Rozdział 31
Poproszę o komentarze i gwiazdki dla motywacji ;*
*Allison*
- Nie ma jej. Nigdzie. - Odezwałam się wkurzona do mojej byłej przyjaciółki.
- Shawn został ranny. - Dał znak Daryl i wprowadził go do pomieszczenia.
Nie lekko się przeraziłam. Gdyby nie ta Julie Shawn był by już mój. Musieliśmy się jakoś naradzić, bo zaczęliśmy za dużo tracić. Siedzieliśmy w winiarni. Ja, Lydia i jej chłopak, Aliyah, Corey oraz teraz już Shawn.
Od razu wstałam, żeby mu pomóc. Chciałam jakoś pokazać, że mi na nim zależy. Jest niesamowicie przystojny, a do tego myśli bardzo dojrzale. Pociągało mnie jego ciało, oczy, włosy i usta. Może nie znałam go długo, ale to nic nie szkodzi.
Jego ramię krwawiło ciemno czerwoną cieczą. Obwiązany był jakąś koszulką. Zrobiło mi się go szkoda. Potrzebowałam przytulić się do jego klatki piersiowej i wąchać perfumy, które przypominałyby mi tylko o jego osobie. Niestety musiałam się powstrzymywać.
- Powinniśmy to opatrzeć. Nie ruszajcie się, a ja pójdę po apteczkę. - Wpadłam na pomysł. Chciałam zwrócić na siebie uwagę Shawn'a, ale nawet nie rzucił na mnie okiem.
To mnie uświadomiło, że muszę zawalczyć. Taki ideał nie mógłby był łatwym celem.
Wybiegłam z pokoju. Nie rozejrzałam się nawet, czy teren jest pusty. Było już dosyć ciemno, więc żeby nie upaść odpaliłam latarkę w komórce i nie zwalniałam tempa. Motywowało mnie to, że chłopak mojej przybranej siostry wylewał morze krwi.
Nie łatwe było znalezienie łazienki. Otwierałam kolejno wszystkie drzwi jakie ujrzałam. Trzecie, czwarte, piąte... W końcu przestałam liczyć, które to z kolei.
Otworzyłam kolejną drewnianą powłokę. Zapaliłam światło i wystraszyłam się niemiłosiernie! Na podłodze zobaczyć można było cholernego Luke'a Hemmings'a we własnej osobie!
Znałam go ze zdjęć i opowiadań innych. Kilka razy brałam udział w akcji przeciwko jego gangowi. Nigdy nie daliśmy z nim rady. Chociaż walczyłam przeciwko jemu, ani razu nie zobaczyłam go na żywo. Ludzie mówili, że to wilk w owczej skórze. Potrafi zwieść.
Był poobijany, krwawił i miał zamknięte oczy. Oczywiście do czasu.
Zobaczyłam przedmiot, którego szukałam w jego pobliżu. Oddychając ciężko podeszłam do jego osoby i wyciągnęłam powoli dłoń, żeby chwycić apteczkę. Niestety on był szybszy.
Twarz mężczyzny ukazywała wściekłość. Złapał kosmyk moich brązowych włosów związanych w kucyk i obciągnął je w dół. Pisnęłam głośno zrywając sobie struny głosowe.
- Proszę puść mnie. - Zalewałam się łzami. W odpowiedzi tylko się zaśmiał.
- Jesteś słabsza niż Julie. - Prychnął. - A podobno jesteś bardziej rozpatrzona w tych sprawach.
- Zostaw mnie. Chcę tylko pomóc Shawn'owi.
- Niesamowite. Jej chłopak tu jest... - Zamyślił się, a ja biłam się w środku, że powiedziałam za dużo.
- Dam ci wszystko, czego chcesz, ale mnie puść. To boli. - Piszczałam z nadzieją, że chociaż jedna osoba z naszych usłyszy mój głos. Nie chciałam być więziona jak Julie. A tak poza tym, nie spodziewałam się, że będzie taka silna, żeby omamić samego Hemmings'a i następnie mu zwiać. Nie doceniałam jej i nie spodziewałam się tego. Rośnie z niej taka cwana suka, dokładnie jak Luke.
- Wszystko czego chcę huh? - Podniósł ciało i stanął na równe nogi. Oczywiście robiłam to, co on, bo wciąż trzymał moje włosy.
Nie wiedziałam co może przyjść mu do głowy, więc pożałowałam swoich słów.
- W takim razie chcę zobaczyć tego całego Shawn'a. - Odezwał się po chwili dokładnie podkreślając jego imię.
Wystraszyłam się i nie wiedziałam co zrobić. Zaprowadzić go do niego? Przecież go zabije!
Z drugiej strony jeśli pójdzie sam, tylko ze mną - będziemy mieć przewagę liczebną...
- Zabijesz go... - Zająkałam się po dłuższym czasie i zaszlochałam.
- Przestań ryczeć! - Szarpnął mocniej. Zagryzłam wargę, aby stłumić kolejny szloch. - Jak dobrze, że potrzebna była mi Julie, nie ty. - Prychnął. - Boże, jesteś taka nudna i mało wyjątkowa. - Teraz się śmiał.
Jak ona z nim wytrzymała tyle czasu?
- Zaprowadzisz mnie do niego. Teraz. - Warknął szeptem do mojego ucha.
Wpadłam w histeryczny płacz. Straciłam kontrolę i nie wiedziałam co zrobić. Nie miałam żadnego planu, moje ciało odmówiło posłuszeństwa.
- Jeśli nie, to zabiję cię bez drgnięcia. - Przyłożył broń do mojego czoła co jeszcze bardziej mnie wystraszyło.
- On jest ranny... - Ryczałam i opuściłam powieki, kiedy spojrzał mi w oczy.
- Nie szkodzi. Chcę go zobaczyć! - Podkreślał słowa nie znając sprzeciwu.
- Nie możesz go zabić!
- Mogę zabić ciebie. Julie cię nie znosi, czyli mi wybaczy. Wszyscy będą mi wdzięczni, że usunąłem taką nudziarę.
- Proszę nie rób mi krzywdy. - Powtórzyłam.
Popchał mnie do wyjścia, ale nie puszczał, ani nie zluźnił uścisku.
Wyszłam powoli i pokierowałam się z powrotem.
- Mam dobre serduszko. Wziąłem apteczkę. Uratujemy twojego ukochanego. - Zaśmiał się, jakby to był najlepszy żart, który właśnie usłyszał. Rzuciłam mu wkurzone spojrzenie, ale to nic go nie poruszyło.
Bałam się otworzyć drzwi, za którymi ukrywali się znajomi. Pomrugałam kilka razy, aby z moich oczu wpłynęły ostatnie łzy i ścisnęłam klamkę, aby wejść do środka.
*Luke*
Drzwi powolnie otworzyły się, a w nich stanąłem ja, trzymający małą nudziarę i celujący w jej głowę. Głowy wszystkich obecnych zwróciły się w naszą stronę. Nie bałem się ich. I tak miałem nad nimi przewagę. Szczególnie, kiedy ich 'szef' był zamknięty w mojej szopie.
W ich oczach wyraźny był strach. Obawiali się o nią. Wiedzieli, że jestem nieprzewidywalny i zaraz na ich oczach mogę odebrać życie tej małej bez mrugnięcia okiem.
- Wszystkie bronie do mnie. - Powiedziałem władczo. - Inaczej ona poczuje w sobie kulkę. - Zagroziłem. Poniekąd lubiłem, kiedy widziałem ludzi podwładnych mi i robiących wszystko, co powiem.
Dwie osoby posłusznie oddały pistolety pod moje nogi. Jakaś czarnowłosa dziewczyna i chłopak o wręcz białych włosach. Nie znałem ich. Nie widziałem podczas poprzedniej akcji, ani żadnej innej. Trzęśli się ze strachu i o mało nie zemdleli.
- Mówiłem do wszystkich. - Aby ich wystraszyć pociągnąłem jej włosy.
Dzięki temu kolejne osoby złożyły siłę obrony na ziemię.
- Świetnie. Który z was to Shawn?
Miałem wrażenie, że wszyscy przestali oddychać. Posyłali sobie wystraszone spojrzenia i nie wiedzieli co robić. Rozpoznałem Lydię z którą kiedyś miałem styczność. Patrzyła mi w oczy i dało się poznać iż myśli nad planem. Co chwila oblizywała swoje wargi, czym dawała mi znak, że się denerwuje. Trzymała za rękę chłopaka, widziałem go pierwszy raz. Ten patrzył w podłogę i szybko poruszał klatką piersiową. Dosyć pewne, że to nie jego pierwsza taka rozróba.
- Ja jestem Shawn. - Odezwał się niepewnie chłopak o brązowych, dokładnie ułożonych włosach. Miał przenikliwy wzrok i urodę dosyć chłopięcą. Wysoki, chociaż niższy ode mnie. Jego warga lekko zadrżała, gdy wypowiedziałem następujące słowa.
- Shawn musimy pogadać.
-------------------------------
Mała niespodzianka! Wracam po długiej nieobecności. Mam nadzieję, że nikogo tu nie zbraknie i nie będziecie zawiedzeni ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro