Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drugie spotkanie



Mike Wheeler:

Z twoją nogą było znacznie lepiej, mogłaś już chodzić, jednak nadal trochę na nią kulałaś. Było to skręcenie, cieszyłaś się, że nie złamanie.

 Siedziałaś u siebie w domu w salonie. Nie było twoich rodziców, więc wygodnie rozłożyłaś się na kanapie i włączyłaś film. Akurat leciał jakiś denny horror, ale nie mając nic do roboty, postanowiłaś go obejrzeć. Uprzedził cię jednak dzwonek do drzwi. 

Kto to może być - pomyślałaś.Westchnęłaś mając świadomość, że musisz się starabanić z kanapy, ale zrobiłaś to i poczłapałaś do drzwi. Ktoś natarczywie naciskał na przycisk od dzwonka, a ciebie już rozbolała od tego głowa 

 - Już zaraz! - krzyknęłaś i otworzyłaś wrota.

 Tego się nie spodziewałaś. Za drzwiami stał chłopak o ciemnobrązowych włosach. Ten sam, który odprowadził cię pod drzwi domu po wypadku.

 - Mike? - nie ukrywałaś zdziwienia.

 - Cześć (imię), przyszedłem cię odwiedzić. 

 Nie za bardzo wiedząc, co zrobić, wpuściłaś go do domu. Zaproponowałaś coś do picia, po czym razem usiedliście w salonie. 

- Jak noga? - zaczął znajomy. 

- Coraz lepiej - odpowiedziałaś z uśmiechem.

 Wasza rozmowa toczyła się w najlepsze. Nie brakowało wam wspólnych tematów. Swoją drogą chyba go trochę polubiłaś.


Will Byers:

Kolejny nudny dzień w szkole. Za tobą były już 3 lekcje a czekały na ciebie 3 kolejne. Była długa przerwa, zostawiłaś swoje rzeczy w klasie, po czym wyszłaś na świeże powietrze. Zazwyczaj nie wiedziałaś co ze sobą zrobić na długich przerwach, nie jadłaś obiadu w stołówce szkolnej.

 Usiadłaś na pobliskiej ławce i zaczęłaś obserwować otoczenie. Zainteresowała cię jedna sytuacja. Rudowłosa dziewczyna z deską w ręce szła przed siebie szybkim krokiem. Zmierzała ku schodom, a gdy po nich weszła wrzuciła papierową kulkę do kosza na śmieci. Wszystko wydawałoby się normalne, gdyby nie to że zaraz później do pojemnika podbiegło 4 chłopców.

 Jeden z nich zaczął grzebać w śmieciach a reszta osłaniała go posyłając dziwne uśmieszki do dziewczyn. Chwilę przypatrywałaś się nieznajomym i dostałaś olśnienia. Wśród nich stał Will, twój nowo poznany kolega. Wstałaś i pokierowałaś się ku nim. 

- Will! - krzyknęłaś i pomachałaś do niego. 

 - (imię) - odmachał ci i podszedł, żeby się przywitać.


Lucas Sinclair:

Jak się następnego dnia okazało, chodziliście razem do klasy. Sama nie wiedziałaś jakim cudem, musiałaś wcześniej go nie zauważyć. Wchodząc do klasy byłaś lekko zdziwiona ale posłałaś mu uśmiech i zajęłaś swoje miejsce. O ironio, siedziałaś za nim. Gdy usiadłaś, chłopak od razu się do ciebie odwrócił.

 - Od kiedy chodzisz ze mną do klasy? - spytał.

 - Mogę spytać ciebie o to samo - odparłaś po czym oboje się zaśmialiście.

 Wkrótce rozpoczęła się lekcja z panem Clarkiem, bardzo lubiłaś te lekcje, dla ciebie były one bardzo ciekawe. Jak się okazało Lucas i jego ekipa też je lubili. Gdy nauczyciel zadawał pytania, on co chwila odwracał się do ciebie i mówił odpowiedzi. Szczerze byłaś zdziwiona, bo nie wyglądał ci na osobę, która dużo wie.


Dustin Henderson:

Od jakiegoś czasu dostawałaś wiadomości od nieznanego numeru. Na początku myślałaś, że ktoś się pomylił i przez przypadek do ciebie napisał, ale wiadomości się powtarzały, a kiedy nie odpowiadałaś, to się nasilały. Akurat szłaś do domu po ciężkim dniu w szkole. Ta buda dosłownie was nie oszczędzała. Od wyjścia z więzienia czułaś się dziwnie, mimo swojego zmęczenia czułaś się obserwowana. Dobrze wiedziałaś przez kogo, tylko jedna osoba za tobą szła i myślała, że tego nie widzisz. Chciałaś dać mu jeszcze trochę nadziei, gdy nagle czyjś głos odezwał się z jego kieszeni. Zaraz czy on miał przy sobie krótkofalówkę?!

 - Cicho chłopaki, nie teraz - syknął poddenerwowany.

 Odwróciłaś się i w kilka sekund znalazłaś się przy nim. Zaskoczony nieznajomy odskoczył i lekko się zachwiał, ale na szczęście go złapałaś. 

 - Co ty tu robisz - spytałaś zła, jednak takiej odpowiedzi się nie spodziewałaś. 

- Ostatnio w lodziarni nie spytałem się o twoje imię, zdradzisz mi je? 

 W jego głosie była wyczuwalna nutka nadziei, po chwili namysłu odpowiedziałaś:

 - (imię, nazwisko), a ty? 

 - Miło mi, jestem Dustin Henderson.


Jedenastka:

Postanowiliście, że nieznajoma pomieszka u Wheelera. Od spotkania dziewczynki minął tydzień, a ty nie byłaś jeszcze u Mike'a. Reszta namawiała cię, byś przyszła, jednak ty nie miałaś na to ochoty, po prostu się bałaś.

 Nadszedł jednak ten dzień, kiedy dałaś za wygraną. Bardziej to przyjaciele siłą cię przywlekli do domu jednego z nich.

 - Musisz ją poznać - zapewniał cię Mike. 

Schodziliście właśnie po schodach do miejsca, gdzie chłopcy grali w swoje gry, gdy nagle koło twojej głowy rozwalił się wazon. Krzyknęłaś i tracąc równowagę zleciałaś ze schodów. 

- Żyjesz, (imię)?! - podbiegł do ciebie Dustin.

 - Nastka! Spokojnie, to jedna z nas! - wytłumaczył jej szybko Mike. 

Podniosłaś się i spojrzałaś na dziewczynkę, była przerażona. Czy to przez twoją osobę? Twoje nastawienie do niej od razu się zmieniło. Zbliżyłaś się do niej i wyciągnęłaś rękę. 

- Jestem (imię), a ty? 

- Jedenastka - odpowiedziała cicho.


Max Mayfield:

Sobotnim popołudniem wyszłaś pojeździć na deskorolce. Jako swój cel obrałaś miejscowy skatepark. Będąc tam, przy okazji mogłaś wtedy spotkać się ze znajomymi, którzy o tej porze zazwyczaj tam siedzieli. Dotarłaś na miejsce, z daleka dostrzegając swoje towarzystwo razem z dziewczyną, którą tydzień wcześniej poznałaś w salonie gier, wdając się z nią w mały turniej na automatach. 

 - No hej. Widzę, że dogadałaś się już z ludźmi tutaj - zaczepiłaś ją. 

- O, hej (imię) - zauważyła cię. 

Przywitałaś się jeszcze z resztą swojej grupy i zaczęliście jeździć. Pokazywaliście sobie różne triki. Kiedy była twoja kolej, niestety wylądowałaś z hukiem na ziemi. Nikomu nie było do śmiechu, gdyż wypadek wyglądał poważnie. Pierwsza podbiegła do ciebie Max.

 - Wszystko w porządku? - spytała, podając ci rękę i pomagając wstać.

 - Tak, zostanie parę siniaków i po sprawie - Machnęłaś ręką.

 - Czyli na nasz rewanż na automatach przyjdziesz o własnych nogach? - rzuciła. 

Roześmiałyście się. 

- Oczywiście.


Nancy Wheeler:

Jak każdego poranka przyszłaś do szkoły. Nie spodziewałaś się, że cokolwiek dziś mogło się zdarzyć. Dzień, jak każdy inny. Byłaś właśnie w drodze do biblioteki, rozmyślając na przypadkowe tematy, które jeden po drugim wpadały ci do głowy. 

 - Ej, ty! - zaczepiła cię nagle osoba o znajomym głosie.

 Odwróciłaś się do niej. Jak się okazało, słuch cię nie mylił i przed tobą właśnie stała dziewczyna, z którą miałaś do czynienia na piątkowej imprezie.Westchnęłaś ciężko, już myśląc, że za chwilę problemów ciąg dalszy, jednak brązowowłosa zaskoczyła cię tym razem w pozytywny sposób. 

- Przepraszam za wczoraj. Co prawda sama nie pamiętam dokładnie, co się tam stało, ale wiem, że strasznie na ciebie naskoczyłam.

 - Spoko - odparłaś. - Zdarza się.

 - A tak w ogóle to jestem Nancy - przedstawiła się, podając ci dłoń, którą uścisnęłaś. 

- (imię). Do której klasy chodzisz?

 I tak zaczęła się rozmowa. Pierwsze wrażenie, jakie wywarła na tobie Nancy było okropne, lecz w rzeczywistości dziewczyna okazała się być całkiem miła


Steve Harrington:

Na lekcji angielskiego do twojej ławki znów przysiadł się ten sam chłopak, który zagadał do ciebie pierwszego dnia, Steve. Bardzo go polubiłaś, głównie ze względu na to jak był miły, choć z początku wywarł na tobie wrażenie zarozumiałego przystojniaka. 

- Oprowadzić cię po szkole? - zaproponował w którymś momencie. 

Przystałaś na to i na przerwie poszłaś zwiedzać budynek w towarzystwie szatyna. Cieszyłaś się, że ktoś był tak bardzo chętny do pomocy w odnalezieniu ci się w nowym miejscu. 

 - O, patrzcie! To ta nowa! - rozległ się krzyk na korytarzu.

 Przewróciłaś oczami. Widocznie ktoś nie miał swojego życia, jeżeli kojarzył z twarzy każdego ucznia i obchodził go ktoś nowy. Nie zwróciłaś nawet na to uwagi i chciałaś dalej oglądać szkołę, ale Steve który bardziej od ciebie przejął się całą sytuacją, podszedł do wrednej dziewczyny i zaczął cię bronić. Zrobiło ci się aż nieswojo, jednak doceniłaś ten gest ze strony chłopaka. Zauważyłaś, że był on bardzo opiekuńczy i choć znał cię zaledwie od dwóch dni, przejmował się tobą.


Johnatan Byers:

- Właśnie tutaj wywołuję zdjęcia - rzekł Johnatan, pokazując ci jeden z pokojów w jego domu. 

Po ostatnim, przypadkowym spotkaniu postanowiliście umówić się jeszcze raz. Zaczęło się od kolejnej sesji zdjęciowej na łonie natury, tym razem w lesie, po której zaprosił cię do siebie. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu i z zaciekawieniem słuchałaś chłopaka, który opowiadał ci o procesie wywoływania fotografii i nie tylko. Urzekły cię jego zaangażowanie i energia do realizowania się w swoich pasjach. 

 - Teraz pokażę ci to w praktyce - oznajmił, po czym wziął miskę z jakąś cieczą, do której włożył zaciemnione fotografie.

 Z zafascynowaniem obserwowałaś, jak na czarnym kawałku papieru zaczynały zarysowywać się kształty, z czasem zaczynające formować uchwycone wcześniej obrazy. Ten akurat przedstawiał ciebie na tle leśnego, jesiennego krajobrazu. 

- Jestem pod wrażeniem - skomentowałaś. 

Johnatan uśmiechnął się dumny z siebie, że udało się mu tobie zaimponować. Resztę wieczoru spędziliście na wywoływaniu reszty zdjęć i wybieraniu tych najlepszych, a w dodatku znaleźliście jeszcze więcej wspólnych tematów, dzięki czemu wasze rozmowy praktycznie się nie kończyły


Jim Hopper:

Spędziłaś już dobę na komisariacie. Było tak dużo ludzi, a ty czekałaś na swoje przesłuchanie. Siedziałaś na krześle przed gabinetem Hoppera, a tak naprawdę to przysypiałaś. Ułożyłaś wygodnie głowę na oparciu krzesła i przymknęłaś oczy, jednak nie na długo. Chwilę później ktoś lekko szarpnął cię za ramię. 

 - Wstaję - burknęłaś i podążyłaś za mężczyzną.

 Zaprowadził cię do swojego gabinetu i zasiadł za biurkiem. Wyjął z szuflady jakiś notes i długopis.

 - Zamierzasz tak stać? Siadaj - mówiąc to wskazał na krzesło przed sobą. 

Niepewnie to zrobiłaś, ogólnie byłaś przy z nim taka niepewna. Facet był od ciebie dwa razy większy albo i więcej. Na pewno nie miałaś zamiaru się do niego odzywać, ani nic zdradzać.

 - Dobrze, więc zacznijmy. - Przekartkował zeszycik i otworzył na pustej stronie. - Wiemy, że to wasza grupa wdaje się w bójki, dlaczego to robicie? 

Dosłownie milczałaś jak grób. Hopper widząc to przyjął inną taktykę: 

- Jak ci na imię? 

 Nie chciałaś nic mówić, jednak jego natarczywy wzrok zmusił cię do tego.

 - (imię).

 - Od razu lepiej. - Uśmiechnął się do ciebie.


Joyce Byers:

Patrzyłaś na Joyce Byers odbierającą z ulgą wypis ze szpitala swojego syna, który rzeczywiście czuł się już lepiej. Jak wcześniej uważałaś, że nie robisz żadnych wyjątków, tym razem postanowiłaś nagiąć tę regułę. Tylko ten jeden raz. 

 - O, to pani - zauważyła cię kobieta.Z początku żałowałaś swojej decyzji, jednak stwierdziłaś, że jeden dzieciak i tak wiele nie zmieni biorąc pod uwagę to, jak dobrze wykonywałaś swoją robotę. 

- Po co tak oficjalnie..., jestem ( imię).

- No fakt. Jestem Joyce - odparła i podała ci rękę.Uważnie przyjrzałaś się kobiecie, próbując wyłapać jak najwięcej detali w jej wyglądzie, jak i zachowaniu. Nie wiedziałaś, kiedy następnym razem ją zobaczysz, a więc starałaś się ją jak najlepiej zapamiętać. 

 - Jak czuje się syn? - spytałaś.

 - Lepiej - odparła.

 - Chodzi o własnych siłach. Mamy wizytę kontrolną za tydzień. 

Całkiem dobrze rozmawiało wam się z Joyce i tym razem nie odbywało się to w nerwowej atmosferze z powodu nagłej choroby Willa. W dodatku kwestia następnego, "przypadkowego" spotkania rozwiązała się sama. Ogólnie rzecz biorąc, zapowiadało się ciekawie.


Billy Hargrove:

Tego dnia zostałaś dłużej w szkole. Postanowiłaś od razu po lekcjach odrobić prace domową z matematyki i ogólnie się pouczyć do tego przedmiotu. Powiedzmy sobie szczerze, byłaś z niego bardzo słaba. Niestety musiałaś przesiedzieć kilka godzin nad nią byleby cokolwiek umieć. Nie miałaś głowy do przedmiotów ścisłych. Siedząc sama w klasie usłyszałaś, jak ktoś puka do drzwi, oczywiście udawałaś, że nikogo nie ma. Miałaś nadzieję, że nieproszony gość sobie pójdzie. Zamiast tego drzwi się otworzyły, a ty wstrzymałaś oddech. Do pomieszczenia wszedł Billy Hargrove, było to dla ciebie co najmniej dziwne. Szybko wstałaś z krzesła i spytałaś: 

- Szukasz czegoś? 

Chłopak nic nie odpowiedział tylko zaczął się do ciebie zbliżać a ty instynktownie cofałaś się. Kiedy plecami dotknęłaś ściany, chciałaś jak najszybciej zwiać jednak blondyn uniemożliwił ci ucieczkę. Wcisnęłaś się w sam kąt ściany i zamknęłaś oczy z obawą, że coś ci zrobi. Zamiast tego poczułaś ciepły oddech na szyi i cichy szept do ucha. 

- Jestem Billy, a tobie jak na imię, piękna? 

- (imię) - zająknęłaś się.Po chwili już go nie było, a ty głęboko odetchnęłaś. Cholera, co to było...


Robin Buckley:

Wracałaś do domu ze stażu, który odbywałaś od niedawna w ramach szkoły. Myślałaś o swoich sprawach, rozglądając się po okolicy, jednak najbardziej chciałaś zdążyć do domu przed deszczem, na który zanosiło się już od dłuższego czasu. Kiedy o tym pomyślałaś, jak raz nastąpiła ulewa. 

 - Niech to szlag... - rzuciłaś pod nosem.Przepychałaś się przez ludzi, co chwilę na kogoś wpadając. 

- Uważaj jak łazisz! - usłyszałaś. 

Już chciałaś odpowiedzieć coś dosadnego, jednak zdziwiłaś się, widząc znajomą ci twarz. 

- A, (imię), to ty! - szybko się zreflektowała. 

- Wybacz, nie chciałam cię potrącić - powiedziałaś.

 - Nic się nie stało, miło cię znów zobaczyć. Może wejdziemy gdzieś i to przeczekamy? - zaproponowała Robin.

 Ucieszyłaś się, słysząc to, gdyż ostatnio bardzo dobrze rozmawiało ci się z dziewczyną, jednak przez swoje siejące chaos wszędzie gdzie się da rodzeństwo, nie wymieniłyście się nawet numerami. 

- Bardzo chętnie.

 Znalazłyście jakąś kawiarnię, w której przesiedziałyście dobre półtorej godziny. Deszcz już dawno zdążył przeminąć, a was do powrotu do domu skłonił jedynie fakt, że już się ściemniało i był środek tygodnia. Tym razem jednak postanowiłyście utrzymać kontakt i nie zapomniałyście o numerach telefonu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro