Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Przez jakiś czas muszę robić tu jako sprzątaczka, kucharka i Bóg wie co jeszcze. Jeśli stawiam opory, przychodzi Luke i bije moją głową w ścianę, nacina moje ciało nożem, bije pasem po plecach, lub po prostu uderza w twarz. Jestem cholernie wykończona, nie mam na nic sił, wyglądam jak potwór, ale wciąż muszę robić co tylko zechcą. 

Kiedy byłam już prawie na końcu zmywania naczyń, wszedł mój największy koszmar. 

- Jeszcze to. - Wrzucił talerze i noże do wody. Na moje nieszczęście jeden z nich, przejechał po moich palcach. 

Woda i piana zaczerwieniła się od krwi. Szybko wyjęłam dłoń i zaczęłam krzyczeć z bólu. Okropnie piekło, a on stał przy wejściu z tym głupim uśmieszkiem. 

- Niezdara. - Prychnął. 

- Podciąłeś mi palce i jeszcze masz czelność składać to na mnie? - Owinęłam dłoń w papier i chciałam uciec do łazienki, ale zatrzymała mnie jego ręka. 

- Nienawidzę cię mała, wkurzasz mnie dosłownie wszystkim. Nawet swoim byciem. Ten twój styl, uśmieszek, głos, gesty, spojrzenie... Irytujesz mnie tak bardzo, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. 

- Nie wiem po co mi to mówisz. Uwierz, że ja za tobą również nie przepadam. 

- Już niedługo będziesz w piachu. Może zacznijmy się żegnać? 

- Jeśli umrę, są wielkie możliwości, że spotkam twoją siostrę. Na pewno wspomnę jakim potworem jesteś. 

- Jeszcze słowo o niej, a zdechniesz tu i teraz! - Popchnął mnie, aż wylądowałam na podłodze. 

- Zabij mnie, spotkamy się w piekle. 

- Luke, opanuj się, co z tobą?! - Odciągnął go Tyler. 

- Znów się wtrącasz?! Przestań to robić! Chcę już ją zabić, rozumiesz? Nie mogę patrzeć na jej twarz, ani jakąkolwiek jej rzecz. Kiedy widzę chociaż głupi włos na kanapie, mam ochotę ją zabić, bo stoimy w miejscu i nie dążymy do niczego! Każdy dzień z nią jest jak piekło. Nie rozumiem jak można lubić taką sukę, albo co gorsza kochać. Nie dziwię się, dlaczego ten cały Shawn ją zdradził. Nie mogę patrzeć na nią dłużej niż minutę! 

Nie chciałam tego słuchać dalej. Może trochę te słowa mnie trafiły. Wyszłam z kuchni i poszłam do łazienki opatrzyć rękę. Wciąż słyszałam krzyki Luke'a i spokojny ton Tyler'a, który próbował go uspokoić. 

Nie wiem czemu był taki porywczy. Przecież ja też go nienawidzę... 

Przeszukałam całą łazienkę, aż w końcu znalazłam bandaż. Zaczęłam owijać delikatnie palce, trzęsącymi rękami. Muszę coś w końcu zrobić, żeby się wydostać. Nie mogę dłużej tu wytrzymać. Muszę odnaleźć mojego przyjaciela z dzieciństwa jak najszybciej.
Muszę z nim porozmawiać i wyjaśnić to wszystko. Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że mój mały, słodki, uroczy Isaac stał się takim potworem jak Luke.
Nawet nie umiałam wyobrazić sobie przyjaciela z bronią w ręku. On jako bandyta? W to by nawet dziecko nie uwierzyło. Chłopak idealny, świetny przyjaciel, przykładny syn i wnuczek, dobry człowiek... A jednak opisywała go etykieta mordercy.
Zaczęłam się obawiać swojego przyjaciela. Przecież przytulałam się do niego w razie problemów, płakałam na ramieniu, zwierzałam się. A w każdej chwili mógł mnie zabić. Chociaż to było mało prawdopodobne, bo to przyjaciel, którego w zasadzie znam od urodzenia. Zbyt wiele czasu z nim spędziłam, żebym mogła uwierzyć.

Zaczęłam wątpić, czy go znam. Chłopak zmienił się za bardzo. Znałam go kiedy był dzieckiem. Wrócił po tylu latach, jako prawie dorosły mężczyzna. Powinnam uciec od niego i urwać kontakt. Takie problemy jednak nie są dobre nawet dla Julie Lockerwood.
Przynajmniej tak by się wydawało.

Rozmyślania przerwało płukanie do drzwi.

- To tylko ja. - Tyler włożył głowę.

Westchnęłam w odpowiedzi i zaczęłam zawijać rękę, bo kiedy zaczęłam rozmyślać nie zrobiłam tego.
- Jak ręka?

- Mam podcięte palce.
- Daj, zrobię to sprawniej. - Zabrał opatrunki i zaczął robić je od początku.
- Powinnam wrócić do domu. Być z przyjaciółmi, którzy nie próbują mnie zabić na każdym kroku. 
- Wiem Julie... Obiecuję, że będę cię przed nim chronić, wytrzymaj jeszcze jakiś czas, dopóki nie będziemy mieć planu.
- A później? Nie będę wam potrzebna i będzie po mnie.

Spojrzał mi w oczy, ale już nic nie powiedział.

Gdyby nie Tyler, już dawno byłabym trupem.

- Gdzie my jesteśmy?
- Nie mogę ci powiedzieć.

Zaraz po tym wyszedł. Przejrzałam się w lustrze. Byłam bardzo zmęczona tym wszystkim. Z czasem opadałam z sił. Nie mogłam już nawet walczyć, poza tym, nie wiedziałam jak. Wszystko wyparowało z mojej głowy.
Byłam wrakiem człowieka. Nie pomagał już nawet makijaż.

Wyszłam z łazienki, poszłam do kuchni, salonu. Nigdzie nie widziałam Luke'a.
- Spokojnie, wyszedł.
- Mógłby już nie wracać.

Usiadłam wygodnie w fotelu. Gdybym teraz się wymknęła, uciekłabym do obcego miejsca.
Znalazłabym kogoś, zadzwoniła do Aliyah, lub Corey'a. Isaac'a zamierzałam unikać.

Ukryłabym się gdziekolwiek i wróciła do domu.

Musiałam to wykorzystać. Szansa mogła się nigdy nie powtórzyć.

Wokół panowała grobowa cisza. Od wolności dzieliło mnie kilka kroków. Tyler był u siebie w pokoju.
Idealnie.
Pociągnęłam cichutko za klamkę. Jednak drzwi ani drgnęły.
No jasne.

- Julie. - Westchnął za plecami porywacz. Wystraszona drgnęłam i przełknęłam ślinę. Przypomniało mi się jak on traktował mnie pierwszego dnia. Wtedy to Lukey go odciągnął...

- Na prawdę myślałaś, że drzwi będą otwarte?
- Warto sprawdzić. - Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Nie powinnaś uciekać. - Szarpnął za moje ramię.

Spojrzałam wystraszona w jego oczy.

- Wybacz, jestem zdenerwowany. Nie uciekaj więcej, a nie powiem Luke'owi.

- Zrozum. Chcę być wolna!
- Nie rób tego więcej, bo to ja będę musiał ci coś zrobić!
- Zachowujesz się jak synek, który boi się tatusia! - Wstałam i wyszłam trzaskając drzwiami.

Padłam na łóżko, w którym ostatnio spałam.
Nawet Tyler był w stanie mnie skrzywdzić. Miałam tego dosyć, nigdzie nie czułam się bezpiecznie. Jedno słowo potrafiło sprawić, że będę nieprzytomna przez przyszłe dni.

- Mała! - Usłyszałam po dłuższej chwili z salonu.

Wstałam ciężko i przekręciłam oczami. Modliłam się, żeby tylko Tyler jednak nie wygadał się, że chciałam uciec.
- Mam dla ciebie prezent. - Luke się wyszczerzył i wyjął z za siebie gitarę. - Co prawda używana kilka razy, ale i tak na niej nie gram.

Patrzyłam z zazdrością w instrument. Ile bym dała, żeby móc znów zagrać...

- Nie potrzebuję od ciebie prezentów. - Zacisnęłam zęby.
- Potraktuj to jako prezent na urodziny.
- Co ty masz taki dobry humor, hmm?
- Załatwiłem wsparcie. - Wyszczerzył się i nalał do szklanki alkohol.

No to słabo... Niedługo niebezpieczeństwo wzrośnie.

- Bierz tą gitarę, zanim się zdenerwuję!

Oburzona wzięłam od niego instrument. Na prawdę nic od niego nie chciałam. Wystarczy, że kupił mi kilka ubrań i kosmetyków. Ale stęskniłam się za graniem. Tak dawno tego nie robiłam. Wiele razy w trudnych chwilach chciałam to zrobić, ale nie mogłam.

- Graj. - Rozkazał.
- Nie będę ci grała. Nie potrafię. - Postawiłam się.
- Ile razy mam powtarzać, żebyś mi się nie sprzeciwiała?! I nie mów, że nie umiesz, bo widziałem cię z gitarą, kiedy cię porywałem! - Rzucił szklanką w podłogę.

Szkło rozbiło się na kilkadziesiąt kawałków, rozpryskując resztki alkoholu. Lekko się przestraszyłam, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Usiadłam wygodnie i zabrałam melodię, którą ułożyłam podczas wizyty w domu mojego starego przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro