Rozdział 11
Zaczynamy MARATON 1/3
Nie spałam całą noc, bo w głowie odtwarzała mi się scena z przed kilku godzin.
Najzwyczajniej w świecie bałam się.Nie wiedziałam do czego oni są zdolni.
Musiałam wyglądać koszmarnie. Ze zmęczoną, ubrudzoną krwią i zapłakaną twarzą, potarganymi włosami, bladą cerą...
Byłam wdzięczna porywaczom, że nie dali mi lustra i nie musiałam na siebie patrzeć.
Przez okienko wpadało jasne, poranne światło.
Musiałam uciec. Chociaż mnie zranili, pragnęłam być wolna.
Powitał mnie zaspany Tyler. Rozwiązał powoli moje zdrętwiałe kończyny i wziął mnie pod pachę.
- Znudziłam się wam, więc mnie wypuszczacie?
- Nie jest z tobą nudno, więc nie znudziliśmy się. Ale muszę opatrzeć ci rany.
- Mój osobisty lekarz. - Prychnęłam.
- Może być.
Pierwszy raz wyszłam z ciasnego pomieszczenia.
Korytarzyk był nudny. Nic w nim nie było, był ciemny, przecinały go trzy pary drzwi.
Z jednych wyszliśmy, a drugie to zapewne łazienka. W futrynie trzecich stał Luke, który krzywo na mnie patrzył z założonymi rękami na piersi.
Posłałam mu takie same spojrzenie i chytro się uśmiechnęłam.
Właśnie do głowy wpadł mi pomysł, jak mogłabym się wydostać.
Wystarczyło mieć nadzieję, że Tyler ulegnie mojemu urokowi.
Julie ty suko.
Zaśmiałam się w duchu, że zła strona mnie gdzieś jeszcze została.
Czasem się przydaje.
Otworzył przede mną drzwi do łazienki. Jak reszta domu była kompletnie zaniedbana.Usiadłam na wannie i czekałam, aż mężczyzna będzie gotowy.
Nieco się obawiałam, że nie dam rady uwieść starszego mężczyzny, ale nie mogłam rezygnować.
- Boli?
Zimna chusteczka znalazła się przy moim policzku.
- Troszkę piecze. - Kiwnęłam głową i przygryzłam wargę.
Po przyklejeniu plastra na twarz, wziął się za oczyszczanie ran na udzie.
Nie odczuwałam dużego bólu, bo nacięcia zaczęły się goić. Mimo wszystko kiedy czułam jakikolwiek ruch z jego strony, syczałam, a dłoń ułożyłam na jego ramieniu.
Zaczęłam lekko zaciskać palce na jego koszuli.
Spojrzał kątem oka na nasze łączące się części ciała i uniósł wzrok na moją twarz.
Niewinnie się uśmiechnęłam.
Chwilę po tym założył na moje udo bandaż.
- Dziękuję. - Oblizałam usta. - I przepraszam. Źle zaczęliśmy naszą znajomość.
Powolnym krokiem zaczęłam zbliżać się do niego.
- Jestem w stanie ci wybaczyć. - Uśmiechnął się i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy.
- Pewnie chciałabyś się w coś przebrać. Powiem Luke'owi, żeby coś ci załatwił.
- Możesz przecież wziąć mnie do jakiegoś sklepu. - Poprawiłam jego kołnierzyk od koszuli.
Staliśmy naprawdę blisko siebie.
- W co ty grasz? - Posłał podejrzane spojrzenie.
- Nie gram w nic. - Spokojnie odpowiedziałam i nie przestawałam się bawić jego częścią garderoby. - Chciałabym wyglądać ładnie u boku tak przystojnego mężczyzny i wybrać sama rzeczy dla mnie.
- Pomyślę nad tym.
Uwodząco spojrzałam i uśmiechnęłam się cwanie.
Następnie zaprowadził mnie do kuchni.
Znalazłam tam talerz pełen kanapek i kubek herbaty.
- Zjedz to, a ja pogadam z nim na temat zakupów.
Zostałam sama. Rzuciłam się na obiad jak zwierzę. Nie jadłam od dwóch dni. To było straszne.
Nie wiem czy mężczyzna zaczął łykać haczyk. Jeśli nie to byłam skończona.
Całe szczęście, że nie trzymali mnie w piwnicy, gdzie chodzą szczury, śmierdzi wilgocią i jest zimno.
Ten pokój był niezły, chociaż i tak mnie nie zadowalał, gdyż byłam przyzwyczajona do luksusów.
Po kilku kanapkach mój żołądek był zapełniony.
Wstałam pewnie od stołu i zaczęłam podsłuchiwać rozmowę.
- Ucieknie. - Luke wydawał się stać twardo na swoim.
- Jeśli tak, to ją złapię i tak ją urządzę, że odechce jej się ucieczek.
- Żartujesz sobie? Nie wygląda na taką, która rezygnuje.
- Wygląd najwidoczniej nie opisuje człowieka. - Wcięłam się w rozmowę i uśmiechnęłam się niewinnie.
- Bolą mnie nogi, bo ktoś mi je pociął. - Spojrzałam wymownie na Luke'a. - I całe ciało, bo śpię na podłodze. Uwierz, że nie uciekałabym w takim stanie.
Tyler cwano podniósł brwi i spojrzał na drugiego.
- Nie namącisz mi w głowie gówniaro.
- Zakupami? Proszę cię. - Prychnęłam. - Chcę wyglądać jak człowiek.
- Jeśli coś zarobisz, to obiecuję ci, że Tyler cię wykończy na moich oczach. Będziesz umierała cholernie powoli, a ja będę się śmiał ci w twarz. Wycierpisz mi swoją głupotę, jasne?
- Oczywiście. - Ciężko wciągnęłam powietrze i wypuściłam je przez usta.
Świetnie, namówiłam porywaczy na zakupy.
Usiedliśmy na siedzeniach samochodu i ruszyliśmy w drogę. Nie rozmawiałam z nimi. Siedziałam cicho i niewinnie. Dzisiaj już i tak wykorzystałam limit do zabawienia się nimi. Jeśli nie chciałam, żeby się domyślili, musiałam trochę zwolnić.
Zaparkowaliśmy przed galerią handlową. Aliyah byłaby w niebie.
- Zrób coś z tą koszulką. Jest cała we krwi. - Szepnął blondyn i szarpnął moje ramię.
- Pomożesz? - Podeszłam do Tylera. - Muszę ją trochę rozerwać.
Kiedy mężczyzna pomógł, związałam brudne czerwoną cieczą końcówki bluzki i związałam je w słupeł.
Mijaliśmy sklepy, bo wybierałam tylko te, w których mogę kupić porządne ubrania.
Weszliśmy do jednego. Porywacze już wydawali się być znudzeni.
- Ludzie gapią się na bandaże na nogach i obitą twarz. Pośpiesz się. - Szeptali.
Nie miałam teraz interesu, żeby ich prowokować. Ale postanowiłam o coś popytać.
- To po co wam jestem potrzebna? - Zadałam pytanie przymierzając czarne, długie buty.
- Musisz nam pomóc przy Isaac'u.
Zesztywniałam. Skąd go znali i co mógł zrobić idealny Isaac?
- Jak?
- Przekonasz się. Bierz te ciuchy i zbieramy się stąd.
Kupiliśmy nie wiele rzeczy, ale wystarczyło, żebym mogła normalnie wyglądać. Sukienka, bluzki, spodnie, buty, kosmetyki...
Większość garderoby była czarna, skórzana, taka jak lubię.
Byłam zmęczona i miałam ochotę położyć się do łóżka.
Zobaczyłam, że domek w którym mnie przytrzymują stoi na typowym odludziu w środku lasu.
Ohh jakie to typowe...
Będę miała możliwość ucieczki w tym lesie.
Musiałam coś wymyślić, ale na razie było trudno, bo przecież pilnowali mnie na każdym kroku.
Luke zamknął drzwi na klucz i rzucił resztę toreb z rzeczami.
- Idź się ogarnąć do łazienki. - Wepchnął mnie do pomieszczenia. - Będę pilnował drzwi.
Wzięłam prysznic. Nie wiem skąd, ale była ciepła woda i mydło.
Założyłam na siebie spodnie do połowy łydki i koszulkę. Było tam trochę zimno, dlatego na ramiona wrzuciłam też fioletową bluzę na suwak.
Lustro ukazało wszystkie moje niedoskonałości. Sińce pod oczami, blada cera, suche usta i te straszne zadrapania. Włosy nie układały się w piękne loki, ale teraz były nudno proste.
Opanował mnie mały smutek. Długo walczyłam, żeby wyglądać jak wyglądałam, ale wszystko przepadło.
Zrobiłam makijaż. Nie wiem po co, bo byłam porwana i źle mnie traktowali. Ale żeby mi się udało, musiałam wyglądać dobrze.
- W końcu. - Mruknął blondyn, kiedy wyszłam.
I tak byłam dumna, ze swojego wyglądu.
--------------------
Snap: julczix_02
Dajcie znać, kogo shippujecie :D
I podziękujcie ładnie za rozdział wcześniej, w postaci gwiazdek i komów :*
Byłabym wam bardzo wdzięczna, gdybyście udostępniali tą opowieść gdzie możecie. Np na Facebooku lub Twitterze ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro