Rozdział 2
Pierwszy dzień ciągnął się niemiłosiernie długo. Nie przeprosiłam Elizabeth. Kiedy tylko schodziłam na dół, lub po prostu ją mijałam, ona uciekała wzrokiem i najszybciej jak było możliwe wychodziła z pomieszczenia.
Myślałam wtedy, że nie będę się błaźnić przed obcą kobietą i bez udawanej skruchy, z głową w górze wracałam do siebie. To znaczy, do pokoju, w którym tym czasowo mieszkałam, bo chociaż ojciec mówił, żebym czuła się jak u siebie, ja nie miałam najmniejszego zamiaru.
Kiedy po sprzeczce z Allison o wolną łazienkę, w końcu ubrałam krótkie spodenki i zwykłą koszulkę, zeszłam do kuchni na śniadanie.
Mężczyzna wyszedł już do pracy, więc byłam tylko z przyszłą macochą i 'siostrą'.
W kieszeni ściskałam komórkę, czekając na wiadomość od Shawna i moich przyjaciół.
- Pomóc ci? - Zapytałam Elizabeth, która właśnie nalewała herbatę do kubków.
- Nie. Dziękuje, możesz już usiąść. Dam sobie radę. - Ze sztucznym uśmiechem patrzyła kontem oka.
Zrobiłam więc tak, jak kazała podparłam głowę o dłoń. W dzisiejszych planach miałam skontaktowanie się z Isaac'iem i prawdopodobnie spotkać się z nim. Chciałam zrobić to jak najszybciej, ale za każdym razem, gdy miałam napisać, serce uderzało mi mocniej i czułam lekki stres. Bałam się jak zareaguje.
Zaczęłyśmy jeść, gdy Allison pojawiła się na dole i usiadła naprzeciw mnie.
- Boisz się zwrócić mi uwagę? - Zapytałam Elizabeth, widząc jej krzywą minę, kiedy wyjęłam telefon i wystukiwałam odpowiedź.
- Nie. Dlaczego? - Zapytała drżącym głosem.
- Widzę, że trafia cię szlag. - Wzruszyłam ramionami. - A mimo to, nic nie mówisz...
- Po prostu, nie mam ochoty wszczynać awantur. - Pokiwała głową.
- Jasne. - Prychnęłam. - Nie musisz mnie się obawiać. Nie wiem, co opowiedział ci ojciec, że drżysz na mój widok, ale spokojnie, nic ci nie zrobię. Przynajmniej na początku. - Szepnęłam, a kobieta na te słowa zacisnęła szczękę i próbowała się uśmiechać. - A żeby nie kusić losu, postaram się, żebyśmy nie spędzały za dużo czasu razem. - Zaśmiałam się i odeszłam od stołu.
W połowie drogi do pokoju, w końcu postanowiłam się przełamać i zadzwonić do mojego starego przyjaciela.
- Julie! - Przywitał mnie głos Isaac'a, na co mimowolnie na moje usta wpełznął uśmiech.
- Isaac, dobrze cię słyszeć. - Odpowiedziałam. - Stęskniłam się.
- Ja również! - Mówił wesołym głosem. Chyba się ucieszył, że zadzwoniłam. - Co u ciebie?
- Wszystko w porządku. Jestem u ojca.
- O rany, poważnie? To nie daleko ode mnie! Musimy się koniecznie spotkać.
- Właśnie o tym myślałam. - Zaśmiałam się i stanęłam przy półce, aby wypakować moje książki. Nie zrobiłam tego wieczorem, bo byłam zbyt zmęczona.
- Mogę po ciebie przyjechać. Wiem gdzie to jest, bo mijam jego dom w drodze do szkoły.
- Byłoby świetnie! To czekam. - Pożegnałam się i schowałam komórkę.
***
Zanim skończyłam moją wcześniejszą czynność, usłyszałam klakson. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam samochód, w którym siedział chłopak.
Wybiegłam z pokoju, nie biorąc nic innego, tylko komórkę. Nie żegnając się z macochą, opuściłam dom.
Mój przyjaciel wyszedł z auta i stanął obok niego, rozkładając ramiona. Bez chwili namysłu rzuciłam się na jego szyję i mocno go przytuliłam.
Był taki, jakiego zapamiętałam. Prawie nic się nie zmienił, ale wydoroślał, przez to nie wyglądał jak dzieciak. Zaciągałam się mocnym zapachem jego perfum, a on zaciskał ręce na moich biodrach. Trwaliśmy w uścisku kilka chwil, a po oderwaniu się od siebie, spojrzał mi w oczy.
- Jesteś jeszcze śliczniejsza, niż rok temu.
- Jesteś jeszcze głupszy, niż rok temu. - Zaśmiałam się, a on poszedł w moje ślady. - Dlaczego nie przyjechałeś na święta i ferie zimowe? Miałeś przyjechać jak tylko będziesz miał wolne.
- Wiem, przepraszam, ale miałem dużo na głowie.
- Nie ważne. - Machnęłam ręką. - Ważne, że przez równe dwa miesiące będę cię męczyć. - Puściłam mu oczko.
- Świetnie, nie mogę się doczekać.
***
Isaac zaproponował mi poznanie jego znajomych, więc zgodziłam się bez problemu. Chłopak zaprowadził nas nad brzeg morza. Tam, pod drzewem, na suchym piasku siedziało dwie osoby. Podnieśli na nas wzrok i szeroko się uśmiechnęli.
- Cześć Julie. - Wyciągnął do mnie rękę jeden z chłopaków.
- Cześć...
- Daryl. - Dokończył za mnie.
Daryl to chłopak, nieco wyższy ode mnie, o ciemnej karnacji, czarnych włosach i brązowych oczach.
- Ja jestem Chris. - Przedstawił się drugi.
Tym razem był to blondyn, wyższy nawet od Isaac'a, o zielonych oczach.
- Wiecie jak mam na imię...?
- Isaac dużo o tobie mówił. - Puścił mi oczko Chris.
- Nie masz żadnej przyjaciółki? - Spojrzałam na przyjaciela.
- Mam ciebie. - Zaśmiał się. - Ale Daryl ma dziewczynę, która czasem spędza z nami czas. - Zaczął kręcić klucze na palcu.
- Świetnie. - Klasnęłam w dłonie. - Kiedy ją poznam?
- Jeśli chcesz, to możesz nawet zaraz. - Wzruszył ramionami nowo poznany chłopak.
***
Wyczekując przyjazdu dziewczyny, rysowałam na piasku i odpisywałam Corey'owi. Ciągle pytał co u mnie. Nie wiem, czy się martwił czy po prostu był ciekawy.
Shawn mi nie odpisał, ale zapewne był zajęty.
Czymś.
Kimś.
Cokolwiek...
- Hej. - Usłyszałam miły głos, należący do kobiety.
Od razu podniosłam się z miejsca i spojrzałam na jej twarz.
W oczy od razu wpadały rudawe włosy i zielone oczy. Była nieco wyższa ode mnie, ale nie dużo. Miała delikatny makijaż, podkreślający jej urodę.
Boże dlaczego nie dałeś mi takich ust...
- Cześć. Jestem Julie.
- Lydia. - Uścisnęła moja dłoń. - Chciałaś mnie poznać...
- Tak. - Zaśmiałam się nerwowo. Głupio musiało to wyglądać... - Nie miałam ochoty spędzić wakacji tylko z grupką chłopaków.
Ale wymówka...
- Świetnie. I tak nie miałam planów.
- Mam nadzieję, że się dogadamy.
- Ja też. - Zaśmiała się. - A więc opowiadaj, skąd jesteś? - Zaczęła temat, a dalsza rozmowa potoczyła się sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro