Rozdział 17
*Julie*
Czy życie zaczęło układać mi się z porywaczami?
Na pewno nie, bo byłam bita o byle co, ale chociaż mogłam się umyć i wyglądać jak człowiek. No i mogłam jeść ile i kiedy chcę.
Stałam w kuchni i piłam sok, kiedy poczułam skurcz w brzuchu.
Dziewczyny to zrozumieją...
Tylko nie to!
- Chłopcy, nie kupiliśmy jednego. - Weszłam do salonu.
- Co to za słownictwo? Od kiedy mówisz tak grzecznie?
Przewróciłam oczami na słowa Tyler'a i kontynuowałam.
- Mam okres.
- Co? - Luke się zerwał.
- Opuściliście edukację seksualną w podstawówce?
- I co teraz?
- Żadnych kar, ta zdecydowanie mi wystarczy i potrzeba mi podpasek, lub tamponów. Ah i tabletki przeciwbólowe.
- Ja po to nie pójdę. - Poddał się Luke.
- Ja też nie!
- Mam iść sama? - Posłałam cwany uśmieszek.
O tak. To byłoby mi na rękę.
- Nie wypuszczę cię samej... Tyler pójdzie z tobą.
- Dlaczego ja?! Ty też możesz.
- Miałeś pomagać...
- Tobie, a nie Julie, w kupowaniu podpasek.
- Tyler!
- Dobra, idziemy!
Świetnie po prostu bosko.
Udałam, że w ogóle nie zabijają we mnie nadziei i naszykowałam się do wyjścia.
- Pojedziemy autem Luke'a, będzie szybciej.
Wyprowadził z garażu samochód, który już wcześniej widziałam, kiedy mężczyzna zaproponował mi podwiezienie.
Wyruszyliśmy w drogę. Zaczęłam myśleć, jak głupia byłam, że dałam się porwać. Miałam uciec z domu, bez żadnych komplikacji, niestety przeliczyłam się. Ojciec uderzył mnie raz, a ja nie mogłam z nim spędzić chwili dłużej. Teraz porywacze biją mnie mocniej, kilka razy dziennie, a ja nie mogę uciec.
Najpierw muszę uśpić ich czujność.
Dojechaliśmy pod aptekę w milczeniu. Musiałam przemyśleć kilka spraw.
Wysiedliśmy i stanęliśmy przed pojazdem.
- Dlaczego nic nie mówisz? - Złapał mnie za rękę.
Spojrzałam na nasze splecione palce.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo nikt nie może zobaczyć czegoś co nie powinien.
- Bo co, zabijesz ich? - Prychnęłam.
- Kochanie, wiesz, że nie robię tego bez przyczyny. - Zmienił ton po przekroczeniu progu sklepu.
Zanim się odnalazłam w alejkach, minęło trochę czasu. Przestałam już zwracać uwagę na złączone ręce.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Myślę, że tak... - Powiedział znudzony.
- Czemu pomagasz Luke'owi?
- To mój przyjaciel. Znamy się od liceum. Kiedy zaczęła się pierwsza klasa, usiadłem z nim w ławce. Kompletnie się nie znaliśmy, ale znaleźliśmy wspólny język. Po szkole chodziliśmy razem tylko na mecze i na boisko. Po czasie odwiedzaliśmy się w domu, aż w końcu razem zamieszaliśmy się w sprawę z kradzieżą kasy. Nie spłaciliśmy w terminie i zaczęli nas szukać.
Uciekaliśmy razem. Żebyś tylko wiedziała ile razy któryś z nas był ranny... - Wrócił pamięcią.
- Czarodziejskie czasy... Też mam przyjaciół. - Uniósł brwi. - Co, to takie dziwne?
- Szczerze? - Zaśmiał się. - No opowiadaj. - Zacisnął delikatnie moje palce.
- Dokładnie rok temu, jedna przyjaciółka zmarła. Była chora długi czas. - Smutno się uśmiechnęłam i wzięłam swoje zakupy idąc do kasy. - Miała na imię Anne i była dziewczyną mojego przyjaciela Corey'a. I druga, żyjąca jeszcze przyjaciółka Aliyah.
Zostaliśmy w trójkę. Tego dnia, kiedy mnie napadłeś po raz pierwszy, byłam w domku znajomej Isaac'a, wyszłam się przejść, bo dowiedziałam się, że mój chłopak zdradził mnie z moim największym wrogiem. A kiedy Luke widział mnie pierwszy raz i później mnie porwaliście, wracałam do moich przyjaciół, bo nie mogłam już wytrzymać z moją nową rodzinką.
Jego mina wyrażała zdziwienie(?)
- Nie ciekawie.
- Chciałam wrócić do Aliyah i Corey'a, cała i zdrowa. I po prostu wieść moje stare życie. Ale obawiam się, że już ich nigdy nie spotkam. - Zamknęłam drzwi auta i przypięłam się pasem. - W dniu mojej ucieczki, dzwoniłam do przyjaciela, obiecałam, że będę uważać, a do Isaac'a napisałam, że niebawem się spotkamy. Zapewniłam ich wszystkich, że będzie dobrze, a zawiodłam, bo być może nie dożyję następnego roku szkolnego.
- Cholera. To słabo...
- Bo mnie porwaliście. - Zaśmiałam się. - Gdybyście mnie wypuścili... Może dałoby się wyjaśnić to w inny sposób?
- Julie, szczerze mi przykro z twojego powodu, bo rozumiem, że tęsknisz za przyjaciółmi i jesteś niewinna, ale nie ja tu wydaję rozkazy. Polubiłem cię, ale czego nie robi się dla przyjaciół? Luke chce zemścić się za śmierć siostry. Ja obiecałem, że pomogę.
- Jasne... - Westchnęłam. - Po prostu chciałabym być już z nimi.
- Rozumiem...
- Dlaczego możemy tak po prostu ze sobą rozmawiać? Nie powinnam cię czasem nienawidzić?
- Oboje się zmieniliśmy od kiedy jesteś z nami. Pamiętam ten pierwszy dzień, kiedy pobiłem cię prawie do nieprzytomności, a ty byłaś tak strasznie irytująca... Nie dało się z tobą pogadać, od razu obrażałaś któregoś z nas.
- To mój sposób na obronę. - Posłałam milutki uśmiech.
Kiedy dojechaliśmy, popędziłam do łazienki. Wyszłam dopiero, kiedy byłam ubezpieczona i pewna, że nic nie przecieknie.
- Wstawiłam pranie. - Powiedziałam im, kiedy usiadłam z nimi w salonie.
- Będziesz naszą kurą domową? - Zażartował Luke.
- Po prostu jestem dobrym człowiekiem i dbam o swoje. A właśnie skończyły mi się czyste ubrania.
- Rozumiem, że moje też wrzuciłaś?
- Nie płacisz mi za to. - Wzruszyłam ramionami.
- To że masz okres, nie upoważnia cię do pyskowania...
* Isaac*
Powitałem się ze starymi znajomymi. Nie widziałem ich przez rok, ale nie czas był na większe powitanie.
Po podróży, położyli się do łóżek, a kiedy obudzili się kolejnego dnia, wyruszyliśmy w poszukiwania.
- Będę jeździła po mieście. Może gdzieś ją spotkam. - Powiedziała Lydia.
Szkoda, że Chris i Daryl uznali, że ma dosyć kłopotów i się odcieli.
- Moja znajoma obiecała namierzyć jej telefon. Ostatnio, kiedy do niej dzwoniłem, był dostępny w mieście oddalonym o ponad sto kilometrów. - Powiedziałem.
- Musimy tam jechać! - Wtrąciła Aliyah.
- Co ona by tam robiła? - Zastanowił się Corey.
- Powinienem być z wami szczery, więc została porwana, mam pewne podejrzenia przez kogo...
- Więc mów, kto porwał moją dziewczynę?!
- Kto wpadł na pomysł żeby go zabierać? - Opadły mi ręce. Nie lubiliśmy się.
- Nie możemy tracić więcej czasu. Jedziemy tam natychmiast! - Krzyknęła dziewczyna.
Ma głowę do takich spraw...
- Więc, jedzmy uratować Julie.
* Julie *
Kolejny dzień zaczął się jak każdy poprzedni. Wstałam obolała z ziemi i wyszłam z pomieszczenia.
-Wszystkiego najlepszego! - Krzyknął Tyler przy wejściu do salonu.
- Wkurwiająca Julie kończy dziś osiemnaście lat! Kto by pomyślał. - Rzekł z ironią Luke i zaczął klaskać w dłonie, ale przekręciłam tylko oczami.
- Jej spędzę urodziny z porywaczami! Kto by pomyślał. - Mówiłam tym samym tonem, co mężczyzna.
- Ciesz się, że pamiętaliśmy. - Prychnął. - Twoi wspaniali przyjaciele na pewno też. Ciekawe, czy już cię szukają?
- Jeśli teraz miałam się rozpłakać z tęsknoty, to nie udało ci się mnie poruszyć.
- No więc, świętujmy. - Uratował sytuację drugi porywacz.
- Najlepsze urodzinki w moim życiu. - Rzuciłam sarkazmem.
- Módl się, żeby nie były ostatnie. - Przesadzony, milutki głosik zabrzmiał od Luke'a.
Upss, ale to chyba nie był sarkazm...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro