojne życie, a przynajmniej takie było do niedawna.Ostatnio do waszej szkoły zaczął uczęszczać nowy uczeń razem ze swoją rudowłosą siostrą. Od ponad tygodnia ludzie tylko o tym gadali, jakby nie mieli innych tematów do rozmów. Twoje przyjaciółki ciągle gadały jaki to on jest przystojny. Ciebie to nie obchodziło, zazwyczaj wtedy zagłębiałaś się w książce, starając się ich nie słuchać. Dziwne było to, że podobno chodzi do równoległej klasy a ty go jeszcze nie widziałaś. Za to poznałaś jego siostrę Max, od razu przypadłyście sobie do gustu. Nie lubiła gadać o swojej przeszłości, ale udało ci się wyciągnąć od niej co nie co o jej bracie. Mówiła, że jest dupkiem i załatwia sobie dziewczyny na jedną noc. Przez te opowiadania byłaś sceptycznie nastawiona i nie chciałaś go spotkać. Z twoich rozmyślań wyrwał cię dzwonek oznaczający koniec lekcji. Szybko pochowałaś książki do torby i wybiegłaś ze szkoły, chciałaś jak najszybciej znaleźć się w domu.

Przechodząc przez pasy nie zauważyłaś samochodu jadącego w twoją stronę z pełną prędkością. W ostatniej chwili odskoczyłaś i lekko się zatoczyłaś. Granatowe auto zatrzymało się, a po chwili drzwi się otworzyły i ktoś z  wyszedł ze środka. Oczywiście był to Billy Hargrove. Chciał do ciebie podejść, jednak ty jak najszybciej zwiałaś z miejsca zdarzenia. Miałaś już dość wrażeń jak na ten dzień. 

Robin Buckley:

- No wracaj tutaj! - sfrustrowana zawołałaś młodszą siostrę, która miała ewidentnie ponadprzeciętny poziom energii. Niesforne rodzeństwo wiecznie robiło ci pod górkę. Nie mogliście normalnie nigdzie wyjść, gdyż trójka kilkulatków nie potrafiła się zachować.

 - A kupisz mi lody? - dziewczynka zaczęła swój "szantaż". 

Pozostali podłapali ten pomysł, męcząc ci głowę o te lody. Byłaś tak wykończona opieką nad nimi, że uległaś i zabrałaś siostrę i dwóch braci do lodziarni. Nie pożałowałaś jednak tej decyzji, gdyż za kasą stała dziewczyna o urodzie, która niesamowicie przykuła twoją uwagę. Krótkie blond włosy, pełne usta pomalowane na czerwono i nieco infantylny uniform, w którym wyjątkowo było jej do twarzy.

 - No, zdecydujcie się wreszcie - prychnęłaś sfrustrowana, gdy gromadka dzieci nie potrafiła nawet wybrać tego, na co tak bardzo cię namawiała.

 - Zazdroszczę cierpliwości - skomentowała śliczna kasjerka. 

- Ja sobie też. - Przewróciłaś oczami. 

Zaśmiałyście się obydwie, ukradkiem spoglądając sobie w oczy. Tak jakby ona też dostrzegła w tobie coś, co ty zobaczyłaś w niej. 

- Polecam wam to - zwróciła się nagle do rozbrykanych dzieci, które o dziwo poszły na tę propozycję.

 Zajęliście stolik, choć ciebie o wiele bardziej ciągnęło do towarzystwa dziewczyny zza kasy, niż siedzenia z dziećmi. Jako że nie było dużego ruchu, zdecydowałaś się na ponowne rozpoczęcie rozmowy z blondynką. 

- Dar przekonywania? - zagaiłaś. 

- Może - odparła tajemniczo.I znów zaśmiałyście się, wymieniając spojrzenia. 

- Jestem (imię), a ty? - przedstawiłaś się.

- Robin. Miło poznać.

Rozmawiałyście, dopóki rodzeństwo nie skończyło jeść, a ty choć przez chwilę mogłaś od nich odpocząć. Przy okazji spędziłaś czas w miłym towarzystwie.

















Witam w nowych scenariuszach na tym profilu. Nigdzie jeszcze nie widziałam scenariuszy ze Stranger Things dlatego też zdecydowałam się  zacząć je pisać. Jestem typową osobą, która się rozpisuje, więc mam nadzieję, że nie zanudzę was. Rozdziały są pisane razem z persecutoria, ona pisała bardziej żeńskie postacie a ja męskie. Miłego czytania! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro