21
Po całkowicie nieudanej konfrontacji z ojcem Keji miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia przed powrotem do Waszyngtonu.
Czekał na ławce w parku niemal godzinę, nim podeszła do niego Joanna. Towarzyszył jej nieco starszy od niej mężczyzna. Keji miał wrażenie, że już go gdzieś widział, ale nie potrafił sobie przypomnieć gdzie. Wątpił, aby było to bezpośrednio związane z Nibiru.
– Mój partner, Frank Dekker. – Joanna przedstawiła towarzyszącego jej mężczyznę. Keji momentalnie zamarł, bo już wiedział skąd kojarzył tę twarz – ze zdjęcia w domu Julie.
Mimo że byli z Julie parą przez trzy lata, nigdy nie poznał jej ojca. Mężczyzny prawie wcale nie było w domu. Dwa razy byli nawet umówieni, ale w obu wypadkach pan Dekker tłumaczył się nagłą sytuacją w pracy. Do trzeciej próby nigdy nie doszło. Kiedyś pracował w Waszyngtonie i w domu bywał tylko na weekendy. Gdy jego żona zachorowała, podobno poprosił o przeniesienie do najbliższego biura, które znajdowało się w Jacksonville. Teraz to wszystko nabrało sensu.
– Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach – stwierdził Frank, wymieniając z Kejim uścisk dłoni.
– Lepiej późno niż wcale – odparł Keji.
– Znacie się? – spytała zdezorientowana Joanna.
– Długa historia – stwierdził Frank, po czym zwrócił się do Kejiego: – Co masz?
– Niezbyt dobre informacje – westchnął. – Cyrionski wywiad jak dotąd odkrył ponad trzystu Gorosów ukrywających się na Ziemi, a mój ojciec potwierdził plan inwazji.
– Czyli czeka nas inwazja jak w „Dniu Niepodległości"?
– Raczej coś jak atak na Nowy Jork w „Avengersach", biorąc pod uwagę, jaki ma być tego finał. Planuje wysłać bezzałogowe statki, zniszczyć kilka miast, aby wprowadzić panikę. Potem miałem wkroczyć ja i odegrać rolę wybawiciela. W ten sposób chciał zdobyć zaufanie ludzi, aby Ziemia uznała mnie za swojego lidera. Skoro się wycofałem, pewnie ta rola przypadnie Rinorowi.
Joanna usiadła, aby przetrawić to, co właśnie usłyszała.
– Jest gorzej, niż sądziliśmy – podsumował Frank. – Masz jakiś plan?
– Mamy jakiś cząstkowy – odparł. – Pierwszy krok to wyrwanie X spod jego wpływu.
– To twój plan na jutro?
– Tak.
– A co dalej?
Keji wzruszył ramionami.
– Nie jestem pewien. Czekamy na odpowiedź władz Cyrion odnośnie możliwego wsparcia. Bez nich może być ciężko. Wasza broń w porównaniu do naszej jest prymitywna. Przepraszam za określenie, ale...
– Pamiętasz, jak wspominałam, że nie mówię ci wszystkiego? – spytała Joanna, a Keji przytaknął. – Pentagon kupuje sprzęt od jakiegoś dzieciaka. Nie widziałam na własne oczy, ale podobno odtworzył Promień Śmierci Tesli. O ile wasze statki nie są na to odporne, inwazja może się skończyć, zanim na dobre się zacznie. Jeśli to nie zadziała, mamy kilkanaście tysięcy skafandrów bojowych, trochę jak z filmów science-fiction. Do tego sporo broni, która też nigdy nie została pokazana publicznie...
Keji ukrył twarz w dłoniach, bo coś sobie przypomniał.
– Powiedz proszę, że nie mówisz o Oliverze Kentenie – powiedział błagalnie.
– Znasz go?
– Tak – odparł, nie chcąc mówić zbyt wiele. Wątpił, aby informacja o tym, że Oliver Kenten to w rzeczywistości Nibiryjczyk i do tego jego brat, była im potrzebna.
– To może wiesz, komu jeszcze to sprzedał? Wiemy o Chinach, Korei...
– Nie wiedziałem, że komukolwiek coś sprzedaje – wyznał słabo.
– Myślisz, że w takim razie możemy mu ufać?
– Cóż... Sprzęt, który wam dał, prawdopodobnie jest lepszy niż nibiryjska broń.
– To chyba dobrze – zauważył Frank, nie bardzo rozumiejąc, czemu ton głosu Kejiego brzmiał, jakby ten panikował.
– Nie do końca, jeśli uwzględnimy w tym wszystkim Gorosów. Przynajmniej pięciu z nich zastąpiło przywódców państw, a dwudziestu czterech innych polityków. Ta liczba prawdopodobnie wzrośnie. Jeśli Gorosi zyskają dostęp do tej broni, szczególnie do Promienia Śmierci, to...
– Mogą zniszczyć całą planetę – dokończyła za niego Joanna, a Keji przytaknął zamyślony.
– Cóż, patrząc na to z tej perspektywy... – powiedział cicho Frank.
– Będziemy mieli dużo roboty – wymamrotał Keji. – Albo raczej ludzie w Waszyngtonie będą mieć – westchnął. – Dobra, nie będę was dłużej trzymał. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. Może w lepszych okolicznościach.
– Szybciej niż myślisz – stwierdziła, a Keji spojrzał na nią pytająco. – Po twojej wczorajszej wiadomości poprosiłam o przeniesienie do Waszyngtonu. Dlatego Dekker został moim partnerem. Pracował tam wcześniej.
– Oboje przeprowadzacie się do Waszyngtonu?
– To sprawa bezpieczeństwa narodowego – zauważył Frank. – Tak właściwie to międzynarodowego. Nie mogę tu zostać i bezczynnie czekać.
– Co z Julie?
– Pewnie nie będzie zachwycona ze zmiany środowiska, ale mam nadzieję, że zrozumie...
Keji skinął głową. To mogła być dobra wiadomość, bo w tym całym zamieszaniu Julie wciąż będzie gdzieś blisko. W normalnych okolicznościach pewnie by się z tego cieszył. Martwił się jednak, że ze względu na pracę ojca mogłaby ucierpieć. Miał też obawy co do własnych uczuć względem niej – próbował z tym walczyć od dnia rozstania, ale za każdym razem, gdy ją widział, docierało do niego, że wciąż ją kocha. Liczył, że gdy zostaną przyjaciółmi, to minie.
– Będziemy w kontakcie – zadeklarowała Joanna.
– Uważaj na siebie – polecił mu Frank. – Szczególnie jutro.
– Będę. Wy też bądźcie czujni.
– Keji, jeszcze jedna sprawa – przypomniał sobie. – Macie związek z Patronem? Dziś rano powstało nowe konto w mediach społecznościowych, wygląda wiarygodnie. Nie ukrywam, że nas to martwi.
– Tak, ale nie wiem nic o żadnym koncie.
– Prześlę ci je.
* * *
Walter odebrał Kejiego z Jacksonville i przeniósł go do „cyrionskiej ambasady", jak określali to Cyrionczycy.
Nibiryjczyk wykorzystał fakt, że byli tu obaj jego obecni współlokatorzy, aby poruszyć tematy, które, jak uznał, wymagały wyjaśnienia.
– Wiedzieliście, że Oloneir sprzedaje ludziom broń?
– Tak, to planowana proliferacja – odparł od razu Thor.
– Planowane co?!
– Rozprzestrzenianie broni masowego rażenia. Po latach analizy doszliśmy do wniosków, że jeśli każdy kraj będzie posiadał broń mogącą zniszczyć całą planetę, nikt jej nie użyje i doprowadzi to do końca wojen. Trochę się przeliczyliśmy.
– Trochę?! Ludzkość raczej tak nie działa. Są dyktatorzy, którzy mieliby gdzieś ryzyko użycia takiej broni!
– Robimy to od dziesięciu lat. Widziałeś, aby ktokolwiek użył tej broni?
Tego argumentu Keji nie mógł już podważyć. Może dla ludzkości faktycznie była jeszcze nadzieja.
– Co z przywódcami zastąpionymi przez Gorosów?
– Pracujemy już nad blokadą genetyczną. Między innymi dlatego Oloneir wrócił na Cyrion. To kwestia kilku dni.
Keji odetchnął z lekką ulgą. Wersja Thora wykluczała to, że Oloneir postradał zmysły, chcąc zapobiec atakowi ze strony Soeresa i sprzedając broń ludziom, o co zaczynał się już powoli martwić.
– A co z kontem Patrona na mediach społecznościowych? – spytał.
Na profilu, który przesłał mu Frank, pojawił się dotąd jeden wpis, który wywołał już niemałe poruszenie w sieci:
Przepraszam za tymczasową nieobecność. Wynika ona z ważniejszych spraw, o których wkrótce się dowiecie. Niedługo wrócę, do tego czasu czuwają nad wami moi przyjaciele.
– Część planu – odparł, a Keji zmarszczył brwi.
– Jakiego planu?
– Tego samego, dzięki któremu od lat przemycaliśmy niektóre treści do tak zwanej popkultury.
– Zamierzacie ujawnić tożsamość Patrona? – domyślił się Keji i spojrzał na Thora nieco zaniepokojony.
– Nie od razu. Musimy działać ostrożnie, aby nie wywołać paniki. Ale ogólnie tak. Po to w ogóle uruchomiliśmy projekt o nazwie Patron. Żeby zdobyć zaufanie ludzi.
– I nie zadbaliście przy tym, aby główne media się nim zainteresowały?
– Dotąd nie były potrzebne. Poza tym to wywołałoby chaos. Ludzie mieli czas, aby przywyknąć do myśli, że Patron może być prawdziwy. Najpierw wprowadzimy media społecznościowe, dopiero potem dodamy media głównego nurtu.
– Jest jeszcze coś, o czym nie wiem?
– Jakieś kilkadziesiąt tysięcy rzeczy.
– A w związku z aktualnymi wydarzeniami?
– Teraz jesteś na bieżąco.
Thor brzmiał szczerze, ale Keji wciąż miał wrażenie, że coś przed nim ukrywa.
Byłoby fajnie, gdybym o wszystkim wiedział na bieżąco – pomyślał.
– Keji – zatrzymał go Valiant. – Nie odbieraj braku zaufania personalnie. Spytaj Thelosa, jak długo on pracował na moje zaufanie. I tak naginam dla ciebie własne przekonania. Przez wzgląd na niego. Twierdzi, że ręczy za ciebie własnym życiem. To odważne stwierdzenie, szczególnie jak na kogoś, kto przeżył tyle co on. Robisz mu krzywdę, wahając się.
– Nie waham się.
– Umiem czytać w myślach, tu kłamstwo nie przejdzie.
– Po prostu zastanawiam się, czy udawanie przed ojcem, że chcę z nim współpracować nie byłoby dla nas lepsze. Moglibyśmy znać każdy szczegół jego planu, może mniej ludzi by zginęło.
– Wiem, że szanse są małe, ale spróbujemy rozegrać to tak, żeby nikt nie zginął. Gdyby Soeres zorientował się, że go oszukujesz, zabiłby cię.
Keji skinął głową. Chciałby potrafić myśleć tak jak on. Może wtedy to wszystko wydawałoby się chociaż odrobinę łatwiejsze. Skoro jednak Thor próbował patrzeć na to optymistycznie, był to dobry znak i tak postanowił to traktować.
– Na pewno poradzisz sobie sam jutro?
– Tak. Wolę na razie dać ludziom czas na akceptację zamiarów mojego ojca. Przez lata byli karmieni jego kłamstwami, więc przekonanie ich do tego, że ich oszukiwał, może być ciężkie. Dorzucenie wątku Cyrion mogłoby przynieść odwrotny efekt od zamierzonego.
Valiant przytaknął.
– Rozsądnie – przyznał. – Na dole masz sprzęt na jutro. Poradzisz sobie z przeniesieniem go sam?
– Raczej tak.
Zszedł do piwnicy i zamarł. Było tam tyle kartonów, że potrzebowałby przynajmniej dwóch dużych kontenerów, aby to wszystko pomieścić. Tak właściwie powinien się tego spodziewać. Znajdowało się tu kilkanaście tysięcy komunikatorów stworzonych przez Oloneira, aby usprawnić komunikację w X i kilkadziesiąt tysięcy amuletów ochronnych. Myślenie, że będzie to jedna mała paczka, było dosyć naiwne. Od razu zrozumiał, że sam nie przeniesie tego do Nibraki. Nie było na to najmniejszych szans.
– Jednak będę potrzebowałpomocy – zawołał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro