Rozdział 30
Co robić? Nie wiedziałam czy go ratować, bo to przez niego i szczerze zaczęłam go nienawidzić. Ciężko wciągałam tlen do płuc i po cichu zjechałam plecami w dół drzewa.
Dlaczego właśnie mnie to spotyka?
Pewnie Bóg daje ci wskazówki, że byłaś zła i oto twoja kara... Mam zmienić się na lepszą.
Tym razem Go posłucham.
Zaczekałam, aż mężczyźni weszli i dokładnie zamknęli drzwi. Punkt dla mnie, że wiem co tam było. Spoconą ze stresu dłoń zacisnęłam na broni. Po raz kolejny tego dnia. Najwyraźniej nie jestem taka zła, jeśli ratuję wszystkich po kolei. Dziewczyny w moim wieku mają takie problemy jak 'którą sukienkę założyć, żeby mu się spodobać? ' na co druga odpowiada 'weź krótszą, spodobają mu się twoje nogi' i tak właśnie nasze pokolenie jest uważane za dziwkarskie. Nie zawsze miałam w życiu lekko, ale inni mieli gorzej. Moja matka tylko za dużo pracowała, moich koleżanek - piła i wszystko było na ich głowach. Można było by powiedzieć, że rozwód to też coś, czym powinnam się nadmiernie przejąć, ale ja wolałam, przejść obok tego obojętnie. Lepiej, żeby nie byli ze sobą i oszczędzili nam słuchania codziennych, nocnych kłótni.
Ale teraz zdałam sobie sprawę, że jestem w takiej sytuacji, że żadna laska z mojego roku nie ma gorzej. Mogę teraz postawić krok w złą stronę i zginę. Takiego stresu nie czuje się nawet występując przed ogromną publicznością.
Niektórzy powinni docenić, że ratuję dziś wiele żyć.
Dla pewności spojrzałam w okna, czy nikt nie będzie w stanie mnie ujrzeć i otoczenie wokół. Nawet nie wyobrażacie sobie nienawiści jaką darzyłam Isaac'a. Ale starałam się myśleć o tych dobrych chwilach i o tym, że Corey i Aliyah znienawidziliby mnie, jeśli bym zwiała i mu nie pomogła.
Chociaż on też nie pomógł mi, kiedy byłam o krok od grobu...
Ukryłam się za ścianą, która mogła runąć w każdej chwili. Naciągnęłam kaptur bluzy na głowę i kominiarkę na twarz. Przystawiłam ucho przy drzwiach. Dobiegły do mnie dźwięki rozmowy, której nie mogłam zrozumieć. Do ucieczki pobudził mnie stukot butów o schody. Ktoś wychodził. Lękałam się niemiłosiernie. Pobiegłam za róg i kucnęłam po cichu. Wyraźnie drzwi wejściowe lekko trzepnęły i ktoś udał się do głównego budynku. Musiałam pokonać strach i wystawiłam czubek nosa. To był Tyler. Wycelowałam bronią dokładnie w jego ciało. Dłonie drżały, a w oczach zebrały mi się znów łzy. Nie mogłam strzelić do człowieka, który był w ciągłym ruchu. Tyler to mądry mężczyzna i jeśli zaczęlibyśmy strzelaninę, nie miałabym najmniejszych szans. Był o wiele bardziej doświadczony w tych sprawach niż ja. Wolałam nie ryzykować. Poza tym, wielokrotnie ocalił mi życie i pomógł.
Weszłam, kiedy mężczyzna zniknął w środku. Musiałam być bardzo uważna. Dla bezpieczeństwa nie zaświeciłam światła i szłam w ciemnościach. Miejsce kojarzyło mi się bardzo źle. Nagle wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie z podwójną siłą. Pamiętałam ten moment, kiedy jeszcze byłam silna i chciałam z nimi walczyć.
Przecież przy Luke'u nic nie było normalne...
Szybko pokonałam odległość, która dzieliła mnie do Isaac'a. Przez uchylone drzwi zauważyłam dwóch przeciwników i osobę, której szukałam.
Teraz. To moja chwila.
Otworzyłam drzwi z buta. Szybko strzeliłam na oko w jednego. Padł na ziemię. Nie wiem, czy stracił przytomność, czy już się wykrwawiał na śmierć. Nie widziałam nawet gdzie trafiłam. Wiem, że upadł i upuścił broń. Ukryłam się za drzwiami, ale kula innego drasnęła mój brzuch.
Zawyłam z bólu, chociaż starałam się być silna. Osunęłam się na podłogę trzymając ranę.
- Co robisz idioto, jestem z wami! - Wrzasnęłam.
- Kurwa mała szukamy cię! Dlaczego strzeliłaś do Matt'a?! - Natychmiast do mnie podbiegł.
Miałam ochotę przeklinać i podrapać jego twarz.
- Wyglądał jakby był od nich. - Byłam tak wkurzona, że zaczęłam się rzucać po zimnej podłodze.
- Zabiję go. Ale musisz pomóc Luke'owi. Wykrwawia się. - Mówiłam.
- Nie zostawię cię tu samej!
- Zrobię to szybko i sprawnie. - Zapewniłam. - Ale proszę, Luke musi przeżyć!
Popatrzył mi w oczy po czym puścił dłoń i opuścił piwnicę. Poczołgałam się do Matt'a. Klęknęłam w kałuży jego krwi i dodatkowo uderzyłam jego głowę.
Trafiłam w dolną część brzucha. Powinien przeżyć. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zginął z mojej ręki. Koc, który został od czasów, gdy mnie przetrzymywali, przycisnęłam do jego rany.
Pieprzony ratownik się teraz znalazł...
Następnie rozwiązałam sznury na nadgarstkach byłego przyjaciela i lekko poklepałam jego twarz, żeby się wybudził. Otworzył powolnie jedno oko i przygotował się na uderzenie.
- Uciekaj. - Powiedziałam szybko i zamierzałam opuścić jego towarzystwo.
- Julie, ty żyjesz? - Mruczał.
- Jeszcze tak. - Prychnęłam. - Chyba trup by nie myślał o ratowaniu byłych przyjaciół.
Znów wciągnęłam czarną maskę na twarz i zamknęłam drzwi za sobą.
Przeszłam po schodach stawiając duże kroki. Czas się pożegnać na dobre. Ból wzrastał w każdej chwili. Krzywiłam się przez to. Mocno uciskałam zranione miejsce. Chciałam tylko wyjść i uciec jak najdalej.
Moje oczekiwania poszły na marne, gdy facet numer cztery podstawił mi nogę przy samym wyjściu. Moje ciało runęło w dół. Nie zdejmowałam materiału z twarzy. Dlatego być może nie rozpoznał mnie i zarzucił sobie na ramię. Brzuch krwawił coraz bardziej. Chciałam wydrapać mu oczy!
Pomyślałam, że dobrze byłoby wykorzystać starą sztuczkę. Udałam, że straciłam przytomność. Chociaż miałam ochotę wyć z bólu przez ranę na biodrze.
Po chwilowym marszu stanął. Opuścił mnie na ziemię. Upadłam plackiem i lekko otworzyłam jedno oko, aby zobaczyć, co robi mój przeciwnik.
Stał odwrócony plecami i szukał coś w komórce. Sprawnym ruchem wzięłam pistolet z kieszeni i strzeliłam w duży bark czarnowłosego. Złapał się za ranę i gniewnie podniósł wzrok na moją osobę. Jeszcze jeden strzał prosto w nogę,żeby też opadł. Upuścił telefon i pistolet. Kopnęłam w jego twarz. Przez to ból promieniował do każdej komórki mojego ciała. Warknęłam wkurzona, ale wzięłam iPhona do ucha.
- Obiecałam Luke'owi, że damy radę ze wszystkim. - Rozmawiałam z Tyler'em.
Dobre żarty. Mogłabym powiedzieć, że to rozmowa, ale od razu się rozłączyłam i znów poszłam szybkim krokiem w stronę lasu.
Już nic mnie nie zatrzyma.
---------------------------
UWAGA! OGŁASZAM PRZERWĘ. SPOTKAMY SIĘ NIEBAWEM.
DZIĘKUJĘ. KOCHAM WAS ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro