Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~11~

~Toki~

- A, zapomniałbym! - powiedział Fleinn zwracając z powrotem do komnaty

Już myślałam, że zmieni zdanie i jednak nas nie wypuści, ale się grubo myliłam

- Weźcie te rzeczy i chodźcie za nami - powiedział do elfów będących jeszcze w komnacie

Fleinn wrócił do mnie, a za nim wyszły elfy z naszymi rzeczami. Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła ta szczerość ze strony elfa. Ledwo włóczyłam nogami, ale szłam w kierunku celi w której byli uwięzieni moi przyjaciele.

- Może wziąć Cię na ręce? - zapytał Fleinn jakby widząc w jakim jestem stanie

- Nie trzeba - jęknęłam cicho, niemal szeptem, udając dzielną

- Chodź tutaj, weź ją na ręce - powiedział mimo wszystko do jakiegoś elfa, za co byłam mu wdzięczna - Tylko delikatnie

Elf wziął mnie na ręce, dużo delikatniej niż poprzednio, chociaż dalej nie najdelikatniej. Mimo wszystko na pewno było to lepsze i wygodniejsze od włóczenia się na własnych nogach.

Po jakimś czasie doszliśmy do znajomej mi już celi.

- Podaj kluczyk - powiedział Fleinn wystawiając rękę

- Co? - nie zrozumiałam od razu

- Kluczyk. Masz w bucie

Teraz zrozumiałam. Sięgnęłam do buta, i podałam elfowi kluczyk do celi.

Po chwili weszliśmy do celi gdzie zostaliśmy wszystkich związanych i śpiących. Też bym się na ich miejscu przespała, chociaż szczerze to nawet nie wiem jaka jest pora dnia.

- Pobudka! Pora wstawać! - powiedział Fleinn potrząsając będącym najbliżej nas Mitashim

Chłopak obudził się bez problemu, jakby nigdy nie spał. Fleinn rozciął mu więzy, co wprowadziło go w konsternację. Elf który mnie trzymał postawił mnie delikatnie na podłodze, ale znowu się pode mną ugięły nogi.

- Trzeba będzie się nią zająć. - powiedział Fleinn - Trochę ucierpiała na pobycie tutaj.

~Mitashi~

- Co się tutaj dzieje - zapytałem

- Toki wygrała ze mną grę w grze w szachy, więc oddaję wam wasze rzeczy i wypuszczam Was z podziemi.

- Tak po prostu? - zapytałem zdziwiony

- Dokładnie tak. Tak przy okazji to mam na imię Fleinn.

Fleinn budził kolejnych członków 'gwiazdy' i rozcinał ich więzy. Każdy tak jak ja pytał się co się dzieje, i był równie zdziwiony tym, że nas wypuszczają.

Kiedy Fleinn skończył, to odzyskaliśmy swoje rzeczy, włączając w to broń. Oddałem rzeczy Toki Lortenowi, i wziąłem delikatnie dziewczynę na ręce. Była cała ubrudzona krwią, i zrobiło mi się jej szkoda. Z całej naszej piątki, tylko ona fizycznie ucierpiała, a jeszcze dzięki niej zostaliśmy uwolnieni. Mimo że nie jest nawet do końca jedną z nas.

Poszliśmy za Fleinnem, a za nami poszła jeszcze reszta elfów. Po jakiejś godzinie drogi weszliśmy do szerokiego korytarza w którym był mocny przeciąg.

- Wiecie co... - powiedział idący przed nami Fleinn - Zmieniłem zdanie...

Elf zatrzymał się w miejscu, i odwrócił w naszą stronę.

- Brać ich! - ryknął, i momentalnie zostaliśmy otoczeni przez jakieś dziesięć czarnych elfów.

- Lorten, Eleisa! - krzyknęła Luna, ale oni stali już z wyciągniętą bronią gotowi do kontrataku.

Jestem skłonny powiedzieć, że poradziliby sobie sami, ale wolę nie ryzykować.

- Dasz radę stać? - zapytałem Toki

- Tak, ale nie dam rady biec

Postawiłem delikatnie dziewczynę na ziemi. Lorten krzyknął do mnie i rzucił mi miecz, który złapałem lewą ręką.

- Luna! - krzyknąłem do siostry - asekuruj Toki

Zostawiłem dziewczynę pod opieką siostry i dołączyłem się do walki razem z Lortenem i Eleisą. W trakcie walki cały czas konsekwentnie posuwaliśmy się w stronę z której wiał wiatr, osłaniając przy tym dziewczyny.

- Dlaczego to robisz? - usłyszałem cichy głos Toki w tle odgłosòw walki

- Żeby się sprawdzić - odpowiedział Fleinn znikając w którymś z bocznych korytarzy.

Wokół nas pojawiało się coraz więcej elfów, a walka z nimi była coraz bardziej utrudniona. Obejrzałem się za siebie, i zobaczyłem bramę, przy której stało zaledwie dwóch strażników. Była otwarta, a na zewnątrz świeciło słońce oświetlając zbocze góry.

- Biegiem - krzyknąłem i podbiegłem do Toki, łapiąc ją niezbyt delikatnie jedną ręką w talii.

Razem z nią pobiegłem prosto do wyjścia, przyspieszając ruchami skrzydeł. Znokautowałem ostatnich dwóch strażników i wyszedłem na zewnątrz. Zaraz po mnie wypadła Luna, a jeszcze chwilę później rodzeństwo.

- Nie pójdą za nami - powiedziała Luna - słońce ich parzy, ale lepiej się pospieszmy zanim się ściemni.

Wziąłem Toki już delikatniej i wygodniej na ręce, i oddaliliśmy się od pasma gór coraz bardziej zbliżając się do rzeki lawy. Nieco się zdziwiliśmy, kiedy nie doszliśmy do granicy, tylko nad brzeg morza.

- Jakim cudem się tutaj znaleźliśmy? - zapytała Eleisa

Luna wyciągnęła mapę i rozłożyła na ziemi, tak żebyśmy wszyscy mogli ją widzieć.

- Prawdopodobnie tutaj - Luna wskazała na miejsce w którym nieokreślony czas temu zatrzymaliśmy sie na postój - zrobili coś, przez co na dłuższy czas straciliśmy przytomność, i przenieśli nas nieprzytomnych przez góry gdzieś do swojego głównego ośrodka na końcu pasma gór.

- To by się zgadzało - potwierdził Lorten - pytanie ile czasu na tym straciliśmy?

- W tym momencie to nie jest istotne - powiedziała Luna, i zwinęła mapę - Jak się czuje Toki?

Lorten rozłożył swój koc, na którym położyłem śpiącą albo nieprzytomną dziewczynę.

~Luna~

Zaczęłam dokładnie oglądać dziewczynę żeby sprawdzić, co dokładnie jej się dzieje. Nie było z nią najlepiej, ale mogło też być gorzej.

- Sprawdźcie czy możecie już korzystać z magii - poleciłam drużynie

Rodzeństwo próbowało narysować runy, a Mitashi po prostu stał

- Nic - powiedziała Eleisa

- Nie ma magii - potwierdził Lorten

- Też nie mogę - podsumował Mitashi

- Sprawdzajcie co godzinę czy coś się zmieniło. - poleciłam - Najwidoczniej podali nam jakąś truciznę.

Wróciłam do oglądania Toki. Brak mojej magii na pewno jej nie pomoże. Nie jestem w stanie w ten sposób jej wyleczyć.

- Rozpalcie ognisko i zagotujcie jakąś wodę - powiedziałam do rodzeństwa uciekając się do ludzkich metod - A ty Mitashi przygotuj mi apteczkę.

Sama zajęłam się psychiką dziewczyny, która w międzyczasie zdążyła się obudzić.

- Wszystko będzie w porządku, nie jest źle - koloryzowałam, mimo że wcale nie było najlepiej.

Toki miała skręconą kostkę, obite chyba wszystkie kości, złamane żebro, paskudne otwarte rany na rękach i pozdzierane dłonie. Najbardziej mnie jednak martwiła rosnąca gorączka.

Nawet nie chcę wiedzieć jak to wszystko musi cholernie boleć. To nienormalne, żeby po zaledwie kilku dniach podróży być w takim stanie.

- Nic mi nie będzie - powiedziała Toki i chciała usiąść, na co jej nie pozwoliłam.

- Nie wstawaj dopóki Ci nie pozwolę, proszę.

- Głupio się czuję jak tylko ja tak leżę.

- To trochę czasu Ci będzie głupio, bo nie pozwolę Ci narazie wstać. Przynajmniej dopóki mi nie wróci magia.

- Niech Ci będzie... Ale zapytaj o nią jednorożce...

- Co?

- Takie konie z rogami na głowie.

- Wymarły jakiś czas temu.

- A właśnie że istnieją, tylko się ukrywają przed elfami.

- Jeżeli jakiegoś spotkam, to go zapytam.

Biedulka już przez gorączkę gada o jakiś nieistniejących głupotach...
_____________
Ja bym chętnie publikowała częściej ale czekam zawsze na 10☆ więc to (teoretycznie) nie ode mnie zależy :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro