Rozdział 24
Obudziłam się tak, jak każdego innego dnia, od kiedy zostałam porwana. Wróciliśmy nad ranem, z prawie nieprzytomnym blondynem. Upił się tak bardzo, że nie wiedział co gada. Mówił różne głupoty. Tyler nie wypił tak wiele i był prawie trzeźwy, ale to ja musiałam prowadzić. Bardzo się stresowałam, jadąc po obcym mieście, w dodatku bez dokumentów. Brunet usiadł obok i pokazywał mi drogę, którą mam jechać za to drugi porywacz zasnął na tylnym siedzeniu jak małe dziecko.
Westchnęłam ciężko i wyjrzałam przez okno. Słońce już dawno wzeszło. Było grubo po południu, wokół panowała cisza, więc mężczyźni jeszcze najprawdopodobniej nie wstali.
Usiadłam na łóżku i opuściłam nogi na podłogę. Kiedy przypominał mi się głos przyjaciela i Shawn'a, miałam ochotę się rozpłakać w poduszkę. Szukali mnie, martwili się o mnie. Zamieszali się w coś, w co nie powinni. Czułam się winna po części, bo jeśli Isaac wystawi ich do akcji z moimi porywaczami, idą praktycznie na pewną śmierć. Wytarłam jedną, samotną łzę z policzka. Popłynęła z powodu tęsknoty. Gdybym chociaż miała możliwość z nimi rozmawiać co jakiś czas, byłoby lepiej. Ale mój koszmar się kończy, powoli. Ostatnie cztery dni z nimi. Nie uderzą mnie więcej, nie ośmieszą, nie zrzucą ze schodów, nie będą faszerować narkotykami, nie zamknął w piwnicy... Nie wezmą na imprezę, w której będziemy udawać, że wszystko jest okey.
Wczorajszego wieczoru poczułam już pewne przywiązanie do nich. To, że nie odstępują mnie na krok. Pilnują, żeby nic się nie stało, a za razem chcą mnie skrzywdzić.
Pierwszy raz zobaczyłam normalną stronę Lukey'a. Podobała mi się. Chciałabym go poznać w inny sposób, wtedy to wszystko potoczyłoby się inaczej.
Zanim zasnął, szepnął do mojego ucha, że już wie, jak Tyler mnie polubił. Nawet w pewnym stopniu zrobiło mi się przykro, kiedy zobaczyłam co robi dla zmarłej siostry. Stał się potworem dla niej. Skrzywdził mnie, był a może nawet jest w stanie dalej to zrobić.
Strach, którym pawałam, kiedy go widziałam, opuszczał z każdą chwilą, podczas zabawy z nim w klubie. Potrafił się śmiać ze wszystkiego. Szczery śmiech Luke'a Hemmings'a to najlepsza muzyka, jaką ktokolwiek słyszał na świecie. Gdybym mogła cofnąć czas, zachowywałabym się inaczej. Nie byłabym taka wredna na każdym kroku, dumna, kiedy mu się postawiłam. Zauważyłam też, że przyjaźń między mężczyznami to szczery skarb, bo mimo tylu przeciwności, oni się nie pozabijali, ale się wspierają. Jeden jest w stanie pójść do piekła za drugiego. Luke przez przyjaźń stracił siostrę, Tyler musiał krzywdzić innych, niewinnych.
Bałam się tylko, że ja nie będę potrafiła tak z Corey'em i Aliyah. Na pewno przez to się zmieniłam. Inaczej patrzę na zło i na złych ludzi, bo nikt nie jest całkiem dobry, albo całkiem zły.
Możemy bawić się sami sobą i być raz dobrym człowiekiem, a raz złym. Najważniejsze tylko, żeby tym złym bawić się jak najmniej.
Wzięłam ze sobą nowe ubrania, ostatnie czyste, jakie mi zostały i wyszłam do łazienki. Po pierwsze wstawiłam pranie. Nie czułam się już jak służąca. Wystarczyło inne podejście nas wszystkich do siebie, żeby każdy poczuł się lepiej.
Wzięłam szybki prysznic, zmyłam resztki wczorajszego makijażu, po czym założyłam podkoszulek i legginsy. Bez podkładu, widziałam wszystkie niedoskonałości mojego ciała. Siną szyję i policzki od dawnych uderzeń. Wzrok przyciągały blizny po rozcięciach nożem. Zostałam oszpecona na całe życie.
Wyszłam, gdy byłam całkiem gotowa. W kuchni spotkałam bruneta, szukającego czegoś w szafkach.
- Hej. - Szepnął. - Obudziłem cię?
- Dzień dobry, nie, nie obudziłeś. Wstawiłam nasze pranie i wzięłam prysznic. Musiałam doprowadzić się do porządku.
- Nasze pranie? - Powtórzył i oparł się o blat, kiedy ja usiadłam przy stole.
- Moje i wasze. Chyba nie poniosę za to kary?
- Przestań Julie. -Prychnął i odkręcił się tyłem.
- Czego szukasz?
- Luke na pewno wstanie z wielkim kacem. Myślałem, że mamy coś przeciwbólowego.
- Mogę pomóc ci szukać...
- Jest już lepiej między wami huh? - Przestałam działać i pokiwałam niepewnie głową.
- Chyba, że Lukey tylko udawał i robi się milutki pod wpływem alkoholu. - Zaśmiałam się.
- Kiedy jest pijany, robi się niezwykle szczery. - Prychnął.
- Powiedział, że należy mi się wolność...
- Najwyraźniej tak myśli.
- Są szanse, że mnie wypuści, lub chociaż utrzyma przy życiu?
- Jeśli wspomina ten wieczór równie dobrze co my, jest duża możliwość, że nic ci nie będzie.
- Jednak on jest zmienny.
- Prawda, dlatego może też zrobić coś niespodziewanego. Uwielbia krwawe niespodzianki. - Otworzyłam szeroko oczy, a on widząc to zaczął się śmiać w głos.
Uderzyłam go lekko w rękę i zrobiłam to, co on.
- To nie śmieszne. Jestem zakładnikiem, mogę umrzeć za cztery dni.
- Wybacz mała i zanieś temu pijaczkowi leki. - Wyjął je z szafki.
- Myślisz, że mnie pogryzie? - Mruknęłam lekko go szturchając ramieniem.
- Nie wiem, radziłbym uważać. - Cmoknął.
Z uśmiechem wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do pokoju blondyna.
Otworzyłam powoli drzwi, żeby go nie obudzić i weszłam do środka. Byłam tam pierwszy raz. Nigdy nie miałam wstępu do ich pokoi.
Było tam ładniej niż w mojej sypialni. Duże łóżko stojące po środku, po prawo duża szafa i komoda i biurko. Na półkach obok łóżka zostały ustawione lampy nocne.
Pod jedną z nich zobaczyłam zdjęcie. Ukazywało ono blondyna i podobną do niego dziewczynę. To na pewno Sarah... Zdjęcie było stare. Pewnie ostatnie, jakie zrobiło sobie rodzeństwo. Zrobiło mi się dziwnie na sercu. Widziałam chłopca, zniszczonego dopiero w połowie, trzymającego za rękę dziewczynę, jakby dawała mu ostatnie wsparcie.
Następnie skierowałam wzrok na śpiącego, dorosłego mężczyznę. Wyniszczonego już po czubek głowy.
Położyłam lekarstwa na półce, nie przerywając patrzeć. Przypomniały mi się słowa, które powiedział wczoraj.
Ja i Lukey?
Nie wiem jak mogłam tak myśleć o porywaczu. Przecież miałam chłopaka! Zbeształam się w myślach, ale przemyślenia przerwał mężczyzna.
- Grzebiesz w moich rzeczach i gapisz się. - Otwarł jedno oko.
Na początku bardzo się przestraszyłam. Nie wiedziałam, czy mogę nawet oddychać.
- Nie grzebałam... Po prostu, to leżało na wierzchu...
- Podczas pierwszego spotkania patrzyłaś tak samo, jak teraz. - Mruknął jeszcze zaspany.
- Przyniosłam ci tylko leki, Tyler powiedział, że na pewno będziesz miał kaca. - Pokazałam na pudełeczko z półki nocnej.
- A ty nie masz? - Zdziwił się.
- Oh kochanie, byłam w stu procentach trzeźwa. I prowadziłam twoje auto. - Wyszczerzyłam się i zostawiłam oniemiałego mężczyznę w pokoju.
---------------------
Czwartek więc obiecany rozdział <3 Zostawcie gwiazdki i komentarze 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro