Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

*Allison*

- Co u Julie? - Zapytałam przyszłego ojca.

- Zapewne jest u matki. Wróciła do domu, nie odzywała się do mnie więcej. Jeśli chcesz, możesz zadzwonić i sama jej zapytać. - Posłał delikatny uśmiech.

W odpowiedzi kiwnęłam głową i weszłam na górę do siebie. Wczoraj widziałam Isaac'a i trójkę osób, którzy wyglądali jak przyjaciele mojej 'siostry'.

Kiedy Julie rozmawiała z nimi przez kamerkę, mogłam zobaczyć ich twarze. Do tego miała dwa, lub trzy zdjęcia z nimi. Rozpoznałam ich na ulicy bez problemu, nie wiedziałam tylko, dlaczego oni są tutaj, jeśli Julie wyjechała.

Najpierw zadzwoniłam do Isaac'a. Znamy się ze starych czasów.

Zamknęłam dokładnie drzwi od mojego pokoju, żeby nikt nie mógł podsłuchać. To będzie ważna rozmowa. Nie wiem czemu obchodziły mnie losy Julie. Przecież miałyśmy schodzić sobie z drogi...

Jednak ona nie przeszła tego co my i nie wie co to prawdziwe niebezpieczeństwo. Jest mocna tylko z pozoru... Tak myślę.

- Allison? - Usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki.

- Hej Isaac, co słychać?

Chłopak nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co.

- Słuchaj, miło cię znów usłyszeć, ale nie mogę teraz rozmawiać.

- Co się stało z Julie? - Szybko zdążyłam zadać pytanie.

- Słucham?

- Co z nią się stało? Gdzie jest i dlaczego ślad po niej zaginął? Uciekła z domu miesiąc temu...

- Porwali ją. - Odrzekł twardo po zastanowieniu.
- Kto? - Nie kryłam zdziwienia.
- Hemmings.
- Cholera...
- Będziesz w stanie nam pomóc? - Westchnął zrezygnowany.

- Postaram się, w końcu to moja przyszła siostra.

- Przyjdź do mojego domu, za godzinę. Spakuj się, wyjeżdżamy.

Nie zastanawiając się zbędnie, wykonałam polecenie.

- Tato, będę nocować u koleżanki. - Odezwałam się do przyszłego ojca, który siedział w salonie popijając kawę. Nie chcę wiedzieć, jak wkurzona byłaby Julie słysząc jak zwracam się do mężczyzny.

- Jasne, tylko wróć. - Zaśmiał się.

Jeśli to miało się odnosić do twojej córki facet... to nie wiesz co ona przechodzi. Na twoim miejscu bym się nie śmiała.

- Postaram się. - Mruknęłam.

To wyjście jak na wojnę. Idziesz i nie wiesz, czy wrócisz cała.
Dałam buziaka mamie i wyszłam. Już zaczynałam tęsknić.

Pojechałam do chłopaka autobusem.

Na miejscu zadzwoniłam dzwonkiem i weszłam, kiedy mi otworzono.

Z wejścia stanęłam jak wryta. Nie spodziewałam się tam tej osoby.

Ona również mierzyła mnie wzrokiem, po czym spojrzała w moje oczy. Żadna nic nie mówiła.

Minęło trochę czasu w ciszy, zanim się odezwałam.

- Powiedziałaś, że nie chcesz się ze mną spotykać przez to co robię, a teraz sama jesteś w to zamieszana... Niezła z ciebie hipokrytka Lydia.

- Tutaj chodzi o Julie. Lubię ją, chcę jej pomóc. - Wzruszyła ramionami, ale była spięta. Już to widziałam.

- Znacie się? - Zdziwili się znajomi porwanej.
- To mało ważne... - Wrednie się uśmiechnęła Lydia.
- Świetnie, więc pracujemy razem. - Klasnął w dłonie Isaac. - Musicie się poznać. Więc to są przyjaciele Julie - Aliyah i Corey, oraz jej chłopak Shawn. - Pokazywał po kolei, a ja witałam się gestem kiwnięcia głową. - A to Allison...

- Chwila. TA Allison? - Prychnął blondyn. - Chyba już cię kojarzymy. Julie całkiem cię nienawidzi. - Zaśmiał się, a czarnowłosa dziewczyna obok, uderzyła go z łokcia.

- Mniejsza z tym. Miło cię poznać. - Wyciągnęła rękę Aliyah. - Nie ważne co Julie o tobie opowiadała, nie chcemy się kłócić. Musimy tylko ją odzyskać...

- Rozumiem. - Powiedziałam nie za głośno. Nie myślałam, że moja przyszła siostra aż tak za mną nie przepada.

- Mówiąc, że będziemy mieć jednego dodatkowego człowieka, mogłeś powiedzieć, kto to będzie... - Założyła ręce na piersi rudowłosa.

- Lydia, chyba się nie wycofasz? - Aliyah stanęła przed nią.

- Oczywiście, że nie. Tu chodzi o Julie, nie o moją byłą przyjaciółkę.

- Myślę, że powinniśmy wyruszać. - Wtrącił Shawn.

Muszę przyznać, że Julie miała szczęście, kiedy taki chłopak zwrócił na nią uwagę. Chociaż okey, ona też jest niczego sobie. Brunet od początku przyciągnął mój wzrok.

- Będziemy jechać dwoma samochodami. Ze mną pojedzie Aliyah i Allison. - Powiedział Isaac. - W drugim będzie Mendes, Lydia i Corey.

- A ja? - Odezwał się głos jakiegoś chłopaka od strony drzwi wejściowych.

- Daryl... - Odezwała się Lydia lekko zdziwiona.

- Co ty tu robisz? - Isaac dopytał.

- Zmieniam plany. Lydia mnie namówiła i jeśli chodzi tutaj o Julie - westchnął - idę z wami.

Wszyscy przenieśli wzrok na rudą. Na pewno byliśmy jej wdzięczni, bo każda para rąk to skarb w takiej sytuacji.

- Wyruszajmy więc.

*Julie*

Mężczyźni zabrali mnie na strzelnicę, żebym mogła nauczyć się strzelać.

- Musisz trzymać mocno. - Dawał wskazówki blondyn.

- Dwoma rękami. - Odzywał się Tyler.

- Skup się. - Złapał mnie za biodra Lukey. - Wyceluj i strzel.

Wykonałam polecania uważnie i starałam się dokładnie. Kula wylądowała w pobliżu celu.

- Będą z ciebie ludzie. - Cmoknął mój policzek.
- Chcę spróbować jeszcze raz. - Zaśmiałam się. Kiedy stał tak blisko, serce biło mi dwa razy szybciej. Bałam się go. Z każdym dniem bałam się coraz bardziej. A kiedy mnie obejmował, miałam przed oczami moment, w którym prawie mnie udusił.
Zawsze, kiedy rozmawialiśmy, lub chociaż staliśmy obok siebie, przypominały mi się chwilę, w których mnie ranił. Nie mogłam normalnie zejść ze schodów, bo bałam się, że znów spadnę.
Oczywiście od kiedy mnie porwano, nauczyłam się być cicho. Już nie krzyczałam tak, jak na początku. Chociaż oczywiście nie zostawiłam prawie żadnej sytuacji bez słowa...

Szok, co oni ze mną zrobili.

- Lukey - uśmiechnęłam się - potrzebna mi przestrzeń osobista.
- Oczywiście. - Zabrał ręce, ale stanął obok i wpatrywał się w moją twarz.
- Kiedy spotkam Isaac'a, zrobię tak. - Spojrzałam w oczy blondyna. - Przeładuję broń. - Robiłam to, co mówię. - Wyceluję - dotknęłam jego klatkę piersiową - i bum. - Uśmiechnęłam się szeroko.

- Świetny plan skarbie. - Zaśmiał się. - Tylko nie zmień zdania.
- Spokojna twoja głowa. - Uśmiechnęłam się złowieszczo i odłożyłam broń.

- Teraz możemy iść coś zjeść. - Złapał lekko moją dłoń i pociągnął do wyjścia.

Spokojną rozmowę przerwał telefon Tyler'a. Mężczyzna spiął się na widok nadawcy i zacisnął szczękę.

- Isaac...

Blondyn spojrzał dziwnie na przyjaciela i mocniej zacisnął moje palce.

- Lukey, co się dzieje? - Szepnęłam, kiedy jeden z porywaczy rozmawiał przez komórkę z moim starym przyjacielem.
- Csii. - Zmarszczył brwi i przyłożył palec wskazujący do moich ust. Obaj byli zdenerwowani, za to ja nie wiedziałam co jest grane. Isaac?
TEN Isaac miałby dzwonić do Tylera? Dosyć ciekawe w jakim celu.
- Gdziekolwiek jesteś, nie znajdziesz nas gówniarzu! - Krzyknął brunet i szybko się rozłączył.

- Szukają nas?
- Raczej Julie. - Wskazał na mnie głową.
- Nie oddamy jej. - Twardo stwierdził Hemmings.
- No właśnie. Trzeba spieprzać.
- Nie będę więcej uciekał przed tym dzieciakiem.
- Więc zaatakujmy szybciej.
- Tyler... - Powiedziałam cicho. - Co ze mną? Zabiją mnie...
- Julie, o nic się nie martw. Jesteś cwańsza niż myśleliśmy. - Zaśmiał się. - Wyrosłaś na dużą dziewczynkę, dasz sobie radę. - Trzymał moje policzki i tłumaczył jak małemu dziecku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro