Rozdział 1
- Nie będzie ci się nudzić. - Odpowiedział ojciec na moje narzekanie.
- Będę tam sama. Normalne, że będzie nudno. - Mruknęłam.
- Nie wiesz najlepszego kochanie. - Spojrzałam na niego. - Isaac mieszka na końcu miasta, a ono nie jest duże. - Puścił oczko.
- Czyli, że kolejne wakacje spędzę z nim. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
Cholernie tęskniłam za tym idiotą. Nie widziałam się z nim przez dziesięć miesięcy. Miał przyjeżdżać do dziadków, kiedy tylko będzie miał wolne, ale nie przyjechał ani razu.
- W domu czeka cię jeszcze jedna niespodzianka. Mam nadzieję, że się polubicie.
- O czym ty mówisz? - Zmarszczyłam brwi.
- Musisz być cierpliwa. - Zaśmiał się.
***
Dojechaliśmy po godzinie. Mężczyzna zaparkował auto przed piętrowym domem, który prawie nie wyróżniał się od innych. Byłam strasznie ciekawa o co chodziło mu podczas jazdy. Przez drogę ciągle rozmawialiśmy. Wymienialiśmy się wspomnieniami z tego roku. Żadne z nas nie wiedziało, co działo się u drugiego, gdyż nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Nie widzieliśmy się od dziesięciu miesięcy. Inaczej to sobie wyobrażałam... No cóż. Ja zwykle się przeliczyłam.
Mężczyzna wziął walizki z samochodu i zaprowadził mnie do drzwi.
Widać było po minie, że jest bardzo podekscytowany.
Serce mocno mi biło i byłam zestresowana. Nie wiedziałam w końcu, co ojcu przyszło do głowy przez ten rok.
Zachodzące słońce przebijało się przez okna i dawało lekkie światło w korytarzu. Był to szeroki przedsionek, gdzie stała duża szafa, a na podłodze leżał ciemny dywan.
W tle widać było widać wejścia do kolejnych pomieszczeń.
- Elizabeth jesteśmy! - Krzyknął.
Zdziwiłam się na imię kobiety. Kto to był?
- To świetnie. - Przed nami pojawiła się kobieta, mniej więcej wieku mojego ojca, o ciemnej karnacji i blond włosach. Była bardzo zadbana, jak na kobietę w jej wieku. - Jestem Elizabeth. - Wysunęła do mnie dłoń, którą uściskałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Julie. - Przedstawiłam się. - Jest pani kobietą mojego ojca?
- Tak. Od kilku miesięcy jesteśmy razem. - Powiedział mężczyzna.
- Kilka miesięcy i już ze sobą mieszkacie? - Zdziwiłam się.
- Tak wyszło. - Nerwowo zaśmiała się Elizabeth.
- Jeszcze jedna niespodzianka. - Powiedział kochany tatuś, a na horyzoncie pojawiła się nastolatka.
Zamarłam. Co to miało być?!
Zacisnęłam szczękę, aby nie wybuchnąć i czekałam na wyjaśnienia.
- To jest Allison. - Powiedział ojciec.
Wyraźnie zdenerwował się na widok mojego wyrazu twarzy.
- Jest córką Elizabeth, czyli twoją siostrą.
- Nie sądzę. - Uniosłam głowę w górę. Zaciskałam mocno pięści i czułam jak serce mało nie wyskakuje z mojej piersi.
Allison była brunetką, mniej więcej mojego wzrostu. Loki sięgały jej do piersi. Była ładna, nawet bardzo, ale widać, że młodsza ode mnie.
- Cześć. Jestem Allison, mam szesnaście lat. - Z przygryzioną wargą podeszła do mnie i wysunęła dłoń.
- Julie, w te wakacje kończę osiemnaście. - Zacisnęłam dłoń, być może za mocno, bo na jej twarzy pojawił się grymas.
- Mamy nadzieję, że się polubicie. - Klasnęła w dłonie moja przyszła macocha.
- Niewątpliwie. - Z chytrym uśmiechem odpowiedziałam.
- Julie, proszę cię, bez żadnych problemów. - Zacisnął zęby mężczyzna.
- Ja? Nigdy. - Prychnęłam. - No to gdzie mam spać?
- Allison pokaże ci twój pokój.
Ciężko wypuściłam powietrze i podążyłam za nastolatką.
Weszłyśmy po schodach, a następnie stanęłyśmy przed drzwiami po lewo.
- To tutaj. - Uśmiechnęła się nerwowo i klepnęła się w biodra. - Jeśli chcesz, to nasza łazienka jest po środku, a naprzeciw jest mój pokój. - Pokazała palcem. - Czyli cała góra jest nasza.
- Dzięki. - Mruknęłam.
Sięgnęłam za klamkę i już chciałam wejść do pokoju, kiedy głos mojej "siostry" zatrzymał mnie w miejscu.
- Julie, twój tata dużo o tobie mówił. Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki...
- Nie masz prawa o niej mówić. - Zacisnęłam pięści.
- Słyszałam też, że możesz być niebezpieczna. - Westchnęła. - Nie chcę się z tobą kłócić, więc możemy się zaprzyjaźnić, ewentualnie schodzić sobie z drogi.
- Zdecydowanie wybieram tą drugą możliwość. - Prychnęłam i weszłam do pokoju.
W środku było pojedyncze, wysokie łóżko, nad nim kilka półek na książki, na przeciwnej ścianie okno i biurko. Na wprost od drzwi stała szafa, a obok niej wyjście na balkon. Pokój nie był duży, mogłam powiedzieć nawet że był mały, ale przytulny. Ściany koloru jasno żółtego, podkreślały delikatny urok pomieszczenia.
Postawiłam walizki i usiadłam na łóżku. Za oknem robiło się ciemno. Miałam zadzwonić do przyjaciół, kiedy dojadę. Miałam taki plan.
- Julie, myśleliśmy, że coś się stało! - Przywitał mnie Corey.
- Opowiadaj, jak tam jest? - Pisnęła Aliyah.
- Jest okey, chociaż... - Westchnęłam ciężko. - Mój ojciec ma nową kobietę.
- Jest aż taka przerażająca? - Zapytała przyjaciółka.
- Niby nie, ale ona ma córkę. Nie polubiłyśmy się. Znaczy ja, nie koniecznie polubiłam ją.
- Cholera, Julie, tylko nie rób jej krzywdy.
- Możesz być pewny Corey, że pierwsza nie zacznę. Jak coś to tylko się odgryzę.
- Ale jest ładna?
- Przestań idioto! Być może to nasz nowy wróg. - Zbeształa go dziewczyna. - Skarbie masz tam jakieś centrum handlowe? A pokój masz ładny? Powiedz chociaż, że łóżko jest wygodne.
- Allison jest do prawdy śliczna. - Zaśmiałam się. - Nie rozpoznałam się jeszcze w terenie, zrobię to jutro, a łóżko jest wygodne, bardzo.
- Może jednak się z nią dogadasz?
- Wolałabym nie zwracać na nią uwagi do końca wakacji.
- A jak z nową matką?
- Nie miałam okazji dłużej z nią porozmawiać, ale myślę, że każda będzie żyć swoim życiem.
- Proszę cię, tylko nie rób sobie problemów, kiedy nas nie będzie obok...
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Julie, dorośli kazali zawołać cię na kolację. - Allison wsadziła głowę za drzwi. Dobrze, że chociaż puka...
- Muszę kończyć. Zadzwonię później. - Pożegnałam się i wyszłam za moją "nową siostrą".
Jadalnia znajdowała się między salonem, a kuchnią. Nie była za duża, ale spokojnie przy stole zmieściłoby się tam około ośmiu osób. Zajęłam miejsce obok taty i zaczęłam jeść przygotowane kanapki.
- Dogadałyście się? - Zaczął rozmowę mężczyzna spoglądając raz na mnie, raz na Allison.
- Pewnie. - Oschle powiedziałam z pełną buzią, wzruszając ramionami.
Brunetka tylko kiwnęła delikatnie głową.
- Julie, może wyskoczysz jutro z nami na miasto? - Zapytała Elizabeth.
- Może do zoo? Byłaś kiedykolwiek? - Sztucznie się uśmiechałam.
- Byłam. - Zdziwiona pokiwała głową.
- Świetnie. Kiedy cię wypuścili?
- Julie! - Wrzasnął ojciec. - Dlaczego to robisz?!
- Może dlatego, że przez ciebie matka mnie nienawidziła?! - Krzyczałam mu w twarz.
- Dobrze wiesz, że to nie było dokładnie tak... - Powiedział, próbując się uspokoić.
- Ważne, że nigdy nie dostałam od niej miłości. - Wstałam od stołu i zdenerwowana poszłam do siebie.
Widziałam minę Elizabeth, kiedy tak się do niej odezwałam. Zrobiło jej się przykro, przez co miałam małe wyrzuty sumienia. W końcu to nie przez nią matka mnie nie kochała. Ale to było mało ważne. Tak byłam wychowana i nie miałam ochoty dla niej się zmieniać.
-----------------------
Cześć, zjawiam się, bo jutro nie będę miała możliwości dodać nowego rozdziału, dlatego macie go wcześniej ;) Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Jak wrażenia po pierwszym rozdziale? Podzielcie się opinią w komentarzu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro