Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kiedy ktoś was shipuje



Mike Wheeler:

Siedziałaś razem z rodziną przy stole. Mieliście właśnie obiad. Starsi rozmawiali między sobą na swoje tematy a ty siedziałaś cicho i przeżuwałaś jedzenie. Było to twoje ulubione jedzenie, więc zajadałaś się jak oszalała. W pewnym momencie twoja mama się do ciebie zwróciła:

- Jak tam u Mike'a? - spytała. 

Znała go z waszego wypadku na rowerach z  którego oczywiście wyszłaś poszkodowana. 

- Z tego co wiem jest dobrze - odparłaś po czym sięgnęłaś po szklankę z wodą. 

- Kiedy będę dziadkiem? - spytał twój ojciec. 

Jako że wcześniej piłaś wodę, całą zawartość wyplułaś. 

- (imię)! - zwróciła ci uwagę rodzicielka 

- Że co?! Jakie dzieci, tato? My nawet razem nie jesteśmy 

- Nie jesteście? - rodzice nieźle się zdziwili.

 Dobrze, że już skończyłaś swój obiad. Szybko wstałaś od stołu i pomaszerowałaś do pokoju. Po drodze usłyszałaś jeszcze fragment rozmowy starszych. 

- Już nie mogę się doczekać...

Niestety dalej nie usłyszałaś. A może lepiej, że nie usłyszałaś. 


Will Byers:

Od jakiegoś czasu Will stał się dla ciebie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Na początku chciałaś się wyprzeć tych uczuć, ale nie mogłaś. Często przyglądałaś mu się z ukrycia. Robiłaś tak trochę za stalkera. 

Siedząc w klasie od czasu do czasu spoglądałaś na chłopaka, który czytał jakąś książkę. Kiedy mu się tak przyglądałaś nie dostrzegłaś dwóch osób, które usiadły obok ciebie. 

- Hej,( imię)! - ktoś dosłownie krzyknął ci do ucha.

 Podskoczyłaś i rozejrzałaś się zdezorientowana. Jak mogłaś się spodziewać był to Dustin, a po drugiej twojej stronie siedział Lucas. 

- Cześć chłopaki, co tu robicie? 

Zbyli twoje pytanie i zadali swoje: 

- Lubisz go, prawda? - wiedziałaś, że chodzi im o Willa. 

- Tak, przecież jesteśmy przyjaciółmi - spojrzałaś na chłopaka w loczkach 

- Nie sądzę żeby była to tylko przyjaźń, patrzysz na niego jak jakaś psychofanka - powiedział Lucas. 

Odwróciłaś wzrok i zamilkłaś. 

- Ha widziałeś, nie zaprzeczyła! - krzyknął Lucas 

- Ciszej, jeszcze nas usłyszy! - posłałaś im swój morderczy wzrok 

- Dobra, dobra ale pasujecie do siebie słodziaki - zaśmiał się Dustin. 

Po tych słowach oboje musieli uciekać przed wściekłą tobą.


Lucas Sinclair:

Siedziałaś u chłopaka w domu a tak dokładniej w pokoju i czytaliście jakieś komiksy. Siedzieliście na łóżku obok siebie. Czułaś od czasu do czasu jak Lucas delikatnie dotyka cię swoim ramieniem. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się a w nich stanęła młodsza siostra chłopaka. 

- Erica? 

- Mama kazała powiedzieć, że zaraz obiad - oznajmiła 

- Dziękujemy - odpowiedziałaś tym samym nie dając dojść do głosu Lucasowi.

 Nie chciałaś by znowu się kłócili. Dziewczynka miała już wychodzić, jednak znowu przystanęła. 

- Coś jeszcze? - spytał niemiło twój przyjaciel.

 Rozejrzała się po pomieszczeniu a swój wzrok utkwiła na tobie. Musiałaś zwrócić jej uwagę. 

- Powinniście ze sobą chodzić. 

- Co? - nie spodziewałaś się takich słów od niej. 

- Erica, powinnaś już iść - powiedział poddenerwowany Lucas. 

- Ciągle o tobie mówi, podobasz mu się ( imię) - widać było, że się dopiero rozkręca. 

- Zabije cię! - krzyknął wściekły.

 Szybko poderwał się z łóżka przy tym lekko cię popychając. Młodsza widząc, że przegięła wzięła nogi za pas i zwiała. Nim zniknęła ci z oczu posłała wam zadziorny uśmieszek. Lucas wyleciał za nią i tyle go widziałaś.


Dustin Henderson:

Staliście na korytarzu i rozmawialiście o ostatniej lekcji z panem Clarkiem.  Lubiliście jego lekcje i to jak ciekawie opowiadał. Nie brakowało również waszych narzekań.

 - Bożee jeszcze 3 lekcje a ja umieram z głodu - gadał Dustin.

 - Wiem, ale trzeba jakoś wytrzymać. 

Sama ledwo żyłaś. Byłaś bardzo wymęczona. Nie spałaś w nocy, ponieważ wciągnęłaś się w bardzo ciekawą książkę. Spojrzałaś na zegarek, za 5 minut miała zacząć się kolejna nudna lekcja. 

- Może chodźmy już do klasy? - zaproponowałaś 

- Dobry pomysł - odpowiedział.  Już mieliście do niej wchodzić, gdy ktoś zastąpił wam drogę. 

- Bro widzę, że w końcu znalazłeś sobie kogoś - był to nie kto inny jak Steve

 - Bro, ale my nie jeste - starszy nie dał mu skończyć

 - Widzisz Dustin? Moje lekcje się przydały - Steve wypiął dumnie pierś. 

Przybiłaś sobie mentalnego facepalma.

 - Nie jesteśmy razem - mówiąc to poczułaś lekkie ukłucie w serduszku. 

Było ci przykro z tego powodu. Szybko ich wyminęłaś i poszłaś do klasy żeby zając wam miejsca. 


Jedenastka:

- Jak się czujesz Nastko? - spytałaś siadając obok niej. Dziewczyna kiwnęła głową i się uśmiechnęła po czym odpowiedziała:

- Jest dobrze, miło że pytasz. 

Dużo rozmawiałaś z Jedenastką. To właśnie wy złapałyście wspólny język i zostałyście najlepszymi przyjaciółkami. Udało ci się nawet wypytać ją o przeszłość. Nie chętnie o tym mówiła ale tobie się udało ją namówić.

 - Wiesz co, zabiorę ci do parku. 

Na twarzy koleżanki znowu zakwitł promienny uśmiech. Tak bardzo chciała wyrwać się z domu Mike'a. Zaplanowałyście wyjście na jutrzejszy dzień. Wyszłaś przed dom swojego przyjaciela pragnąc zażyć trochę świeżego powietrza. Jednak nie było ci to dane, bo zaraz dopadła cię pewna czwórka chłopaków.

 - I jak? - spytał Will 

- O co chodzi? - spytałaś nie wiedząc o co biega.

 - Zaplanowałyście już randkę? - dopytywał Lucas 

Miałaś chwilowego laga mózgu. 

- Oj no już nie udawaj, to widać jak na siebie patrzycie - powiedział przekonany Mike

 - Wychodzimy jutro razem do parku, ale to wyjście towarzyskie - odpowiedziałaś. 

Na twarzach chłopaków pojawiły się dziwne, tajemnicze uśmiechy. Zaczynałaś się ich powoli bać. 

- ( imię), trzeba cię przygotować! - wykrzyknął Dustin.

 Przecież Nastka była twoją przyjaciółką, prawda?


Max Mayfield:

Razem z dziewczyną udałyście się na skatepark. Uwielbiałyście spędzać tam razem czas. Oczywiście rywalizowałyście ze sobą na deskach jak i w salonie gier.

 - ( imię) zobacz!

 Podeszłaś do przyjaciółki z pytaniem wymalowanym na twarzy. Przewróciła swoją deskę na drugą stronę. Od razu wiedziałaś o co chodzi. Przemalowała spód deski na inny kolor. 

- Świetnie to wygląda, dobra robota Max - pochwaliłaś rudowłosą. 

Będąc już w miejscu docelowym dziewczyna się odezwała:

 - To co? Zaczynamy? 

- No jasne - odpowiedziałaś. 

Zaczęłyście jeździć na deskach i robić różne triki. Max była w tym o wiele lepsza od ciebie ale tobie też nieźle szło. Zebrała się ekipa z skateparku i was obserwowała. Nie raz jak robiłyście jakiś skomplikowany trik oni gwizdali i bili brawo. W pewnym momencie Max najechała na kamień. Deska zmieniła tor jazdy a sama dziewczyna nie zauważyła tego i się przewróciła.

 - Max! - krzyknęłaś przestraszona i do niej podbiegłaś 

Dziewczyna usiadła i obejrzała łokcie i kolana. Na szczęście nic jej nie było.

 - Wszystko dobrze - powiedziała kiedy nachylałaś się nad nią.

 Nagle usłyszałyście krzyki: 

- Pocałujcie się! - krzyczeli jeden po drugim 

- Debile - powiedziałyście w tym samym czasie i się zaśmiałyście.

 Pomogłaś przyjaciółce wstać i wróciłyście do jazdy. Ty nadal słyszałaś w głowie krzyki chłopaków. Może i chciałaś pocałować Max, ale w końcu to była...tylko przyjaciółka. 


Nancy Wheeler:

Nancy po raz pierwszy zaprosiła cię do siebie do domu. Na początku dziwnie się czułaś ale dość szybko to minęło. Jej rodzice miło cię przywitali. Poznałaś również jej młodszego brata Mike'a. Kiedy wreszcie stwierdzili, że możecie sobie już iść szybko ich opuściłyście.

 - Masz bardzo miłą mamę - powiedziałaś siadając na jej łóżku 

- Tak ale potrafi być wścibska, czego już trochę doświadczyłaś - na te słowa obie się zaśmiałyście. 

Miała naprawdę ładnie urządzony pokój. Postanowiłyście obejrzeć jakiś film. Wheeler zaproponowała, że przyniesie jakieś przekąski. Zgodziłaś się od razu, nawet zaproponowałaś pomoc ale ona odmówiła mówiąc, że jesteś tu gościem. Kiedy wyszła miałaś wrażenie, że rozpętało się tam istne piekło. Słychać było krzyki i trzask drzwi. Po chwili dało się słyszeć szybkie kroki na schodach. 

- Przepraszam, że tak długo ale miałam mały problem - zaśmiała się niezręcznie.

 Niosła dwie miski przysmaków i coś do picia. Nagle ktoś przebiegł pod jej ramieniem.

 - Wiedziałem, że to twoja dziewczyna, nie potrafisz kłamać - wykrzyknął uradowany Mike. 

- To nie jest moja dziewczyna - Nancy od razu zaprzeczyła i oboje zaczęli się kłócić. Ty siedząc na łóżku tylko im się przyglądałaś próbując nie wybuchnąć śmiechem.


Steve Harrington:

Siedziałaś sama na imprezie koleżanki z klasy. Nie chciałaś tu przychodzić ale twój przyjaciel cię na to namówił. Zrobiło ci się smutno, ponieważ Steve zaraz po wejściu do budynku, gdzie to wszystko się odbywało opuścił cię. Samotna usiadłaś w kącie i piłaś piwo, swoją drogą nawet nie wiesz skąd je wzięłaś. Nagle ktoś zakrył ci oczy. 

- Zgadnij kto to - ktoś powiedział.

 Nie musiałaś długo się zastanawiać kim była ta osoba. 

- Steve? 

- Skąd wiedziałaś? 

Spojrzałaś się na niego jak na skończonego kretyna. 

- Dobra nie musisz mówić 

Zaśmiałaś się po czym zadrżałaś. 

- Zimno ci? 

Nim zdążyłaś odpowiedzieć zdjął bluzę i ci ją podał.

 - Steve naprawdę nie trzeba 

- Zakładaj, albo ja to zrobię. 

Nie chcąc się z nim kłócić założyłaś posłusznie ubranie. Nagle ujrzałaś gospodynię robiącą wam zdjęcie. 

- Wybaczcie ale musiałam! Tak uroczo razem wyglądacie - dosłownie zaświergotała. 

- ( imię koleżanki) usuń zdjęcie! - krzyknęłaś

 - O nie, nie, nie ma nawet takiej mowy. Żebyście wiedzieli jak do siebie pasujecie - dalej gadała.

 Poczułaś motylki w brzuchu. Cholera, pomyślałaś. Chwyciłaś chłopaka za rękę i pociągnęłaś go w tylko sobie znanym kierunku.


Jonathan Byers:

Siedzieliście razem w jego domu. Chcieliście razem szybko odrobić lekcje, a potem porobić trochę zdjęć. Jak się wcześniej okazało profesjonalny aparat wcale nie jest łatwym sprzętem, więc miał cię jeszcze trochę poduczyć w robieniu zdjęć. 

- Jonathan? - lekko dotknęłaś go w ramię. 

Odwrócił wzrok od swoich książek i spojrzał na ciebie. 

- Coś się stało, ( imię)?

 - Nie rozumiem tego zadania - odpowiedziałaś i podsunęłaś mu zeszyt pod nos.

 Przeczytał zadanie, raz potem kolejny raz. 

- Nie jest to proste zadanie, ale wytłumaczę ci to. 

Nigdy nie trawiłaś matematyki, miałaś szczęście, że Byers potrafi. Już miał zacząć ci tłumaczyć krok po kroku, gdy nagle do pokoju weszła jego mama. 

- Przyniosłam wam ciasteczka czekoladowe - zawołała wesoło. 

Podziwiałaś ją. Była silna, nawet po tym co przeszła. Położyła wam na biurku i spojrzała na was. Jej uśmiech dziwnie się powiększył. 

- Uroczo wyglądacie, powinniście ze sobą chodzić - powiedziała z ogromnym przekonaniem.

 Zrobiłaś się cała czerwona. Na dodatek próbowałaś ukryć twarz przed chłopakiem żeby tylko tego nie zauważył.

 - Mamo, już ci mówiłem, że się tylko przyjaźnimy. 

Wstał i dosłownie wypchnął ją za drzwi. 

- Nie martw się, ona taka jest.

 - Możemy wrócić do tego zadania? - spytałaś cicho 

- Jasne 


Jim Hopper:

Siedziałaś z nim na komendzie. Jako że miałaś dzień wolny od lekcji postanowiłaś odwiedzić go w pracy. Tego dnia nie było dużo ludzi, na co bardzo się cieszyłaś. Jim miał więcej czasu dla ciebie. '

Siedzieliście razem w jego gabinecie i rozmawialiście. Starszy siedział na krześle a ty na przeciwko niego na jego biurku. Na początku nie podobało mu się, że tam siadałaś. Twierdził, że jesteś taką łamagą i coś sobie zrobisz, ale ostatecznie się do tego przyzwyczaił. 

- Jak w szkole? - spytał po jakimś czasie. 

Bardzo nie lubiłaś tego tematu bo...szkoła była nudna. Nie było nic tam ciekawego. Miałaś już coś odpowiedzieć, gdy nagle ktoś wszedł do pomieszczenia.

 - Dzień dobry, miałam zeznawać w sprawie - powiedziała w wejściu staruszka.

 Uśmiech nie schodził ci z twarzy, jednak w sekundę zeskoczyłaś z biurka i cofnęłaś się za Hoppera. 

- Oh przepraszam, czyżbym wam przeszkodziła? - zakłopotała się kobieta.

 - Nie, proszę siadać - powiedział szybko Jim. 

Nim to zrobiła powiedziała coś czego oboje się nie spodziewaliście:

 - Wyglądacie razem na szczęśliwych, jesteście parą? 

Na twojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec.

 - Nie, nie chodzimy ze sobą - odpowiedział komendant. 

- A powinniście - staruszka posłała ci uśmiech.

 Wycofałaś się w stronę drzwi i jak najszybciej zwiałaś. 


Joyce Byers:

Miałyście się spotkać w kawiarni. Czekałaś na nią już dobre 5 minut. Mówiła, że się spóźni, dlatego też poprosiła byś zamówiła jej kawę. Gorący napój stał na stole a jej jeszcze nie było. Chciałaś już dzwonić, gdy nagle ktoś puknął cię w ramię. Szybko odwróciłaś się i ujrzałaś kobietę na, którą czekałaś. 

- Joyce! 

- ( imię)! 

Obie przytuliłyście się na powitanie. Gdzieś z boku usłyszałaś głosy: 

- Ale słodko się przytulają, powinny ze sobą chodzić, prawda? 

- Tak, masz racje - odpowiedział drugi głos.

 Potem usłyszałaś charakterystyczny dźwięk robienia zdjęcia. Odsunęłyście się od siebie a ty spojrzałaś za kobietę. Stali tam dwaj chłopcy. Wiedziałaś kim byli. Jonathan i Will byli synami twojej przyjaciółki. Joyce wyprzedziła cię i szybko wytłumaczyła: 

- Przepraszam, ale nie mogłam zostawić ich samych w domu 

- Nie ma sprawy, nic się nie stało. 

Wszyscy usiedliście do stolika i domówiliście resztę jedzenia. Przez resztę dnia miałaś w głowie słowa chłopaków. Nawet chciałaś, żeby to było prawdą...


Billy Hargrove:

Czekaliście na nadchodzącą lekcje na korytarzu. Chłopak stał oparty o ścianę a ty stałaś przed nim obserwując świat za oknem. Było bardzo gorąco, a tobie marzyły się już tylko wakacje. Na dodatek na korytarzu były tłumy, które potęgowały ten upał. Wyjęłaś z torby książkę i zaczęłaś czytać. Lubiłaś to robić w szczególności jak był to twój ulubiony gatunek książki. 

Tak się zaczytałaś, że nie zauważyłaś nadbiegającej czwórki dzieciaków. Na twoje nieszczęście musieli cię potrącić. Upadłabyś, gdyby nie silne ramię oplatające się wokół twojej talii. Billy uchronił cię przed upadkiem i przyciągnął blisko do siebie, tak że opierałaś się o jego klatkę piersiową. Przeżyłaś chwilowy zawał. -

 Wszystko dobrze? - szepnął ci do ucha.

 Jego ciepły oddech owinął twoją szyję na co zadrżałaś. Położyłaś dłonie na jego klatce piersiowej, chciałaś się jak najszybciej uwolnić. 

- Billy? Jesteście razem?! - usłyszałaś znany ci głos Max.

 Dziewczyna od jakiegoś czasu shipowała was razem ze swoją grupką. Wreszcie udało ci się uwolnić z mocnego uścisku chłopaka i powiedziałaś: 

- To nie tak - ku twojemu zdziwieniu dziewczyny już nie było. 

- Max ..- rozejrzałaś się 

- Nie przejmuj się - powiedział starszy. 

Nie wiedziałaś tego ale w głębi siebie Billy uśmiechał się promiennie. 


Robin Buckley:

Ponownie spotkałyście się w kawiarni. Było to takie wasze miejsce spotkań. Tak jak zawsze dziewczyna przyniosła dla was desery w dodatku były to duże porcje. Tym razem nie przychodziłaś do niej z lekcjami. Było to najzwyczajniejsze spotkanie. Rozmawiałyście o wszystkim i o niczym. Obgadywałyście różne osoby, nawet klientów, którzy często się tu zjawiali.

 - Ale powiedz mi, dzieje się tu cokolwiek? - spytałaś zajadając się lodami. 

- Jest dużo więcej klientów, Dustin ma jakieś nagranie i razem ze Stevem próbują je rozszyfrować. 

Nieco się tym zaciekawiłaś. Chciałaś by przyjaciółka powiedziała o tym więcej, ale ona sama nie znała jeszcze szczegółów. Wzięłaś już puste miseczki i poszłaś je odnieść. Przy kasie zauważyłaś Steve z Dustinem. Szeptali coś do siebie. 

- Co robicie? - spytałaś podchodząc bliżej

 - Obgadujemy was - powiedział Dustin tym samym dostając w łeb od swojej mamuśki. 

- Tak, dokładnie. Sądzimy, że byłaby z was niezła para - dokończył Steve patrząc za ciebie. 

Jak się okazało stała tam Robin. Zarumieniłaś się i patrzyłaś wszędzie byle nie na przyjaciółkę. 

- Banda dzieciaków, nie przejmuj się nimi ( imię) - powiedziała. 

Chwyciła cię za rękę i poprowadziła do stolika, gdzie wcześniej siedziałyście. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro