martwa lalka
Nieożywiona lalka. Już nawet zatruwa ją powietrze. Udaje żywą, choć zachowaniem, przypomina tylko portret, kobiety z ponurą miną. Zza swych guzików dogląda świata. Już nie taki wyraźny, jak przedtem. Teraz płacze tylko, za widokiem odlatującego w niebo latawca. Wchodzi w głębie kąta swych mroków, które otulatą ją chłodem. Dotyka swych zmęczonych powiek i obolałych dłoni. Domyśla się, że chwilę jej agoni, są już blisko. Nie ma osoby, która mogłaby u kresu drogi, przytulić. Nie ma misia. Nie ma swojego wymarzonego księcia. Nie wie nawet, kiedy nastąpił moment, gdy wymiana oddechów, zaczęła sprawiać trudności. Są tylko myśli. Kłujące jej podziurawione serce. To jakby stado ptactwa, kawek po kawałku wygryzało jej duszę. Owszem, próbowała ją załatać. Lecz za każdym razem, ta próba okazywała się bezskuteczna. Nadlatywały inne wygłodniałe pasożyty i niszczyły jej pracę. Bezczelnie wpadrując się w jej ślepia. Jakby sprawiało im to, znaczącą satysfakcję. Gdy przybyły już do wycięczonej swą bezradnością dziewczyny, ta nie miała sił już, spoglądać na to, jaki ból jej zadają. Więc dziewczyna, sięgnęła po ostrze i wydłubała swe zwierciadła. Gdy nastąpiła przed nią ciemność, wyłoniła się zza rogu pewna sylwetka. Przyodziała ją w piękną, białą suknie. Przyszyła guziki w miejsca, jeszcze niedawno tkwiących tam oczu. Wyglądała tak pięknie, że owa postać nie potrafiła przestać, jej podziwić. Otóż dziewczyna, spokojnie leżała. Ze swymi sinymi ustami i paroma kroplami krwi na twarzy, a jeszcze więcej na ubraniach. W końcu, już nikt jej nie tknął. Była bowiem, już dawno w innym miejscu. W miejscu, w którym nastaje świt, a kończy się małymi, lśniącymi blaskiem, kryształkami. W miejscu, w którym w końcu, doznała uśmiechu. A była to wolność...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam w moim pierwszym wierszu, który tu opublikowałam. Mam nadzieję, że ci się spodobał i będziesz czytać kolejne:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro