Rozdział 29
*Luke*
Wreszcie się doczekałem. Przyprowadzili mi gówniarza pod same stopy. Był na wpół żywy.
- Miło cię spotkać po dwóch latach. - Zaśmiałem się.
- Chciałbym powiedzieć to samo. - Mruknął i wypluł krew na moje buty. - Oddaj ją.
- Mówisz o tej uroczej Julie? - Prychnąłem i zdenerwowałem się, myśląc, że miałbym ją oddać. W dodatku jemu. Nie ma szans. - Sorry, ale nie ma siły chodzić. Sam widziałeś, jak traktujemy ją każdego dnia.
- Zabiję cię! - Zaczął się szarpać na próżno, bo dwóch silnych mężczyzn mocno go trzymali za barki.
- Nie wysilaj się. - Posłałem wrednawy uśmieszek, którego nauczyłem się od niej. - Ona też ma pewne zadanie do wykonania dzisiejszego dnia. Pożegnaliście się?
- O czym ty pieprzysz? - Nic nie rozumiał. Zrobił się blady.
- Oh Tyler proszę przyprowadź ją. - Przyjaciel wyszedł, ale zaraz wrócił z wiadomością gorszą, niż mogłem sobie wyobrazić.
- Nie ma jej.
W tej właśnie chwili zrobiło mi się gorąco. Z szeroko otwartymi oczami oddychałem głęboko i próbowałem zrozumieć co dopiero powiedział mój przyjaciel.
- Jak to kurwa nie ma?! - Nie długo trzymałem złość w środku. Nie mogłem się powstrzymać. Nie byłem opanowany, nigdy, ale czasem starałem się hamować. Nie teraz...
- Wiedziałem, że Julie nie będzie tak głupia. - Prychnął ten gówniarz klęcząc przede mną.
- Nie odzywaj się, bo to ona miała cię zabić. Chyba nie wiesz jak wkurwiona jest na ciebie. - Zaciskałem zęby. - Tyler zamknij go w komórce. Ja ją znajdę.
Czy byłem wkurzony? Oczywiście, ale na siebie, że dałem się wkręcić i jak mogłem uwierzyć, że ona tak po prostu zabije swojego kumpla. Mówiłem, że chcę, żeby przeżyła, ale nie sądziłem, że mnie oszuka. Zaczęło mi jej brakować. W tym momencie by się przydała. Biegłem szybko po ciemnym korytarzu i rozglądałem się wokół żeby ją znaleźć.
Kiedy coś uderzyło w tył mojej głowy, straciłem przytomność.
*Julie*
Kryłam się cicho w kącie i patrzyłam, jak Corey i Aliyah uderzają Lukey'a po głowie. Zasłoniłam sobie usta ręką, żeby nie wydać żadnego dźwięku. To wyglądało okropnie!
Kiedy widziałam, że odchodzą, podeszłam na palcach do pobitego. Uklęknęłam i sprawdziłam, czy na pewno nic mi nie zrobi. Z jego czoła leciała krew od kopnięć. Tył jego czupryny też był zakrwawiony. Włożyłam dużo siły, żeby podnieść dużego mężczyznę z podłogi. Zarzuciłam go przez ramię i skierowałam się z nim do łazienki. Musiałam go opatrzeć.
Zrzuciłam go przy wannie. Kręciły mi się łzy w oczach, bo w innych pokojach mój chłopak i przyjaciele walczyli, a ja chciałam pomóc wrogom.
Zamknełam łazienkę na dwa spusty i wzięłam do rąk apteczkę.
- Julie...- Wychrypiał, a ja się wystraszyłam. Jeszcze tylko tego mi brakowało. Kontynuowanie gry? Nie ma mowy.
- Csii. - Uciszałam i zamknęłam dłonią jego oczy. - To tylko sen...
- Przegrywamy, prawda? Nie dajemy rady temu gówniarzowi?
- Kochanie, damy sobie radę ze wszystkim.
Musiałam uderzyć go znów, żeby stracił przytomność. Opatrzyłam mu rany. Starałam się robić to najszybciej jak potrafię. Nakleiłam plastry na rany i zmyłam ręcznikiem zaschniętą krew.
Wyglądał o wiele lepiej.
Szybko wzięłam kawałek bandaża i napisałam kredką do oczu numer telefonu blondyna. Przyda się w przyszłości.
Na koniec złapałam jego obite policzki i pocałowałam czule jego usta. Pierwszy raz odważyłam się na taki krok. Sama nie wierzyłam co zrobiłam. Mój pierwszy pocałunek z Luke'iem był z mojej strony. Nie spodziewałam się tego po sobie, ale jednocześnie chciałam tego od dłuższego czasu. Od imprezy w klubie zaczęłam inaczej o nim myśleć. Z pozoru mógłby być normalnym mężczyzną...
- Damy radę ze wszystkim, obiecuję. - Szepnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Musiałam ich zostawić i uciekać. Dadzą sobie radę.
Trzymałam mocno broń ukrytą w kieszeni. Umknęłam do pokoju, kiedy wyczułam, że ktoś za mną idzie. Dla bezpieczeństwa założyłam na twarz kominiarkę. Wyjrzałam delikatnie, a w ciemnej przestrzeni udało mi się zobaczyć Shawna i Allison. Zaskoczyło mnie to. Nie wiedziałam, że ona tu będzie. Miała trzymać się ode mnie z daleka, więc po co się w to mieszała?! Nie chciałam mieć gówniary na sumieniu...Jednak na widok bruneta zmiękłam. Skrzywdził mnie, ale tak bardzo za nim tęskniłam. Nie widzieliśmy się przez dwa miesiące. Był wystraszony, widziałam to po jego minie. Twarz też była lekko naruszona. Chciałam go przytulić, ale nie będę narażać życia żadnego człowieka, więc siedziałam w ciszy.
Wyszłam, gdy zniknęli z pola widzenia.
Zbiegłam cicho schodami w dół, żeby wyjść z budynku. Przy drzwiach frontowych, ktoś złapał mnie za ręce. Wystraszyłam się niemiłosiernie i poznałam, że to człowiek z numerem trzy. Nie zwracał uwagi na to, kim jestem. Po prostu kopał mój brzuch i twarz. Gdyby Luke to widział, na pewno by mu tego zabronił.
Zamknij się w końcu i przestań myśleć o tym bolndasku!
Beształam się, bo zdecydowanie zbliżyłam się do niego bardziej niż powinnam.
Zaczęłam się bronić tak, jak za pierwszym razem, gdy zagroził mi Tyler. Resztkami sił kopnęłam twarz przeciwnika i wyczołgałam się z pod jego ciała.
Szłam na czworaka opuszczona z sił. Kryłam się w kątach jak tylko coś słyszałam.
Wyszłam jednak słysząc głos Lydii. Mężczyzna bił ją tak, jak mnie chwilę wcześniej. Chris był już nieprzytomny. Tak bardzo się bałam! Wyjęłam broń z za paska spodni i Trzymałam ją dwoma rękami. Nie mogłam jej upuścić, ani strzelić źle.
Znalazłam cel. Oddychałam głośno. Strzeliłam, chociaż kula trafiła kompletnie gdzie indziej. Straciłam wiarę w siebie i zaczęłam tracić nadzieję.
Mężczyzna spojrzał w moją stronę. Ogromna adrenalina zawładnęła moim ciałem dlatego spróbowałam drugi raz.
Teraz trafiłam w udo.
Miałam łzy w oczach, bo nigdy nie skrzywdziłam tak żadnego człowieka. Najważniejsze jednak, że uratowałam Lydię i Chrisa. To już trzy osoby tego dnia.
Zebrałam ostatnie siły i wybiegłam z dużego domu.
Zabrałam ze sobą pieniądze chłopaków i moją komórkę, której z resztą też nie używałam od dnia porwania.
Luke ją naładował. W jednym pokoju znalazłam moje rzeczy zapakowane w torbę, jakby szykował mnie do odejścia. Nie wzięłam ich, bo zbędny bagaż był mi nie potrzebny.
Wyjrzałam z za drzewa i spojrzałam ostatni raz na budynek. Zdjęłam kominiarkę, a po moim policzku poleciała jedna, samotna łza, która została zaraz wytarta. Mój koszmar się kończy.
W wyjściu zobaczyłam Tylera i jednego z ich ludzi. Ciągnęli kogoś do piwnicy.
Domyślacie się kogo...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro