Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

*Julie*

Czy życie zaczęło układać mi się z porywaczami?
Na pewno nie, bo byłam bita o byle co, ale chociaż mogłam się umyć i wyglądać jak człowiek. No i mogłam jeść ile i kiedy chcę.

Stałam w kuchni i piłam sok, kiedy poczułam skurcz w brzuchu.
Dziewczyny to zrozumieją...
Tylko nie to!

- Chłopcy, nie kupiliśmy jednego. - Weszłam do salonu.
- Co to za słownictwo? Od kiedy mówisz tak grzecznie?

Przewróciłam oczami na słowa Tyler'a i kontynuowałam.

- Mam okres.
- Co? - Luke się zerwał.
- Opuściliście edukację seksualną w podstawówce?
- I co teraz?
- Żadnych kar, ta zdecydowanie mi wystarczy i potrzeba mi podpasek, lub tamponów. Ah i tabletki przeciwbólowe.

- Ja po to nie pójdę. - Poddał się Luke.
- Ja też nie!

- Mam iść sama? - Posłałam cwany uśmieszek.

O tak. To byłoby mi na rękę.

- Nie wypuszczę cię samej... Tyler pójdzie z tobą.
- Dlaczego ja?! Ty też możesz.
- Miałeś pomagać...
- Tobie, a nie Julie, w kupowaniu podpasek.
- Tyler!
- Dobra, idziemy!

Świetnie po prostu bosko.

Udałam, że w ogóle nie zabijają we mnie nadziei i naszykowałam się do wyjścia.

- Pojedziemy autem Luke'a, będzie szybciej.

Wyprowadził z garażu samochód, który już wcześniej widziałam, kiedy mężczyzna zaproponował mi podwiezienie.

Wyruszyliśmy w drogę. Zaczęłam myśleć, jak głupia byłam, że dałam się porwać. Miałam uciec z domu, bez żadnych komplikacji, niestety przeliczyłam się. Ojciec uderzył mnie raz, a ja nie mogłam z nim spędzić chwili dłużej. Teraz porywacze biją mnie mocniej, kilka razy dziennie, a ja nie mogę uciec.

Najpierw muszę uśpić ich czujność.

Dojechaliśmy pod aptekę w milczeniu. Musiałam przemyśleć kilka spraw.
Wysiedliśmy i stanęliśmy przed pojazdem.

- Dlaczego nic nie mówisz? - Złapał mnie za rękę.
Spojrzałam na nasze splecione palce.

- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo nikt nie może zobaczyć czegoś co nie powinien.
- Bo co, zabijesz ich? - Prychnęłam.

- Kochanie, wiesz, że nie robię tego bez przyczyny. - Zmienił ton po przekroczeniu progu sklepu.

Zanim się odnalazłam w alejkach, minęło trochę czasu. Przestałam już zwracać uwagę na złączone ręce.

- Mogę zadać ci pytanie?
- Myślę, że tak... - Powiedział znudzony.
- Czemu pomagasz Luke'owi?
- To mój przyjaciel. Znamy się od liceum. Kiedy zaczęła się pierwsza klasa, usiadłem z nim w ławce. Kompletnie się nie znaliśmy, ale znaleźliśmy wspólny język. Po szkole chodziliśmy razem tylko na mecze i na boisko. Po czasie odwiedzaliśmy się w domu, aż w końcu razem zamieszaliśmy się w sprawę z kradzieżą kasy. Nie spłaciliśmy w terminie i zaczęli nas szukać.
Uciekaliśmy razem. Żebyś tylko wiedziała ile razy któryś z nas był ranny... - Wrócił pamięcią.

- Czarodziejskie czasy... Też mam przyjaciół. - Uniósł brwi. - Co, to takie dziwne?

- Szczerze? - Zaśmiał się. - No opowiadaj. - Zacisnął delikatnie moje palce.

- Dokładnie rok temu, jedna przyjaciółka zmarła. Była chora długi czas. - Smutno się uśmiechnęłam i wzięłam swoje zakupy idąc do kasy. - Miała na imię Anne i była dziewczyną mojego przyjaciela Corey'a. I druga, żyjąca jeszcze przyjaciółka Aliyah.
Zostaliśmy w trójkę. Tego dnia, kiedy mnie napadłeś po raz pierwszy, byłam w domku znajomej Isaac'a, wyszłam się przejść, bo dowiedziałam się, że mój chłopak zdradził mnie z moim największym wrogiem. A kiedy Luke widział mnie pierwszy raz i później mnie porwaliście, wracałam do moich przyjaciół, bo nie mogłam już wytrzymać z moją nową rodzinką.

Jego mina wyrażała zdziwienie(?)

- Nie ciekawie.
- Chciałam wrócić do Aliyah i Corey'a, cała i zdrowa. I po prostu wieść moje stare życie. Ale obawiam się, że już ich nigdy nie spotkam. - Zamknęłam drzwi auta i przypięłam się pasem. - W dniu mojej ucieczki, dzwoniłam do przyjaciela, obiecałam, że będę uważać, a do Isaac'a napisałam, że niebawem się spotkamy. Zapewniłam ich wszystkich, że będzie dobrze, a zawiodłam, bo być może nie dożyję następnego roku szkolnego.

- Cholera. To słabo...
- Bo mnie porwaliście. - Zaśmiałam się. - Gdybyście mnie wypuścili... Może dałoby się wyjaśnić to w inny sposób?
- Julie, szczerze mi przykro z twojego powodu, bo rozumiem, że tęsknisz za przyjaciółmi i jesteś niewinna, ale nie ja tu wydaję rozkazy. Polubiłem cię, ale czego nie robi się dla przyjaciół? Luke chce zemścić się za śmierć siostry. Ja obiecałem, że pomogę.

- Jasne... - Westchnęłam. - Po prostu chciałabym być już z nimi.

- Rozumiem...
- Dlaczego możemy tak po prostu ze sobą rozmawiać? Nie powinnam cię czasem nienawidzić?
- Oboje się zmieniliśmy od kiedy jesteś z nami. Pamiętam ten pierwszy dzień, kiedy pobiłem cię prawie do nieprzytomności, a ty byłaś tak strasznie irytująca... Nie dało się z tobą pogadać, od razu obrażałaś któregoś z nas.

- To mój sposób na obronę. - Posłałam milutki uśmiech.

Kiedy dojechaliśmy, popędziłam do łazienki. Wyszłam dopiero, kiedy byłam ubezpieczona i pewna, że nic nie przecieknie.

- Wstawiłam pranie. - Powiedziałam im, kiedy usiadłam z nimi w salonie.
- Będziesz naszą kurą domową? - Zażartował Luke.
- Po prostu jestem dobrym człowiekiem i dbam o swoje. A właśnie skończyły mi się czyste ubrania.

- Rozumiem, że moje też wrzuciłaś?
- Nie płacisz mi za to. - Wzruszyłam ramionami.
- To że masz okres, nie upoważnia cię do pyskowania...

* Isaac*
Powitałem się ze starymi znajomymi. Nie widziałem ich przez rok, ale nie czas był na większe powitanie.
Po podróży, położyli się do łóżek, a kiedy obudzili się kolejnego dnia, wyruszyliśmy w poszukiwania.

- Będę jeździła po mieście. Może gdzieś ją spotkam. - Powiedziała Lydia.

Szkoda, że Chris i Daryl uznali, że ma dosyć kłopotów i się odcieli.

- Moja znajoma obiecała namierzyć jej telefon. Ostatnio, kiedy do niej dzwoniłem, był dostępny w mieście oddalonym o ponad sto kilometrów. - Powiedziałem.

- Musimy tam jechać! - Wtrąciła Aliyah.
- Co ona by tam robiła? - Zastanowił się Corey.
- Powinienem być z wami szczery, więc została porwana, mam pewne podejrzenia przez kogo...

- Więc mów, kto porwał moją dziewczynę?!
- Kto wpadł na pomysł żeby go zabierać? - Opadły mi ręce. Nie lubiliśmy się.

- Nie możemy tracić więcej czasu. Jedziemy tam natychmiast! - Krzyknęła dziewczyna.

Ma głowę do takich spraw...

- Więc, jedzmy uratować Julie.

* Julie *
Kolejny dzień zaczął się jak każdy poprzedni. Wstałam obolała z ziemi i wyszłam z pomieszczenia.

-Wszystkiego najlepszego! - Krzyknął Tyler przy wejściu do salonu.
- Wkurwiająca Julie kończy dziś osiemnaście lat! Kto by pomyślał. - Rzekł z ironią Luke i zaczął klaskać w dłonie, ale przekręciłam tylko oczami.

- Jej spędzę urodziny z porywaczami! Kto by pomyślał. - Mówiłam tym samym tonem, co mężczyzna.

- Ciesz się, że pamiętaliśmy. - Prychnął. - Twoi wspaniali przyjaciele na pewno też. Ciekawe, czy już cię szukają?

- Jeśli teraz miałam się rozpłakać z tęsknoty, to nie udało ci się mnie poruszyć.

- No więc, świętujmy. - Uratował sytuację drugi porywacz.
- Najlepsze urodzinki w moim życiu. - Rzuciłam sarkazmem.
- Módl się, żeby nie były ostatnie. - Przesadzony, milutki głosik zabrzmiał od Luke'a.

Upss, ale to chyba nie był sarkazm...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro