Rozdział 25
*Isaac*
Wiedzieliśmy gdzie jest Julie. Udało się namierzyć telefon, z którego dzwoniła. Jej słowa nas ostrzegły, więc musieliśmy zachować ostrożność. Zostało cztery dni, potem wszystko się zacznie. Wszyscy będą zagrożeni.
Martwiłem się o nią. Zastanawiało mnie, jak zareagowała, że jednak jestem tym złym. Ciągła nadzieja tliła się we mnie, że jakoś mi wybaczy. Nie chciałem nawet myśleć, co będzie, jeśli wszystko nie potoczy się tak, jakbym chciał. Jeśli moja przyjaciółka, którą odzyskałem, odejdzie i nie będzie chciała mnie znać. Gdybym był zwykłym nastolatkiem, nie byłoby tego wszystkiego. Moja Julie nie cierpiałaby za niewinność.
Obwiniałem się, bo to oczywiste, że to tylko i wyłącznie moja wina. Czułem się jak dupek z wiadomością, że wciągnąłem w to jeszcze Aliyah, Corey'a i Shawn'a...
Chociaż jej chłopak miał ją totalnie w dupie i ją zdradził, ona pewnie wpadnie mu w ramiona i przebaczy. Ja zostanę wciąż tym przyjacielem z dzieciństwa. Niewinnym i słodziutkim, bawiącym się co najwyżej plastikowymi karabinami. Stałem się potworem. Wróciłem rok temu, namieszałem jej w życiu, stworzyłem zagrożenie i znów uciekłem na dziesięć miesięcy. Nie zdziwię się, jeśli będzie wolała pamiętać mnie jako gówniarza, który wyjechał i nigdy więcej nie wrócił.
- Kiedy coś w końcu zrobimy? - Rozmyślanie przerwał Shawn.
- Słyszałeś przecież, mamy cztery dni.
- Żartujesz sobie?! Moja dziewczyna tam zginie! A ty chcesz czekać aż oni zaczną i pójdzie wszystko po ich myśli?! Nie będę siedział z założonymi rękami. - Bulwersował się chłopak.
- Wiem Shawn! - Wrzasnąłem i przerwałem jego wypowiedź. - Wyjdzie z tego. Jest silna i jak słyszałeś, żyje.
- Jeśli oni się dowiedzieli, że powiadomiła nas, to długo cieszyć tym życiem się nie będzie. - Wyszedł trzaskając drzwiami mojego pokoju.
Pociągnąłem za końcówki włosów. Wiedziałem, że ten idiota miał rację. Jeśli nic nie zrobimy teraz, oni będą wciąż krok przed nami.
Mamy więc cztery dni na odszukanie i odbicie naszej Julie.
*Julie*
Zajmowałam się gitarą, kiedy usłyszałam, że ktoś głośno zamknął drzwi.
- Mam plan. - Odezwał się blondyn.
- Mów. - Tyler przyciszył telewizor.
- Wiem co z nią zrobimy.
Wyszłam z pokoju, jakby nigdy nic i usiadłam w fotelu.
- Więc co ze mną zrobicie? - Położyłam nogi na stolik.
- Przejdziesz na naszą stronę. - Obok nogi założył Lukey.
Spojrzałam podejrzliwie, czy to nie są żarty. Słabe żarty...
- Co proszę? - Prychnęłam rozbawiona.
- Dodatkowy człowiek nam się przyda, a ty chcesz żyć, prawda?
- Chcę wrócić do przyjaciół. - Warknęłam przez zęby.
- Możemy przesunąć termin. Wrócisz za kilka lat. Teraz tylko ich odwiedzisz i zabijesz Isaac'a.
- Możemy rozmawiać na poważnie? - Nerwowo się zaśmiałam.
- Nauczę cię strzelać. Dostaniesz broń i puff. - Udał, że robi to z pistoletu z palców.
- Jest inne wyjście?
- Zabijemy ciebie.
- A co z planem b?
- Słucham? - Zaśmiał się.
- Plan awaryjny. Co, jeśli to nie wyjdzie? Trzeba to zaplanować.
- Nie ma planu awaryjnego, bo wszystko pójdzie po naszej myśli. - Warknął.
- Wystawisz mnie na pewną śmierć...
- Będziesz dobrze przygotowana. Wchodzisz w to?
- Pamiętasz, jak mówiłam, że przeżyję, mimo że skrzywdzę innych? - Pokiwał lekko głową. - To była całkowita prawda. - Szepnęłam. - Zgadzam się kochanie. - Uśmiechnęłam się i poszłam do 'mojego' pokoju.
Właśnie zawarłam pakt z diabłem. Cudnie, już nie mogę się doczekać. To będzie coś.
* Isaac*
- Jesteście spakowani?
- Jedziemy odbić przyjaciółkę, nic nam nie trzeba.
- Mów za siebie Corey. - Wepchała się między chłopaków Aliyah z walizką.
- Kochana, czy wiesz, że jedziemy tam na dwa, góra trzy dni? - Prychnąłem.
- Dlatego jestem przygotowana na trzy dni...
- Zapewniam, że to nie będzie ci potrzebne. - Odebrałem z jej rąk jedną z toreb.
- Mamy plan?
- Wieczorem jedziemy do miasta, w którym przebywają, znajdziemy ich, zabijemy i Julie jest nasza.
- Skąd wiesz, że nie ma ludzi? Musi mieć jakąś ochronę. - Prychnął Shawn.
- Jeśli my nie mamy, to on też. - Pokręciłem głową.
- Ale to oni rozdają teraz karty i muszą być dobrze przygotowani. - Wciąż szedł w zaparte.
- Shawn, nie panikuj, bo tak inaczej nie odbijemy jej nigdy. - Zacząłem się denerwować. Zależało mi na czasie, a on znajdował ciągle jakieś haczyki.
- Myślę, że bezpieczeństwo jest ważniejsze niż czas.
- Wydaje mi się, że w ogóle nie chcesz, żeby wróciła. - Podszedłem małymi kroczkami do niego, a on tylko dumnie uniósł podbródek.
- To moja dziewczyna. Jestem z nią od roku, więc chyba nie wiesz co mówisz. - Warknął.
- Więc miej jaja, żeby ją odnaleźć! - Pchnąłem lekko jego ramiona.
- A ty miej jaja, żeby obronić tych, którzy niewinni zostali w to wkręceni!
Jeszcze kilka słów więcej i któryś z nas, zaczął by bójkę. Widziałem to w jego oczach. Nienawidził mnie. Nienawidził, bo zabierałem Julie, bo było jej ze mną dobrze i dlatego, że przeze mnie jej nie ma z nami.
Na szczęście, lub nieszczęście - Corey nas rozdzielił.
- Moglibyście sobie odpuścić w takiej chwili.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wystawia niewinnych ludzi, na pewną śmierć! - Obronił się wkurzony chłopak mojej przyjaciółki.
- Będziemy dobrze przygotowani. Dawałem wam wskazówki. Wystarczyło słuchać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro