Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Connie czekała w swoim aucie na przyjaciółkę przed barem " u Cary", rozmyślając o zmarłym jakiś czas temu bracie. Zginął podczas jednej z jakiś tajnych operacji wojskowych, zostawiając ją samą. Służył w Rangersach, tyle wiedziała, a czym się tam dokładnie zajmował, to już było tajemnicą Poliszynela.

Od śmierci ojca i dzięki niemu, była po uszy zakopana w gównie, które zostawił po sobie w spadku. Jej zmarła siostra nie była lepsza. Oboje byli takimi kretynami, że dziwiła się, iż nie sprzedali diabłu duszę. Chociaż chyba jednak zrobili to. Pewnego dnia przyszedł jakiś koleś i oświadczył, że jej dom po rodzicach był jego własnością. Connie widząc tego człowieka, o mało nie padła na zwał. Nic nie wskazywało, ze należał do miłych typów, ale i tak mu nie uwierzyła. Okazało się jednak, że mówił prawdę, a jej ojciec oraz skretyniała siostra robili z nim jakieś ciemne interesy, o których ona nie miała pojęcia - nigdy jej niczego nie mówili. I byli mu winni kupę forsy, której ona nie miała, a którą miała mu spłacić. Okazał się chorym sukinsynem, o czym przekonała się na własnej skórze. Boże chciała o tym zapomnieć. Musiała stąd wyjechać, nic jej tutaj nie trzymało, jedynie mogła zostać ponownie skrzywdzona.

Powstrzymała łzy, które niebezpiecznie gromadziły się pod powiekami. Gdyby jej brat był na miejscu, nie doszłoby do tego wszystkiego, ale była sama i musiała jakoś sobie z tym poradzić. Może gdyby Sand też był wtedy w Jacksontown, może uniknęłaby tego - pomyślała o najlepszym kumplu Marca, z którym poszedł razem do wojska. Sand był starszy od niej o pięć lat i był członkiem klubu motocyklowego Storm Riders, który jakiś czas temu zjawił się w ich sennym miasteczku. Lubiła wszystkich przyjaciół brata, ale bolało ją, że Sand udawał, że w ogóle jej nie znał. Czasem tylko widywała go na motocyklu z uczepioną jego pleców co rusz to inną kobietą, kiedy co jakiś czas ta zgraja przejeżdżała pod jej domem - byłym domem, bo teraz mieszkała w cholernej przyczepie kempingowej. Patrzyła na te skąpo odziane dziewczyny, i zazdrościła im pewności siebie. Ona straciła ją tamtej nocy...

Odpędziła od siebie czarne myśli. Jej piątkowe spotkania z przyjaciółmi były już tradycją, a lokal "u Cary" był jednym z nielicznych miejsc, gdzie czuła się bezpiecznie. Nie bała się przychodzić tutaj, bo bar należał do przyjaciółki jej zmarłej mamy. Już miała zamiar wysiąść z auta i sprawdzić, czy Mel czasem nie podjeżdżała, kiedy głośny ryk silników zbliżających się motocykli powstrzymał ją. Skamieniała, widząc Storm Riders oraz ich panienki siedzące za nimi. Jeden z nich z obrócił głowę w jej stronę, patrząc przez chwilę w je kierunku, po czym odjechał. Zza ciemnych okularów nie było widać jego oczu, ale czuła, że w jego spojrzeniu nie było nic przyjaznego. Storm Riders nie byli gówniarzami zabawiającymi się w klub motocyklistów, oni byli jednym z najgroźniejszych klub o jakich słyszała. Dlatego liczyła, że nie będzie jej dane spotkać tej bandy w tej restauracji.

- Connie - podskoczyła na miejscu, słysząc pukanie w szybę i swoje imię - zabieraj dupę i idziemy - krzyknęła Mel. Connie westchnęła ciężko i wysiadła, mając nadzieję, że ten wieczór nie będzie totalną klapą.

Blade zsiadł ze swojej maszyny, kiedy wszyscy zaparkowali przed barem. Był w mieście od niedawna, ale już kleiły się do niego klubowe suki i miasteczkowe dziwki. Korzystał z tego, był w końcu facetem. Lubił pieprzyć i to dużo, ale dzisiaj miał zadanie do wykonania. Chociaż jak zorientuje się w sytuacji, co miał nadzieję nastąpi szybko, wróci do klubu z jedną z tych suk, która da mu to, co lubił. Będzie ją posuwał ostro i bez emocji, byleby tylko dojść. Nie był typem do przytulania i każda klubowa suka to wiedziała, ale nie miastowe dziwki, które zaraz po wszystkim wystawiał za drzwi.

Connie o mało nie zadławiła się jedzeniem, kiedy zobaczyła wchodzących Storm Riders, kierujących się do pobliskiego stolika, który mógł pomieścić większą ilość osób. Dostrzegła Sand'a, ale nie śmiała mu pomachać. Wyglądał zupełnie inaczej niż go zapamiętała. Zresztą oni wszyscy wyglądali bardziej na gang niż na klub, chociaż może i tym właśnie byli. Krążyły różne plotki, jak to w takiej mieścinie jak Jamestown.

- O mój Boże - wydyszała Mel - spójrz na tego ostatniego kolesia. - Oczy Connie powędrowały dyskretnie do mężczyzny, który przyglądał im się dość intensywnie. To był ten sam, który wcześniej na nią spojrzał. Wyglądał jak chodzący armagedon. Nie było w nim nic przyjaznego. Był dla niej zagrożeniem. Odwróciła wzrok na przestraszoną Mel. - Aż mam ciarki od jego spojrzenia. Może i jest przystojny i ziejący testosteronem, ale od razu widać, że to nie nasza liga.

- Masz rację, na pewno nie moja. Wygląda na - Connie przełknęła nerwowo ślinę, bo facet wywoływał również w niej ciarki - niebezpiecznego.

- Tak jak oni wszyscy. Czy to Sand? - Mel kiwnęła głową w kierunku blondyna?

- Tak.

- Nie przywitasz się z nim?

- Po co? Zna mnie, więc mógł zrobić to sam, a skoro tego nie zrobił do tej pory, znaczy, że nie chciał. Mel daj spokój, nie podejdę do niego - zaprzeczyła gwałtownie.

- Przepraszam, kretynka ze mnie. Jego też się boisz?

- Chyba mam czego, ale jego chyba nie. Możemy wyjść? - Connie nie chciała przebywać w jednym pomieszczeniu z tymi ludźmi. Wywoływali w niej dreszcze. Bała się mężczyzn, no nie wszystkich, ale jedynym facetem, przy którym czuła się bezpiecznie, był Roger, który w tej chwili zmierzył w ich kierunku.

- Cześć dziewczyny - przywitał się z nimi wesoło, całując każdą na powitanie w policzek.

- Cześć Rog - odpowiedziały.

- To co jemy?

- Przykro mi, ale Connie chce wyjść - powiedział Mel, widząc spłoszone spojrzenie dziewczyny, kiedy ten wielki i napakowany facet patrzył  z groźną miną w ich kierunku.

- Dlaczego?

- A jak myślisz? Rozejrzyj się - rzuciła Mel.

- Aha. Czyli z ich powodu mam nie zjeść mojej co piątkowej kolacji w waszym towarzystwie? - Roger nie krył irytacji. Gówno go obchodziła banda motocyklistów.  Ale kiedy spojrzał w wystraszone oczy Connie, zmiękł. Razem z Mel znaleźli ją pobitą do nieprzytomności w lesie. Zawieźli ją do najbliższego szpitala, ale nigdy mu nie wyjawiła, co tak naprawdę się stało, tylko zabroniła mu o tym wspominać i trzymać się z daleka o klubów motocyklowych. - Dobrze, możemy zjeść u nas.

- Dziękuję. - Conni posłała mu słaby uśmiech.

Kiedy trójka przyjaciół wstała i wyszła z lokalu, Sand porozumiał się z Bledem bez słów. Obaj wiedzieli, co zaraz nastąpi i nie można było tego odkładać. Blade wstał i ruszył do wyjścia. Obiecał coś bratu Connie i miał zamiar dotrzymać słowa, a później zatopić swojego fiuta w jakiejś słodkiej cipce. Widział, jak do auta rudzielca wsiadł ten koleś. Nie miał prawa jej mówić z kim mogła się spotykać, ale miał zamiar sprawdzić tego kutasa, bo wiedział, że Marcus by chciał wiedzieć z kim spotykała się jego młodsza siostrzyczka. W sumie kobieta nie była w jego typie. Skrzywił się na widok jej ubioru, ale to też nie było jego sprawą. Podszedł do niej od tyłu i odezwał się przyciszonym głosem:

- Musimy pogadać . - Connie podskoczyła wystraszona i cicho krzyknęła, cofając się gwałtownie na widok mężczyzny. Blade zmarszczył brwi. - Co do chuja? Myślisz, że chcę ci zrobić krzywdę? - warknął. Tego się nie spodziewał. Jeszcze w żadnej kobiecie nie wywołał takiego strachu, który wyraźnie malował się na jej twarzy. Poczuł się dziwnie, patrząc w jej fiołkowe, przesiąknięte lękiem oczy.

- Ja - zadrżała - nie wiem czego chcesz, ale ja... - Cofnęła się o mało nie przewracając. Blade zareagował instynktownie. Chwyciła ją za ramię, które w jego dużej dłoni wydało się kruche, co było dziwne, zważając na jej ubiór.

- Uważaj rudzielcu.

- Puść mnie, proszę - wyszeptała z oczami pełnymi łez. Blade wiedział, że cholernie się go bała, ale przecież nie miała powodów, prawda? To, że go nie znała, nie tłumaczyło jej rekacji. Puścił ją i cofnął się na bezpieczną dla niej odległość.

- Connie, nie zrobię ci nic, chciałem tylko pogadać.

- Ale... ale ja nie chcę. - Potrząsnęła głową, a on czuł, że gówno wpadło w wentylator i miał zamiar znaleźć jego źródło.

- Do zobaczenia - mruknął i odsunął się, po czym Connie szybko wsiadła do auto. Dzisiaj jej na to pozwolił, ale cokolwiek wywołało u niej ten stan, dowie się. W końcu był dobry w tym, co robił, był Rangersem. - Jeszcze się spotkamy, rudzielcu.


**********************************

Zwiastun powstał w trzeciej części, ale postanowiłam wykorzystać go tutaj w miediach na przywitanie.


Dodaję jeszcze raz, bo zarzucono mi, że to jest kopia pewnej książki MC tutaj na Watt, której ja nie czytałam. Skusiłam się i po dosłownie kilku rozdziałach porzuciłam czytanie jej, chociaż jest napisana bardzo dobrze, to stwierdziłam, że to dwie zupełnie inne historie. Począwszy od historii bohaterów, na umiejscowieniu klubu i tym czym się ten klub zajmuje oraz pochodzeniem ich członków, po fabułę.

Ale niestety w tego typu książkach pewne wątki, jak słownictwo MC będą podobne czy chociażby te tatuaże znaczące kobiety. To jest jakiś tam standard. Kto czytał inne książki o MC, wie o czym pisze.

Jeżeli ktoś uważa, że ta książka to gówno - co mi już zarzucono - to proszę, niech nie czyta. Nikt nikogo nie zmusza do tego i proszę mnie w ten sposób nie obrażać, bo jeszcze nie skopiowałam niczyjej pracy na Watt i nie mam zamiaru tego robić.

Zostało wydane w marcu 2021 :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro