Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Maraton 3/3
Byłam w zamknięciu od dwóch dni. Nie dawali mi nawet wody, żebym mogła się napić. Chcieli mnie tam zagłodzić? 

Żaden nie pokazywał mi się na oczy, więc nie miałam możliwości się umyć. Dobrze, że chociaż mogłam się przebrać. 

- Nie ładnie wypytywać kogoś o moją przeszłość. - Blondyn wpadł do pokoju jak huragan po czym pociągnął mnie za włosy. 

- Nie wiedziałam, że jest to zabronione. - Syknęłam z bólu. 

Wstał i myślałam, że da mi spokój, jednak on związał mi nadgarstki. Patrzyłam niezrozumiale. 

- Co ty wyprawiasz? 

- To co mi się podoba. - Zacisnął więzeł przez co zapłakałam, chociaż nie chciałam, bo sznur wbijał mi się w skórę. - Idziemy na jedzenie kochana. 

Popchał mnie w stronę wyjścia. Wypadłam na korytarz, gdzie po przeciwnej stronie ode mnie znajdowały się szerokie schody. 

Dom był staromodny, ale bogaty. 

Czy oni przetrzymywali mnie w muzeum? 

Śmiałam się z siebie w myślach, bo mimo takiego niebezpieczeństwa, miałam ochotę jeszcze żartować. 

Zaraz po tym nie było mi do śmiechu, gdyż porywacz zrzucił mnie ze schodów.  Tak po prostu zaczęłam upadać coraz niżej i niżej, ale droga jakby się nie kończyła. 

Uderzałam twarzą w stopnie  nie mogłam się obronić, bo związał mi ręce. Nogi zaplątały się razem, że czułam, jakbym miała tylko jedną, ale bolało podwójnie.

Ból był bardzo silny. Zapłakałam, kiedy byłam na samym dole. Kręciło mi się w głowie, wszystko wirowało i bolało mnie całe ciało. Już miałam ochotę umrzeć. Jak długo będą mnie tak torturować?

Nie mogłam się poruszyć. Myślałam, że moje wnętrzności są kompletnie zmiażdżone i pomieszane. Czułam krew wyciekającą z ran na twarzy. Chciało mi się wymiotować, a on śmiał się stojąc między moimi nogami. 

- Nie zauważyłem schodów. Twój błąd mała. 

Zwinęłam się w kulkę, lecz on miał co innego w planach i pociągnął moje włosy. 
Krzyczałam, ale nie przestawał i zaczął ciągnąć moje bezwładne ciało w stronę kuchni. 

Jakby zrywał mi skórę z głowy. Zacisnęłam zapłakane powieki i zebrałam w sobie siły, żeby choć trochę oszczędzić bólu i podniosłam się na łokciach. Zaczęłam powoli iść na kolanach, podpierając się dłoniami o podłogę. 

Zrobił ze mnie niewolnika. I to bolało bardziej niż te wszystkie rany jakie mi zadawał. Bo chociaż chciałam uciec i mu się postawić, on był silniejszy, a mi zostawała możliwość bawienia się ich umysłami.
Dobre i to bo nie mogłam się poddać.

Jestem Julie Lockerwood. Ja nie przegrywam.

Dotarliśmy w końcu do upragnionej kuchni. Przyznam, że głód zaczął już mnie opuszczać. Modliłam się, żeby Tyler był w pobliżu. Dał by mi proszki przeciwbólowe.
Ale pomieszczenie było puste. Upadłam na płytki i odetchnęłam, gdy skóra mojej głowy, była na swoim miejscu.

- Usiądź do stołu. - Mówił sztucznie miło.
Podniosłam powoli obolałe ciało. Usadowiłam się na twardym, starodawnym krześle, a zaraz przed sobą zobaczyłam posiłek. Nie mogłam powiedzieć, że jedzenie było nie dobre. Niby jakaś chińszczyzna, ale mogłam się tym porządnie najeść.

Obserwował każdy mój ruch popijając kawę. Bez jakichkolwiek emocji w oczach. Nic nie mówił. Po prostu patrzył, jak starałam się pożywić, żeby starczyło na jak najdłużej.

Moja głowa miała ochotę opaść w ten talerz. Nie miałam siły nawet trzymać jej na odpowiedniej wysokości.

- Gdzie jest Tyler?
- Stęskniłaś się? Czeka w salonie na swoją księżniczkę. - Podkreślił ostatnie słowa z pogardą. Wstał, odstawił kubek i zawołał swojego kolegę.

- Pilnuj jej. Będę czekał, ale pospieszcie się.

Kiedy wyszedł spojrzałam błagalnie na bruneta.

- T-tyler, dasz mi coś przeciwbólowego? - Wychrypiałam. W zasadzie mogłam mówić normalnie, bo po czasie zaczęłam odzyskiwać siły, ale branie na litość kogoś ze współczuciem w oczach sprawiało mi przyjemność.

- Co on ci zrobił... - Westchnął, ale pokierował się do szafki.

Wyjął kolorowe pudełko i chciał mi podać tabletkę, ale Luke złapał go za rękę.

- Coś przeciwbólowego? To ci pomoże zapomnieć o bólu kochana. - W jego ręce zobaczyłam strzykawki z cieczą w środku.
Uśmiechnął się złowieszczo i zaczął do mnie podchodzić.
Miałam nadzieję, że Tyler mnie obroni, jednak on złapał za moje łokcie i wyciągnął jeden z nich w stronę Luke'a.

Szarpnęłam ciałem ostatkami sił. Zamknęłam oczy, gdy porywacz zaczął wciskać we mnie zawartość strzykawek.
Myślę że były to jakieś narkotyki, bądź środek usypiający, bo odpłynęłam po kilku minutach.

***

- W końcu, myślałem, że cię zabiłem. - Usłyszałam głos Luke'a. 

- I to by cię obchodziło? - Prychnęłam. 

- Owszem, bo musiałbym znaleźć kolejną ofiarę. - Szepnął z uśmiechem do mojego ucha. 

Jak ja nienawidzę tego uśmieszku. Powinnam w nocy wbić mu nóż w serduszko z kamienia, żeby nigdy więcej nawet na mnie nie spojrzał. To była chyba najgorsza osoba, jaką kiedykolwiek spotkałam w moim życiu pełnym wrogów. 

Ale wtedy bym go zabiła, a nie jestem chyba aż tak bardzo zła,  żeby pozbawić kogoś życia. Najwyżej mogłabym go mocno pokiereszować. 

- Twój telefon dzwoni kochana. - Wyjął moją komórkę ze swojej kieszeni. - Kim jest szanowny Shawn zapisany z serduszkiem na końcu? 

- Daj!- Rzuciłam w jego strony ręce, żeby odebrać moją własność. 

- Nie tak prędko. - Zacisnął mój nadgarstek i mocno opuścił go w dół. Krzyknęłam, jeszcze kilka milimetrów i złamałby mi rękę! - Powiedz, kim on jest. 

Wzięłam oddech i wyznałam. - To mój chłopak. 

- Pięknie. A tak na prawdę? 

Zmarszczyłam brwi. Ohh oczywiście - nie wierzył mi. Hmm jak miło.

- Mówię prawdę. Shawn jest moim chłopakiem. Od roku. 

Przewróciłam oczami, a on puścił moją rękę. 

- Nie ważne. Nie zapytam, czy Isaac jest z wami w trójkącie. 

- Co ma z tym wspólnego Isaac?! Nie jesteśmy razem, rozumiesz? Ja i Isaac nie istniejemy. Nie ma nas. To mój przyjaciel, którego znam od urodzenia. 

- Po pierwsze - mówiłem, że w tym domu się nie podnosi głosu, szczególnie na mnie. I po drugie - i tak jesteś dla niego ważna. 

Te pieprzone kąciki ust powędrowały ku górze. Musiałam mieć nad sobą kontrolę, ale było mi cholernie trudno, kiedy on prowokował mnie nawet swoją mimiką twarzy. Wprost namawiał mnie, żebym zrobiła mu krzywdę. Później oczywiście poniosłabym karę, nawet boję się pomyśleć jaką. 

- Julie, miła moja, a co to za wiadomości z niejaką Melissą? Widzę, że w swoim mieście też nie jesteś mile widziana, ale jesteś wyszczekana. Muszę przyznać, że podoba mi się to. - Mrukną 'uwodzicielsko'. 

- Jestem tylko szczera. - Posłałam mu jeden z moich niewinnych uśmieszków. 

- Jasne. I troszeczkę podła. 

- Dziękuję, ale dlaczego tak myślisz? 
- Bo zabawiasz się Isaac'iem i chcesz zabawić się nami, ale niestety... To ci się nie uda, bo od dziś będziesz mieszkać na zewnątrz. Widziałaś zapewne piękną, starą szopę? Jestem pewien, że tam straszy, jest zimno, nie dochodzi tam słońce, boisz się robaków i mysz? 

- Co? - Byłam w niemałym szoku. Myślałam, że wszystko idzie po mojej myśli. On chciał zamknąć mnie w szopie?! Może nie chwaliłam luksusów tutaj, ale tam na pewno nie będę. 

- Zapewne znajdzie się tam jakiś zwierzaczek. - Uroczo się uśmiechał, ale dla mnie to był już tylko i wyłącznie złowieszczy uśmiech. 

Rozejrzałam się po pokoju. Zobaczyłam drzwi, czyli moją drogę ucieczki. Pospiesznie zmierzyłam w ich stronę, jednak złapał mnie. Wykręcił mi rękę i szepnął do ucha:

- Nie tym razem kochana. 

-----------------
Snapchat:julczix_02
Cieszcie się i komentujcie, a będę baardzo wdzięczna ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro