Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

- Nie będzie ci się nudzić. - Odpowiedział ojciec na moje narzekanie.
- Będę tam sama. Normalne, że będzie nudno. - Mruknęłam.
- Nie wiesz najlepszego kochanie. - Spojrzałam na niego. - Isaac mieszka na końcu miasta, a ono nie jest duże. - Puścił oczko.
- Czyli, że kolejne wakacje spędzę z nim. - Uśmiechnęłam się pod nosem.

 Cholernie tęskniłam za tym idiotą. Nie widziałam się z nim przez dziesięć miesięcy. Miał przyjeżdżać do dziadków, kiedy tylko będzie miał wolne, ale nie przyjechał ani razu.

- W domu czeka cię jeszcze jedna niespodzianka. Mam nadzieję, że się polubicie.
- O czym ty mówisz? - Zmarszczyłam brwi.
- Musisz być cierpliwa. - Zaśmiał się.

***

Dojechaliśmy po godzinie. Mężczyzna zaparkował auto przed piętrowym domem, który prawie nie wyróżniał się od innych. Byłam strasznie ciekawa o co chodziło mu podczas jazdy. Przez drogę ciągle rozmawialiśmy. Wymienialiśmy się wspomnieniami z tego roku. Żadne z nas nie wiedziało, co działo się u drugiego, gdyż nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Nie widzieliśmy się od dziesięciu miesięcy. Inaczej to sobie wyobrażałam... No cóż. Ja zwykle się przeliczyłam.

Mężczyzna wziął walizki z samochodu i zaprowadził mnie do drzwi.
Widać było po minie, że jest bardzo podekscytowany.
Serce mocno mi biło i byłam zestresowana. Nie wiedziałam w końcu, co ojcu przyszło do głowy przez ten rok.

Zachodzące słońce przebijało się przez okna i dawało lekkie światło w korytarzu. Był to szeroki przedsionek, gdzie stała duża szafa, a na podłodze leżał ciemny dywan.
W tle widać było widać wejścia do kolejnych pomieszczeń.

- Elizabeth jesteśmy! - Krzyknął.
Zdziwiłam się na imię kobiety. Kto to był?
- To świetnie. - Przed nami pojawiła się kobieta, mniej więcej wieku mojego ojca, o ciemnej karnacji i blond włosach. Była bardzo zadbana, jak na kobietę w jej wieku. - Jestem Elizabeth. - Wysunęła do mnie dłoń, którą uściskałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Julie. - Przedstawiłam się. - Jest pani kobietą mojego ojca?
- Tak. Od kilku miesięcy jesteśmy razem. - Powiedział mężczyzna.
- Kilka miesięcy i już ze sobą mieszkacie? - Zdziwiłam się.
- Tak wyszło. - Nerwowo zaśmiała się Elizabeth.
- Jeszcze jedna niespodzianka. - Powiedział kochany tatuś, a na horyzoncie pojawiła się nastolatka.

Zamarłam. Co to miało być?!
Zacisnęłam szczękę, aby nie wybuchnąć i czekałam na wyjaśnienia.

- To jest Allison. - Powiedział ojciec.
Wyraźnie zdenerwował się na widok mojego wyrazu twarzy.
- Jest córką Elizabeth, czyli twoją siostrą.
- Nie sądzę. - Uniosłam głowę w górę. Zaciskałam mocno pięści i czułam jak serce mało nie wyskakuje z mojej piersi.

Allison była brunetką, mniej więcej mojego wzrostu. Loki sięgały jej do piersi. Była ładna, nawet bardzo, ale widać, że młodsza ode mnie.

- Cześć. Jestem Allison, mam szesnaście lat. - Z przygryzioną wargą podeszła do mnie i wysunęła dłoń.
- Julie, w te wakacje kończę osiemnaście. - Zacisnęłam dłoń, być może za mocno, bo na jej twarzy pojawił się grymas.
- Mamy nadzieję, że się polubicie. - Klasnęła w dłonie moja przyszła macocha.

- Niewątpliwie. - Z chytrym uśmiechem odpowiedziałam.
-  Julie, proszę cię, bez żadnych problemów. - Zacisnął zęby mężczyzna.
- Ja? Nigdy. - Prychnęłam. - No to gdzie mam spać?
- Allison pokaże ci twój pokój.

Ciężko wypuściłam powietrze i podążyłam za nastolatką.

Weszłyśmy po schodach, a następnie stanęłyśmy przed drzwiami po lewo.

- To tutaj. - Uśmiechnęła się nerwowo i klepnęła się w biodra. - Jeśli chcesz, to nasza łazienka jest po środku, a naprzeciw jest mój pokój. - Pokazała palcem. - Czyli cała góra jest nasza.

- Dzięki. - Mruknęłam.
Sięgnęłam za klamkę i już chciałam wejść do pokoju, kiedy głos mojej "siostry" zatrzymał mnie w miejscu.
- Julie, twój tata dużo o tobie mówił. Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki...
- Nie masz prawa o niej mówić. - Zacisnęłam pięści.

- Słyszałam też, że możesz być niebezpieczna. - Westchnęła. - Nie chcę się z tobą kłócić, więc możemy się zaprzyjaźnić, ewentualnie schodzić sobie z drogi.
- Zdecydowanie wybieram tą drugą możliwość. - Prychnęłam i weszłam do pokoju.

W środku było pojedyncze, wysokie łóżko, nad nim kilka półek na książki, na przeciwnej ścianie okno i biurko. Na wprost od drzwi stała szafa, a obok niej wyjście na balkon. Pokój nie był duży, mogłam powiedzieć nawet że był mały, ale przytulny. Ściany koloru jasno żółtego, podkreślały delikatny urok pomieszczenia.

Postawiłam walizki i usiadłam na łóżku. Za oknem robiło się ciemno. Miałam zadzwonić do przyjaciół, kiedy dojadę. Miałam taki plan.

- Julie, myśleliśmy, że coś się stało! - Przywitał mnie Corey.
- Opowiadaj, jak tam jest? - Pisnęła Aliyah.
- Jest okey, chociaż... - Westchnęłam ciężko. - Mój ojciec ma nową kobietę.
- Jest aż taka przerażająca? - Zapytała przyjaciółka.
- Niby nie, ale ona ma córkę. Nie polubiłyśmy się. Znaczy ja, nie koniecznie polubiłam ją. 
- Cholera, Julie, tylko nie rób jej krzywdy.
- Możesz być pewny Corey, że pierwsza nie zacznę. Jak coś to tylko się odgryzę.
- Ale jest ładna?
- Przestań idioto! Być może to nasz nowy wróg. - Zbeształa go dziewczyna. - Skarbie masz tam jakieś centrum handlowe? A pokój masz ładny? Powiedz chociaż, że łóżko jest wygodne.
- Allison jest do prawdy śliczna. - Zaśmiałam się. - Nie rozpoznałam się jeszcze w terenie, zrobię to jutro, a łóżko jest wygodne, bardzo.
- Może jednak się z nią dogadasz?
- Wolałabym nie zwracać na nią uwagi do końca wakacji.
- A jak z nową matką?
- Nie miałam okazji dłużej z nią porozmawiać, ale myślę, że każda będzie żyć swoim życiem.
- Proszę cię, tylko nie rób sobie problemów, kiedy nas nie będzie obok...

Rozmowę przerwało pukanie do drzwi.

- Julie, dorośli kazali zawołać cię na kolację. - Allison wsadziła głowę za drzwi. Dobrze, że chociaż puka...
- Muszę kończyć. Zadzwonię później. - Pożegnałam się i wyszłam za moją "nową siostrą".

Jadalnia znajdowała się między salonem, a kuchnią. Nie była za duża, ale spokojnie przy stole zmieściłoby się tam około ośmiu osób. Zajęłam miejsce obok taty i zaczęłam jeść przygotowane kanapki.
- Dogadałyście się? - Zaczął rozmowę mężczyzna spoglądając raz na mnie, raz na Allison.
- Pewnie. - Oschle powiedziałam z pełną buzią, wzruszając ramionami.
Brunetka tylko kiwnęła delikatnie głową. 


- Julie, może wyskoczysz jutro z nami na miasto? - Zapytała Elizabeth.

- Może do zoo? Byłaś kiedykolwiek? - Sztucznie się uśmiechałam.

- Byłam. - Zdziwiona pokiwała głową.

- Świetnie. Kiedy cię wypuścili?

- Julie! - Wrzasnął ojciec. - Dlaczego to robisz?!
- Może dlatego, że przez ciebie matka mnie nienawidziła?! - Krzyczałam mu w twarz.

- Dobrze wiesz, że to nie było dokładnie tak... - Powiedział, próbując się uspokoić.

- Ważne, że nigdy nie dostałam od niej miłości. - Wstałam od stołu i zdenerwowana poszłam do siebie.

Widziałam minę Elizabeth, kiedy tak się do niej odezwałam. Zrobiło jej się przykro, przez co miałam małe wyrzuty sumienia. W końcu to nie przez nią matka mnie nie kochała. Ale to było mało ważne. Tak byłam wychowana i nie miałam ochoty dla niej się zmieniać.


-----------------------

Cześć, zjawiam się, bo jutro nie będę miała możliwości dodać nowego rozdziału, dlatego macie go wcześniej ;) Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. 


Jak wrażenia po pierwszym rozdziale? Podzielcie się opinią w  komentarzu :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro