Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Las to nie był, ale znaleźliśmy się w parku. 
Lukey i zwyczajny, cichy, ciemny i pusty park. Wyczuwałam w tym coś nie dobrego i chciałam się uderzyć w twarz, że dałam się złapać. 

- W związku, że muszę zwiewać, chciałbym, żebyś wiedziała, że nienawidzę cię z całego serca. - Odrzekł spoglądając szybko na moją twarz.

- Moje uczucia również się nie zmieniły. Jesteś dupkiem, porwałeś mnie i o mały włos nie zabiłaś kilkakrotnie. Najbardziej czego chcę, to żebyś zniknął z mojego życia i żebym mogła pójść na studia. Chciałabym być szczęśliwa i nie widzę, żebyś miał w tym jakąś rolę. 

- Więc po prostu zniknę i możesz być zadowolona, że nigdy cię nie uderzę. 

- Co zamierzasz? 

- Muszę poszukać miejsca, żeby policji nie udało się mnie znaleźć i po prostu zmienię swoją tożsamość. 

- A Tyler? 

- Jest w szpitalu, a jak tylko mu się polepszy, zostanie zapewne przewieziony do aresztu. 

- Zostawisz go, żeby poszedł siedzieć? Naprawdę z ciebie dupek, bo to twój przyjaciel. 

- To nie ostatni punkt w naszym planie... 

- Powiedz, co tam się wydarzyło. 

- Kiedy zobaczyliśmy, że zwialiście, musieliśmy was gonić. Ukradliśmy samochód, Tyler odpalił go bez kluczyków i ruszyliśmy, ale mieliśmy wypadek. 

- Jesteś okropny. 

- Chcę zniknąć i przestać na razie istnieć jako Luke Hemmings. 

- Nie zobaczymy się już nigdy? 

- Odezwę się do ciebie, jak będę miał chwilę ciszy. 

- Tylko nie zmieniaj numeru telefonu. - Przypomniała mi się chusteczka, na której wpisałam cyfry podczas akcji. 

- Przemyślę to. - Zaśmiał się. 

 - Odwieź mnie już do Isaac'a. 

                                                                               ***
Nie mogłam uwierzyć, że to już jest koniec. Przeżyłam tę historię, dałam radę. Warto było stać się tą złą, unosić się honorem i walczyć za wszelką cenę. 

Była ciemna noc. Nie wątpiłam, że wszyscy śpią, ale chciałam się wynieść od byłego przyjaciela jak najszybciej. 

Nie powiedziałam znajomym, że pojechałam z porywaczem, po prostu wróciłam i stwierdziłam, że wracam. Aliyah, Corey oraz Shawn uznali, że najlepiej jak wyjadą rano, a ja wybrałam numer ojca. Obudziłam go. 

- Możesz przyjechać po mnie do Isaac'a? 

- Julia gdzie się podziewałaś? Jak mogłaś nie odbierać ode mnie telefonów? 
- Byłam z Shawn'em, bo chcieliśmy spędzić razem wakacje. - Kłamałam. 

- Wiem, że jesteś dorosła, ale mogłaś chociaż powiedzieć, martwiliśmy się. 

- Po prostu po mnie przyjedź. - Nie czekałam na nic odłożyłam komórkę. 

Na szczęście mężczyzna zawsze starał się być dobrym ojcem, a więc chwilę później był pod budynkiem.  Pożegnałam się szybko ze znajomymi, ucałowałam Lydię, gdyż prawdopodobnie nie zobaczę jej za szybko, a z Aliyah i Corey'em umówiłam się w moim prawdziwym domu, jeszcze przed rozpoczęciem roku. 

Przytuliłam Shawn'a,  chyba to było nasz koniec. 

Wróciłam do pokoju w domu ojca. Milczałam w ciągu drogi, bo nie chciałam z nim rozmawiać, chociaż wciąż pytał dlaczego jestem tak wyniszczona. Po prostu udałam, że śpię. 

- Jutro wyjeżdżam. - To jedyne słowa, jakie wypowiedziałam. 

Po szybkim prysznicu wskoczyłam do łóżka i przytuliłam twarz do żółtej poduszki. Przypominałam sobie wszystkie sceny od początku wakacji i po prostu się rozpłakałam, bo to już naprawdę koniec. 

Pierwsza ucieczka przed Tyler'em, ucieczka do domu i porwanie, bicie mnie, zrzucanie ze schodów, piwnica, narkotyki, rozbita głowa, nieudane naleśniki, które miały otruć porywaczy, duszenie, moje urodziny, taniec z Luke'iem... Pamiętałam naprawdę wszystko. 

Rano już mnie tu nie będzie. 

                                                                                ***

Po szybkim śniadaniu i uniknięciu pytań, gdzie moje rzeczy oraz dziwnych spojrzeń Allison, ojciec odwiózł mnie do matki, bo to ostateczny koniec. 

Zadowolona chodziłam po moim domu, który pozostał bez zmian. w szafie prawie było pusto. Musiałam wyciągnąć Aliyah na zakupy na studia. Zostało nam siedem dni do rozpoczęcia roku. 

Po południu spotkałam się z przyjaciółmi, tak, jak miałam umówione. 

- Musimy pójść do galerii, nie mam ubrań. 

- Co z Shawn'em? - Zapytał blondyn. 

- Dajemy sobie czas. - Byłam przekonana, że to dobre wyjście. 

- Już się nie kłócimy?- Upewniła się czarnowłosa chowając dłonie w kieszenie.
- Na chwilę obecną nie. - Mruknęłam, ale naprawdę wciąż miałam jej to za złe, bo to mnie bardzo uraziło.
- Pójdźmy na te zakupy i lody. Spędzimy jeden dzień jak dawniej.
- Jeden dzień?
- Za dwa dni mamy samolot do LA.
- Wyrobiliśmy się w samą porę.

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Byliśmy już w naszym akademiku, z dala od domu. Mieliśmy nowe chęci do nauki i powiedzmy, że byliśmy wypoczęci.
Rok szkolny zaczyna się jutro. Pokój przydzielono mi z Aliyah, chociaż dyrektorzy kręcili na to nosem, w końcu udało nam się dostać to, czego chcemy. Corey musiał zamieszkać na lewym skrzydle akademiku, gdzie dostawali pokoje chłopaki. Dotarliśmy z obawami, czy poradzimy sobie na uczelniach. Musiałam zacząć rozglądać się za jakąś pracą wieczorami, bo matka ani ojciec nie zamierzali dawać mi kasy na moje potrzeby. Wystarczy, że wystarczyło, abym opłacała rok i mieszkanie.  Mimo wszystko nie czułam się źle opuszczając matkę i stare śmieci. Shawn wyleciał do Londynu, Isaac chyba do New Jersey.  

Zostaliśmy rozrzuceni po całym świecie i nie wiemy, czy spotkamy się kiedykolwiek więcej. Na razie nie miałam planów, aby wracać do Colorado. Chciałam spróbować życia w ciepłym Los Angeles, gdzie wszyscy mogą być kim tylko chcą. Byłam dorosła, decydowałam za siebie i za to co zrobię w przyszłości. Miałam nadzieję, że wszystko się ułoży tak, jak sobie wymarzyłam... 

Luke, Tyler i Isaac zniknęli. Zostałam tylko ja i moi przyjaciele. 

Wypakowałam nowe rzeczy i ubrania na które wzięłam pieniądze od rodziców, bo nie miałam ani grosza. Oberwało mi się, że w magiczny sposób moje ubrania zniknęły, jednakże jakoś sobie poradziłam. 
Aliyah ustawiała swoje pamiątki na biurku. Zdjęcia, zeszyty, kubek z pisakami itp. 

- Obym nie żałowała, że mieszkamy razem. - Zaczepiłam ją, aby przerwać ciszę. 

- Pilnuj się, od jutra będę panią psycholog. - Próbowała się odgryzać. 

- Myślę, że po tym wszystkim będą mi potrzebne rozmowy z tobą... 

- Miejmy nadzieję, że nie zawalimy roku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro