Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Naprzemiennie otwierałam i zamykałam oczy. Jasne, białe światło jarzeniówek wręcz paliło moje ślepia. Jęknęłam głośno i rozejrzałam się wokoło. Byłam w szpitalu, leżałam z wenflonem w dłoni. Zerknęłam na okno, wydawało mi się, że słońce dopiero budziło się do życia, a moje przypuszczenia potwierdziły wskazówki starego zegara, wiszącego na ścianie - piąta czterdzieści trzy.

Nie do końca wiedziałam czy mam czekać czy może zawołać kogoś. Ostatecznie stwierdziłam, że poczekam i po dość długim czasie do sali weszła pielęgniarka.

Chwilę ze mną pogadała i poszła po lekarza. Jak na fakt, że zostałam postrzelona to czułam się dość dobrze. Jedna kula przeszła na wylot nie raniąc żadnych narządów wewnętrznych, a dryga zaledwie drasnęła mnie w okolicy żeber. Po tym jak pielęgniarka powiedziała, że zostałam ofiarą strzelaniny wszystko sobie przypomniałam.

Jakiś czas potem przyszedł lekarz, przeprowadził ze mną krótki wywiad i zniknął. Moje rzeczy włącznie z telefonem i kluczami do domu zostały w szpitalnym depozycie czy czymś takim i musiałam poczekać aż może pielęgniarka się zlituje i przyniesie mi smartfon, abym mgła zadzwonić do Mariny, która z pewnością umiera ze strachu.

Mój pobyt w szpitalu wyglądał następująco - budziłam się i zasypiałam. Ból brzucha był znośny, ale drażniący, co zaburzało mój sen.

Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że ktoś chciał mnie zabić. Ale czy na pewno?

W końcu udało mi się odzyskać telefon i mogłam spokojnie zadzwonić do Mariny i opowiedzieć jej o całym zajściu. Przy okazji mogłam poprosić dziewczynę o przywiezienie mi torby z rzeczami do higieny osobistej i ubraniami, bo z tego co wywnioskowałam miałam zostać na obserwacji jeszcze przez kilka dni. Od trzech do pięciu dni - tak stwierdził lekarz.

W mojej głowie zaczęły kłębić się negatywne myśli. Co jeśli postrzelenie miało związek z moją byłą już pracą, a co jeśli ktoś spróbuje jeszcze raz? Musiałam wymyślić jakiś plan... Bo oczywiście pójście na policję nie wchodziło w grę. Leki powoli przestawały działać, a moje zmysły i świadomość stopniowo się wyostrzała. Z każdą chwilą ogarniał mnie coraz to większy strach o życie własne, ale też Mariny i jej synka.

Usłyszałam chrząknięcie z drugiej strony sali. Oderwałam jak dotąd wlepiony w okno wzrok i przeniosłam go na dwie postacie, które ni stąd, ni zowąd pojawiły się w sali.

Dwójka mężczyzn totalnie nie pasowała do wizji szpitala. Oboje ,,pod krawatem" ubrani w garnitury, eleganckie spodnie i buty.

Pierwszy z nich stanął przy wejściu i ówcześnie zamykając drzwi, stanął przy nich i z grobową miną rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie wyglądał przyjaźnie, łysy, średniego wzrostu o umięśnionej sylwetce i groźnym wyrazie twarzy, odchrząknął. Jego szyję zdobił, a może bardziej szpecił duży tatuaż, rozlewający się po całej krtani tatuaż. Zielone oczy tak bardzo znudzone, wydawały się jednak dokładnie mnie obserwować i ogarniać całe pomieszczenie.

Przeniosłam wzrok na drugiego z mężczyzn, który nie wydawał się tak straszny jak poprzedni. Usiadł na stołku przy moim łóżku i przyjrzał mi się uważnie. Miał jasnobrązowe, wręcz miodowe tęczówki. Patrzyliśmy na siebie przez ułamki sekund, bez słowa. Gęste brwi miał lekko ściągnięte, a delikatnie krzywy nos nieco zmarszczony, w wyrazie zamyślenia. Na szczycie kości policzkowej dopatrzyłam się dwóch szram, tworzących krzyżyk. Z prawej strony szyi wystawały jakieś czarne znaki, prawdopodobnie to fragmenty tatuażu. Pierwsze guziki śnieżnobiałej koszuli, która swoją drogą kontrastowała z granatową marynarką, były rozpięte. Jego szerokie i z tego co mogłoby się wydawać umięśnione ramiona opinał elegancki strój. Mój wzrok przejechał niżej na jego żylaste dłonie, całe pokryte w tatuażach i paru szramach... Na palcach miał założone dwa złote sygnety, jeden na kciuku, a drugi na palcu serdecznym. Stwierdziłam, że nie wypada mi tak patrzeć się w dół, więc skierowałam moją uwagę wyżej. Mężczyzna, o nieznanym mi imieniu swoje ciemne włosy miał idealnie ułożone.

- Kim jesteś? - zapytałam zdezorientowana chwili.

- Gangsterem - powiedział ciemnowłosy jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a ja prychnęłam, po czym zaśmiałam się szczerze.

Głupie gadanie, on wygląda za przystojnie na jakiegoś gangusa... Poza tym ja nigdy nie wierzyłam w mafię te sprawy. Dilerzy - owszem istnieli, dobrze o tym wiedziałam, ale mafiosi? Czym niby mięliby się zajmować?

- Jasne...

- Co w tym śmiesznego? - zapytał mój współrozmówca z tak mi się wydawało szczerym zainteresowaniem i nutą rozbawienia. Wnioskowałam to po lekko uniesionych kącikach jego malinowych ust.

- A to że gangsterzy nie istnieją. Teraz to wszyscy się kreują na jakąś mafię - stwierdziłam, będąc pewna swoich słów.

- Doprawdy? - ciągnął dalej mężczyzna.

- No tak. Tacy z facetów gangsterzy, że dodają na Instagrama i Facebooka zdjęcia koło aut, w opisach dodają coś w stylu ,,szlachta nie pracuje", a potem widzisz takiego w markecie, między regałami, chłystka w kaloszach i gumowym fartuchu na dziale rybnym... Nie żeby było coś w tym złego, w końcu żadna praca nie hańbi, ale tacy z facetów gangsterzy, że tylko do pakowania dorszy się nadają, a jak przychodzi, co do czego to boją się własnego cienia - na te słowa mój gość wybuchnął śmiechem.

Taka była prawda. Ile to razy w klubach widziałam takich typków, co próbują wykonać ,,podryw na gangstera" albo ile to razy do Mariny nie pisał taki właśnie mafioso z Facebook'a.

Stwierdziłam, że w mojej jakże nieciekawej sytuacji chociaż pogawędzę z tajemniczym przystojniakiem, który zapewne pomylił sale i chciał może zgadać z nudów czy coś w tym stylu.

Gdyby chciał mi zrobić krzywdę z pewnością nie zrobiłby tego w szpitalu i z pewnością nie rozmawiałby ze mną. Dlatego biorąc to pod uwagę odgoniłam od siebie czarne myśli i zaczęłam rozmowę.

- Ciekawy obraz gangstera masz w tej swojej głowie - mężczyzna zerknął na zegarek - nie mam zbyt wiele czasu, dlatego muszę się streszczać. Uratowałaś mnie, kulki, naboje, które na siebie przyjęłaś były przeznaczone dla mnie. Powiedzmy, że z pewnego źródła to wiem. Trajektoria lotu były dokładnie wymierzone i parę moich kroków i brak twojej osoby, skutkowałyby moją śmiercią. Nie musisz się niczym przejmować ani ty ani twoja współlokatorka nie musicie się niczym martwić.

- Zaraz, zaraz. Skąd ty do cholery wiesz, że mam współlokatorkę?!

- Kolega z działu rybnego mi powiedział - wzruszył ramionami, na co ja przewróciłam oczami.

- Ale...

- Żadnych pytań - uciął. - W ramach, swego rodzaju podziękowań możesz mnie prosić o co tylko chcesz. Pieniądze, trochę ich mam? Pięć, dziesięć tysięcy? - zaproponował jakby to było dla niego nic.

- To był przypadek, że mnie postrzelono zamiast ciebie. Nie chcę nic w zamian. Gdyby to ode mnie zależało to nie leżałabym tutaj.

- Wiem. Czas na mnie. Jesteś pewna, że nic nie chcesz? - dopytał wstając ze stołka.

- Właściwie to szukam pracy. Ym... może jesteś, jest pan w stanie coś załatwić - zagadnęłam.

Wolałam nie brać pieniędzy, a dostać coś stałego. Nie miałam długów do spłacania, aby potrzebować zastrzyku gotówki.

- Przyjdź tutaj - powiedział i wyjął wizytówkę z kieszeni. - Ogarnę ci coś, jak wyjdziesz ze szpitala, idź na piętro i powiedz, że szukasz... szefa - puścił mi oczko i zniknął za drzwiami niemalże tak szybko jak się pojawił.

Na wizytówce widniał adres, numer telefonu, mail oraz pewna nazwa - klub ,,Gloden Pearl''. Mój rozmówca, który nie raczył się przedstawić zostawił mnie z kawałkiem papieru w ręce i milionem pytań w głowie. Mogłam mu ufać? Powinnam się cieszyć, że ta cała strzelanina nie miała nic wspólnego z moją pracą, a jedynie z osobą, która przechodziła obok mnie? Dotknęłam złotego znaczka, wytłoczonego w lewym górnym rogu wizytówki.

Potrzebuję pracy, ale czy znalezienie jej w jakimś klubie znajdującym się w najbogatszej dzielnicy miasta to dobry pomysł?

***

A.R

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro