Rozdział 28
Wstałam całkiem zestresowana. W brzuchu tworzył mi się słupeł i coś cisnęło moje gardło, żebym nie mogła nic przełknąć.
- Uspokój się mała. - Pocieszał Tyler. - Nie będzie tak źle jak ci się wydaje...
- Właśnie, że będzie. Porwaliście mnie, już wtedy wiedziałam, że nic nie będzie w porządku. A teraz stanę się zabójcą...
- Wiedziałem, że będzie miała jakiś problem. Nie poszłoby tak łatwo! - Wkurzał się Lukey. Mimo, że wczorajsza rozmowa była bardzo poważna, nie zmieniliśmy swojego nastawienia.
- Tobie łatwo by było zabić Tylera?! - Przewróciłam oczami.
- To co innego. - Prychnął w odpowiedzi.
Nie wiem czemu się denerwował. To chyba normalne, że się stresuję przed zabiciem przyjaciela!
Ale przecież przy nim nic nie było normalne...
- Dajcie mi chwilę. Zaraz się uspokoję... - Usiadłam w fotel.
- Chyba najpierw trzeba dać Isaac'owi znak, że cię mamy. - Zaśmiał się blondyn i uderzył z całą siłą moją twarz.
Z nosa pociekła stróżka krwi, zrobiło mi się niedobrze. Co on do cholery ma w swojej pustej głowie?! Jest nienormalny!
- Za co to znów?! - Mruknęłam trzymając się za nos. Na prawdę starałam się nad sobą zapanować i nie zacząć ryczeć z bólu.
- Nie dopytuj. Zaraz będzie po wszystkim.
I wciąż uderzał moją twarz. Kręciło mi się w głowie i po czasie przestałam zwracać uwagę na krew, która kapała wszędzie. Teraz moją uwagę przykuł ogromny ból, który promieniował do całego ciała. Ciecz b yła na moich i jego ubraniach, meblach, na podłodze... Czułam pieczenie rozciętej wargi, ale nie ważyłam się jej oblizać.
Zanim przestał, minęło trochę czasu.
Miałam rozciętą wargę, łuk brwiowy, a z nosa leciała krew, ale tak szybko, że nie wiedziałam, że to możliwe.
Poniosłam opuchnięte powieki i przejechałam wzrokiem po sprawcach.
Tyler stał z grobową miną, a Lukey głęboko oddychał i chciał się uspokoić. Czy zadawanie mi bólu było dla niego przyjemnością? Wyjął z kieszeni komórkę i zrobił mi zdjęcie z fleszem.
- Wybacz kochanie. To się zagoi...
Opadłam z sił, ale zaraz wziął mnie na ręce i powędrował do łazienki.
- Zaraz zrobimy opatrunki. - Cmoknął moje czoło. Nienormalny!
Zaczęło mnie mdlić. Było mi nie dobrze, myślałam, że zemdleję.
Zaczął delikatnie przeczyszczać moje rany. Syczałam z bólu i zaczęłam się wić pod jego dotykiem.
- Chyba sama to zrobię.
- Daj spokój. Mam w tym wprawę. Uwierz mi.
- Też potrafię się opatrzeć.
- Zrobię to szybciej. Zaraz przyjadą chłopaki. Chcesz jeszcze poćwiczyć strzelanie?
Pokręciłam w odpowiedzi bolącą głową.
- Dam sobie radę.
- Wierzę w ciebie. Polegamy na tobie. Ale pamiętaj, co wczoraj ci powiedziałem.
***
- Julie nie musisz pamiętać ich imion. - Stwierdził Tyler, kiedy przedstawiał mi "naszą ekipę".
- Wystarczy że on będzie numer jeden, ten dwa i tak dalej. - Wskazywał Luke.
Tylko przytakiwałam głową. Co innego mogłam mówić.
- Chłopaki, plan jest taki. Zwabiamy gówniarza do mojego rodzinnego domu... - Dalej nie mogłam słuchać. To było straszne. Miałam stać się mordercą, bo nie uciekłam w czas!
Wyszliśmy po południu. Było spore zamieszanie. Nagle wszystko wydawało się być nieuzgodnione i niezaplanowane. Albo po prostu ja to wszystko zapomniałam.
Usiadłam na tylnym siedzeniu samochodu Luke'a.
- Mała wyluzuj. - Pocieszył.
- Spoko. I tak jestem złym człowiekiem.
- Staniesz się jeszcze gorszym.
- Nie ma tak. Albo ktoś jest zły albo nie.
- No jasne. Musiałaś się przyczepić. - Zaśmiałam się cicho.
-Jedźmy już. - Westchnęłam.
Zaczynamy zabawę.
*Luke*
- Napiszę mu wiadomość. - Powiedziałem powoli jadąc pustą ulicą.
- Odpisał coś, kiedy wysłałeś moje zdjęcie?
- Nie jeden raz. Same głupoty. Że mamy cię oddać i nic ma ci się nie stać.
- Faktycznie głupoty. - Prychnęła.
- Oh Julie wiesz o co mi chodziło. - Nie chciałem, żeby się obrażała. Było to niepotrzebne. Poza tym może trochę zależało mi na zgodzie między nami. Po zabiciu Isaac'a wszystko miało się ułożyć. Taki był mój plan.
Do celu dojechaliśmy po jakimś czasie. Bla, bla, bla. Nikogo to nie obchodzi. Ważne, co dzieje się później.
W rezydencji mojej rodziny jeszcze nikogo nie było.
- To dobrze, czy źle? - Zapytała.
- Dobrze. Możemy się przygotować. Młody jak zawsze przestrzega przepisy drogowe, dlatego mamy dużo czasu. - Prychnąłem.
- Chyba, że nie on kieruje. - Wskazała głową na samochód wjeżdżający do lasu.
Uśmieszek zszedł z mojej twarzy.
- Cholera!
- Szykujcie się! - Krzyknęła Julie, jakby przejmowała dowództwo. Zadziwiała mnie z każdym dniem.
Brunetka wzięła broń i wbiegła na schody.
- Otwieraj, tylko szybko! - Rzuciłem jej klucz. Dźwigaliśmy z chłopakami torby sportowe wypchane amunicją.
Wszystko robiliśmy w pośpiechu. Serce zabiło mi szybciej, gdy usłyszałem parkujące pojazdy wrogów. Ale to mój teren więc poradzę sobie na sto procent.
- Luke jest ich więcej. - Przeraził się Tyler, który wyglądał delikatnie przez okno. Od razu do niego podbiegłem.
- Kurwa! - Nie przewidziałem tego.
- Co jest? - Wskoczyła Julie i wsadziła nos za zasłonę. Widząc przyjaciół nawet się nie zdziwiła, ani tym bardziej się nie przeraziła. Jakby to był widok jak każdy inny. Żadnego żalu czy smutku.
- Damy sobie z nimi radę. - Wzruszyła ramionami i wyszła.
Przeciwnicy zaczęli wchodzić w głąb posesji. Usłyszałem pierwsze strzały, więc wziąłem się do pracy.
Chłopaki wiedzieli co robić. Zasiadłem w głównym salonie niczym król i oglądałem powoli swoją broń. Musiałem tylko czekać.
*Isaac*
Strzelanina trwała w najlepsze. Na ten moment nikt z naszych nie ucierpiał. Bałem się o Aliyah i resztę. Jeśli zginął, będzie to moja wina. Ale nie mogłem się poddać, bo miałem w głowie to cholerne zdjęcie Julie, która jest pobita. Musiałem ją odzyskać. Nie było wyjścia.
Słyszałem krzyki wszystkich znajdujących się w pobliżu. Ciągle padające strzały, a w okół było czuć niebezpieczeństwo.
Ukryłem się za rogiem wejścia z winiarni do domu. Zacisnąłem mocno dłonie na broni i lekko starałem się wyjrzeć, czy teren jest pusty.
Wbiegłem szybko po schodach w górę. Dalej nie mogłem, bo już tam na mnie czekali...
*Shawn*
Biegłem za Aliyah cały zestresowany. Corey stwierdził, że słyszał moją dziewczynę, w zasadzie byłą, w pokoju na górze. Byliśmy pełni zapału. Za nami biegło dwóch mężczyzn. Nie mogliśmy ich zgubić.
Jeden był blisko mnie. Brunet z brodą miał wyjątkowo dużo siły. Strzeliłem raz, jednak nie udało mi się trafić.
Z pokoju wyskoczył kolejny i zaciągnął moją przyjaciółkę ze sobą. Nie myśląc wiele, zacząłem strzelać gdziekolwiek. Wbiegłem do pomieszczenia. Nie mogłem przejść obojętnie, kiedy porwali kolejną bliską mi osobę. Tam, ten frajer uderzał jej twarz. Zbliżyłem się i zanim na mnie spojrzał, moja broń wystrzeliła i trafiła w jego udo. Upadł na ziemię i spojrzał ze złością w oczach. Dziewczyna dodatkowo kopnęła z całej siły jego twarz, aż stracił przytomność.
- Musimy uciekać. - Złapała mój nadgarstek i chciała wyjść, jednak powstrzymałem ją.
- Mają Isaac'a. - Szepnąłem, kiedy po korytarzu ciągnęli pół przytomnego chłopaka.
- Co teraz?
- Corey pewnie szuka Julie. - Usłyszałem strzał. - Nam został Isaac.
- Uratujemy go? - Zapytała brunetka.
- On nas w to wciągnął kochana...
-----------------
Dodawajcie na snapa bo dosyć często zamieszczam tam informacje o wattpadzie 😋
Snap: jula7202
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro