Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Około dwie i pół godziny po pożegnaniu z Oloneirem Tom i Keji wrócili do domu. Mężczyzna otworzył drzwi i gdy już mieli wchodzić do środka, Nibiryjczyk się zatrzymał.

– Keji? – spytał niepewnie Tom.

– Muszę z nim porozmawiać. Może jeszcze jest u siebie.

Chciał rzucić się do biegu, ale Tom w porę go zatrzymał.

– Pojedziemy autem. Będzie szybciej.

Dla Kejiego była to nowość, ale tym chętniej przyjął od niego pomoc. Miał dziwne wrażenie, że dzięki zaistniałej sytuacji akurat ich relacji wyjdzie to na dobre. Odkąd odkrył prawdę, miał problem, by w pełni ufać Tomowi czy Oloneirowi, bo ta dwójka wiecznie się ze sobą spierała. Wydawało się, że teraz mają to już za sobą.

Gdy dotarli pod dom Oloneira, faktycznie był on jeszcze na miejscu. Pakował rzeczy do... czegoś niewidzialnego na podwórku.

– Niezbyt rozsądne, że tu przyjechaliście – odezwał się, nawet na nich nie patrząc. – W każdej chwili może tu przybyć gwardia Soeresa.

To był powód, dla którego Oloneir, wykorzystując swoją moc, wrócił z Indii sam. Wiedział, że niedługo przybędą tam słudzy Soeresa, a biorąc pod uwagę okoliczności, mogliby próbować go aresztować. Wolał uniknąć takich nieprzyjemnych sytuacji.

– Opuszczasz Ziemię? – spytał Tom, domyślając się, że ten duży, niewidzialny obiekt to statek kosmiczny.

Oloneir pokręcił głową.

– Ziemia sobie sama nie poradzi – odparł. – Ale nie mogę już stąd działać. Soeres zna ten adres, będzie mnie tu szukał. Wolałbym uniknąć kosmicznej walki na oczach cywili. Cyrionczycy mają parę posiadłości, w których się odnajdę. Nowy Jork, Kalifornia... zobaczymy. Ale – mocno podkreślił to słowo – nadal będę tu w ciągu dnia. Spróbujemy coś zrobić z twoimi wspomnieniami – zwrócił się bezpośrednio do brata.

– Czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś moim bratem? – spytał wprost Keji, a Tom odszedł na bok, aby dać im nieco prywatności.

Oloneir westchnął i spojrzał na niego łagodnie.

– Chciałem. Ale stwierdziłem, że na początek byłoby to dla ciebie za dużo, a potem bałem się, że mi nie uwierzysz.

– Więc wolałeś dać mi cytrę, zamiast powiedzieć prawdę? O co z nią chodziło?

– Apollo dostał ją od swojego brata, Hermesa, gdy ten chciał się z nim pojednać.

– I tyle?

– Tak. Ostatnio nie było między nami najlepiej, więc...

– Więc kupiłeś mi cytrę, mówiąc, że to wskazówka, zamiast po prostu wyjawić, że jesteś moim bratem?

– Tak – przyznał, przygryzając wargę. – Wiem, że to było głupie. Próbowałem się zmotywować, dlatego mówiłem ci, że powiem prawdę, jak wygrasz ze mną w szachy... Nie chciałem, żeby to wyszło w taki sposób.

Keji westchnął.

– Przynajmniej wszystko nabrało wreszcie sensu – przyznał. – Chociaż naprawdę wolałbym, żebyś powiedział mi to na samym początku. Nie musiałbym cię wtedy przepraszać.

Oloneir spojrzał na niego zdezorientowany.

– Za co?

– Oskarżałem cię o coś, co teraz wydaje się absurdalnie głupie...

– Nie znałeś prawdy, miałeś prawo. Szczególnie, że robiłem głupoty. Najważniejsze, że w końcu wiesz. Poczekaj chwilę – poprosił i wszedł na chwilę na pokład statku. Wyglądało to tak, jakby zniknął, ale Keji ufał, że Oloneir nie próbowałby teraz ot tak uciec. I miał rację, bo po chwili do niego wrócił z bardzo małą opaską na rękę. – Gdyby cokolwiek się stało, masz tu przycisk SOS – poinformował go, pokrótce pokazując, jak powinien się tym obsługiwać. – Jak nie zareaguję w ciągu... powiedzmy jakichś dziesięciu sekund, to wciśnij jeszcze raz. Mam nadzieję, że się nie przyda, ale wolę, żebyś to miał.

Keji wziął od niego opaskę i zamyślił się na moment. Pamiętał, gdy jeszcze przed tym wszystkim powiedział Oloneirowi, że byłby świetnym starszym bratem. Okazało się, że był jego starszym bratem! Może i różnie między nimi bywało, ale z jakiegoś powodu Oloneir przez cały ten czas trwał obok, gdy go potrzebował, rozumiał go, nie narzucał się.

– Wiesz, jak na szaleńca jesteś całkiem dobrym bratem.

Na twarzy Oloneira pojawił się lekki uśmiech. Gdyby pominąć ekscytację Atlantaes, to można by było uznać go za pierwszy, szczery uśmiech, jaki Keji widział na twarzy swojego brata, odkąd to wszystko się zaczęło. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak dużo to wszystko musiało go kosztować.

– Robię, co mogę.

Keji go przytulił, co dla Oloneira było zaskoczeniem, bo miał ostatnio poczucie dystansu między nimi. Może Keji też i dlatego próbował w ten sposób coś naprawić. Oloneir też go objął.

Z trudem powstrzymywał płacz. Do tej pory pamiętał, gdy mama wyznała mu, że będzie mieć dziecko z Soeresem. Bała się jego reakcji, a potem długo z nim rozmawiała o tym, czy w ogóle powinien mieć kontakt z Kejim, gdy ten przyjdzie na świat. Dla obojga z nich wydawało się wtedy logiczne, że Keji nigdy nie dowie się, że Oloneir jest jego bratem.

Sprawy potoczyły się jednak tak, jak się potoczyły. Gdy Iris umierała, poprosiła syna, by pomógł Cyrionczykom, a potem wrócił i odnalazł Kejiego. Ufała, że wspólnie jej synowie uczynią Nibiru lepszym miejscem. Oloneir też w to wierzył, szczególnie po tym, co zobaczył w Indiach. Jednak zdawał sobie sprawę, że jeśli do tego dojdzie, to dopiero za wiele lat. Przynajmniej ziemskich lat. Rok na Nibiru był za długi, aby którykolwiek z nich dożył pełnego roku.

– Wracajcie z Tomem do siebie – polecił bratu i odsunął się od niego. – Nie chcę, żebyście mieli przeze mnie problemy. To nie pożegnanie, zobaczymy się jutro... A, i jeszcze jedno – przypomniał sobie i wskazał na opaskę. – Stuknij dwa razy z lewej strony, to stanie się niewidzialna. Dwa razy z prawej i znowu będzie widoczna. Resztę wyjaśnię ci jutro.

Keji zrobił to dla testu i był pod wrażeniem tej technologii.

Oloneir ruszył po parę ostatnich rzeczy, które wciąż leżały na trawie przed domem. Skinęli sobie z Tomem głowami. Zabawne, jak szybko przestali być wrogami. Gorzej, że stało się to w takich okolicznościach, które mogły odbić się naprawdę ogromnymi konsekwencjami.

* * *

Philip z niedowierzaniem słuchał historii swojego ojca i Kejiego. Podobnie jak Tom, dotąd bezgranicznie ufał Soeresowi. Opisane przez tę dwójkę wydarzenie nieco tę wiarę osłabiły, ale całkowicie jej nie wyeliminowały.

– Dobra, ale skąd macie pewność, że mówi prawdę? – spytał wreszcie. – Skoro Soeres nie wiedział, że twoja matka miała jakieś inne dziecko, to równie dobrze może kłamać. Przyznał, że okłamał Soeresa, aby się do ciebie zbliżyć. Nie brzmi jak ktoś, komu można ufać.

– Zacytował jakieś proroctwo, wedle którego syn królowej, ale nie króla umrze. Mój ojciec je znał – powiedział Keji.

– No i jesteście do siebie podobni – przyznał Tom.

– Dla mnie to za mało. Dziwię się, że tobie to wystarcza – Philip skrytykował łatwowierność taty.

– Nawet zakładając, że Oloneir kłamie w kwestii bycia bratem Kejiego, nie zmienia to faktu, że Soeres zabił własną żonę, na naszych oczach próbował zabić Oloneira i przypadkiem prawie zabił mnie.

– Nadal jestem w stanie to zrozumieć. Nie znamy całej sytuacji.

– Gdyby Tom zabił teraz twoją mamę, wybaczyłbyś mu? – spytał Keji zszokowany tym, że Philip wciąż próbował bronić Soeresa. – Mógłbyś w ogóle na niego spojrzeć?!

– Gdyby tata był królem, a mama zrobiła coś złego, to na pewno bym to rozważył.

Keji pokręcił głową, kompletnie niedowierzając tym słowom, a gdy spojrzał na Toma, widział, że ten był w podobnym szoku.

– Brawo, wychowałeś psychola – westchnął zrezygnowany.

– Przynajmniej nie ufam zdradzieckim mutantom – skwitował Philip.

– Mówisz o moim bracie!

– Skoro to twój brat, to czemu powiedział ci o tym dopiero teraz i w takich okolicznościach? Miał na to ponad dwa lata.

– Przez te dwa lata nie wiedziałem nawet, że jestem adoptowany – przypomniał mu. – Gdyby mi powiedział, myślałbym, że żartuje.

– A teraz tak po prostu mu wierzysz?! Brawo! Gratuluję głupoty! Łatwowierność względem Oloneira to chyba wasza cecha rodzinna.

– Philip! – Tom stanowczym głosem zwrócił mu uwagę.

– Wiesz co? Nie mam ochoty z wami gadać.

Mimo obaw kolejne dni były spokojne. Być może zbyt spokojne. Do końca tygodnia właściwie wrócili do względnej normy. Keji codziennie grał z Oloneirem w szachy i miewał pojedyncze przebłyski, gdy zbliżał się do jego poziomu gry. Liczył na to, że z czasem faktycznie obudzą się w nim zdolności strategiczne. Naprawdę było im to teraz potrzebne.

* * *

Przełom nastąpił w noc z niedzieli na poniedziałek.

Petera zbudził dźwięk zrzucanej na podłogę doniczki. Zapalił światło, poderwał się i dostrzegł sylwetkę niewiele wyższego od siebie chłopaka, na oko w podobnym wieku.

– Kim jesteś?! – zapytał przerażony. – Czego chcesz?!

Chłopak pokazał mu, aby się uspokoił.

– Człowieku, jest środek nocy, ciszej, bo ktoś jeszcze zadzwoni po policję – poprosił włamywacz. – Przybywam w interesach.

– Obawiam się, że pomyliłeś adres – stwierdził, sięgając po nóż, który trzymał pod poduszką.

– Peter Moore, syn Sophie Moore, członek X od czterech lat. Zgadza się?

– Kim jesteś?

– Ach, tak, gdzie moje maniery. Rinor Ces.

Peter wybuchnął śmiechem. Był przekonany, że to prank jego kuzynki, Patricii, za to, że nie przykładał się do członkostwa w Stowarzyszeniu.

– Dobra, posłuchaj. Powiedz Patricii, że prawie mnie nabraliście... – urwał, bo w tym momencie Rinor zdjął sygnet, a jego skóra przybrała kolor niebieski. – O boże, ty nie żartujesz!

– Więc skoro to już sobie wyjaśniliśmy, przejdźmy do interesów – stwierdził Rinor, z powrotem zakładając sygnet na swój palec. – Potrzebuję kogoś, kto zbliży się do mojego brata na tyle, abym miał potwierdzenie, że zdradził mojego ojca. Wtedy będę mógł go zabić...

– Nie pomogę ci nikogo zabić! – zaprotestował od razu Peter.

– Czy ty umiesz słuchać uważnie? Nikogo nie zabijesz, ja to zrobię. Dwukrotnie. Być może. Masz zbliżyć się do Kejiego...

– Nie ma mowy! Idź poproś kogoś innego. Moja kuzynka pewnie będzie zachwycona.

– Jakby to powiedzieć... Już próbowałem. Widzisz, z moim bratem jest taki problem, że może podobać się dziewczynom...

– Patricia ma chłopaka.

– Co nie oznacza, że nie uległa urokowi Kejiego, skoro mi odmówiła. Dobrze, że możemy czyścić wam wspomnienia... W każdym razie. Zależy od tego los świata, więc lepiej, żebyś się zgodził.

– Niby w jaki sposób Keji ma być zagrożeniem?

– On nie. Ale Oloneir, bękart naszej matki, jak się okazuje, utrzymuje kontakty z wrogą cywilizacją. Wmieszał ich w sprawę...

– W życiu nie słyszałem o żadnym Oloneirze.

– Oloneir Herim. Może ci być bardziej znany jako Oliver Kenten.

Peter na moment zamarł. Przypomniał sobie słowa Patricii o tym, że Keji Ces ukrywa się jako Adam Fowler. W połączeniu ze słowami Rinora to nabierało teraz sensu.

– A Adam Fowler to Keji Ces?

Rinor spojrzał na niego z lekką dozą niepewności.

– Czemu jeszcze tego nie wiesz?

Peter wzruszył ramionami.

– Nie mogłem dotrzeć na ostatnie spotkanie. Problemy żołądkowe – skłamał, bo obawiał się, że za przyznanie się do celowych nieobecności na zebraniach X, coś grozi.

– Dobra, plan jest taki: udajesz przyjaciela Kejiego, zdobywasz wszystkie informacje, jego opinie na temat naszego ojca, plany i tak dalej. Jak zobaczysz przy nim kogoś, kogo nie znasz, zapewne blondyna lub rudowłosego, natychmiast kontaktujesz się ze mną.

– Niby w jaki sposób?

– Będę w pobliżu – odparł. – To jaka jest twoja decyzja?

– Wchodzę w to, spoko – skłamał, bo nie miał zamiaru grać w jego gierki.

– Świetnie. Zostaniesz za to wynagrodzony.

Po tych słowach, bez żadnego pożegnania, Rinor po prostu wyskoczył przez okno. Peter natychmiast je zamknął i poprzysiągł sobie, że od dziś nie zostawia otwartego na noc.

– Jednak miałem rację – westchnął. – Oni wszyscy są pieprznięci!

Gdy dowiedział się o swoich nibiryjskich przodkach i o tym, w jakich wierzeniach i religiach występuje jego rasa, entuzjastycznie chciał zapoznać się z tymi wszystkimi historiami, które przynajmniej w sporej mierze były prawdziwe.

Jego entuzjazm jednak bardzo szybko przygasł. Poza Wisznu Nibiryjczycy raczej nie byli przedstawiani pozytywnie. W mitologii greckiej pojawiali się jako Tytani. Nie nazwałby ich pozytywnymi postaciami i cieszył się, że ponieśli sromotną klęskę.

W mitologii Sumerów pojawiali się jako Anunnaki. Wiedział, że to błąd w rozumowaniu ludzi, że Anunnaki to w rzeczywistości inna rasa z Nibiru i może wolałby tego nie wiedzieć. Według tych wierzeń Nibiryjczycy stworzyli ludzi jako niewolników i przez tysiące lat konsekwentnie tak właśnie ich traktowali. Ofiary z ludzi to chyba ich najmniejszy grzech względem ludzkości.

Szybko doszedł do wniosku, że nie ma do czynienia z rasą dobrych kosmitów, a raczej z jakimiś psychopatami, którzy znacznie wyprzedzali ziemską cywilizację pod kątem technologicznym, a więc przy potencjalnym starciu, Ziemianie nie mieliby z nimi najmniejszych szans. Wątpił, aby czar Wisznu, o którym słyszał mógł jakkolwiek wyrównać szanse. Przerażało go to do tego stopnia, że próbował o tym zapomnieć i żyć normalnie. Czuł się brudny, wiedząc, czyja krew płynie w jego żyłach.

Patricii nie mówił o swoich odkryciach. Raz próbował jej to zasugerować, ale widocznie nie chciała go słuchać. Został więc z tym sam.

Teraz zrozumiał, jak naiwny był, licząc na to, że będzie ignorował swoje pochodzenie, że uda mu się od niego uwolnić. Paradoksalnie potraktował to jako szansę na odkupienie win przodków...

Rinor twierdził, że Oloneir ma kontakt z niebezpieczną rasą. Jeśli Peter nauczył się czegoś z mitologii, to tego, że jeśli Nibiryjczycy uważają kogoś za zagrożenie, to najpewniej chodzi o kogoś dobrego. Idąc tym tropem, zrobił coś, co wydawało mu się najbardziej logiczne. Sięgnął po telefon i napisał do Oloneira. Znaczy do Olivera Kentena, bo to nazwisko Nibiryjczyk miał ustawione w swoich mediach społecznościowych:

Musimy pogadać przed szkołą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro