Rozdział 23
Dojechaliśmy pod klub w świetnych humorach.
Chyba udawało nam się to całe "poznanie od początku". Szczególnie Tyler był w niebo wzięty.
- Tylko bez żadnych sztuczek, jasne? - Zapytał brunet na ucho.
- Oczywiście. - Odszeptałam.
Phh, nigdy nie przepuściłabym takiej okazji.
Pokierowaliśmy się w stronę baru.
- Idź, możesz kogoś wyrwać. - Zaśmiał się Luke do Tylera. - Pobawimy się we dwoje, prawda urocza Julie?
Schowałam pasmo włosów za ucho i pokiwałam głową.
Brunet zniknął w tłumie.
- Napijesz się czegoś? - Zwrócił się w moją stronę blondyn.
- My tak na serio? - Zmarszczył brwi. - Tyler nie słyszy, znów możemy się nienawidzić.
- Chyba mnie z kimś pomyliłaś. - Prychnął. - Poznałem cię może godzinę temu, dlaczego mamy się nienawidzić? - Złożył zamówienie do barmanki i wlepił we mnie swój wzrok.
Wrednie się uśmiechnęłam. Taka szansa nie przeleci mi koło nosa... Chociaż naprawdę chciałam spędzić miły, spokojny wieczór, chciałam też uciec.
- Tylko bez tego uśmieszku. - Zwrócił mi uwagę.
- Nie wiem o czym mówisz...
- A tak, jasne. - Zaśmiał się i wypił dwa drinki. - Zatańczysz?
Złapałam jego dłoń, kiedy wstał i pokierowaliśmy się razem na parkiet.
- Taka muzyka mi nie odpowiada... Nie umiem do niej tańczyć. - Złapałam szyję o wiele wyższego mężczyzny.
- Ja nie umiem tańczyć do żadnej muzyki, tak w tajemnicy... - Szepnął do ucha, ale tak, żebym usłyszała przez głośną muzykę.
Powolnie ruszaliśmy się, nie zwracając uwagi na rytm, którego nawet nie mogliśmy wyczuć.
Jego ręce spoczywały na mojej talii, obciśniętej czarną, świecącą sukienką. Ja moje ramiona ułożyłam na jego barkach i położywszy podbródek na zagłębieniu jego szyi, oglądałam tłum ludzi za nim.
Mężczyzna był wysoki, co trochę utrudniło mi obserwację, ale kiedy stanęłam na palcach, było lepiej.
Muszę przyznać, że miałam niezłego partnera. Wyglądał inaczej, niż zawsze. Malutkie i delikatne loczki opadały na jego czoło. Ubrany był w koszulkę koloru zgniłej zieleni i czarne, obcisłe spodnie, które dokładnie podkreślały jego długie nogi.
Warto też podkreślić, że zgolił brodę, przez co wyglądał kilka lat młodziej. Z kolei ja przez mocny makijaż, nie wyglądałam na osiemnastolatkę. Był inny, nie tylko przez wygląd. Wyciszył się, normalnie ze mną rozmawiał i uśmiechał się szeroko. Pierwszy raz tego doświadczyłam.
- Powinieneś uśmiechać się częściej. - Powiedziałam.
Odsunął mnie od siebie i zagłębił w moich oczach. Posłałam w jego stronę uśmiech, którego nigdy nie widział. Nie ten wrednawy i cwany uśmieszek, ale ten miły.
- Dzisiejszego wieczoru stwierdzam, że ty również.
- Wcześniej nie dawałeś mi powodów... - Wzruszyłam ramionami. Na moje słowa, zmarszczył brwi i jakby szybko sobie przemyślając to wszystko, pokiwał powolnie głową.
Lepiej dla mojej sytuacji, gdybym z Luke'iem też się dogadała. Szczególnie, że jesteśmy coraz bliżej TEGO dnia.
- Muszę się napić. - Odsunął od siebie moje ciało i splótł razem nasze palce. Usiedliśmy znów przy barze i po raz kolejny zamówił drinki. Wypił kilka z nich i zamówił kolejnego.
- To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy. - Stwierdził.
- Lepszy byłby cmentarz?
- Julie... - Marudził. - Nie zaczynajmy.
Poddałam się gestem podniesionych rąk.
- Cześć ślicznotko. Masz ochotę spędzić ten wieczór ze mną? - Miejsce obok zajął nieznajomy brunet. Najprzystojniejszy na świecie to on nie był, ale jego oczy przyciągały.
- Właściwie... - Zaczęłam i wyszczerzyłam się. Miałam podnieść się z krzesła, kiedy ręka blondyna mnie zatrzymała.
- Moja ukochana spędza dziś wieczór tylko ze mną. - Luke wstał i spojrzał pewnie na drugiego.
- Może chciałaby tylko zatańczyć... - Biedny chłopak nie wiedział, że Hemmings'owi się nie stawia.
- Nie chciałaby. - Warknął mój towarzysz. Ten wyraz twarzy mi się nie podobał. Był ten sam, co wtedy, gdy prawie mnie udusił.
- Lukey. - Złapałam mężczyznę za łokieć i chciałam go odciągnąć. - Kochanie, zostaw tego chłopaka, nie mieszaj się w kłopoty. - Dlaczego musiałam udawać dziewczynę akurat tego blondasa?
- Nie odejdę, dopóki sama nie powiesz, że nie chcesz spędzić z nim czasu, bo jesteś moja i tylko moja i kochamy się ponad wszystko!
- Przykro mi. - Zwróciłam się do nieznajomego. - Właśnie świetnie bawię się z moim ukochanym.
Odprowadziłam bruneta wzrokiem i stanęłam na przeciw Luke'a, żeby wyrównać kontakt wzrokowy.
- Co to było? - Warknęłam.
- Dziś jesteś moją ukochaną, muszę cię chronić. - Złapał moją dłoń i poszedł na parkiet, przeciskając się przez innych ludzi.
- W umowie nie było wspomniane, że mamy udawać parę.
- Nie było żadnej umowy skarbie. - Objął znów moją talię. - Ale dobrze było usłyszeć z twoich ust, jak nazywasz mnie kochaniem. Gdybym cię nie porwał, to myślisz, że pasowalibyśmy do siebie?
- Myślę, że nie powinieneś więcej pić.
To pytanie było dziwne. Ja i Luke?!
- Chyba muszę do łazienki. - Mruknęłam.
- Więc chodźmy.
- Pójdę sama. - Zatrzymałam go, kiedy już chciał ruszyć, nawet nie puszczając mojej ręki.
- Ale Julie, bardzo cię proszę. Nie rób nic głupiego.
- Masz na myśli ucieczkę? Bądź pewny, że tego nie zrobię.
- Obiecujesz?
- Tak Lukey. - Westchnęłam. - Obiecuję.
Odeszłam od razu, gdy mnie puścił. Po chwili poszukiwań znalazłam pomieszczenie, którego szukałam. Zastałam tam dziewczynę, poprawiającą swój makijaż.
Obiecałam, że nie ucieknę, obietnic dotrzymuję. Zawsze.
- Przepraszam, mogłabyś pożyczyć mi swój telefon? - Zwróciłam się do nieznajomej. - Muszę zadzwonić do mamy, że wrócę później, a w moim właśnie padła bateria.
- Przewrażliwiona mama huh? Znam to. - Zaśmiała się.
- Tak, niestety nie wszyscy mają wyluzowaną mamę. - Poszłam w jej ślady. Weszłam do kabiny i wpisałam numer do przyjaciela.
- Corey...
- Julie?! Isaac, ona żyje! - Krzyknął chłopak.
- Jesteś z nim?!
- Boże, poszukujemy cię przez kupę czasu! Gdzie jesteś? Nic ci nie jest?
- Jeszcze jestem cała, ale macie pięć dni, żeby się schronić. Oni was zabiją! Ciebie i Aliyah...
- Shawn też tu jest. - Odebrało mi słowa. Po co on? Przecież mnie zdradził, nie odzywał się.
- Jezu, Julie kocham cię, trzymaj się! - Odezwał się mój chłopak. Tak bardzo tęskniłam za jego głosem. Chciałabym jeszcze go zobaczyć, ale...
- Za pięć dni mnie zabiją. Musicie uciekać, a Isaac sobie poradzi. Muszę już iść. - Pospiesznie się rozłączyłam i wyszłam z kabiny.
Dziewczyna, która dała mi komórkę wyszła na zewnątrz, dlatego znalazłam ją i wróciłam do partnera z imprezy. Znów siedział przy barze, z kieliszkiem w ręce. Usiadłam obok i oparłam głowę o jego ramię.
- Myślałem, że uciekłaś, więc cię nie szukałem, bo należy ci się wolność...
- Lukey, obiecałam, że zostanę.
Nurtowało mnie jeszcze jedno pytanie.
Ja i Lukey?
---------------
Kogo shippujecie?
Lukie (Luke i Julie)
Shalie (Shawn i Julie)
Tylie (Tyler i Julie)
Isaalie (Isaac i Julie)
Może kogoś innego? Piszcie w komentarzach.
Snap: Jula7202
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro