Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Byłam skołowana i miałam ochotę wydrapać komuś oczy. Jak Aliyah w ogóle mogła powiedzieć coś takiego? To był słaby i nie udany żart z jej strony. Oczywiście, że nie spodobało mi się u porywaczy! Musiałabym być nienormalna. Moja przyjaciółka nie wie co przeżyłam, co czułam i co musiałam robić, żeby przeżyć. Bolało mnie, że nikt nie chciał zrozumieć mojego zachowania, bo robiłam to wszystko, żeby zachowali mnie przy życiu, nie z przyjemności. Nawet moja najlepsza przyjaciółka skreśliła mnie od razu, bez przeanalizowania tej sytuacji.
Miałam wrażenie, że jestem sama, a moi przyjaciele są tu z litości. Nie chciałam stać w miejscu. Musiałam się z tym przespać.
Wyszłam z domu Isaac'a nie kryjąc zdenerwowania na czarnowłosą. Wiem, że chodzenie po nocy samemu było bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony, bo jednak porywacze wciąż mnie szukali. Usiadłam tylko na schodku jego domu i oparłam głowę o chłodną ścianę.
Słyszałam rechot żab i śpiewanie świerszczy, wokół było już całkiem ciemno. Która była godzina? Chyba około dziesiątej w nocy. Powinnam leżeć w łóżku. Nie miałam łóżka, nie miałam moich rzeczy, nie miałam domu. Najgorsze uczucie z możliwych. Nie miałam gdzie uciec i przez to zachciało mi się płakać, przetarłam twarz w dłoniach i oparłam je o kolana. Jestem kompletnie bezmyślna, nie mogę zapaść się pod ziemię, czy uciec od problemów. 
O powrocie do matki nie było na razie mowy. Do ojca też nie miałam ochoty, ale chyba powinnam mu się pokazać, z resztą był moim ostatnim wyjściem. Już sama nie pamiętam, czy byłam z nim skłócona, czy nie, ale tylko on mi został. 
Szybko rozegramy tę akcję i wyjadę na studia - tłumaczyłam sobie, dla uspokojenia, które nie nadchodziło. 

Wokół świeciły latarnie, robiły okropną i nudną atmosferę. Osiedle Isaac'a było ciche, nic się tam nie działo, było dużo dzieci. W oknach na przeciw widać radosnych rodziców kładących do spania swoje pociechy. Moje policzki zrobiły się mokre i zaczęłam szlochać. Miałam serdecznie dosyć tego, co się działo, nie miałam ruchu i musiałam stawić czoła wszystkim tym problemom, których był cały natłok, nie miałam rozwiązania do żadnej z tych sytuacji, nie umiałam tego zrobić. 

Naprawdę chciałam wciąż być silna, bo jeśli dałam radę za pierwszym razem, dam sobie i teraz. 

''Nie bądź głupia, nie dasz" - wmawiało drugie wcielenie "wystarczy jeden zastrzyk od Hemmingsa i po tobie". 

W okolicy zatrąbił samochód i zatrzymał się przy domu byłego przyjaciela. Z niechęcią podniosłam głowę i wytarłam twarz w koszulkę. Wiedziałam co mnie czeka. Wystawiłam się na tacy.  Auto nie najnowsze, raczej przeciętne, takie, jakich tu dużo. Szyba powolnie zjechała w dół, a ja spotkałam się z tym wzrokiem.  Straciłam więcej wiary i nie mogłam opanować łez. Chciałam cofnąć się do domu, ale zagrożenie przeniosłabym na przyjaciół i siostrę Isaac'a. 

- Podejdź  do mnie Julia. - Wywołało u mnie to panikę, zabrało poczucie bezpieczeństwa, które z resztą dawno gdzieś uleciało. Nie hamowałam już cierpienia, jakie panowało moim ciałem. Oddałam się poczuciu straty. Mogliby już mnie zabić i byłoby po wszystkim, nie musiałabym tego oglądać. 

Kolana drżały z każdym  centymetrem, gdy byłam coraz bliżej. Nie dało się przełknąć  podenerwowania, miałam wrażenie, że zaraz zemdleję, ale podeszłam. Może byłam głupia, że tak zrobiłam.
Serce o mało nie wyskoczyło mi gardłem, krew tętniła w uszach. To była najdłuższa droga jaką kiedykolwiek pokonałam.
Stanęłam twarzą w twarz z porywaczem, ale starałam się zachować jakiś dystans.

- Aż tak źle było ci u nas? - Odezwał się pierwszy, a jego wzrok wlepiony był w moje wystraszone oczy. Był wkurzony, ale za razem obojętny. Tak się w ogóle da?
Pewnie nie, ale przy nim wszystko było dziwne, albo przez stres widziałam tylko to,co chciałam widzieć. Może był tylko obojętny, może totalnie wkurwiony. Nie wiem.

- Pytasz serio? - Chciałam zachować resztki honoru, który był budowany przez długi czas.
- Oddaj mi samochód. - Był stanowczy, to się nie zmieniło.
- Mam kluczyki w domu... - Mam nadzieję, że mój głos nie drżał tak, jak mi się wydawało. Byłam tam,ale nie wiedziałam co się dzieje.
- Mam wejść i sam je wziąć?
- Zaczekasz tutaj? - Dlaczego był sam? Jakim sposobem wyszedł z domu sam do wrogów?
- Spiesz się. - Mruknął.

Dlaczego on nie krzyczy?!

Weszłam do budynku i starałam się być niezauważalna. W pokoju siedziała Aliyah i Corey, a ja weszłam tylko wziąć rzecz, po którą tutaj się znalazłam.
- Przestałaś zgrywać księżniczkę? - Patrzyła krzywo.
- Pomyślałaś zanim powiedziałaś cokolwiek?- Odmruknęłam niemal dławiąc się ze strachu.
No dlaczego on był sam i nie krzyczał?
Wyszłam i znów pomaszerowałam tą samą drogą co poprzednio.
Musiałam oddychać głęboko. Byłam czujna w razie, gdyby zaatakował.
Wyprostowaną rękę skierowałam w jego stronę. Może trochę zaczęłam się uspokajać, bo nie był uzbrojony.
- Czego tak się boisz? - Westchnął.
- Gdzie jest Tyler? - Odpowiedziałam odważnie pytaniem.
- W szpitalu. - Wzruszył ramionami.
- Co? - Nie chciałam w to wierzyć. Słaby żart.
- Uciekaliśmy przed policją. Kiedyś musieli nas znaleźć.
- Nie wierzę ci.- Wzruszyłam ramionami.
- Więc tylko oddaj kluczyki i już mnie nie ma.
- Dałam ci je.
- Wciąż je ściskasz w pięści.
- Nie chcesz nas zabić? - Upewniłam się, jakby jego słowa dawały mi ostateczne bezpieczenstwo.
- Nie chciałem cię zabić. - Zaczął się irytować.
- Dlaczego jesteś spokojny jeśli mógłbyś teraz wejść i zabić Isaac'a na oczach wszystkich?
- Jestem poszukiwany. Muszę spieprzać i nie mam czasu na głupie zemsty.
- Uciekasz?
- Nie jestem Bogiem. Czasem też muszę się chronić.
- Dasz mi spokój? Jeśli wyjedziesz.
- Zemszczę się na nim kiedyś indziej. Może zabiję mu dziecko... - Zaśmiał się widząc moją bladą twarz. - Możemy spędzić razem chwilę tak jak kiedyś w klubie?
- To znaczy jak?
- Jakby to się nie wydarzyło...
- Wyczuwam w tym podstęp Lukey.
- Masz moje słowo, nie ma żadnego. Jak chcesz mnie sprawdzić to kluczyki oddasz mi dopiero, kiedy odwiozę cię z powrotem.
- To my gdzieś jedziemy?
- Wsiadaj jak za pierwszym razem. - Uśmiechnął się, a ja znalazłam się zaraz obok niego i trzasnęłam drzwiami.
- Proszę niech to nie będzie las...
- W drogę Julia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro